|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
New York Times: Trójmorze będzie najdynamiczniejszym blokiem ekonomicznym świata Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Liberalny New York Times, opozycyjny wobec Trumpa, kończy chyba batalię
przeciwko Polsce. Na jego łamach główny strateg banku Morgan Stanley dowodzi, że dwa lata populistycznych rządów, które realizowały swoje
populistyczne obietnice, jak ta dotycząca obniżenia wieku emerytalnego oraz
500+, wbrew założeniom liberalnych analityków nie wykoleiły gospodarki,
przeciwnie, rozwija się ona tak dynamicznie, że wszystko wskazuje na to, że
Polska będzie kolejnym po Korei Południowej dużym krajem świata, który dołączy
do grona państw bogatych. Polska gospodarka jest dziś na tyle duża, by umieścić
całą Europę Środkową na globalnej mapie gospodarczej. To w Polsce Trump wygłosi swoje pierwsze programowe przemówienie europejskie, w czasie szczytu Trójmorza. Wybierając Warszawę przed Berlinem, Moskwą, Paryżem
czy Brukselą nie tyle zabiega o dobre powitanie w Europie, co, jako doby
biznesmen, antycypuje trendy. Globalni stratedzy powinni dziś patrzeć nie tylko w kierunku Chin, Indii, Rosji i Brazylii, ale i w kierunku Polski. Dziś dla USA
jest ona jedynie prymusem NATO, ale już jutro będzie liderem
najdynamiczniejszego bloku ekonomicznego świata. Chodzi oczywiście o Trójmorze,
choć niestety ani razu nie pada nazwa tego bloku w tekście Sharmy, z którym
warto się
zapoznać:The
Next Economic Powerhouse? Poland.
Można oczywiście przyjąć, że USA chcą nas jedynie wykorzystać jako harcownika
przeciwko Rosji lub Niemcom, więc nam słodzą, wiedząc, że jesteśmy łasi na miłe
słowa i jesteśmy za nie w stanie zrobić wiele. Czy aby na pewno jesteśmy wciąż
na tyle naiwni, by wierzyć w papierowe sojusze? Wydaje mi się, że naprawdę
gruntuje się w Polsce świadomość, że — póki co i niestety — nie istnieje żadna
solidarność międzynarodowa i nawet najbardziej przepełnione frazesami państwo
łatwo sprzeda nas, gdyby tylko miało okazję, gdy popieranie Polski przestanie
się opłacać. Tego nauczyła nas historia. Byliśmy zdradzani już niemal przez
wszystkich, włącznie z tymi, którym wyświadczyliśmy wielkie przysługi i okazaliśmy wiele oddania. Historia tych zdrad zaczyna się od Świętej Ligii w okresie Jana III Sobieskiego, a kończy na dziejach najnowszych. Nie wierzymy już
jako naród, że ktokolwiek z dobrego serca czy w imię jakichś ideałów, cokolwiek
nam da czy zagwarantuje.
Nie wierzymy już nie tylko Francji, przy której swego czasu staliśmy w zasadzie jako jedyny naród, kiedy w czasie rewolucji francuskiej cała
praktycznie stara Europa wystąpiła przeciw niej. Nie wierzymy już nawet Stanom
Zjednoczonym, choć bilans naszych relacji jest naprawdę przyzwoity: zdradzili
nas w Jałcie, ale wcześniej pomogli nam odzyskać niepodległość.
Nie wierzymy już, że ktokolwiek będzie z nami tylko dlatego, że tak obiecał
czy dlatego, że wyświadczyliśmy mu jakąś przysługę. Możemy i powinniśmy
natomiast wierzyć, że inne państwa będą działały zgodnie ze swoim interesem, że
inni będą z nami, jeśli będzie się to im opłacać. Obecna sytuacja międzynarodowa
jest taka, że jak mało kiedy sojusz z Polską się USA bardzo opłaca. Mało który
kraj ma obecnie tak duży interes w tym, by Polska nie była słabym krajem, jak
właśnie USA.
Wielu geopolityków uważa, że Polska jest dla USA atrakcyjna tylko jako
harcownik. Snuje się bowiem taką oto wizję, że USA jest skazana na
konflikt z Chinami, bo Chiny aspirują do roli lidera. USA musi więc za pomocą
Polski przywołać do porządku Niemcy, a za pomocą Ukrainy — Rosję, by stanęły po stronie USA, a przynajmniej, by nie stały po stronie Chin.
Jacek Bartosiak twierdzi, że jeszcze się nie zdarzyło, by lider oddał pokojowo
przywództwo, więc USA są skazane na wojnę z Chinami.
Nie podzielam tego zdania. Jest bowiem istotny feler w tej wizji: gdyby USA zdecydowały się na
poważną konfrontację z Chinami, to najbardziej ze scenariusza tego cieszyliby
się w Berlinie i Moskwie. Berlin, ambitny lecz zależny od Waszyngtonu, oraz
Moskwa, zdominowana przez dawniej podległy Pekin, z ochotą wykorzystałyby
konflikt dwóch głównych mocarstw, by nie tylko wyplątać się z zależności od
swoich panów, ale i zająć ich miejsce. O ich sojusz łatwo, bo to państwa
niekonkurencyjne, lecz dość komplementarne. Dlatego też gdyby USA nie chciały
przystać na świat dwubiegunowy, w którym Pekin jest współliderem świata, ich
konflikt zaowocuje stworzeniem świata trójbiegunowego, w którym do osłabionego
Waszyngtonu i Pekinu dołączy równie silna oś Berlin-Moskwa, której polityki nie
będzie już w stanie kontrolować ani Pekin ani Waszyngton. Racjonalnie jest
jednak przyjąć, że nie może to być dla USA zbyt atrakcyjna wizja. Dlatego
bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że, nawet pozorując konflikt, USA i Chiny,
tak poprowadzą swoją politykę, by Chiny umocniły swoją dominację nad Rosją, zaś
USA nad Niemcami. Dla tej polityki, utworzenie silnego bloku państw między
Niemcami i Rosją — silnego nie tylko militarnie, ale i ekonomicznie wydaje się
nader pożądane tak dla Pekinu, jak i Waszyngtonu. Zarówno Pekin, jak i Waszyngton mają aż nadto słabszych kierunków ekspansji i budowy swej dominacji,
niż angażowanie się w irracjonalny konflikt, który nie może się zakończyć dobrze
ani dla Chin, ani dla USA. Dlatego też podejrzewam, że największymi orędownikami i promotorami konfliktu Chiny-USA są przede wszystkim Niemcy i Rosja.
Gdyby zatem USA tak poprowadziły swoją politykę wobec Polski, Polacy są na
tyle irracjonalnie lojalni, by nigdy nie zdradzić swoich partnerów ani nie
rzucić wyzwania dominacji nad światem. Polska nie wykazuje bowiem skłonności
imperialistycznych, w przeciwieństwie do Rosji, czy Niemiec.
Pytanie nie brzmi zatem, czy możemy wierzyć USA, lecz czy możemy oczekiwać,
że obecna władza w Białym Domu zachowa się racjonalnie, czyli zgodnie z interesem USA? Zgodnie z interesem USA (jak i Pekinu) jest silna Europa
Środkowa. Wydaje mi się, że biznesmen w Białym Domu ma sporo predyspozycji, by
prowadzić politykę opartą o interesy.
Z punktu widzenia geopolitycznego, nasza pozycja na mapie jest dla USA
dokładnie analogiczna do pozycji Izraela. Leży on na wąskim gardle kalifatu.
Dopóki istnieje Izrael (jako silne państwo), dopóty na Bliskim Wschodzie nie
powstanie globalna siła imperialna. Polska leży na wąskim gardle oddzielającym
euroazjatycki ogrom Rosji od jego atlantyckiego ostrza niemieckiego.
Dopóki istnieje silna Polska, Euroazja nie jest w stanie wytworzyć potęgi
imperialnej, jest impotentna. Gdy Polska będzie całkowicie podległa Niemcom a Ukraina Rosji, w sposób naturalny w Europie wyłoni się nowy gracz imperialny.
Dlatego właśnie dla aktualnych imperiów korzystne jest, by istniało Międzymorze. A dla Polski korzystne jest, by z natury rzeczy nieprzyjemne potęgi imperialne
znajdowały się raczej w Waszyngtonie i Pekinie, niż w Moskwie i Berlinie.
Czy nam się to podoba czy nie, geopolitycznie jesteśmy krajem nader pokrewnym
Izraelowi. Polityka izraelska jest oczywiście nader kontrowersyjna. Przecież to
jest ewidentny mąciciel. Gdyby nie Izrael to Bliski Wschód tak fantastycznie by
się zjednoczył i poukładał… Problem w tym, że to Europa leży bliżej tego
Bliskiego Wschodu a nie Chiny czy USA. Tak samo Polska musi być gotowa na
dorabianie gęby na arenie międzynarodowej. Bo nasze miejsce jest tak
niewdzięczne. Tak nieładnie psujemy szyki aliansowi niemiecko-rosyjskiemu...
Trójmorze nie jest wymierzone ani w Rosję, ani w Niemcy, ale jest
bezpiecznikiem przed euroazjatyckim imperializmem. Obecnie prądy przepływające
między Niemcami i Rosją są coraz większe, więc bezpiecznik powinien być
mocniejszy. I taka myśl powinna przyświecać polityce Warszawy, Waszyngtonu i Pekinu — jeśli chcą postępować racjonalnie.
Nie powinniśmy jednak zanadto epatować się liderowaniem Europie Środkowej.
Trójmorze nie powinno bowiem mieć lidera w stylu imperialnym, czyli takiego,
który będzie innym mówić, co mają robić a sam będzie spijał główne profity.
Europa Środkowa powinna być formą powiększonej Szwajcarii, czyli bloku
konfederacyjnego, który przyciąga innych swoimi atutami a nie próbą dominacji.
Każda próba dominacji jakiegokolwiek narodu środkowoeuropejskiego musi się
zakończyć rozróbą — dlatego, że w większości jesteśmy Słowianami, a jak pisał
cesarz Maurycjusz: Słowian można jedynie przekupić, dzięki czemu łatwo można ich
skłócić, ale nie da się ich zniewolić. Musimy przełamać imposybilizm
wewnętrznego skłócenia, by móc skorzystać z zewnętrznych okazji, jakie przed
nami stoją.
Poznaj Europę Środkową:
Chorwacja: Międzymorze, Rosja i Niemcy
Rumunia: Kolorowa rewolucja w kraju Draculi
Węgry: Unia Wyszehradzko-Krakowska jako pierwowzór Unii Europejskiej
Czechy: Czeski Trump
Białoruś i Litwa: Polska, Białoruś, Międzymorze
Ukraina: Naród kozacki — brakujące ogniwo Rzeczypospolitej
Bułgaria i Czarnogóra: Anatomia kolorowych rewolucji czyli hybrydowa historia Europy Środkowej
Macedonia i Albania: Soros i najbardziej przemilczana kolorowa rewolucja
Strategiczni partnerzy:
USA: Jak polscy Amerykanie wyrastają na głównych rozgrywających
Chiny: Chiny i Polska — państwa środka Azji i Europy
Międzymorze jako łącznik nowego dwubiegunowego świata
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 06-07-2017 Ostatnia zmiana: 07-07-2017)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10129 |
|