|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Totalna transgresja. Niemcy i wiek XX [2] Autor tekstu: Dariusz Gawin
Niemcy rozpoczęły wojnę światową w przekonaniu,
że będzie to konflikt odmienny od innych. Nie chodziło w nim tylko o granice,
nabytki czy interesy. Był to konflikt od samego początku postrzegany przez
Niemców jako egzystencjalny i zarazem rozstrzygający. Spóźniony przybysz
koncertu mocarstw chciał raz na zawsze ustanowić nowe reguły porządku nie tylko w Europie, lecz także na świecie. Niemcy — w co bowiem trudno uwierzyć — mieli
obok wielkiej (jak to się wówczas mówiło) „buty" także wielkie poczucie krzywdy:
świat nie chciał uznać ani wielkości Niemiec, ani też pozycji, jaka z tą
wielkością musiała się wiązać. To dlatego wojna, która rozpoczęła się latem 1914
roku, budziła w Niemcach taki entuzjazm. Raz na zawsze miało się w rozstrzygającym „albo-albo" zdecydować posłannictwo Niemiec, raz na zawsze i ostatecznie miał się zrealizować projekt porządku uwzględniającego wielkość
Niemiec oraz ich słuszne prawa do dominacji. Nie myślały tak tylko miliony
zwykłych Niemców, myśleli też subtelni intelektualiści, jak Tomasz Mann — ten
sam, który wkrótce jako jeden z pierwszych rzuci wyzwanie Hitlerowi;
intelektualiści, którym nie tyle chodziło o polityczną hegemonię, ile o ostateczny triumf niemieckiej „kultury" nad francusko-anglosaską „cywilizacją". Wojna, która miała przynieść ze sobą ostateczne
rozwiązanie wszystkich palących kwestii, która miała znieść wszelkie przeszkody
stojące na drodze do niemieckiego ładu powszechnego, nie mogła być prowadzona w tradycyjny sposób. Tu właśnie leży prawdziwa przyczyna wyjątkowego charakteru I wojny światowej, wojny, która uruchomiła totalitarną sekwencję XX wieku. Wojna o wszystko, o panowanie powszechne, musiała charakteryzować się duchem totalnej
transgresji — przede wszystkim norm i wartości. To właśnie w tej sferze, a nie
we wtórnej do niej sferze militarnych, organizacyjnych i kulturowych potwornych
innowacji, leży klucz do zrozumienia przyczyn totalitaryzmu. I to właśnie
Niemcom przypadła w udziale rola tych, którzy pierwsi dokonywali totalnych
transgresji. To oni pierwsi przekraczali normy, zwyczaje i granice dawnego
świata, to oni dokonywali pierwszych kroków w spowitym ciemnością i cierpieniem
terytorium totalnego terroru dokonywanego w warunkach rozwiniętej nowoczesności. W trakcie wojny można wskazać cztery takie punkty, które ukazują ducha
niemieckiej totalnej transgresji, wyrastające z przekonania, że nie tylko można,
ale i należy zrobić rzeczy dotąd niewyobrażalne, aby osiągnąć ostateczny cel
wojny.
Pierwszy z tych punktów to los Belgii. Nie
chodzi tu o zwykły fakt inwazji na neutralną Belgię, który dla rządu
brytyjskiego stał się formalnym powodem wejścia do wojny. Powiedzieć, że armia
kajzera odegrała tu rolę agresora, to banał wobec oczywistej wymowy faktów (jest
to notabene zawsze decydujący i zarazem najprostszy argument, kończący nużące
spory o odpowiedzialność za wojnę — jak to ponoć ujął Clemenceau, zwracając się
do jakiegoś Niemca, protestującego przeciwko wpisaniu do traktatu pokojowego
winy Niemiec za rozpętanie wojny: „Chyba nie chce pan powiedzieć, że to Belgia
napadła na Niemcy?"). Chodzi przede wszystkim o charakter tej agresji. A był on
nieprawdopodobnie jak na ówczesne standardy brutalny. Ponieważ armia niemiecka
chciała jak najszybciej przejść przez terytorium belgijskie, aby oskrzydlić
Francuzów, z całą bezwzględnością karała wszelki cywilny i partyzancki opór
Belgów. Ponadto wciąż żywe były legendy o „wolnych strzelcach" zabijających z ukrycia żołnierzy Bismarcka we Francji w 1870 i 1871 roku. Dlatego tym razem
niemiecki sztab generalny przygotował uprzednio dyrektywy, które w najbardziej
brutalny sposób miały zdusić wszelki opór. Zrodziło się przedziwne sprzężenie
zwrotne: niemieccy dowódcy z góry wiedzieli, że będzie opór, dlatego też gdy
wkraczali do każdej miejscowości w Belgii, od razu brali zakładników. Kwestią
czasu było tylko, żeby przewidywania uzyskały jakieś podstawy — wtedy
zakładników rozstrzeliwano. Z perspektywy doświadczeń II wojny światowej skala
tych zbrodni wydaje się mała, jednak wówczas robiła w całej Europie — ba! na
całym świecie — wstrząsające wrażenie. Rozstrzeliwanie tysięcy cywili, w tym
kobiet i dzieci, tylko po to, aby sterroryzować Belgię i aby zyskać na czasie w rozstrzygającym boju z Francuzami, było czymś wówczas niewyobrażalnym w cywilizowanym świecie.
Później przyszły inne wydarzenia, inne granice
wyobraźni i moralności, także przekroczone przez Berlin. Zasygnalizujmy
najważniejsze czy też najbardziej wówczas wymowne: chodzi tu o gazy bojowe,
których Niemcy jako pierwsi zaczęli używać na początku 1915 roku (złamali tym
samym konwencję haską z 1907 roku), oraz o nieograniczoną wojnę podwodną,
również rozpoczętą w 1915 roku. Potworna symbolika związana z gazem trafia nam
do wyobraźni za sprawą Holocaustu. Inaczej jest z nieograniczoną wojną podwodną. W trakcie pierwszej wojny światowej nie znano jeszcze świata, w którym cywile są
na równi z żołnierzami celem ataku militarnej machiny. Pod tym względem
konflikt, który wybuchł w 1914 roku, był przedziwną mieszaniną XIX i XX wieku.
Nikomu wówczas, nawet kajzerowi, nie przyszło do głowy atakować z zaskoczenia,
dlatego też wojna wybuchała — w co trudno dzisiaj uwierzyć — kilka tygodni, gdyż
tyle trwał dyplomatyczny kontredans pomiędzy najważniejszymi stolicami. A kiedy
już zapadała decyzja o przystąpieniu do wojny, to ciągle uważano, że należy ja
formalnie wypowiedzieć, stąd w relacjach tamtych wydarzeń jest pełno opowieści o tym, jak to ambasadorowie w galowych mundurach uroczyście wypowiadali wojnę i jak te słowa były przyjmowane przez upełnomocnionych przedstawicieli
odpowiednich rządów.
[ 3 ] Dlatego, chociaż to dziwaczne nam dzisiaj się wydaje, więcej skrupułów i wahań
spowodowała w Berlinie propozycja zatapiania bez ostrzeżenie wszystkich statków
handlowych i pasażerskich płynących do Anglii niż projekt użycia gazów bojowych.
Było to rażąco „nierycerskie" zachowanie, które przy tym dodatkowo naruszało
interesy państwa neutralnych ze Stanami Zjednoczonymi na czele.
Użycie gazów bojowych i wojna podwodna -
wstrzymana wkrótce po zatopieniu wielkiego liniowca transatlantyckiego
„Lusitania", z wieloma obywatelami USA na pokładzie ( w 1917 wznowiona), nie
jest tak wymowne w związku z tezami Noltego, jak czwarty punkt z listy totalnych
transgresji dokonanych przez Niemcy w trakcie wojny. Tym czwartym punktem jest
pomoc, jaką Berlin okazał Leninowi i jego partii w dziele rewolucji rosyjskiej.
Każdy słyszał o „zaplombowanym wagonie", którym przewieziono Lenina ze
Szwajcarii do Rosji, aby mógł obalić carat. W istocie jest to obraz bałamutny -
Niemcy znów występują w nim jako rodzaj pośredniej przyczyny, zaledwie
pomocników. W istocie przerzucenie Lenina wraz z najbliższymi współpracownikami
do Rosji stanowiło tylko zwieńczenie planu, któremu władze w Berlinie poświęciły
wiele czasu, uwagi i pieniędzy. Prawda, imperium carów rozpadało się samo pod
wpływem klęsk i strukturalnej słabości; prawda — rewolucja lutowa była
spontanicznym aktem gniewu i rozpaczy społeczeństwa umęczonego wojną. Jednak
rząd rewolucyjny Kiereńskiego chciał kontynuować walkę i dotrzymać zobowiązań
sojuszniczych wobec zachodnich demokracji. Tylko bolszewicy dawali gwarancje, że
wycofają Rosję z wojny, że naprawdę ją powalą jako państwo i sojusznika Zachodu. I taka była istota wsparcia, jakiego wywiad niemiecki udzielił im w tym
przedsięwzięciu. Przez cały okres „kiereńszczyzny" otrzymywali oni wsparcie
finansowe i polityczne od Niemiec, wsparcie, które docierało do nich także już
wcześniej, ponieważ Berlin chwytał się każdej okazji, aby osłabić Piotrogród i Moskwę. Nie o żaden „zaplombowany wagon" zatem chodzi, ale o realne wsparcie
niemieckie, które umożliwiło Leninowi ostateczny triumf. Nigdy nie dowiemy się,
jak potoczyłyby się losy Rosji Kiereńskiego bez tego wsparcia, ale można uznać,
że ta pomoc stanowiła istotny czynnik w biegu rosyjskiej historii.
Tu leży klucz do kwestii postawionej przed laty
przez Noltego — nie chodzi przy tym o samą kolejność wydarzeń, o to, że to
niemiecki wywiad, niemiecki Sztab Generalny i niemiecki rząd przyczyniły się w istotny sposób do zwycięstwa bolszewików w Rosji. Chodzi o to, że w serii
totalnych transgresji dokonywanych przez nich w trakcie wojny, ta — chociaż
wtedy nie zdawali sobie pewnie z tego sprawy — okazała się najbardziej
brzemienna w skutki. Zrobili to dlatego, że skoro prowadzili wojnę o wszystko, o totalną dominację, to byli gotowi sięgnąć po każdą broń, nawet najbardziej
straszliwą. W tym sensie bolszewicy są jak gazy bojowe — w jednym i w drugim
wypadku mamy do czynienia z bronią masowego rażenia, z bronią epoki
totalitaryzmów. Dla osiągnięcia swoich wojennych celów ludzie kierujący wówczas
Niemcami gotowi byli nie tylko na obalenie rządu rosyjskiego, który był im wrogi — gotowi byli uruchomienie procesu, u którego końca tkwiła zagłada
dotychczasowego społeczeństwa, dotychczasowej kultury i dotychczasowej
cywilizacji. Lenin, Trocki, Zinowiew, Stalin, Dzierżyński stanowili takie samo
zagrożenie dla świata jak gaz musztardowy. Cóż z tego, że zabrakło im wyobraźni,
aby przewidzieć, że przyniesie to także zagładę ich własnego społeczeństwa, ich
kultury i cywilizacji? Sposób, w jaki rozpoczęli tę wojnę latem 1914 roku i w
jaki ją kończyli w 1917 i 1918 roku, przesądził o tym, że uruchomili oni
totalitarną sekwencję XX wieku: wojna zniszczyła dawną Rosję, umożliwiła
rewolucję i zwycięstwo bolszewików, dla których ideologiczną odpowiedzią stali
się faszyści i naziści.
Nolte ma rację, gdy wskazuje na logikę tej
sekwencji, myli się jednak, gdy zdejmuje z Niemiec odpowiedzialność za jej
uruchomienie. Czyni tak, ponieważ jest niemieckim patriotą, który przeklina
Hitlera za to, że ściągnął na Niemcy dziejową katastrofę i historyczną hańbę;
przeklina w nim zbrodniarza, którego szaleństwo kosztowało naród — jak pisał
Andreas Hillgruber, inny uczestnik „sporu historyków" — utratę „niemieckiego
wschodu". Jeśli jednak niemieckie ogniwo totalnych transgresji jest wcześniejsze
od bolszewickiego, to Hitler nie wygląda na szaleńca i zbrodniarza wyizolowanego z łańcucha dziejowych przyczyn i skutków. Jest on — prawda, że spotworniałym i monstrualnym, lecz jednak — spadkobiercą ducha ożywiającego Niemców w przededniu I wojny światowej. Powinniśmy o tym pamiętać i myśleć właśnie teraz, gdy zbliża
się setna rocznica pierwszego wydarzeń z lata 1914 roku.
Tekst pochodzi z 7.numeru rocznika
"Teologia Polityczna"pt. Niech żyją fajne Niemcy!
1 2
Przypisy: [ 3 ] Nieoceniona w oddaniu tego przedziwnego splotu anachronicznych obyczajów i nowoczesnych
instrumentów jest Barbara Tuchman i jej znakomita książka Sierpniowe salwy;
por. B. Tuchman, Sierpniowe salwy, tłum. M. i A. Michdejowie, Warszawa
1995; tam też można odnaleźć informacje na temat niemieckiego terroru w Belgii w 1914 roku. « Historia (Publikacja: 21-04-2018 )
Dariusz GawinUr. 1964. Historyk idei, filozof i publicysta, doktor habilitowany nauk społecznych w zakresie socjologii. Od 2005 pełni funkcję kierownika Zakładu Społeczeństwa Obywatelskiego IFiS PAN. Od maja 2005 pełni również funkcję zastępcy dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego. W latach 2007–2010 prowadził wraz z Markiem Cichockim i Dariuszem Karłowiczem program „Trzeci punkt widzenia” w TVP Kultura. Powrócił do prowadzenia programu po jego wznowieniu w 2016 z udziałem tych samych uczestników. Jest członkiem kolegium redakcyjnego rocznika Teologia Polityczna oraz kwartalnika Ethos. Współautor programów nauczania i podręczników do historii (szkoła podstawowa) oraz wychowania obywatelskiego (liceum). | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10210 |
|