|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Politologia
W obronie państwa minimum cz. 2 [2] Autor tekstu: Paweł Leszczyński
Podstawowymi, a często jedynymi i niestety wystarczającymi argumentami,
wspierającymi ingerencję aparatu biurokratycznego, są te odnoszące się do
bezpieczeństwa i konieczności zaprowadzenia ładu, a także odwołaniu do
socjalistycznych instynktów przymusowej i tworzonej odgórnie wspólnoty, na
zasadzie „nie można ludzi pozostawić samymi sobie". Czyż nie jest to de facto
stwierdzenie równoznaczne „nie możemy pozwolić Wam swobodnie działać, bo a nuż
odkryjecie, że nie jesteśmy Wam potrzebni"? Przeregulowanie kończy się jednak
nie tyle rozstrzygnięciem dylematu „wolność czy bezpieczeństwo" na korzyść tego
drugiego, co byłoby po prostu zwycięstwem jakiejś koncepcji filozofii rządzenia, a raczej ograniczeniem wolności bez znaczącego, proporcjonalnie wysokiego wpływu
na wzrost poziomu bezpieczeństwa. Retoryka zabezpieczania każdego jednego
segmentu funkcjonowania jednostki w świecie jest jednak wyjątkowo użyteczna z punktu widzenia propagandy politycznej i roztaczania wizji zaopiekowania się
obywatelem jako koniecznej. Wszystkim, którzy zbyt łatwo i bezkrytycznie
przystają na realizację takiej polityki warto zadać pytanie, czy bycie
politykiem lub urzędnikiem czyni człowieka herosem, zdolnym do przezwyciężenia
problemów wielkich przecież zbiorowości, jakimi są na ogół dzisiejsze narody i społeczeństwa. Nietrudno stać się petentem i podległym wobec biurokracji,
chociaż hierarchia powinna być odwrotna, bo w zdrowym systemie to obywatel
zatrudnia urzędnika i go rozlicza z pełnienia przezeń funkcji publicznych.
Aby pisać o rozsądnym, możliwym do zrealizowania wariancie państwa minimum w pierwszej połowie XXI wieku, trzeba zdać sobie sprawę z elementarnych kwestii
natury politycznej i socjologicznej. Po dziesięcioleciach ewolucji systemów
społecznych, roli i modelu władzy publicznej, a także przywyknięciu społeczeństw
do spełniania przez państwo wielu funkcji, znacznie wykraczających poza
zapewnianie bezpieczeństwa (w wymiarze zewnętrznym i wewnętrznym, do którego
służą przede wszystkim wojsko, policja i inne służby), funkcjonowania wymiaru
sprawiedliwości oraz projektowania ustawodawstwa, ujmującego w ramy prawne pewne
podstawowe kategorie życia społecznego, nie da się z dnia na dzień zanegować
tego wszystkiego, co do tych podstawowych funkcji zostało dobudowane.
Nie da się dziś całkowicie wyrzucić państwa z edukacji, służby zdrowia ani
systemu zabezpieczenia społecznego. Ale da się je zorganizować w możliwie
najmniej szkodliwy, a zatem najbardziej efektywny, sposób.
Przykładem takiego rozwiązania w zakresie emerytur są Kanada i Nowa Zelandia,
państwa, które korzystają z dobrodziejstw emerytury obywatelskiej. Ten sposób
zorganizowania odcinka emerytalnego w zasadzie niewiele ma wspólnego z tradycyjnym pojmowaniem systemu emerytalnego. W Kanadzie składa się on wprawdzie z III filarów, ale w porównaniu z ZUS-owskim tamtejszy I filar jest obarczony
znacznie mniejszym ryzykiem niewypłacalności i jest zdecydowanie prostszy, a przede wszystkim nie ma charakteru wprost repartycyjnego. Objęta I filarem część
emerytury to de facto świadczenie społeczne. Old Age Security, bo tak nazywa się
emerytura obywatelska, jest wypłacana każdemu obywatelowi po ukończeniu 65 roku
życia. Aby otrzymać pełną kwotę, trzeba spędzić w dorosłym życiu w Kanadzie co
najmniej 40 lat, choć do części świadczenia ma się prawo już po spędzeniu w tym
kraju dekady. Emerytura obywatelska wynosi niespełna 600 dolarów kanadyjskich,
co stanowi ok. 15% średniej pensji w kraju. W przypadku Polski, po przeliczeniu,
byłoby to zatem niecałe 700 zł, ale aby istnienie tego rozwiązania miało
jakikolwiek sens, to powinno się wypłacać 1000 zł, z coroczną waloryzacją o kwotę inflacji. Obowiązkowy II filar przypomina nieco połączenie ZUS i OFE w polskim przypadku, jednakże jest lepiej pomyślany. Przede wszystkim nie ma w nim
wyjątków w postaci uprzywilejowanych grup, jest to więc system rzeczywiście
powszechny. Po drugie, wysokość składki stanowi ok. 10 proc. wynagrodzenia
(połowę płaci pracodawca, połowę pracownik). W Polsce potrąca się dwukrotnie
więcej. Po trzecie, 20 proc. składki jest inwestowanych, co przy
kilkuprocentowej stopie zwrotu gwarantuje stabilność wypłat z części kapitałowej
II filara. Po czwarte, kanadyjski system jest w mniejszym stopniu oparty na
opodatkowaniu pracy, a także mniej zależny od aktualnej sytuacji demograficznej
(świadczenie z I filara jest wypłacane z budżetu, nie ma więc potrzeby tworzenia
oddzielnej aparatury urzędniczej do obsługi systemu). Po piąte wreszcie, nie
jest zadłużony, a o dopłatach budżetowych sięgających rokrocznie 40 mld złotych
można w kanadyjskim przypadku zapomnieć. Jest też III filar, dobrowolny i oparty
na oszczędnościach indywidualnych. Biorąc pod uwagę sytuację polskiego systemu
emerytalnego, złe perspektywy demograficzne oraz fakt, że ludzie muszą mieć
choćby minimalne środki na utrzymanie, kiedy nie będą mogli już pracować,
skorzystanie z wzorców kanadyjskich choćby w wymiarze podstawowym (I filar) jawi
się jako może niedoskonałe, ale konieczne remedium.
W zakresie polityki edukacyjnej połączeniem zalet wolnego rynku z odpowiedzialnością państwa za zapewnienie równych szans edukacyjnych wszystkim
dzieciom jest bon edukacyjny, stosowany m.in. w Szwecji. Rynek edukacyjny, czyli
zjawisko nieznane w Polsce, funkcjonuje z powodzeniem też w Stanach
Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Szwedzki model da się sprowadzić do kilku
prostych składowych. Po pierwsze, stabilność. Bon jako narzędzie systemu
edukacji wprowadzono za czasów rządów centroprawicy u progu lat 90., a konkretnie w 1992 roku, czyli dokładnie ćwierć wieku temu. Po wtóre, bon jest
obliczony jako przeciętny koszt utrzymania ucznia w publicznej szkole. Po
trzecie, jest wypłacany tej szkole, którą dany uczeń (i jego rodzice) wybiorą.
Po czwarte, panuje równouprawnienie placówek publicznych i prywatnych, także
prowadzonych przez organizacje o charakterze religijnym. Efekt jest taki, że co
piąta szkoła w tym kraju jest prywatna, zaś młodzież w wieku licealnym (16-19
lat) w znakomitym odsetku (40 proc.) uczy się w placówkach prywatnych. Jeśli
Szwecja jest przykładem socjalizmu w oświacie, to Polska stanowi bez wątpienia
egzemplifikację komunizmu. Brytyjczycy wprowadzili dwa ciekawe rozwiązania jako
uzupełnienie dla skandynawskiej wersji systemu. Warto zwrócić uwagę na możliwość
przekształcania szkół publicznych w niezależne, które choć mogą być finansowane z pieniędzy publicznych (ale częściowo mogą być też sponsorowane, i to w zamian
za wpływ sponsora na program nauczania), a także na rewelacyjny pomysł, aby te
niezależne placówki miały prawo do przygotowywania autorskich programów
nauczania, co przysłużyło się skokowej poprawie jakości w tych szkołach, w stosunku do tych całkowicie publicznych. Z kolei w USA, w niektórych stanach
(m.in. w Kalifornii i Teksasie) grupa złożona co najmniej z 51 proc. rodziców
dzieci uczęszczających do danej szkoły ma prawo zwolnić dyrektora i nauczycieli.
Wolnościowe rozwiązania w Ameryce to oczywiście nic nowego. Wszystkie wyżej
wymienione przykłady pozwalają dojrzeć, że silna centralizacja nie jest jedynym
sposobem zarządzania edukacją. Kraje, w których obywatel jest podmiotem,
opowiadają się bowiem za włączeniem rodziców i uczniów do procesu edukacji i umożliwiają im realny wpływ na ów proces. To pomaga w bardziej efektywnym jego
kształtowaniu, gdyż znacznie łatwiej o lepsze dopasowanie programów nauczania,
implementacje innowacji organizacyjnych w systemie, w którym ci, dla których on
jest stworzony, mogą to robić. Niestety, w naznaczonych realnym socjalizmem
państwach, gdzie dominującym modelem funkcjonowania jednostki w społeczeństwie
był homo sovieticus, wciąż myśli się, że szkoła jest dla nauczycieli, a programy
mogą ustalać wyłącznie „wykwalifikowani" urzędnicy przy państwowych, stworzonych
do tego celu, biurkach. Piękna utopia, nieprawdaż?
Instrumentem, noszącym znamiona konkurencji w sferze ochrony zdrowia są
funkcjonujące w wielu krajach (m.in. Niemczech, Austrii, Holandii czy
Szwajcarii). W kontrze do anglosaskiego modelu kapitalizmu funkcjonują bowiem
inne, najogólniej można je nazwać koordynowanymi. Nie należy jednak mylnie
sugerować się pojęciem „koordynowanego kapitalizmu". Nie oznacza to bowiem, że
funkcję koordynatora przejmuje bezpośrednio państwo. Kontynentalny kapitalizm,
zwany także przez Michela Alberta „reńskim", opiera się bowiem przede wszystkim
na masowych zrzeszeniach. Są to związki zawodowe, stowarzyszenia producentów,
organizacje branżowe etc. W zakresie ochrony zdrowia egzemplifikacją i konsekwencją takiego modelu funkcjonowania gospodarki są kasy chorych, których w Niemczech jest ponad 200. Taki sposób zarządzania sektorem ochrony zdrowia nie
eliminuje z niej państwa (w Niemczech proporcje udziału środków publicznych
względem prywatnych sytuują się w okolicach 75:25), jednakże wprowadza
mechanizmy konkurencji. W jaki sposób? Np. w taki, że po uzyskaniu od obywateli
pieniędzy w postaci składek istniejących w ramach obowiązkowego systemu
ubezpieczeń, Fundusz Zdrowia kieruje je do wybranej przez daną osobę kasy
chorych. Założenie jest takie, że jeżeli koszty leczenia przekraczają wysokość
pobranych składek, to pacjent może zostać obciążony dodatkowo. Jednakże,
zważywszy na fakt, iż żadna z kas nie jest monopolistą, to też żadna z nich nie
ma interesu w windowaniu wirtualnych kosztów, gdyż pacjenci wybierają w ostatecznym rozrachunku te kasy, które efektywnie zarządzają zasobami. Dzięki
takiemu ułożeniu systemu, udaje się połączyć zasadę dostępu każdego obywatela do
opieki medycznej z racjonalizacją kosztów. Obowiązuje jednolita stawka,
wynosząca 15,5% wynagrodzenia i obejmująca członków rodziny płatnika,
przynależność do państwowej kasy chorych jest obowiązkowa dla tych, których
roczne dochody nie przekraczają 50 tys. euro. Zarabiający więcej mogą być
członkami kas państwowych, ale nie muszą, gdyż obok państwowych kas z powodzeniem funkcjonują prywatne, które działają na zasadach rynkowych i oddają
sens słowa „ubezpieczenie", ponieważ wysokość składki uzależniają od
prawdopodobieństwa wystąpienia określonych zdarzeń (w tym wypadku chorób).
Współczesne państwo odpowiada za niezwykle pokaźną liczbę obszarów. Prawdziwym
wyzwaniem dla wszystkich, którzy próbują odnaleźć akceptowalną formułę
liberalizmu klasycznego w roku 2017 jest pogodzenie dwóch, na pierwszy rzut oka
sprzecznych, dążeń. Po pierwsze, zachować to, co dla liberalizmu najbardziej
charakterystyczne: wolność i autonomię jednostki, rządy prawa, decentralizację
władzy, kluczową rolę społeczeństwa obywatelskiego i inicjatywy oddolnej,
wolność gospodarczą, wolność słowa, wolność sumienia z tym, co stało się
nieodłącznym elementem dzisiejszego świata, gdy mowa o roli państwa. Obok
wojska, policji i administracji ma się ono, przynajmniej w jakiejś mierze,
zajmować pilnowaniem dostarczania szeregu usług publicznych, których dostępność
determinuje jakość życia i bytu obywateli. Jeżeli jednak będzie się to działo z pogwałceniem cnót liberalnych, zarówno w wymiarze materialnym, jak i symbolicznym, to ten udział państwa przyniesie więcej szkód niż pożytku. Nic nie
zmieni tego, że prawa rynku działają, a człowiek jest istotą wolną i ma prawo,
do momentu, gdy nie krzywdzi innych, robić to, na co ma ochotę.
1 2
« Politologia (Publikacja: 07-01-2017 Ostatnia zmiana: 08-01-2017)
Paweł LeszczyńskiPochodzi z Radomia, od 2010 w Warszawie. Absolwent studiów licencjackich w zakresie socjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz magisterskich z zarządzania w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, student nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2012-2014 Prezes oddziału warszawskiego stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, zaś w latach 2014-2016 Prezes Zarządu Głównego tej organizacji, od 2016 Przewodniczący Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia. Od lutego 2016 w Gabinecie Politycznym Ministra Energii. Sympatyk demokratycznej centroprawicy oraz idei umiarkowanie konserwatywnych i liberalnych. Liczba tekstów na portalu: 7 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Polska między liberalizmem klasycznym a totalitarnym | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10078 |
|