Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.006.593 wizyty
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 14 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Smierć sama w sobie nie jest straszna, lecz tylko nniemanie, że jest straszna, jest straszne."
 Państwo i polityka » Politologia

Polska między liberalizmem klasycznym a totalitarnym [1]
Autor tekstu:

Dynamika zdarzeń politycznych i społecznych, z jaką mamy do czynienia ostatnimi czasy powoduje, że rzetelna analiza wraz z jej atrybutami staje się przedsięwzięciem trudniejszym niż zwykle. W wirze bieżących zdarzeń, które bardzo często analizuje się bez ich kontekstu, ginie powiązanie przyczynowo — skutkowe, nieobecne stają się również podstawowe założenia, które są warunkiem poprowadzenia jakiejkolwiek interpretacji faktów. W poniższym tekście pochylam się nad wycinkiem rzeczywistości, przywołując wybrane konteksty i wydarzenia oraz kierunkując tok myślenia ku hipotezie dotyczącej istotnych, a dla wielu niespodziewanych czy wręcz niezrozumiałych decyzji zapadających w obrębie obozu władzy w Polsce.

Nie odpowiemy na wiele spośród pytań, które sobie stawiamy, jeśli nie sięgniemy do tego, co fundamentalne. W tym przypadku są to definicje polityki, czy szerzej teoria (a nawet teorie) polityki. Warto powołać się na dwa wymiary fenomenu polityki: definicje i funkcje. W tym pierwszym przypadku najbardziej rozpowszechnionych podejść jest kilka. W ujęciu greckim, klasycznym (głównie arystotelesowkim), polityka jest sztuką rządzenia państwem oraz realizacją troski o dobro wspólne. Roztropną realizacją. W ujęciu bardziej współczesnym, polityka jest artykulacją interesów. Co ciekawe, to podejście było rozwijane przez przedstawicieli często konkurujących ze sobą paradygmatów. Rozumowali tak bowiem zarówno marksiści, jak i reprezentanci podejścia systemowego, koncepcją systemów społeczno — kulturowych czy też nurtu stawiającego na komunikacyjne interpretowanie polityki. Wreszcie, sięgając do przemyśleń weberowskich, polityka to dążenie do udziału we władzy, wywierania wpływu na władzę (dotyczy to przestrzeni międzynarodowej, w obrębie państwa oraz poszczególnych grup ludzi tworzących zbiorowość). Na pierwszy rzut oka widać, że pierwsza definicja ma charakter w najwyższym stopniu normatywny, podczas gdy dwie pozostałe odnoszą się do innych motywacji i źródeł postaw politycznych.

Jeśli chodzi o funkcje, jakie może pełnić polityka, to wśród najlepiej opisanych występują: funkcja regulacji pola polityki i otoczenia polityki (odpowiadająca za tworzenie zasad i procedur walki, współpracy i kompromisów, a także wpływu na rzeczywistości przenikające politykę, a więc sferę społeczną, ekonomiczną czy międzynarodową), funkcja integracyjna (tworzenia i utrzymywania spójności na różnych poziomach), funkcja konfliktotwórcza (tworzenie pola starcia interesów i wartości, prowadzonego w ramach wytworzonych uprzednio procedur), funkcja dystrybucyjna (określanie, w jaki sposób rozdzielane są dobra materialne i niematerialne), funkcja edukacyjna (animowanie postaw, zachowań oraz propagowanie wiedzy o polityce), funkcja komunikacyjna (wytwarzanie, analiza i dystrybucja informacji). Stosując język metafory, przywołuje się także kolejną funkcję, a mianowicie funkcję homeostatu życia społecznego. Katalog oczywiście na tej wyliczance się nie wyczerpuje, jednakże zawarto w niej najważniejsze elementy. Dysponując definicjami i spisem podstawowych funkcji możemy próbować odnajdywać pewne wzory we współczesnej, w przeważającym stopniu demokratycznej, polityce.

Państwo narodowe, organizacje międzynarodowe, firmy globalne, różnego rodzaju lobby, ugrupowania polityczne, organizacje społeczne, grupy interesu media czy wreszcie społeczeństwo jako całość pełnią kluczową rolę w grze, a właściwie, odwołując się do Ulricha Becka, w metagrze — czyli rozgrywce przekraczającej granice państw, której motorem i celem jest nieustanna walka o szeroko pojętą władzę. Jednym z wielu elementów łańcucha wielorakich powiązań w ramach tej metagry jest Polska. Nie sposób abstrahować od historycznego kontekstu, warunkuje on i określa warunki brzegowe, wpływa na problemy strukturalne i ogranicza narzędzia prowadzenia działań o charakterze politycznym. Pomimo faktycznej sprzeczności między oglądem rzeczywistości, filozofią rządzenia czy poglądami na rolę i kształt państwa, istnieje pewien związek między tym, co działo się w Polsce od obalenia komunizmu do 2015 roku (kiedy to miało miejsce jednoznaczne zwycięstwo obozu Prawa i Sprawiedliwości w wyborach prezydenckich i parlamentarnych), a tym co dzieje się od nieco ponad dwóch lat. Pomimo faktu, że w rytualnym konflikcie dwie strony odsądzają się od czci i wiary nie sposób nie docenić sukcesów ćwierćwiecza, w którym zbudowaliśmy relatywnie sprawne i bogate (w odniesieniu do sytuacji startowej) państwo. Tak samo jak nie da się nie zauważyć pakietu prospołecznych reform (inna sprawa, na ile się z ich treścią zgadzamy) wprowadzonych po 25 października 2015, konserwatywnego zwrotu w kierunku polityki w centrum stawiającej rodzinę, uczynienia zadość uczuciom patriotycznym dużej części Polaków, materializacji bliskiego sojuszu z USA czy też stworzenie pierwszej realnej w III RP strategii gospodarczej, której prymarnymi wskazaniami są reindustrializacja, innowacja, ekspansja gospodarcza krajowych firm i budowa dobrobytu społecznego trochę na wzór polityki ordoliberalnej w Niemczech do II wojnie światowej.

Te działania stanowią pakiet, ponieważ wychodzi się z założenia, że brak rewolucji kulturowej i obyczajowej w połączeniu z rozwojem zrównoważonego kapitalizmu jest tym, co przyniesie Polsce długoterminowy sukces przy zachowaniu pokoju społecznego. Są to założenia nieortodoksyjne, gdyż Polska nie ma inklinacji ku podążaniu za wskazaniami spadkobierców rewolty lat 60. i 70., jaka miała miejsce na Zachodzie, gdyż byliśmy wtedy w zupełnie innym miejscu. Drugi filar tej strategii, a zatem ten odnoszący się do sfery społeczno — gospodarczej, jest w przypadku naszego kraju aż nader oczywisty. Co więcej, łączy się z pierwszym — zanim pozwolimy sobie na awangardę kulturową (o ile w ogóle sobie pozwolimy), to najpierw się wzbogaćmy. A procesowi bogacenia się rewolucja może tylko zaszkodzić. Zmiany kulturowe, obyczajowe, ewolucja stylu życia dzieją się i tak. Pozwolenie, by szły one swoim tempem i skupienie się na gospodarce zdają się być rozsądnym wyjściem z sytuacji. Co więcej, wbrew serwowanej przez przeciwników rządu tezie o końcu demokracji, jest dokładnie odwrotnie. Upodmiotowienie olbrzymiej części społeczeństwa, która przez większość trwania III RP podmiotem absolutnie się nie czuła jest bowiem hiperdemokratyczne. W tym przypadku polityka z pewnością pełni zdrową rolę równoważenia systemu społecznego, jest homeostatem.

W tym miejscu warto na bazie kilku konkretów prześledzić kręte i przeplatające się ścieżki trzech uznanych za bazowe definicji polityki: troski o dobro wspólne, artykulacji i gry interesów oraz walki o władzę i wywieranie wpływu. Jak pisał jeden z bardziej interesujących myślicieli w obszarze nauk społecznych, Immanuel Wallerstein (notabene neomarksista), ideologią dominującą w świecie krajów rozwiniętych od czasów rewolucji francuskiej był centrowy liberalizm. Odnajdując w tej konstatacji pokaźne ziarno prawdy, stawiam tezę, że podstawowym dylematem w wymiarze międzynarodowym, jaki stoi przed Polską i podobnymi jej krajami, jest dylemat liberalizmu indywidualistycznego (klasycznego) kontra totalitarnego. Nie są to kategorie powszechnie obecne w naukach o polityce, ale sądzę, że nie stoją z nimi w sprzeczności. Definicje polityki nakładają się na przedstawiony dylemat. Liberalizm indywidualistyczny jest tu rozumiany jako liberalizm klasyczny, z szerokim zakresem wolności negatywnej („od") i promowaniem przede wszystkim swobody działań oraz słynnym „wolność Twojej pięści wyznacza czubek mojego nosa". Liberalizm totalitarny to uniformizacja, głoszenie ex cathedra, uleganie złudzeniu technokracji i chęć stworzenia drobiazgowych procedur dla każdej sfery życia (wedle marksowskiego „wszystko jest polityką"), arbitralna definicja wolności z automatycznym zestawem inwektyw i lekceważenia dla myślących inaczej.



Pierwszym przykładem jest polityka społeczna rządu Prawa i Sprawiedliwości. Jej symbolem jest program „Rodzina 500+". Pomysł i realizacja wypływają z filozofii społecznej solidaryzmu, którą PiS głosi w zasadzie od swojego zarania. Krytyka tego programu ze strony opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej była od początku mieszanką gry interesów, walki o władzę oraz totalitarnej (lewicowej) wersji liberalizmu. Pojawiały się wewnętrznie sprzeczne głosy ze strony niby-liberalnych Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej. Program miał być nie do udźwignięcia przez budżet (rekordowy przyrost długu publicznego w najnowszej historii Polski miał miejsce za rządów Donalda Tuska, który nie potrzebował do tego celu programów socjalnych, doskonale radził sobie w oparciu o inne metody, a dochody budżetowe radośnie uszczuplały skutki afer: VAT-owskiej i paliwowej), a jednocześnie istniała konieczność rozszerzenia go na pierwsze dziecko niezależnie od kryterium dochodowego (czyli na każde dziecko, to wersja PO), tudzież "urealnienia" i uzależnienia od statusu zawodowego rodziców (faworyzowani mieli być ci pracujący, to wersja Nowoczesnej). Przedstawiciele opozycji socjaldemokratycznej negowali istotę 500+ twierdząc (jak Barbara Nowacka), że jest to „wprawdzie program społeczny, ale o charakterze chadeckim i patriarchalnym". Mówiono też, że lawinowo wzrośnie poziom patologii w rodzinach, które będą wydawać środki na alkohol i używki. Wszystkie te nacechowane stereotypami (rzekomo zwalczanymi) tezy zostały sfalsyfikowane (choćby w badaniach Konfederacji Przedsiębiorstw Finansowych i Instytutu Rozwoju Gospodarczego SGH). Jak to się stało, że nagle lewica zapomniała o korzeniach i jako priorytet postawiła troskę o kondycję budżetu? Czyżby przekonał ich nagle „nieludzki, neoliberalny paradygmat zrównoważonych finansów publicznych"? Już nie powołują się na przykłady zachodnich państw dobrobytu, Skandynawii czy Francji (mającej dług publiczny na poziomie 100% PKB, w porównaniu z 55% Polski)? A dlaczego liberałowie deklarowali, że Programu 500+ na pewno nie zlikwidują, a wręcz rozszerzą? Obudziła się w nich wrażliwość socjalna?

Drugim kontekstem, jaki chciałbym przytoczyć, jest coś, co dla wielu ma wyłącznie kontekst krajowy, jednakże w rzeczywistości sięga znacznie dalej. Chodzi tu o rzekome zagrożenie falą nacjonalizmu, czy wręcz faszyzmu mającej jakoby zalewać Polskę. Dla tych, którzy tego nie widzą, serwuje się złowieszcze „w latach 30. w Niemczech też nie widzieli". Problem polega na tym, że trzeba umieć oddzielić akademicką dyskusję od rzeczywistości widzianej we właściwych proporcjach. Na poziomie akademickim w pełni zgadzam się, że nacjonalizm jest ideologią szkodliwą, krótkowzroczną i antyhumanistyczną. Kiedy przechodzimy jednak do rzeczywistości, to krzyczący i alarmujący w zakresie „brunatnej fali" nie bardzo mogą znaleźć poparcie swych tez w faktach. Przypominam bowiem, że AfD nie jest polską partią, a jej przedstawiciele nie uzyskali 6 milionów głosów Polaków (13%). Marine Le Pen również nie dostała się do II tury wyborów prezydenckich w naszym kraju i to nie od naszego społeczeństwa otrzymała kredyt zaufania w postaci 1/3 głosów wśród uprawnionych do głosowania. Prawdziwie neonazistowskie marsze odbywały się ostatnimi czasy w Niemczech (np. w rocznicę śmierci Rudolfa Hessa), a nie w Polsce. Nad Wisłą ugrupowania narodowe (jak Ruch Narodowy, któremu zresztą do neonazizmu niezwykle daleko) nie zdobywają niemal żadnego poparcia, a o wejściu do parlamentu mogą sobie pomarzyć. Za to Partia Razem, która o parlament w wyborach z 2015 się otarła, reprezentuje nurt dwuznacznie ustosunkowujący się do spuścizny komunizmu. W Parlamencie Europejskim promowana jest rezolucja broniąca praw „komunistów oraz innych demokratów", zaś Polskę bez przerwy atakują parlamentarzyści dopominający się o obronę standardów demokratycznych i miotający absurdalne oskarżenia o „60 tys. faszystów maszerujących ulicami Warszawy 11 listopada". Jeśli spojrzy się na autora tych słów, Guya Verhofstadta (będącego szefem frakcji Liberałów i Demokratów!), to widać człowieka odwołującego się do cytatów z Altiero Spinellego. Nic więc dziwnego, że w swojej retoryce stosuje on sprawdzone na skrajnej lewicy kalki. Ideowy przechył na lewo, z jakim mamy do czynienia w Parlamencie Europejskim sprawia, że rzeczników autonomii państw i prawa narodów do samostanowienia jest tam niewielu (nawet na stanowiskach komisarzy mamy byłych członków partii komunistycznych, a w latach 2004-2014 szefem KE był niegdysiejszy maoista z Portugalii, Jose Manuel Barroso). Czy wyobrażalne jest, by na tak eksponowanych stanowiskach w Europie znaleźli się ludzie o rodowodzie nazistowskim? Nie, i słusznie. Ale trzeba pamiętać, że w imię komunizmu i utopii lewicowych wymordowano znacznie więcej ludzi niż w imię jakichkolwiek innych ideologii. W tym kontekście, jeśli mowa o „zagrożeniu faszyzmem" jest uprawniona, to zdecydowanie bardziej uprawnione jest mówienie o „czerwonej zarazie".


1 2 Dalej..
 Zobacz komentarze (6)..   


« Politologia   (Publikacja: 10-12-2017 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Paweł Leszczyński
Pochodzi z Radomia, od 2010 w Warszawie. Absolwent studiów licencjackich w zakresie socjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz magisterskich z zarządzania w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, student nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2012-2014 Prezes oddziału warszawskiego stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, zaś w latach 2014-2016 Prezes Zarządu Głównego tej organizacji, od 2016 Przewodniczący Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia. Od lutego 2016 w Gabinecie Politycznym Ministra Energii. Sympatyk demokratycznej centroprawicy oraz idei umiarkowanie konserwatywnych i liberalnych.

 Liczba tekstów na portalu: 7  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: Cyniczny pragmatyzm w szatach mesjanistycznych
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 10170 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365