|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Polska coraz bezpieczniejsza Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Od kilku dni mamy festiwal narzekań na polskich kierowców.
Zawsze nam przykro, gdy ktoś zginie, lecz emocje przesłaniają fakty, a te są
jednoznaczne: polskie drogi są coraz
bezpieczniejsze dla pieszych.
Mało tego, Polacy dokonali wyjątkowego w tym wysiłku: W ŻADNYM KRAJU EUROPY W KTÓRYM LICZBA POJAZDÓW WZROSŁA TAK
RADYKALNIE JAK W POLSCE, NIE ZMNIEJSZONO LICZBY OFIAR PIESZYCH TAK BARDZO.
Szermuje się u nas jedynie suchymi porównaniami z innymi
krajami Europy Zachodniej, nie pokazując dynamiki przyrostu samochodów oraz
faktu, że Polacy są jednym z najbardziej zmotoryzowanych narodów Europy. Polska
ma
20
mln samochodów na 38 mln mieszkańców. To
więcej niż prawie
we wszystkich krajach Europy. Mamy więcej samochodów per capita niż Niemcy,
Francuzi, Brytyjczycy czy Szwedzi. Ponieważ transformacja wygasiła przemysł
motoryzacyjny w Polsce, a nasz rozwój gospodarczy wciąż pozostaje w tyle za
Zachodem, więc siłą rzeczy mamy dużo więcej samochodów starszych, choć i to się
zmienia. Tylko w roku 2018 przybyło w Polsce 1 mln aut używanych oraz 600 tys.
nowych.
Z drugiej jednak strony, nie zawsze porównywanie się do
Europy Zachodniej jest najbardziej miarodajnym odniesieniem. Pod wieloma
istotnymi aspektami kultura nasza (także instytucjonalna) bardziej przystaje do
amerykańskiej niźli zachodnioeuropejskiej. Istnieje pewne kulturowe, głębokie,
podłoże naszej amerykofilii. Przejawia się to i w niektórych podobieństwach
pozytywnych, jak i tych negatywnych. Np. nasz współczynnik prizonizacji, czyli
populacji więziennej jest absolutnie
nieeuropejski (pomimo typowo europejskiej skali samej przestępczości!), jest
natomiast pokrewny amerykańskiemu. Pewne podobieństwa można też odnotować w kwestii śmiertelności drogowej. Współczynnik ofiar na polskich drogach wynosi
9,7 (na 100 tys. mieszkańców, dane 2016), w USA — 12,4. W 2018 w USA zginęło pod
kołami 6227 pieszych (na 327 mln mieszkańców), co daje współczynnik bardzo
podobny do polskiego.
Choć więc nasz współczynnik ofiar drogowych jest
„amerykański", to już sama dynamika jego zmian jest u nas typowo
„zachodnioeuropejska". Oto liczby, które pokazują skalę naszego progresu:
Od 2000 roku liczba
samochodów w Polsce wzrosła
o
100%, w tym czasie liczba ofiar śmiertelnych wśród pieszych spadła o 65%.
Obniżenie dozwolonej prędkości na terenie zabudowanym z 60 do 50 km/h obowiązuje od 1 maja 2004.
Można by pomyśleć, że Polska stawia na samochody, zaś
Zachód idzie w „postępową" komunikację: pieszo, rowerem, zbiorowo. I tutaj
największa niespodzianka: pomimo że Polska jest najbardziej zmotoryzowana, jest
zarazem liderem tzw. postępowej
komunikacji (sic!). W korzystaniu z transportu publicznego żaden poza Szwecją
kraj Europy Zachodniej nie stoi lepiej jak Polska. W transporcie pieszym Polska
jest na trzecim miejscu w UE, w transporcie rowerowym na miejscu piątym (razem z Niemcami), a w transporcie publicznym na miejscu szóstym. Pomimo niedorozwoju
polskiego metra, Warszawa ma bardziej „postępową" komunikację niż inne stolice
europejskie: 66% stanowi u nas transport zbiorowy, pieszy lub rowerowy.
Zatem dynamiczny spadek śmiertelności wśród pieszych należy
umieścić w kontekście tego, że mamy w Polsce boom motoryzacyjny oraz większy niż
na Zachodzie udział ruchu pieszego.
Owszem, liczba ofiar wciąż jest za duża, lecz musimy wziąć
pod uwagę, że poprawa bezpieczeństwa to
proces, który musi trwać. Na Zachodzie proces ten miał miejsce dawno temu.
Polska całkiem niedawno weszła w gospodarkę rynkową, więc odbywa się on ze
stosownym opóźnieniem, bo boom motoryzacyjny mamy znacznie opóźniony. Ale
poprawa bezpieczeństwa jest w Polsce faktem. Dla porównania, Niemcy w roku 1970
zabijali
ponad
6 tys. pieszych. Takiego pogromu wśród pieszych, względnie czy bezwzględnie,
nigdy na polskich drogach nie było jak za naszą zachodnią granicą. W 1980 liczba
ofiar pieszych spadła im do 3 tys., po kolejnej dekadzie do 2 tys. Po następnej
dekadzie do 1 tys., by w roku 2010 ustabilizować się na poziomie pół tysiąca. Od
tego czasu nie spada, a nawet delikatnie wzrosła. W Polsce mamy całkowicie
analogiczną dynamikę spadku ofiar wśród pieszych jak w Niemczech. Sukcesywnie za
pewien czas dojdziemy do niemieckiego współczynnika. Nie da się tego procesu w sposób cudowny przyspieszyć.
Mapa współczynnika śmiertelności wśród pieszych. Cała nowa Unia, czyli Europa Środkowa, ma gorszą sytuację niż Europa Zachodnia. Przy czym jedna połowa krajów Europy Środkowej ma większą śmiertelność jak w Polsce, druga — mniejszą. Polska zatem po środku naszego regionu. Przy czym należy wziąć pod uwagę, że żaden kraj Europy Środkowej nie ma tylu samochodów per capita, co Polska. Niektóre mają naprawdę dużo mniej.
Oczywiście, ci miejscy aktywiści, którzy zamieszkują centra
miast i do pracy jeżdżą rowerami, najchętniej pozawężaliby wszelkie normalne
drogi a dopuszczalną prędkość ograniczyliby do prędkości roweru, jednak trzeba
wziąć pod uwagę, że wbrew stereotypom
nasze metropolie należą do najwolniejszych komunikacyjnie miast w Europie.
Warszawa
jest trzecim najwolniejszym dla samochodów miastem Europy w godzinach szczytu. W stolicy Austrii średnia prędkość samochodów wynosiła 46 km/h, w Pradze 37
km/h, w Barcelonie i Dublinie 35 km/h, w Amsterdamie 34 km/h, w Paryżu 31 km/h, w Rzymie 30 km/h, podczas kiedy w Warszawie, która nieco wyprzedza Londyn i Berlin, zaledwie 26 km/h. To dane z roku 2007. Według danych z 2011 średnia
szczytowa prędkość w Warszawie
spadła
do 20,5 km/h. Podobne dane zanotowano dla Wrocławia i Poznania.
Warto dodać, że tak jak i cała Polska, Warszawa staje się
coraz
bezpieczniejsza na drogach. Liczba ofiar na warszawskich drogach w ostatnich
pięciu latach spadła aż o 40%! Liczba ofiar wśród pieszych spadła w Warszawie z 34 w roku 2017 do 20 w roku 2018. Miasto o wielkości 1,8 mln mieszkańców notuje 20 ofiar wśród pieszych, podczas kiedy reszta Polski — 803. To znaczy, że Warszawa ma naprawdę bezpieczne drogi, pomimo że cała Polska żyje resentymentem „jeździ jak warszawiak!" Nawet jeśli warszawiacy jeżdżą dynamiczniej niż reszta Polski, to jednak sprawniej, bo powodują mniej zgonów wśród pieszych.
Stwierdzenie, że „prędkość zabija" to takie samo odkrycie,
jak stwierdzenie, że wychodząc z domu można się łatwiej zarazić chorobą niż nie
wychodząc z domu. Zmniejszenie prędkości do 30 km/h być może zmniejszy liczbę
ofiar. Jeszcze „lepszy" efekt można osiągnąć zmniejszając dozwoloną prędkość do
20 km/h. A stuprocentową skuteczność można osiągnąć zmniejszając dozwoloną
prędkość samochodów do 0.
Istnieją dwie drogi poprawy bezpieczeństwa: ideologiczna
oraz pragmatyczna. Ideologiczna polega na redukowaniu samego ruchu
motoryzacyjnego, wychodząc z założenia, że jest on z gruntu zły, bo obciążony
śladem węglowym. Droga pragmatyczna dąży do poprawy bezpieczeństwa bez
niwelowania ruchu motoryzacyjnego.
W Irlandii, która jest
liderem
bezpieczeństwa pieszych,
średnie
prędkości na drogach miejskich krajowych wynosiły 61 km/h (przy ograniczeniu do
50 km/h), na drogach miejskich arterialnych — 67 km/h (ograniczenie 60 km/h), na
miejskich typu residential średnia
prędkość wynosiła 39 km/h (ograniczenie do 50 km/h). To analogiczne prędkości
średnie jak w Polsce: ulice dwujezdniowe w stolicach województw — średnia
prędkość 57 km/h przy ograniczeniu do 50 km/h, drogi krajowe przechodzące przez
miasta i wsie: 56 km/h (ograniczenie 50 km/h), ulice jednojezdniowe w stolicach
województw — 49,4 km/h (ograniczenie 50 km/h). Jak zauważa Łukasz Miśkowiec, wieloletni mieszkaniec Irlandii, "jazda po Irlandii to czysta przyjemność i stwierdzam na pewno dwie rzeczy, które tam istnieją a w Polsce o to ciężko: 1. Ulice są szerokie a poboczami nie chodzą żadni piesi. Piesi chodzą odseparowanymi od jezdni chodnikami. 2.
Miejsca newralgiczne — skrzyżowania, przejścia dla pieszych, mają duże
kolorowe oznaczenia poziome na jezdni. I co ważne tych oznaczeń tam sie
po prostu nie oszczędza. Znaki pionowe istnieją również, ale według mnie
najlepiej na kierowcę i pieszego działa właśnie to, co widzi na ziemi i to chyba zdaje egzamin u nich. Do tego te oznaczenia poziome są tak
dobrane, że nie męczą wzroku, tzn nie są przejaskrawione".
Leszek Luda, prezes Polskiej Unii Transportu, pisze: "W cywilizowanych
krajach nie ma tylu przejść dla pieszych, co w Polsce. Na drogach kilkupasowych w wielu krajach nie uświadczysz przejścia dla pieszych. W takim
Berlinie jeżdżąc często nie spotkałem się z takimi przejściami, chyba że na skrzyżowaniach ze światłami". Podobne spostrzeżenia ma mieszkająca w Finlandii Kamila Kupisz-Lampinen: "Finowie mają bardzo niski
odsetek ofiar śmiertelnych wśród pieszych, bo zdecydowana większość
przejść przebiega w tunelach lub kładkach. Sęk w tym, że tunele i kładki
są bez schodów, tak aby korzystali z nich zarówno piesi i rowerzyści.
Można? Można. Trzeba tylko wyjść poza myślenie 'bo to wyjście z poprzedniej epoki'".
Jeśli idzie o ofiary śmiertelne na polskich drogach to w ciągu 10 lat ich liczba spadła o połowę — dzięki inwestycjom w infrastrukturę,
budowie nowych autostrad, dróg ekspresowych, obwodnic, przebudowie istniejących
dróg i skrzyżowań. Także w zakresie poprawy bezpieczeństwa pieszych najlepsze
efekty daje rozbudowa infrastruktury. Można iść w ideologicznym kierunku
uprzykrzania życia kierowcom, typu zawężanie dróg, czyli sztuczne tworzenie
korków. Wedle danych Traffic Index Warszawa jest bardziej zakorkowana niż inne
stolice zachodnioeuropejskie, a mieszkańcy spędzają w korkach
12
dni w roku. Tworzenie zawężeń nie wpłynie pozytywnie na dobrostan ogółu
mieszkańców, nie wspominając już o dodatkowym CO2, tak bardzo
potępianym przez tychże aktywistów.
Według powołanej w 2002
roku Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego: „Najefektywniejszym z punktu
widzenia bezpieczeństwa ruchu drogowego działaniem jest oddzielenie ruchu
pieszego od ruchu pojazdów". Czyli budowa przejść podziemnych lub kładek
naziemnych. Wśród aktywistów miejskich inwestycje takie uznawane są za
niepoprawne politycznie, gdyż kojarzą im się z uprzywilejowaniem samochodów.
Pieszy ma chodzić po ulicy, którą jeżdżą samochody i basta! Tymczasem
najbardziej pragmatycznym rozwiązaniem jest właśnie odseparowanie ruchu pieszego
od samochodowego. Naturalnie, dziś wszystkie takie inwestycje muszą być
inkluzywne dla osób starszych czy niepełnosprawnych, więc obowiązkowo muszą być
wyposażone w windę lub ruchome schody. Powstają też kładki czy przejścia
bezschodowe, oparte na pochylniach.
Dobrym przykładem jest Jaworzno, stutysięczne
miasto powiatowe na Śląsku, które zrealizowało Wizję Zero, czyli przebudowę
miasta w celu wyeliminowania ofiar śmiertelnych na drogach do zera. Tomasz
Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów,
wyjaśnia, że
było to możliwe dzięki postawieniu na naukę i przeciwstawieniu się ideologii
miejskich aktywistów, którzy głoszą, że przejścia podziemne i kładki są
niepoprawne. Ku uciesze pieszych i kierowców pobudowali przejścia podziemne i kładki. Efekt: nie ma ofiar śmiertelnych wśród pieszych, średnia prędkość
samochodów wzrosła, a na ulicach zrobiło się luźniej! Dla ideologów to nie do
przyjęcia. Prędkość samochodów ma maleć! Okazuje się jednak, że można
wyeliminować śmiertelność pieszych i jednocześnie poprawić prędkość poruszania
się samochodem.
« Społeczeństwo (Publikacja: 27-10-2019 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10263 |
|