Duże drapieżniki mają się w Europie dobrze i umieją żyć obok ludzi - piszą naukowcy w najnowszym "Science". Na tle sąsiadów Polska wypada nieźle, a nasze wilki zasilają populacje zachodnie - powiedział PAP jeden z autorów publikacji, dr Robert Mysłajek.
Na mniej więcej jednej trzeciej powierzchni Europy żyje co najmniej jeden gatunek dużych drapieżników: niedźwiedzie brunatne, rysie, wilki albo rosomaki - donosi międzynarodowy zespół ekspertów pod kierunkiem Guillaume Chaprona ze Swedish University of Agricultural Sciences.
Członkowie tego zespołu doszli do tych wniosków po zestawieniu danych nt. największych drapieżników żyjących w krajach UE, Finlandii i Norwegii. W ich ocenie populacje zarówno niedźwiedzi, jak i wilków czy rysi są w Europie dość liczne. Od początku XXI w. ich liczebność była stabilna albo wręcz rosła.
Niedźwiedzie brunatne można spotkać w 22 krajach, gdzie zajmują w sumie tereny o powierzchni 485 tys. km 2. Przy liczebności na poziomie ok. 17 tys. są one w Europie najliczniejsze.
Wilki żyją w 28 krajach na niemal 800 tys. km 2, rysie - w 23 krajach na ponad 800 tys. km 2. Ich liczebność szacuje się odpowiednio na ok. 12 tys. i 9 tys. osobników.
Dużą liczbę drapieżników zawdzięczamy w największej mierze Skandynawii i południu Europy. Zagęszczenie niedźwiedzi w Górach Dynarskich jest znacznie wyższe niż u nas - zauważa dr Robert Mysłajek z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Razem z dr Sabiną Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk" dr Mysłajek opracował do publikacji dane z terenu Polski.
Dobrze mają się także rosomaki, które - choć są jednymi z największych drapieżników Europy, to z powodu ograniczonego zasięgu występowania nie są zbyt powszechnie kojarzone. Ok. 1250 tych zwierząt żyje w trzech krajach Skandynawii na powierzchni ok. 250 km kw. Ze względu na obecność rosomaków kraje skandynawskie, jako jedyne na naszym kontynencie, mogą się chwalić obecnością wszystkich czterech dużych, drapieżnych gatunków - czytamy w "Science".
Wiele wskazuje na to, że wyjątkowo dobrze sąsiedztwo człowieka znoszą wilki. Coraz częściej wracają na tereny, gdzie dawniej je wytępiono, nie stronią też od okolic gęsto zaludnionych. "Są już w dużej części Niemiec, docierają też do Danii i Holandii. Dotarło tam kilkanaście wilków, same samce, pochodzące z populacji polsko-niemieckiej" - mówi dr Mysłajek.
Nie wszystkim gatunkom jest jednakowo łatwo - zauważa biolog z UW. Ekspansję człowieka gorzej znoszą rysie, mocno związane z lasami, czy niedźwiedzie, potrzebujące określonej struktury lasu i szczególnych miejsc do gawrowania. Wilki łatwiej się adaptują i chętniej wychodzą z lasów na otwarte powierzchnie. Ich nory można spotkać np. na wrzosowiskach.
Wśród przyczyn sukcesu drapieżników autorzy publikacji wymieniają wspólne europejskie prawo regulujące kwestie ochrony (np. dyrektywa siedliskowa), a także lokalne rozwiązania stosowane w poszczególnych państwach członkowskich. Takie praktyki sprawdziły się dobrze np. w Polsce - do tego stopnia, że w kwestii ochrony wilków inni mogą się od nas uczyć - zaznacza dr Mysłajek.
Udało się, bo odpowiednie działania podjęto, zanim było za późno. "Przez zapóźnienie gospodarcze osiągnęliśmy lepszy stan ochrony środowiska, niż nasi zachodni sąsiedzi, i w pewnym sensie uczyliśmy się na cudzych błędach. Zdążyliśmy jednocześnie wprowadzić dobrą ochronę korytarzy ekologicznych (pasów zadrzewień, które gwarantują łączność pomiędzy poszczególnymi lasami - PAP), i w dobrym czasie zaczęliśmy budować przejścia dla zwierząt - wiedząc, że fragmentacja siedlisk jest dla zwierząt negatywna, i wiedząc, jak jej przeciwdziałać. W efekcie mamy dziś w Polsce najlepiej rozwiniętą sieć przejść dla zwierząt na autostradach. Niemcy najpierw pobudowali gęste autostrady, a potem zaczęli się zastanawiać, czy to nie szkodzi środowisku. Teraz oni przyjeżdżają do nas podziwiać orły przednie, niedźwiedzie, wilki i rysie, a nie my do nich. Jesteśmy eksporterami wilków do Niemiec" - mówi dr Mysłajek.
Ważne jest nastawienie społeczeństwa do ochrony. "Drapieżniki, choćby niedźwiedzie, darzy się u nas dużą sympatią. Piętnuje się też przypadki kłusownictwa. Kiedy ktoś zabije wilka czy rysia, trafia do sądu. Ostatnio leśnicy uwolnili rysia złapanego we wnyki. Kiedy pokazaliśmy to na FaceBooku, w ciągu trzech godzin pojawiło się 1400 +lajków+. Dobremu klimatowi dla dużych drapieżników sprzyja też fakt, że w Polsce nie prowadzi się wypasu wolnego, popularnego choćby w Alpach. Owce zostawione na halach stają się łatwym łupem dla drapieżników, co z miejsca zmienia nastawienie opinii publicznej. Widać to np. we Francji, gdzie gorszy jest stosunek do wilków, których jest tam zresztą zaledwie 250. My mamy ich ponad tysiąc, a straty o wiele mniejsze" - opowiada.
Europejskie podejście do ochrony zakłada model współistnienia. Autorzy publikacji przeciwstawiają mu filozofię amerykańską, polegającą na izolacji drapieżników z dala od ludzi. Podobny sposób myślenia przyjął się też w wielu krajach Azji i Afryki - zauważają.
"W Europie obecna jest filozofia koegzystencji, choć nie udaje się ona w pełni we wszystkich krajach. Z reguły jednak, nawet jeśli gdzieś dopuszcza się odstrzały, to obowiązują limity pozwalające populację utrzymywać, a nie ją wytępić" - tłumaczy dr Mysłajek. "Amerykanie zakładają natomiast, że duże drapieżniki mogą żyć wyłącznie, z dala od ludzi, na terenach dzikich. W Europie postępowano tak do połowy XX w.; podobnie dzieje się do dziś w krajach dawnej Federacji Rosyjskiej. Kraje te traktuje się zresztą często, w nieuzasadniony sposób, jako niewyczerpane źródło dzikich zwierząt - zapominając, że są one tam tępione. Tak naprawdę to Polska jest dla zachodnich sąsiadów źródłem wilków - a nie Rosja, Litwa, Białoruś czy Ukraina jest źródłem wilków dla nas" - wyjaśnia ekspert. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)
|