|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Politologia
W obronie państwa minimum cz. 2 [1] Autor tekstu: Paweł Leszczyński
Druga część artykułu „W obronie państwa minimum" jest poświęcona przede
wszystkim dwóm rzeczom. Po pierwsze, pokazaniu kilku konkretnych przejawów
odejścia od państwa minimum, skutkach tego odejścia, a także refleksji
dotyczącej przyczyn ogólnego przyzwolenia na poszerzanie zakresu obecności
państwa w życiu obywateli. Po drugie zaś, dowartościowaniu tych rozwiązań, które
choć częściowo dopuszczają realizowanie zadań publicznych przez społeczeństwo za
pomocą rynku.
Większość elementów dzisiejszego życia społecznego w umysłach przeważającej
grupy obywateli jawi się jako naturalne, co oznacza ekwiwalent bycia pożądanymi, a przynajmniej nieusuwalnymi. Funkcjonujący od nieco ponad 100 lat podatek
dochodowy jest w mniemaniu społeczeństw czymś nie do zakwestionowania, a przecież skoro można rozmawiać o jego obniżce, wprowadzeniu stawki liniowej,
uproszczeniu procedur jego pobierania, to teoretycznie można także porozmawiać o jego likwidacji, prawda? To już jednak nie jest takie łatwe, bo przecież bez
niego „finanse publiczne się zawalą", „państwo nie będzie miało wystarczających
środków na realizację zadań publicznych", a „nierówności majątkowe wzrosną". To
jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo przykłady takich elementów, zjawisk,
instytucji społecznych można mnożyć w nieskończoność. Opodatkowanie w ciągu
ostatnich kilku dziesięcioleci wzrosło radykalnie we wszystkich krajach
rozwiniętych i rozwijających się, jednak jeszcze większy wzrost dotyczył
wydatków budżetowych, wśród których największą kategorią są wydatki socjalne.
Zalicza się do nich nie tylko wąsko rozumianą politykę społeczną, a więc
bezpośrednie transfery socjalne, tudzież pośrednie, w postaci finansowania przez
państwo lub samorząd niektórych usług publicznych (nie wszystkie można
zakwalifikować jako wydatki socjalne, ciężko np. myśleć w ten sposób o transporcie publicznym). Można tu bowiem z powodzeniem umieścić również wydatki z tytułu ubezpieczeń społecznych, które są jednymi z największych, a zarazem
najmniej efektywnych i najbardziej zadłużonych systemów z orbity zarządzanych
przez państwo i powołane przez jego organy do tego celu agendy.
Dziś w debacie publicznej tzw. „liberałowie" mogą już tylko drżącym głosem
domagać się, by proponowany przez bardziej lub mniej bogobojnych etatystów
kolejny program społeczny lepiej wpisywał się w możliwości budżetowe. O zanegowaniu sensu obecności Lewiatana w tak wielu rejonach życia społecznego w zasadzie nie ma już mowy. Jakie są podstawowe skutki takiej polityki? Przede
wszystkim te wymierne, finansowe. W 2016 roku dług publiczny (liczony przez OECD
wg kryteriów z Maastricht) czołowych europejskich gospodarek stanowił bez
wyjątku powyżej 40% w stosunku do PKB, a przeważnie zauważalnie więcej. W Danii
wyniósł 40,2%, w Polsce 52,5%, w Niemczech 68%, w Wielkiej Brytanii 89,3%, we
Francji 97,9%, w Hiszpanii 101,3%, zaś we Włoszech 132,1%. Oczywiście, dług
długowi nierówny i niebezpieczeństwo zrujnowania gospodarki z jego powodu jest
silnie uzależniona od struktury tejże, a także od stopnia jej bieżącej dynamiki
oraz możliwości uruchomienia czynników wzrostu. Dlatego 68% długu nie stanowi
zagrożenia dla Niemiec, niemal 98% przyczynia się walnie do permanentnej
stagnacji we Francji, zaś 132% stawia Włochy niemal na skraju przepaści. Warto
odnotować, że w strefie euro średnie zadłużenie wynosi 92,2%. Pomimo tak
katastrofalnej sytuacji nie słychać poważnych zapowiedzi ograniczania wydatków,
nie mówiąc np. o powszechnym wprowadzeniu konstytucyjnego zakazu zadłużania się państw.
Wydatki publiczne w wymienionych krajach wciąż są na wysokim poziomie. W Danii
wynoszą one 55,4% w stosunku do PKB, we Francji 56,5%, w Niemczech 52,3%, w Wielkiej Brytanii i Polsce 41,3%, w Hiszpanii 42,8%, zaś we Włoszech 49,5%, przy
średniej w krajach OECD na poziomie 40,8%. Jednocześnie, wg statystyk Banku
Światowego za rok 2014, współczynnik dzietności wyniósł w Danii 1,7, we Francji
2,0, w Niemczech i Włoszech 1,4, w Wielkiej Brytanii 1,8, w Polsce i Hiszpanii
1,3, przy światowej średniej 2,4. Oznacza to, że świat wciąż się rozwija i w
skali globalnej osiągany jest poziom dzietności powyżej poziomu wymaganego dla
istnienia zastępowalności pokoleń (2,1), jednakże w Europie już nie. Wysokie
wydatki publiczne nie pomagają tego procesu odwrócić, a zapewne stanowią nawet
jeden z pakietu czynników to uniemożliwiających. Finansowe skutki przełożą się w długiej perspektywie na kondycję materialną współczesnych społeczeństw.
Odwrócenie piramidy demograficznej spowoduje zubożenie garstki pracujących,
państwa zmusi do otwarcia granic na imigrantów, co z kolei może pogłębić
napięcia społeczne, zaś znane nam państwo dobrobytu (choć nam, Polakom, znane
nie z doświadczenia) w powojennym kształcie przestanie istnieć. Są jednak także i inne wymiary, a zatem i inne skutki przyjęcia przez rząd roli opiekuna
obywateli i animatora życia społecznego.
Jeden z tych wymiarów dotyczy wolności obywatelskich, wolności w rozumieniu
anglosaskim, tej negatywnej, wolności „od" władzy, przestrzeni pozbawionej
jurysdykcji jakichkolwiek autorytetów, badanej i rozwijanej przez de
Tocqueville’a, Spencera czy Hayeka. Tutaj również przykładów może być mnóstwo.
Jaki procent wypadków drogowych ma miejsce z winy pijanych kierowców? Wg
statystyk policyjnych za rok 2015, odnotowano niemal 33 tys. wypadków, z czego
nieco ponad 2 tys. było spowodowanych przez nietrzeźwych uczestników ruchu
drogowego. Odpowiadają oni zatem za 6,7% tego typu zdarzeń. Nie odstręcza to
jednak polityków od pomysłów montowania alkomatu w każdym samochodzie, szumnych
deklaracji o konieczności „rozprawienia" się z „pijanymi mordercami" etc. Skąd
państwo wie, kto ile może wypić? Doceniam kompletną wiedzę urzędników
administracji centralnej w zakresie fizjologii oraz zdolność do oceny sprawności
psychofizycznej poszczególnych ludzi z perspektywy ministerialnych biur czy
poselskich ław, ale wykazuję się w tym zakresie daleko idącym sceptycyzmem i naturalną nieufnością względem omnipotentnego molocha. Ciekawe, jaka ilość
wypadków została spowodowana przez gorszy dzień kierowców albo to, że rozstali
się właśnie z partnerem, tudzież oddali się zbyt namiętnie płynącym z grającego
sprzętu ulubionym nutom. Aby zlikwidować zdarzenia drogowe nie należy jednak
zabraniać lub nakazywać ludziom czegokolwiek. Niestety (z punktu widzenia
regulatora), nie wszyscy są na tyle poddani tresurze i wyćwiczeni do roli
poddanego, by bezrefleksyjnie przyjmować nakładany na nich kaganiec. Wartym
rozważenia pomysłem jest bezwzględny zakaz posiadania samochodu (pod karą
śmierci!). A tak naprawdę, przymusowa eutanazja gatunku ludzkiego. Wtedy już nie
będzie wypadków, nie tylko z powodu alkoholu. Podobnie ma się rzecz z zakazywaniem wszelkich innych używek. Czy ktoś, kto znajduje się pod wpływem
narkotyków lub chce się znaleźć pod ich wpływem zasługuje na dyskryminację w postaci prewencyjnego potraktowania go jak przestępcy? Oczywiście nie, bo nie ma
żadnej teorii ani racji, na mocy której można uzasadnić, że ktokolwiek ma prawo
interweniować wbrew woli szkodzącego samemu sobie człowieka. A jednak dzieje się
to bez przerwy.
Nie trzeba nikomu przypominać, jak potężnie zadłużony jest FUS, czyli Fundusz
Ubezpieczeń Społecznych oraz jak gigantyczne dopłaty z budżetu państwa są
wymagane dla utrzymania jakiegokolwiek funkcjonowania tego systemu. W ciągu
ostatniej dekady zadłużenie FUS urosło o niemal 50 mld złotych. Oznacza to, że
emerytury i renty są finansowane z długu, który będzie rósł, zaś świadczenia już
niekoniecznie. Oczywiście, uczestnictwo w systemie jest przymusowe, nikt o zdrowych zmysłach z własnej woli w coś takiego by się nie zaangażował. A nawet
jeśli, to na własną odpowiedzialność, więc powstałaby z tego co najwyżej afera
na miarę Amber Gold, na pewno jednak nie ma miarę katastrofy finansów
publicznych. Dlatego powinniśmy zaapelować do władz, w duchu zrozumienia dla
bezkompromisowego potraktowania sprawy machinacji finansowych Amber Gold, by
zajęli się także stworzoną przez wszystkich swoich poprzedników i wciąż
pielęgnowaną rekordową piramidą finansową w postaci ZUS.
Nie inaczej ma się rzecz z edukacją. Tutaj, zamiast daleko idącej
decentralizacji systemu, gwarantującej konkurencję i elastyczność poszczególnym
szkołom mamy notoryczny spór o to, czy 12-letni obowiązkowy cykl nauczania
podzielić na 8+4, czy może jednak na 6+3+3, ewentualnie o to, czy więcej ma być
mesjanistycznego romantyzmu, czy postawić na mieszczański pozytywizm. Nie
pojawia się żadna chęć zostawienia uczniom jakiejkolwiek autonomii w zakresie
wyboru przedmiotów, nawet w liceum, gdzie profilowane klasy są fikcją. Z założenia ma być ono ogólnokształcące, ale wszyscy doskonale wiedzą, że nie ma w dzisiejszych uwarunkowaniach cywilizacyjnych najmniejszych szans na realizację
tej „misji". Nieuczciwe jest również umieszczanie w ofercie publicznego
szkolnictwa religii. Zamiast tego, jeśli już w ogóle mówić o jakimś kanonie
obowiązkowych przedmiotów, powinno zostać włączone religioznawstwo jako element
szerszej edukacji filozoficznej. Człowiek pozbawiony choćby podstaw filozofii
nie może uchodzić za wykształconego. Często mówi się, nie bez racji, że
cywilizację zachodnią uformowało prawo rzymskie, etyka chrześcijańska i filozofia grecka. Tylko kompleksowe nauczanie filozofii jest w stanie ująć
wszystkie te konstytutywne dla Europy elementy. Nie jest w stanie tego zrobić
religia, na której rozrysowywane są hierarchie anielskie, a Pani (najczęściej)
katechetka oznajmia o relacji cherubinów do serafinów. Tak skonstruowane
nauczanie musi być przez nastoletnich słuchaczy wyśmiane, gdyż wtłaczanie im
bardziej zaawansowanej matematyki, fizyki, biologii i chemii na określonym
poziomie, zapoznawanie z literaturą i dziejami nijak się ma do aplikowania
apriorycznych i niepopartych intersubiektywną kontrolą wiadomości. Sprawia to
również wrażenie dążenia do pozbawienia młodych ludzi wyboru w zakresie życia
duchowego. Takie dążenie, rzecz jasna, nie ma szansy się ziścić we
współczesności, ale nie znaczy to, że nie odnosi żadnych skutków i nie
pozostawia śladu w umysłach, które są takim nauczaniem traktowane. Ponadto,
filozofia stawia szereg pytań, na które starają się odpowiadać religie, zatem
edukacja filozoficzna nie jest pozbawiona rozważań natury egzystencjalnej,
duchowej, humanistycznej. Wprost przeciwnie, przenosi ona te rozważania na
wyższy, w hierarchii intelektualnej, poziom.
Kolejnym sektorem, gdzie regulacje są zdecydowanie przesadnie obecne, jest
gospodarka. Ilość przepisów jest niebotyczna i wciąż rośnie, komplikując życie
producentom i konsumentom. Pamiętamy awantury dotyczące licencjonowania usług
taksówkarskich. Za każdym razem, niezależnie czy chodzi o taksówkarzy, górników,
farmaceutów czy nauczycieli, chodzi tak naprawdę o ochronę interesów producentów
(umownie rzecz biorąc) kosztem konsumentów. Niektóre stany USA wprowadziły
licencjonowanie usług elektrycznych. Po pewnym czasie okazało się, że w stanach,
gdzie takie licencje obowiązywały, było więcej wypadków. Ograniczenie podaży
usług i utworzenie bariery wejścia na rynek wpłynęło na wzrost cen, to zaś
pociągnęło obywateli do eksperymentów na własną rękę. Wszystkie te, i setki
innych, przykładów, można identyfikować jako konsekwencje praktykowania jednego z bardziej rozpowszechnionych mitów, a mianowicie, że jeżeli państwo się czymś
nie zajmie, to ta rzecz, produkt, usługa nie zostanie zrobiona, wyprodukowana,
czy dostarczona. Jednym ze sztandarowych przykładów tej osobliwej logiki jest
podawanie sukcesów PRL-u w wydobywaniu mas z analfabetyzmu. Idąc tym tokiem
myślenia, wszędzie, gdzie nie było socjalizmu, ludzie powinni pozostać
niepiśmienni.
1 2 Dalej..
« Politologia (Publikacja: 07-01-2017 Ostatnia zmiana: 08-01-2017)
Paweł LeszczyńskiPochodzi z Radomia, od 2010 w Warszawie. Absolwent studiów licencjackich w zakresie socjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz magisterskich z zarządzania w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, student nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2012-2014 Prezes oddziału warszawskiego stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, zaś w latach 2014-2016 Prezes Zarządu Głównego tej organizacji, od 2016 Przewodniczący Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia. Od lutego 2016 w Gabinecie Politycznym Ministra Energii. Sympatyk demokratycznej centroprawicy oraz idei umiarkowanie konserwatywnych i liberalnych. Liczba tekstów na portalu: 7 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Polska między liberalizmem klasycznym a totalitarnym | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10078 |
|