|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Biologia » Ewolucjonizm
Lynn Margulis krytykuje ewolucję w czasopiśmie Discover [1] Autor tekstu: Jerry Coyne
Tłumaczenie: Paulina Wojciechowska
Około 1970 roku biolog Lynn Margulis zyskała sławę najpierw proponując, a następnie wykazując, że komórki eukariotyczne powstały przez symbiotyczny
związek wczesnych komórek prokariotycznych, z których cześć pochłaniała
inne komórki, zaś pochłonięte bakterie ewoluowały w przynajmniej dwie z podstawowych organelli komórkowych: mitochondria i, w przypadku roślin,
chloroplasty. Pomimo, że inni sugerowali to wcześniej, to Margulis przypisuje
się uznanie za popchnięcie tej teorii naprzód, wspierając ją danymi
biochemicznymi i mikrobiologicznymi, jak także zrozumieniem jej implikacji. Późniejsze
prace nad sekwencjonowaniem DNA stanowiły całkowite poparcie teorii Margulis.
Została ona słynnym naukowcem i wybrano ją do Narodowej Akademii Nauk
(National Acedemy of Sciences).
Trawersując
stary polityczny slogan: sława deprawuje, a sława absolutna deprawuje
absolutnie. Nie jest to zawsze prawdą, lecz jeśli naukowiec zdobywa znaczną
popularność i podziw, zawsze pojawia się pokusa, by myśleć, że wszystko, o czym mówisz na dany temat ma szczególne znaczenie i wagę. Tego typu solipsyzm
zwykle rozwija się u osób takich, jak Margulis, które muszą przeforsować
poprawną teorię przeciw głęboko zakorzenionemu zwątpieniu i pogardzie współpracowników.
Margulis uległa
takiej właśnie deprawacji. W ciągu ostatnich dwudziestu lat głosiła szeroko
swoje wątpliwości odnośnie nowoczesnej teorii ewolucji. Stwierdziła, na
przykład, że współczesna biologia ewolucyjna jest „pomniejszą
dwudziestowieczną sektą wewnątrz rozprzestrzeniających się religijnych
przekonań biologii anglo-saksońskiej" i że „neo-darwinizm, który kładzie
nacisk na (powolną kumulację mutacji) znalazł się w totalnym kryzysie."
Ponieważ jest sławna, bywa zapraszana tu i tam, i zawsze wykorzystuje
okazję, by skrytykować współczesną biologię ewolucyjną. Pod tym względem
może być ona gorsza dla nauki niż kreacjoniści, ze względu na jej znaczną
naukową wiarygodność. Być może pamiętacie, iż Margulis „zajęła się",
(tzn. pozwoliła na publikację, pomimo różniących się między sobą
recenzji),
artykułem
Williamsona, gdzie autor wysuwał hipotezę o hybrydowym początku cyklu życiowego
motyli (najpierw gąsienica, później postać dorosła) przez rozmnażanie się
ancestralnego motyla latającego z pazurnicą. (Praca została
następnie obalona.) Podejrzewam, że
wymusiła tę publikację, ponieważ odpowiada ona przekonaniu Margulis, iż
symbioza — a przypuszczam, że można traktować hybrydyzację jako coś takiego — stanowi dominujący czynnik w ewolucji.
Margulis i jej syn, Dorion Sagan, napisali nawet książkę o specjacji,
zatytułowaną "Acquiring
Genomes, gdzie twierdzą, że czynnikiem krytycznym w powstawaniu gatunków
była endosymbioza. „The New York Times" poprosił mnie o recenzję
tej publikacji, ale książka była tak okropna, autorzy tak nieświadomi dekad
pracy nad specjacją (włączając w to obserwacje wiodące do stwierdzenia, że
bariery reprodukcyjne prawie zawsze mapują się na geny, a nie organelle
cytoplazmatyczne), że, mimo iż lubię pisać dla „The Times", tym
razem odmówiłem, ponieważ najzwyczajniej nie chciałem, aby książka
zawierająca tyle błędów stała się popularna.
Dziś jednak chciałbym rozreklamować sześciostronicowy
wywiad z Margulis, który ukazał się w „Discover Magazine". W wywiadzie pojawia się szereg szokujących stwierdzeń, m.in. przypuszczenie
Margulis, że AIDS to naprawdę syfilis i nie ma etiologii wirusowej.
Skoncentrujmy się jednak na ostrej krytyce ewolucji, gdzie biolog brzmi prawie
zupełnie jak kreacjoniści:
Oto
mój problem z neodarwinizmem: uczy się, że czynnikiem generującym nowe formy
jest akumulacja przypadkowych mutacji w DNA, w kierunku ustalonym przez dobór
naturalny. Gdy chcesz większych jajek, wybierasz te kury, które składają
największe i w rezultacie dostajesz coraz większe i większe. Ale równocześnie
hodujesz kury z nieprawidłowo rozwiniętymi piórami i chwiejącymi się
nogami. Dobór naturalny eliminuje i być może podtrzymuje procesy, ale niczego
nie tworzy.
Stosując sztuczny dobór, nie zawsze otrzymujemy osobniki upośledzone.
Koty domowe radzą sobie całkiem dobrze, o ile nie bawimy się z ich pyskami,
by otrzymać persy. To prawda, że większość sztucznie wyhodowanych gatunków
nie przetrwałaby w naturze, ponieważ ludzie pragną cech, które w naturze są
często maladaptacyjne. Na przykład kukurydzę dobierano tak, aby ziarna
pozostawały na kolbie, a nie „rozlatywały się wokół". Najgorszą
rzeczą, jaką możemy uczynić roślinie, jest pozbawienie jej możliwości
rozsiewania ziaren.
Jak jednak
Margulis doszła do przekonania, że sztuczny dobór wskazuje na to, iż
„dobór naturalny nie tworzy"? Dobór sztuczny, oczywiście, tworzy, w tym sensie, że ludzie, jak zauważył Darwin, mogą uformować zwierzęta lub
rośliny w cokolwiek tylko zechcą. Pokazuje to, że łącząc różne mutacje
można stworzyć coś nowego, można zamienić roślinę ancestralną w kalafior, kalarepę, brukselkę czy kapustę (wszystkie wywodzą się od tego
samego gatunku). A jeśli te zmiany zwiększały „przydatność" w naturze, jak np. połączenie cech, które zmieniły pradawnego artiodaktyla w wieloryba, dlaczego dobór naturalny nie miałby tworzyć czegoś nowego? Zapis
skamielin ewolucji głównych taksonów potwierdza całkowicie tę hipotezę,
chyba, że Margulis uważa, iż płetwy, pióra, itd. powstały poprzez symbiozę
lub hybrydyzację. Podejrzewam, że tak właśnie jest, co byłoby niedorzecznym i niepotwierdzonym poglądem. Jednak przecież właśnie w swojej
książce napisanej z Dorionem Saganem twierdzi, że w ten sposób powstają
nowe gatunki.
Margulis zachwala następnie równowagę punktową — obserwację,
że określona zmiana ewolucyjna w zapisie skamielin pojawia się szybko,
podczas gdy przez większość czasu gatunki pozostają statyczne. Nadal nie
wiadomo, jak wiele rodowodów odpowiada temu procesowi, ale żaden z propagatorów
równowagi punktowej — ani Gould, ani Eldredge, ani moi koledzy tutaj w Chicago — nie powiedzieliby, że zaobserwowanie „skokowej" ewolucji wypacza
dobór naturalny. Margulis nie rozumie po prostu równowagi punktowej.
Zgadza
się jednak ona z kreacjonistami odnośnie nieskuteczności doboru i neodarwinistycznego paradygmatu:
Krytycy, w tym także krytycy kreacjonistyczni mają rację co do swoich wątpliwości.
Nie mają jednak do zaoferowania nic innego niż inteligentny projekt (ID) czy
„Bóg to uczynił". Nie mają alternatywy, która byłaby naukowa.
Cóż, przynajmniej nie jest na tyle szalona, aby zaakceptować boga jako
wyjaśnienie naukowe. Jest jednak dostatecznie szalona, by promować swoją
alternatywną teorię", a mianowicie symbiozę. Pomyślmy jednak, jak możemy
wytłumaczyć zarówno specjację, jak adaptację jako rezultaty symbiozy -
czy to interpretowanej wąsko jako wchłanianie i włączanie innego organizmu
do twojego, albo interpretowanej szeroko, jako hybrydyzację. W tym przypadku,
znaczne zmiany ewolucyjne pojawiałyby się natychmiast; pisząc
„natychmiast", mam na myśli kilka pokoleń. Tak, to właśnie nastąpiło,
gdy bakterie i mitochondria stały się organellami w komórkach, a my rzeczywiście
obserwujemy szybkie powstanie nowego gatunku poprzez hybrydyzację (zjawisko
„poliploidalności" wśród roślin i „diploidalnych hybrydowych
gatunków wśród zwierząt").
Te
zdarzenia jednak nie stanowią reguły, jak sugeruje Margulis, ale — z wyjątkiem
poliploidalności u roślin — bardzo
rzadkie wyjątki. Dlaczego tak sądzimy? Ponieważ możemy zaobserwować początki
nowych adaptacji i linii rodowodowych w zapisie skamielin, i nie są one
natychmiastowe! Pomyślcie o przejściu ewolucyjnym od ryb do płazów, od płazów
do gadów, od gadów do ssaków, od tetrapodów do ptaków, od „szczurów lądowych" — artiodaktyli do wielorybów. Każda z tych zmian zachodziła na przestrzeni
milionów lat i widzimy te zmiany stopniowo kumulujące się w skamielinach.
Gdyby to wszystko wystąpiło dzięki symbiozie — doprawdy niedorzeczny pomysł — widzielibyśmy jeden lub szereg nagłych skoków kreujących „nowość"
ewolucyjną. A tego nie ma.
Natomiast
analiza genetyczna, dzięki której możemy zlokalizować dokładnie geny
odpowiedzialne za zarówno nowe cechy, jak i nowe gatunki, niezmiennie wykazuje,
iż te nowe zjawiska występują nie dzięki pochłonięciu nowego gatunku, ale
dzięki zmianom w DNA organizmu. Przykładów na to nie brak. Zajrzyjcie do książki
autorstwa mojego i Allena Orra, pt. „Specjacja", aby dowiedzieć się
więcej o danych odnośnie cech wyróżniających gatunki, które są ze sobą
blisko spokrewnione.
Wreszcie,
Margulis czuje wyjątkową niechęć do genetyków populacyjnych:
Darwin
twierdził, że zmiany kumulują się w czasie, ale genetycy populacyjni opisują
mieszanki, które są przejściowe. To, co łączy się w jedno przy reprodukcji w jednym pokoleniu, rozpada się w następnym wskutek tego samego procesu.
Genetycy populacyjni zawładnęli biologią ewolucyjną. Są oni redukcjonistami
ad absurdum.
Toż
to istne szaleństwo. Geny stają się „zafiksowane"
(utrwalone), tzn. zaczynają charakteryzować cały gatunek, ponieważ wpływają
one pozytywnie na przetrwanie i reprodukcję. I możemy mieć zbiory genów robiące
to samo. Gen odpowiedzialny za przesunięcie nozdrzy ancestralnego wieloryba na
czubek jego głowy, tak, że stają się one otworem nosowym umożliwiającym
oddychanie podczas częściowego zanurzenia zwierzęcia, zostanie
„zafiksowany", podobnie, jak geny, które w tym samym czasie powodują
transformację kończyn przednich w płetwy. Nie ma „rozpadu" tych
dobrych genów w procesie reprodukcji. Zostają „zafiksowane"
(utrwalone) równocześnie, ponieważ wszystkie są dobre, podobnie jak inne
geny, odpowiedzialne za utratę włosów, redukcję kończyn tylnych, utratę
uszu zewnętrznych, itp. Atakowanie genetyki populacyjnej jako niefunkcjonującego
redukcjonizmu pokazuje prawdziwą ignorancję Margulis i demaskuje ją nie jako
myśliciela, ale demagoga.
W
końcu Margulis powiedziała coś o promotorze mojego doktoratu, Dicku
Lewontinie, co naprawdę mnie zdenerwowało. Scharakteryzowała go jako pochłaniającego
pieniądze naukowca pragnącego zyskiwać „granty" na badania, o których
wie, że nie mają sensu:
Genetyk
populacyjny, Richard Lewontin, sześć lat temu wygłosił wykład tutaj, na
UMass Amherst, podczas którego wszystko zmatematyzował — zmiany w populacji,
przypadkowe mutacje, dobór seksualny, koszta i korzyści. Pod koniec wykładu
powiedział „Wiedzą państwo, próbowaliśmy przetestować te idee w naturze i w laboratorium, i tak naprawdę nie ma pomiarów, które odpowiadałyby
wartościom, o których państwu mówiłem." To było porażające. Więc
powiedziałam, „Panie Lewontin, jest pan wspaniałym wykładowcą, skoro ma
pan odwagę powiedzieć, że pańskie badania nie zawiodły donikąd. Ale po co
więc kontynuuje pan tę pracę?" Rozejrzał się wokół i odparł
„To jest jedyna rzecz, jaką umiem robić, a jeżeli przestanę, nie dostanę
pieniędzy z grantu".
1 2 Dalej..
« Ewolucjonizm (Publikacja: 14-04-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1174 |
|