Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.418.214 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Obecnie nie ma na świecie ani jednej wiarygodnej religii".
 Państwo i polityka » Politologia

W obronie państwa minimum cz. 2 [2]
Autor tekstu:

Podstawowymi, a często jedynymi i niestety wystarczającymi argumentami, wspierającymi ingerencję aparatu biurokratycznego, są te odnoszące się do bezpieczeństwa i konieczności zaprowadzenia ładu, a także odwołaniu do socjalistycznych instynktów przymusowej i tworzonej odgórnie wspólnoty, na zasadzie „nie można ludzi pozostawić samymi sobie". Czyż nie jest to de facto stwierdzenie równoznaczne „nie możemy pozwolić Wam swobodnie działać, bo a nuż odkryjecie, że nie jesteśmy Wam potrzebni"? Przeregulowanie kończy się jednak nie tyle rozstrzygnięciem dylematu „wolność czy bezpieczeństwo" na korzyść tego drugiego, co byłoby po prostu zwycięstwem jakiejś koncepcji filozofii rządzenia, a raczej ograniczeniem wolności bez znaczącego, proporcjonalnie wysokiego wpływu na wzrost poziomu bezpieczeństwa. Retoryka zabezpieczania każdego jednego segmentu funkcjonowania jednostki w świecie jest jednak wyjątkowo użyteczna z punktu widzenia propagandy politycznej i roztaczania wizji zaopiekowania się obywatelem jako koniecznej. Wszystkim, którzy zbyt łatwo i bezkrytycznie przystają na realizację takiej polityki warto zadać pytanie, czy bycie politykiem lub urzędnikiem czyni człowieka herosem, zdolnym do przezwyciężenia problemów wielkich przecież zbiorowości, jakimi są na ogół dzisiejsze narody i społeczeństwa. Nietrudno stać się petentem i podległym wobec biurokracji, chociaż hierarchia powinna być odwrotna, bo w zdrowym systemie to obywatel zatrudnia urzędnika i go rozlicza z pełnienia przezeń funkcji publicznych.

Aby pisać o rozsądnym, możliwym do zrealizowania wariancie państwa minimum w pierwszej połowie XXI wieku, trzeba zdać sobie sprawę z elementarnych kwestii natury politycznej i socjologicznej. Po dziesięcioleciach ewolucji systemów społecznych, roli i modelu władzy publicznej, a także przywyknięciu społeczeństw do spełniania przez państwo wielu funkcji, znacznie wykraczających poza zapewnianie bezpieczeństwa (w wymiarze zewnętrznym i wewnętrznym, do którego służą przede wszystkim wojsko, policja i inne służby), funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości oraz projektowania ustawodawstwa, ujmującego w ramy prawne pewne podstawowe kategorie życia społecznego, nie da się z dnia na dzień zanegować tego wszystkiego, co do tych podstawowych funkcji zostało dobudowane.

Nie da się dziś całkowicie wyrzucić państwa z edukacji, służby zdrowia ani systemu zabezpieczenia społecznego. Ale da się je zorganizować w możliwie najmniej szkodliwy, a zatem najbardziej efektywny, sposób.

Przykładem takiego rozwiązania w zakresie emerytur są Kanada i Nowa Zelandia, państwa, które korzystają z dobrodziejstw emerytury obywatelskiej. Ten sposób zorganizowania odcinka emerytalnego w zasadzie niewiele ma wspólnego z tradycyjnym pojmowaniem systemu emerytalnego. W Kanadzie składa się on wprawdzie z III filarów, ale w porównaniu z ZUS-owskim tamtejszy I filar jest obarczony znacznie mniejszym ryzykiem niewypłacalności i jest zdecydowanie prostszy, a przede wszystkim nie ma charakteru wprost repartycyjnego. Objęta I filarem część emerytury to de facto świadczenie społeczne. Old Age Security, bo tak nazywa się emerytura obywatelska, jest wypłacana każdemu obywatelowi po ukończeniu 65 roku życia. Aby otrzymać pełną kwotę, trzeba spędzić w dorosłym życiu w Kanadzie co najmniej 40 lat, choć do części świadczenia ma się prawo już po spędzeniu w tym kraju dekady. Emerytura obywatelska wynosi niespełna 600 dolarów kanadyjskich, co stanowi ok. 15% średniej pensji w kraju. W przypadku Polski, po przeliczeniu, byłoby to zatem niecałe 700 zł, ale aby istnienie tego rozwiązania miało jakikolwiek sens, to powinno się wypłacać 1000 zł, z coroczną waloryzacją o kwotę inflacji. Obowiązkowy II filar przypomina nieco połączenie ZUS i OFE w polskim przypadku, jednakże jest lepiej pomyślany. Przede wszystkim nie ma w nim wyjątków w postaci uprzywilejowanych grup, jest to więc system rzeczywiście powszechny. Po drugie, wysokość składki stanowi ok. 10 proc. wynagrodzenia (połowę płaci pracodawca, połowę pracownik). W Polsce potrąca się dwukrotnie więcej. Po trzecie, 20 proc. składki jest inwestowanych, co przy kilkuprocentowej stopie zwrotu gwarantuje stabilność wypłat z części kapitałowej II filara. Po czwarte, kanadyjski system jest w mniejszym stopniu oparty na opodatkowaniu pracy, a także mniej zależny od aktualnej sytuacji demograficznej (świadczenie z I filara jest wypłacane z budżetu, nie ma więc potrzeby tworzenia oddzielnej aparatury urzędniczej do obsługi systemu). Po piąte wreszcie, nie jest zadłużony, a o dopłatach budżetowych sięgających rokrocznie 40 mld złotych można w kanadyjskim przypadku zapomnieć. Jest też III filar, dobrowolny i oparty na oszczędnościach indywidualnych. Biorąc pod uwagę sytuację polskiego systemu emerytalnego, złe perspektywy demograficzne oraz fakt, że ludzie muszą mieć choćby minimalne środki na utrzymanie, kiedy nie będą mogli już pracować, skorzystanie z wzorców kanadyjskich choćby w wymiarze podstawowym (I filar) jawi się jako może niedoskonałe, ale konieczne remedium.

W zakresie polityki edukacyjnej połączeniem zalet wolnego rynku z odpowiedzialnością państwa za zapewnienie równych szans edukacyjnych wszystkim dzieciom jest bon edukacyjny, stosowany m.in. w Szwecji. Rynek edukacyjny, czyli zjawisko nieznane w Polsce, funkcjonuje z powodzeniem też w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Szwedzki model da się sprowadzić do kilku prostych składowych. Po pierwsze, stabilność. Bon jako narzędzie systemu edukacji wprowadzono za czasów rządów centroprawicy u progu lat 90., a konkretnie w 1992 roku, czyli dokładnie ćwierć wieku temu. Po wtóre, bon jest obliczony jako przeciętny koszt utrzymania ucznia w publicznej szkole. Po trzecie, jest wypłacany tej szkole, którą dany uczeń (i jego rodzice) wybiorą. Po czwarte, panuje równouprawnienie placówek publicznych i prywatnych, także prowadzonych przez organizacje o charakterze religijnym. Efekt jest taki, że co piąta szkoła w tym kraju jest prywatna, zaś młodzież w wieku licealnym (16-19 lat) w znakomitym odsetku (40 proc.) uczy się w placówkach prywatnych. Jeśli Szwecja jest przykładem socjalizmu w oświacie, to Polska stanowi bez wątpienia egzemplifikację komunizmu. Brytyjczycy wprowadzili dwa ciekawe rozwiązania jako uzupełnienie dla skandynawskiej wersji systemu. Warto zwrócić uwagę na możliwość przekształcania szkół publicznych w niezależne, które choć mogą być finansowane z pieniędzy publicznych (ale częściowo mogą być też sponsorowane, i to w zamian za wpływ sponsora na program nauczania), a także na rewelacyjny pomysł, aby te niezależne placówki miały prawo do przygotowywania autorskich programów nauczania, co przysłużyło się skokowej poprawie jakości w tych szkołach, w stosunku do tych całkowicie publicznych. Z kolei w USA, w niektórych stanach (m.in. w Kalifornii i Teksasie) grupa złożona co najmniej z 51 proc. rodziców dzieci uczęszczających do danej szkoły ma prawo zwolnić dyrektora i nauczycieli. Wolnościowe rozwiązania w Ameryce to oczywiście nic nowego. Wszystkie wyżej wymienione przykłady pozwalają dojrzeć, że silna centralizacja nie jest jedynym sposobem zarządzania edukacją. Kraje, w których obywatel jest podmiotem, opowiadają się bowiem za włączeniem rodziców i uczniów do procesu edukacji i umożliwiają im realny wpływ na ów proces. To pomaga w bardziej efektywnym jego kształtowaniu, gdyż znacznie łatwiej o lepsze dopasowanie programów nauczania, implementacje innowacji organizacyjnych w systemie, w którym ci, dla których on jest stworzony, mogą to robić. Niestety, w naznaczonych realnym socjalizmem państwach, gdzie dominującym modelem funkcjonowania jednostki w społeczeństwie był homo sovieticus, wciąż myśli się, że szkoła jest dla nauczycieli, a programy mogą ustalać wyłącznie „wykwalifikowani" urzędnicy przy państwowych, stworzonych do tego celu, biurkach. Piękna utopia, nieprawdaż?

Instrumentem, noszącym znamiona konkurencji w sferze ochrony zdrowia są funkcjonujące w wielu krajach (m.in. Niemczech, Austrii, Holandii czy Szwajcarii). W kontrze do anglosaskiego modelu kapitalizmu funkcjonują bowiem inne, najogólniej można je nazwać koordynowanymi. Nie należy jednak mylnie sugerować się pojęciem „koordynowanego kapitalizmu". Nie oznacza to bowiem, że funkcję koordynatora przejmuje bezpośrednio państwo. Kontynentalny kapitalizm, zwany także przez Michela Alberta „reńskim", opiera się bowiem przede wszystkim na masowych zrzeszeniach. Są to związki zawodowe, stowarzyszenia producentów, organizacje branżowe etc. W zakresie ochrony zdrowia egzemplifikacją i konsekwencją takiego modelu funkcjonowania gospodarki są kasy chorych, których w Niemczech jest ponad 200. Taki sposób zarządzania sektorem ochrony zdrowia nie eliminuje z niej państwa (w Niemczech proporcje udziału środków publicznych względem prywatnych sytuują się w okolicach 75:25), jednakże wprowadza mechanizmy konkurencji. W jaki sposób? Np. w taki, że po uzyskaniu od obywateli pieniędzy w postaci składek istniejących w ramach obowiązkowego systemu ubezpieczeń, Fundusz Zdrowia kieruje je do wybranej przez daną osobę kasy chorych. Założenie jest takie, że jeżeli koszty leczenia przekraczają wysokość pobranych składek, to pacjent może zostać obciążony dodatkowo. Jednakże, zważywszy na fakt, iż żadna z kas nie jest monopolistą, to też żadna z nich nie ma interesu w windowaniu wirtualnych kosztów, gdyż pacjenci wybierają w ostatecznym rozrachunku te kasy, które efektywnie zarządzają zasobami. Dzięki takiemu ułożeniu systemu, udaje się połączyć zasadę dostępu każdego obywatela do opieki medycznej z racjonalizacją kosztów. Obowiązuje jednolita stawka, wynosząca 15,5% wynagrodzenia i obejmująca członków rodziny płatnika, przynależność do państwowej kasy chorych jest obowiązkowa dla tych, których roczne dochody nie przekraczają 50 tys. euro. Zarabiający więcej mogą być członkami kas państwowych, ale nie muszą, gdyż obok państwowych kas z powodzeniem funkcjonują prywatne, które działają na zasadach rynkowych i oddają sens słowa „ubezpieczenie", ponieważ wysokość składki uzależniają od prawdopodobieństwa wystąpienia określonych zdarzeń (w tym wypadku chorób).

Współczesne państwo odpowiada za niezwykle pokaźną liczbę obszarów. Prawdziwym wyzwaniem dla wszystkich, którzy próbują odnaleźć akceptowalną formułę liberalizmu klasycznego w roku 2017 jest pogodzenie dwóch, na pierwszy rzut oka sprzecznych, dążeń. Po pierwsze, zachować to, co dla liberalizmu najbardziej charakterystyczne: wolność i autonomię jednostki, rządy prawa, decentralizację władzy, kluczową rolę społeczeństwa obywatelskiego i inicjatywy oddolnej, wolność gospodarczą, wolność słowa, wolność sumienia z tym, co stało się nieodłącznym elementem dzisiejszego świata, gdy mowa o roli państwa. Obok wojska, policji i administracji ma się ono, przynajmniej w jakiejś mierze, zajmować pilnowaniem dostarczania szeregu usług publicznych, których dostępność determinuje jakość życia i bytu obywateli. Jeżeli jednak będzie się to działo z pogwałceniem cnót liberalnych, zarówno w wymiarze materialnym, jak i symbolicznym, to ten udział państwa przyniesie więcej szkód niż pożytku. Nic nie zmieni tego, że prawa rynku działają, a człowiek jest istotą wolną i ma prawo, do momentu, gdy nie krzywdzi innych, robić to, na co ma ochotę.


1 2 
 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (2)..   


« Politologia   (Publikacja: 07-01-2017 Ostatnia zmiana: 08-01-2017)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Paweł Leszczyński
Pochodzi z Radomia, od 2010 w Warszawie. Absolwent studiów licencjackich w zakresie socjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz magisterskich z zarządzania w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, student nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2012-2014 Prezes oddziału warszawskiego stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, zaś w latach 2014-2016 Prezes Zarządu Głównego tej organizacji, od 2016 Przewodniczący Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia. Od lutego 2016 w Gabinecie Politycznym Ministra Energii. Sympatyk demokratycznej centroprawicy oraz idei umiarkowanie konserwatywnych i liberalnych.

 Liczba tekstów na portalu: 7  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Polska między liberalizmem klasycznym a totalitarnym
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 10078 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365