|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Światopogląd O sporze, podziałach i wspólnocie [2] Autor tekstu: Piotr Jaskółka
Jestem głęboko przekonany, że polityka stała się teatrem z powodu utraty jej
wspólnotowego charakteru, którego nie da się odbudować ani przez wielkie
deklaracje, ani przez działania odgórne. Jest na to za późno, bo z Arystotelesowskiej służby na rzecz wspólnego dobra stała się sprzedawaniem
opowiastki, która ma łagodzić trudy codziennego życia obarczając nimi
przeciwników. Wywoływać emocje, które popchną niezdecydowanych do zagłosowania w odpowiednim momencie i na odpowiedniego członka. Jest niewiarygodna, bo często
osoba która w nią wchodzi nie chce jej już zmienić. Być może w niektórych
przypadkach serwowana opowieść jest prawdziwa, ale być taka z pewnością nie
musi.
Tymczasem cały ten proces można
odwrócić,
nie walcząc z tym, co widzimy aktualnie, nie wchodząc ze stanem obecnym w konflikt, a nawet popierając to czy inne ugrupowanie.
Wspólne działanie wokół wspólnych wartości zbliża ludzi i odbywa się często poza
polityką. Tam, gdzie równi ludzie mają poczucie uczestnictwa we wspólnym
działaniu powstają więzi, wzajemne zaufanie i grupa osób, która w ten sposób
działa jest w stanie zdecydowanie bardziej zobiektywizować swoje postrzeganie
świata. W lokalnych wspólnotach możemy pracować nad własnym światopoglądem
korzystając z doświadczeń i wiedzy innych ludzi.
Lokalna wspólnota ma większą bezwładność, a jeśli pozostanie niezależna od nakazów czy zakazów z zewnątrz, mogą się
spośród jej członków narodzić jednostki, dla których służba rzeczywiście będzie
miała wartość większą, niż konfitury, które się z nią mogą wiązać. W niewielkich
wspólnotach możliwe jest wykształcenie się wspólnego języka, wspólnych
rozwiązań. We wspólnocie częściej będziemy rozmawiać, niż polemizować.
Warunkiem koniecznym z pewnością jest to, by jeden cel i droga były sformułowane
tak, aby uniemożliwiały
walkę z innymi, ale także wewnętrzną
(dlatego powinien być jeden cel i jedna droga w jednej wspólnocie). Konflikt
powoduje, że spoiwem wspólnoty zamiast zaufania, wzajemnej życzliwości i koleżeństwa jest mniej lub bardziej uświadomiony, mniej lub bardziej zasadny
strach przed wspólnym wrogiem. To działa, dopóki wróg istnieje, dopóki nie
zostanie do końca wyeliminowany. Wewnętrzny konflikt powoduje nierówności i podziały.
Obu pułapek tych pułapek każe nam unikać historia. Cel i droga muszą mieć
charakter pozytywny, nie być niezgodą na obecny stan rzeczy, ale być pozytywną
propozycją. Nie być niszczeniem, a tworzeniem obok czegoś nowego i pięknego.
Oczywiście istnieje też szereg przykładów na to, że „wspólnota" nie działa.
Problem z nimi polega na
błędnym w mojej ocenie
uznaniu, że wspólnota sięgać może dalej, niż osobiste doświadczenia jednostki.
Cóż z tego,
że
będąc członkiem jakiegoś wyznania czy partii mówię,
że łączy mnie z kimś, kogo nigdy nie spotkałem miłość, czy braterstwo,
ideały.
Tak nie jest i tego rodzaju więzi mają raczej charakter potencjalny.
Jeśli te potencjalne więzi współistnieją z rzeczywistymi, wokół jednostki,
wszystko jest w porządku. Ale jeśli tych rzeczywistych, osobistych więzi nie ma,
nie ma też wspólnoty. Wspólnota
zaistnieć i działać może
wyłącznie lokalnie i dopiero te lokalne wspólnoty,
jeśli działają na tych samych zasadach i mają wspólny cel
można
starać się
zorganizować.
Dopiero tu może pojawić się polityka, która jest służbą.
Odwrotny proces nigdy się nie udał.
W dzisiejszym świecie zostaliśmy niemal pozbawieni możliwości obserwacji
wspólnot w działaniu, ale głównie przez brak zrozumienia tego, czym wspólnota jest.
Wspólnotą może, ale nie musi być rodzina, wspólnotą może, ale nie musi być
wspólne realizowanie jakiegoś hobby, wspólne zdobywanie wiedzy albo lokalna
działalność polityczna czy religijna — tyle, że to będą przykłady, a nie
definicja.
Nie można ich traktować jako wzorzec, a bez wzorca nie będziemy wiedzieć, jak
daleko się od niego się znajdujemy. Z przykładu można skorzystać, poszukując
najlepszych i koniecznych cech wspólnoty aby taki wzorzec stworzyć. Nie chcę
tutaj go proponować, podane elementy to raczej jedynie propozycje rozwiązań,
raczej zaproszenie do wypracowania takiej definicji.
Staliśmy się samotnymi jednostkami, które w niesamowitym szumie informacyjnym
zmuszone są budować własny światopogląd. Przeciążenie informacyjne, którego
doświadczamy uniemożliwia nam obróbkę wszystkich informacji i niektórych z nas wręcz
zmusza do poszukiwania wodza, który powie nam, jaki jest świat.
Mamy więc wybór pomiędzy samotnością w poszukiwaniach prawdy (atomizacją).
Możemy ją oddać w ręce tego czy innego „zakonu prawdy", wodzowi, autorytetowi,
który nas w kierunku jego prawdy poprowadzi. Możemy też działać we wspólnocie, w której konfrontować będziemy nasze obserwacje, wypracowywać wspólne stanowiska,
współpracować, mieć poczucie istotności i uczestnictwa. Najbliżej wolności zdaje
się być rozwiązanie ostatnie. Pierwsze przypomina rozbitka na wielkim oceanie
informacji, to drugie sprawia, że jesteśmy tylko pasażerami czyjegoś statku.
Dopiero to trzecie pozwala — na tyle, na ile to możliwe płynąć w obranym
(prawdziwie demokratycznie, jeśli zachowana jest równość) kierunku.
Tyle tylko, że może wcale ta wolność nie jest nam potrzebna.
1 2
« Światopogląd (Publikacja: 17-09-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10042 |
|