|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Czym się różni populista od demokraty Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Wiele się ostatnio mówi o demokracji. Demokracja to taki system władzy w którym rządzi demos czyli lud. Nie elity czy kasty, ale właśnie lud. Kwestia
tzw. uchodźców wyrosła na papierek lakmusowy demokracji — przynajmniej w Europie
Środkowej. Po jednej bowiem stronie mamy lud, który nie chce tysięcy islamskich
imigrantów, po drugiej stronie mamy uważające się za oświecone elity, prowadzone
przez międzynarodówkę koncernów. Z demokratycznego punktu widzenia kwestia uchodźców jest klarowna: ani Polacy
nie chcą islamskich imigrantów ani owi islamscy imigranci nie chcą do Polski.
Przy czym ze strony Polaków jest nieco większe otwarcie: jedynie bowiem 74%
społeczeństwa nie życzy sobie przyjmowania imigrantów, z kolei po stronie
imigrantów niechęć do Polski jest w okolicach 100%. Nawet syryjscy chrześcijanie
(a więc ta część uchodźców, którym większość Polaków mówi „refugees welcome"),
przyjęci przez Kościół — uciekli z Polski.
Bruksela chce jednak łamać kręgosłup demokracji. Nieistotna jest wola
Polaków, nieistotna jest wola imigrantów. Istotna jest wola eurokratów. Coraz
więcej krajów nie chce uchodźców. Ze starych krajów Unii po stronie Polski i Węgier jest już nie tylko Austria, ale i Dania. Mimo tego Bruksela wykorzystuje
pretekst uchodźców, by uderzać w Polskę i Węgry, bo tak jest łatwiej niż walczyć
otwarcie o to co jest clue tej batalii: próba zerwania się ze smyczy
gospodarczej w ramach budowy RWPG2 w ramach którego Europie Środkowej
przydzielono rolę montowni oraz rezerwuaru niewyspecjalizowanej siły roboczej.
Polska mogłaby oczywiście cynicznie zgodzić się na imigrantów, w przekonaniu,
że i tak wkrótce z Polski wyjadą. Ale sprzeciw wobec relokacji to dziś
elementarna oznaka szacunku dla społeczeństwa, dla demokracji. Pseudohumanitarne
środowiska które forsują dziś przyjmowanie uchodźców to ci, którzy w istocie
gardzą prawdziwą demokracją.
Polacy nie chcą tzw. uchodźców, bo widzą, że jest to imigracyjna blaga.
Wszystkie społeczeństwa Europy mają do tego stosunek podobny, choć nie jest on
aż tak pryncypialny politycznie, jak w Polsce. Przyczyna tej różnicy jest
oczywista: skoro mamy już 5 mln islamskich imigrantów, to dodatkowe 100 tys.
jest może czymś niepożądanym, ale nie robi już zasadniczej zmiany. W Polsce
natomiast, gdzie nie ma żadnych zauważalnych wspólnot dżihadystów zgoda na
relokację jest zgodą na powstanie takich wspólnot i dalszy ich rozkwit. Gdy
będziemy mieli już 10 tys. dżihadystów, po kilku latach zrobi się z tego kilkadziesiąt tysięcy w oparciu o łączenie rodzin, gdy będziemy już mieli kilkadziesiąt tysięcy to przeciwstawienie się przyjęciu kolejnych tysięcy
będzie juz znacznie trudniejsze. I w ten sposób z kilku tysięcy zrobi
się kilkaset, by dojść do rzędu „europejskiego".
Wczoraj polityk PO zapytany został, ilu syryjskich uchodźców przyjęła Europa.
Odpowiedział, że ok. miliona. Redaktor oświecił go, że w istocie to zaledwie
kilkadziesiąt tysięcy. Olbrzymia większość tej masy nielegalnej imigracji nie
pochodziła wcale z wojny syryjskiej, lecz wykorzystała jej pretekst.
W istocie prawdziwa demokracja europejska występuje w Szwajcarii. Sama Unia
Europejska ma bardzo duży problem z demokracją, choć nie polega on na tym, o czym piszą w gazetach, które przekonują nas, że głównym zagrożeniem dla
demokracji jest tzw. populizm. Mianem populizmu określa się dziś uleganie tym
wszystkim poglądom, które popierają społeczeństwa europejskie lecz których nie
popierają współczesne monarchie oświecone, czyli ponadnarodowe koncerny i wygenerowane przez nie elity. Populistyczny jest więc nie tylko opór wobec
masowej imigracji, ale i chęć ochrony lokalnej gospodarki przed ponadnarodowymi
drapieżnikami kapitałowymi. Podstawową cechą odróżniającą rządy „populistyczne"
od „demokratycznych" jest stosunek do obietnic wyborczych. Każdy niecny
populista realizuje obietnice wyborcze. Każdy porządny „demokrata" wyznaje
zasadę, że obietnice wyborcze to są takie „wicie rozumicie" na czas kampanii, a po kampanii trzeba robić to, czego sobie życzy nie wyborca, lecz
Międzynarodówka. W istocie aktualne elity „głównym zagrożeniem dla demokracji"
nazywają samą demokrację, czyli system realnych rządów ludu.
Nasze kompradorskie elity wiele ostatnio ronią łez nad kryzysem „demokracji
liberalnej" i potrzebą jej ratowania. Osobiście nie chcę ratować demokracji
liberalnej, lecz chętnie zatańczę nad jej grobem. „Demokracja liberalna" jest w takim samym stopniu demokratyczna, co i „demokracja ludowa". W Szwajcarii nie ma
owej „demokracji liberalnej". Są rządy „populizmu". Nie mam oczywiście
bezgranicznego zaufania do tzw. mądrości ogółu. Zdaję sobie sprawę, że rządy
ludu wiążą się także z podejmowaniem przez lud decyzji głupich. Ale nawet
najgłupszy europejski lud nie będzie tak szkodliwy społecznie, jak szkodliwe
stały się dziś nasze kręgi „oświecone" (oświecone głównie przez błyskotki, które
im sypią prawdziwi monarchowie owej „liberalnej demokracji").
Jako że w Unii Europejskiej zostało jeszcze nieco demokracji, więc zgodnie z jej procedurami nie da się nałożyć najcięższych sankcji o jakich marzą eurokraci
dla Polski i Węgier, bez jednomyślności. Nie da się zatem ukarać Węgier bez
zgody Polski ani Polski bez zgody Węgier. Nie możemy jednak spać spokojnie, bo
znając stosunek aktualnych elit unijnych do demokracji, mogą usiłować to obejść.
Już zresztą najgorliwsi „demokraci" sugerują, by obejść te procedury i zablokować Polsce głosowanie w sprawie węgierskiej, co miałoby się dokonać pod
pretekstem jednoczesnego oskarżenia obu krajów. Z formalnego punktu widzenia są
to oczywiście tezy niedorzeczne ale tylko w oparciu o zwykłą logikę. Można sobie
jednak wyobrazić, że w oparciu o „logikę liberalnej demokracji" nie takie rzeczy
można by zrobić z prawem.
Najważniejsze jednak, by w debacie publicznej przywrócić pojęciom ich
właściwy sens, byśmy mogli skutecznie się komunikować. Należy zatem pamiętać, że
demokracja to nie są rządy idei czy kasty. Nie da się być bezprzymiotnikowym
demokratą ignorując opinię społeczną. Im częściej nasza liberalna
pseudodemokracja w kluczowych kwestiach odwołuje się do opinii społecznej w podejmowaniu decyzji, tym
bardziej się zbliża do demokracji prawdziwej, tego niezwykle trudnego ustroju, w którym to społeczeństwo samo się rządzi i ma przywilej ponoszenia konsekwencji
własnych a nie narzuconych błędów.
« Państwo i polityka (Publikacja: 18-05-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10120 |
|