|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Woody Allen, oświecenie i bielmo schodzące z oczu Autor tekstu: Piotr Napierała
Zazwyczaj ludzkie myślenie jest zakładnikiem różnych form, czy utartych
schematów. Często np. mówi się, że ludzie uwięzieni w kanciastych bryłach myślą
kwadratowo. Jednak to nie przestrzeń fizyczna zdaje się mieć tu kluczowe
znaczenie, znacznie poważniejsze konsekwencje mają ograniczenia w myśleniu
związane z rozmaitymi schematami kulturowymi. Przykładem człowieka świadomego owych ograniczeń może być Woody Allen. W swoich filmach niejednokrotnie pokazywał, że nasz sposób myślenia o wielu
sprawach nie przystaje do rzeczywistości (nie do „wymagań rzeczywistości" — bo
to byłoby tworzenie nowych schematów, tym razem modernistycznych, lecz do
rzeczywistości jako takiej).
W filmie „Zbrodnie i wykroczenia" (Crimes and Misdemeanors) widzimy bogatego
człowieka Judaha (znakomity Martin Landau), który żyje szczęśliwie z żoną, ale
zdarzył mu się dwuletni romans. Gdy chce się z niego wycofać, kochanka imieniem
Dolores (Angelica Huston) szantażuje go (że powie o wszystkim żonie, przy czym Judah uważa, że jego żona tego „nie przeżyje"). Przyparty do ściany ulega
namowom brata by wynająć bandziora, który zamorduje Dolores.
Po dokonaniu owego strasznego czynu, Judah oczekuje kary bożej (odzywa się
odsunięty na bok judaizm, na którym go wychowali), jest bliski załamania i przyznania się policji, ale mija kilka miesięcy i znów czuje się szczęśliwy w gronie rodziny, którą niejako obronił przed niebezpieczeństwem (zdrada, skandal,
rozpad), które sam na nią ściągnął. Zbrodnia zostaje przypisana włóczędze, który
zabił 4 inne osoby („więc co za różnica jedna mniej czy więcej?"). Judah
opowiada to w konwencji materiału na film (nie mówiąc oczywiście, że chodzi o jego własny żywot) reżyserowi (w tej roli występuje sam Allen), który twierdzi, że w takiej sytuacji zbrodniarz będzie przytłoczony przez odpowiedzialność, bowiem
wybrał samodzielne kształtowanie moralności wyrzekając się boskiej. Judah na to:
„tak, ale mam na myśli rzeczywistość" i wyraża opinię, że jego rozmówca
naoglądał się za dużo filmów.
Skąd inąd wiemy, że ów reżyser (nie Allen lecz reżyser, którego Allen gra w „Zbrodniach i wykroczeniach") ma kłopoty ze zrozumieniem rzeczywistości (cały
czas osądza od czci i wiary szwagra producenta seriali, a sam kręci dokument o pisarzu Levi'm, który godzinami prawi o tym, że ludzie powinni być szczęśliwi,
że żyją, po czym popełnia samobójstwo dyskredytując wszystkie nagrane przez
reżysera taśmy).
Widz „Zbrodni i wykroczeń" myśli schematem antycznej tragedii; zbrodnia MUSI
być ukarana! A gdzie to tak jest w życiu? Należy zaznaczyć, że Allen nie
pochwala Judaha (podobnie jak nie jest lewicowcem-konstruktywistą i nie pochwala
ateizmu, lecz poprzestaje na sceptycznym liberalizmie), lecz suponuje, iż
prawdopodobnie uszłoby mu wszystko płazem.
Podobny żart z konwencji tragedii znajdziemy w „Hannah i jej siostry"; mąż
Hannah (Mia Farrow), Elliot (znakomity jak zawsze Michael Caine) zakochuje się w jej siostrze Lee — i to z wzajemnością. Ma on oczywiście wyrzuty sumienia i myśli by przyznać się żonie do zdrady, lecz jako człowiek tchórzliwy ma
tendencję do działania wbrew własnym myślom, a zgodnie z emocjami-popędami, więc
się nie przyznaje i brnie w romans. Widz oczekuje tragedii, scen itp. lecz oto
Lee sama zakochuje się w niejakim Douglasie, a Elliot jedynie początkowo smutny,
powraca do żony, którą kochał bardziej niż myślał.
Antyczna tragedia jest źródłem naszych nieporozumień ze światem, jak każdy
schemat nie pasujący do rzeczywistości. Czy Grecy byli głupi i tego nie
widzieli? Być może; w końcu 9/10 „Dialogów platońskich" to bełkot; ale może
znajdowali oni uciechę w konstruktywizmie moralnym. Być może mądrości i popularność filmów Allena wśród elit umysłowych polega na m.in. zdejmowaniu
bielma z oczu ludzi myślących schematami.
Religia też jest takim właśnie schematem. Dopiero od czasów
oświecenia (wyjęcie rozumu spod kurateli księży, dlatego do dziś religijna
prawica zachowuje się jak banda rozjuszonych guwernantek) wyznaczono religii
takie miejsce, że może ona niemal wyłącznie czynić dobro nie przytłaczając
człowieka i nie zniewalając go zakazami i nakazami. Liberał Voltaire i konserwatysta Burke obaj traktowali religię instrumentalnie; jako twór ludzki,
który ma polepszać życie społeczne, a nie zwalniać od myślenia. Paul Henry Thiry,
baron d'Holbach (1723-1789) próbował z kolei łączyć pragmatyzm z ateizmem i moralnością:
„...Ateista jest człowiekiem, który ma przyrodę i jej prawa; zna też własną
naturę i wie, jakie obowiązki nakłada na niego…".
D'Holbach nie doceniał moralnej siły religii, która jest jedynym moralnym
fundamentem ludzi prostych nie mających czasu deliberować o etyce i pracować nad
sobą w sposób intelektualno-etyczny. Warto jednak zwrócić uwagę na twierdzenie,
iż ateista zna prawa przyrody; czyli zna rzeczywistość, podczas gdy człowiek
religijny jej nie dostrzega mając całą głowę zapchaną gotowymi mądrościami
przyczynowo-skutkowymi, których nie kwestionuje, lub które rzadko kwestionuje.
Zawsze istnieje ryzyko, iż człowiek religijny jest moralny bo religia mu
każe a nie dlatego, iż to przemyślał. Co najwyżej te obie moralności mogą się
uzupełniać, ale jedna nie wynika z drugiej. W klasycznym katolicyzmie tylko
księża zajmowali się obiema.
Tak wykpiwany przez koła katolicko-konserwatywne praktycyzm, jest jednak jak
się zdaje najlepszym sposobem myślenia. Przykładowo ja jestem monarchistą (ale
monarchia oświecona!), gdyż uważam, że monarchia implikuje lepszą organizację
życia społecznego niż demokracja, a nie dlatego, że stanowi rodzaj powrotu do
„szlachetnego" czegoś tam (p. Nikiel np. bredzi o oczyszczeniu serc niezbędnym
do przywrócenia monarchii czyli o rekatolicyzowaniu niezbędnym do przywrócenia
sojuszu ołtarza i tronu — a przecież najlepsi monarchowie nie byli dewotami,
lecz traktowali religię praktycznie — czyli „instrumentalnie").
Na koniec warto zauważyć, że człowiek religijny myśli, że ateista czy deista
(wierzący w Boga, ale odrzucający dogmaty religijne), którego też bierze za
ateistę, musi znaleźć sobie „religię zastępczą", prawdopodobnie dlatego, że sam
nie mógłby żyć bez jakiejkolwiek religii; tj. bez sytemu, który zwalniałby go od
myślenia (przychodzi tu na myśl to ciągłe narzekanie prawicy na intelektualną
wyższość „lewicy", przy czym jako lewica są tu rozmieni także wolnorynkowi
liberałowie (co jest przekłamaniem, ponieważ prawicę w czasie rewolucji
francuskiej tworzyli nie tylko dewoci/zwolennicy tradycji Ludwika XIV, ale
przede wszystkim liberalni monarchiści — feuillanci z markizem de La Fayette na
czele).
Ta niższość intelektualna z pewnością nie dotyczy prawicy laickiej, czyli
wolnorynkowych demo-sceptycznych liberałów, bo oni — Hume, Bastiat, Tocqueville,
Mikke, Ziemkiewicz, R. Aron, Guy Sorman itd. jakoś się na to nie skarżą, ani
objawów takiej niższości nie przejawiają — wręcz przeciwnie). Niektórzy ateiści z pewnością szukają religii zastępczej (Shaw — pacyfizm, M. Środa — feminizm,
Hemingway i Sartre — socjalizm), lecz to dowodzi, że tak naprawdę nie są
intelektualistami, lecz dewotami, którzy wyłączają myślenie i podążają za stadem
(anty?) religijnym.
Rozsądniejszym deistom i liberałom wystarczy bóg pojęty filozoficznie,
podstawowa tolerancja, wolny rynek, umiłowanie ładu społecznego i swobodnej
dyskusji — myślenia.
« Felietony i eseje (Publikacja: 26-11-2010 Ostatnia zmiana: 27-11-2010)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 114 |
|