Czytelnia i książki » Boccaccio -Dekameron
Calandrino przy nadziei Autor tekstu: Giovanni Boccaccio
opowieść
trzecia dnia dziewiątego
Gdy Eliza opowieść
swoją skończyła, wszyscy złożyli dziękczynienie Bogu, że młodą zakonnicę
od prześladowania zawistnych sióstr klasztornych ocalić zechciał, po czym królowa
wezwała z kolei Filostrata, który nie czekając, aż rozkaz powtórzony
zostanie, w te słowa zaczął:
— Piękne damy! Nieobyty
sędzia z marchii ankońskiej, o którym wam wczoraj opowiedziałem, nie pozwolił
mi ucieszyć was jeszcze jedną opowieścią o Calandrinie (malarzyna
wielce tępawy, którego bohaterem niejednej opowieści Boccaccio uczynił -
przyp.), którą już miałem na ustach. Ponieważ wszystko, co o nim
powszechnie opowiadają, jest w najwyższym stopniu krotochwilne, tedy opowiem
wam historię o nim, którą już wczoraj opowiedzieć zamierzałem, mimo to, iż
wiem dobrze, żeśmy o nim i o jego towarzyszach siła anegdotek już
przytoczyli.
«Dobrze już
wiecie, kim był Calandrino, a takoż i inni ludzie, o których teraz mówić
zamierzam. Dlatego też nad wiadomymi rzeczami się nie szerząc, zacznę od
tego, że umarła jedna z ciotek Calandrina, zostawiając mu w spadku dwieście
srebrnych dukatów drobnych oszczędności. Odebrawszy te pieniądze Calandrino
jął rozpowiadać, że zamierza za nie wiejską posiadłość nabyć, przy czym
wszedł w porozumienie ze wszystkimi stręczycielami i pośrednikami we
Florencji, jakby co najmniej sumą dziesięciu tysięcy dukatów rozporządzał.
Ilekroć przychodziło jednak do ceny sprzedażnej posiadłości, targ zawsze na
niczym się kończył.
Bruno i Buffalmacco,
wiedząc o tym, przedstawiali mu nieraz, że lepiej by uczynił, przehulawszy te
pieniądze w ich kompanii niż kupiwszy ziemię, z której chyba na podobieństwo
dzieci, gałki dla zabawy będzie lepił. Wszystkie te dobre rady odbijały się
od niego jak groch od ściany. Nawet na skromną wieczerzę namówić go nie zdołali.
Drażniło to ich niezmiernie. Pewnego dnia, gdy o uporze Calandrina rozmawiali,
nadszedł właśnie jeden z ich towarzyszy, malarz, imieniem Nello. Wszyscy
trzej jęli się głowić nad tym, co by tu przedsięwziąć dla uraczenia się
choćby raz jeden kosztem Calandrina. Wkrótce stosowny sposób do głowy im
przyszedł. Umówili się szczegółowo, co każdemu z nich uczynić wypadnie, i nazajutrz rano, w godzinie, kiedy Calandrino zwykł był z domu wychodzić,
zaledwie kilka kroków postąpił, zaszedł mu drogę Nello witając go:
— Dzień dobry,
Calandrino!
Calandrino odparł na to
życzeniem, aby Bóg Nella dobrym dniem i dobrym rokiem obdarzył. W trakcie
rozmowy Nello przystanął i jął się pilnie Calandrinowi przyglądać.
— Dlaczego mi się tak
przypatrujesz? — zapytał zdziwiony Calandrino.
— Czy ci się dzisiaj coś w nocy nie przytrafiło? — rzekł Nello. — Całkiem niepodobny jesteś do
siebie.
Calandrino przeraził się i zawołał:
— Biada mi! Cóż by to
być mogło? Jakież to zmiany dostrzegasz we mnie?
— Wydajesz mi się
wielce zmienionym — odparł Nello. Może to zresztą co innego...
Rzekłszy te słowa,
odszedł żywo. Calandrino ruszył dalej mocno zaniepokojony, choć najmniejszej
dolegliwości nie czuł. Wtem nawinął mu się Buffalmacco, który w trakcie całej
rozmowy trzymał się nieco opodal i widział, jak
się Nello oddalał. Buffalmacco
pozdrowił uprzejmie Calandrina, po czym spytał się go z wielką troskliwością,
zali nie jest chory.
— Nie wiem — odparł
coraz bardziej zatrwożony Calandrino — oto właśnie przed chwilą powiedział
mi także Nello, że wygląd mój jest całkiem inny niż zazwyczaj. Czy możliwe,
by mi naprawdę coś było?
— Oby to nic nie było -
odparł Buffalmacco — aliści wyglądasz mi na półtrupa.
Na te słowa Calandrino w całym ciele gorączkę poczuł. Nieborak jeszcze się opamiętać nie zdołał,
gdy naraz ukazał się Bruno, odskoczył od Calandrina i zawołał:
— Jak ty wyglądasz,
Calandrino? Masz minę raczej trupa niż żywego człowieka. Co ci się stało?
Calandrino dzięki tym
trzem powitaniom najmocniej przeświadczony, że chorym być musi, począł się
trząść całym ciałem i zapytał:
— Co robić?
— Ha — rzekł Bruno -
wydaje mi się, że najlepiej byś zrobił wracając zaraz do domu. Kładź się
do łoża i każ się dobrze przykryć, a potem nie mieszkając poślij wodę
swoją do mistrza Simona, który jak ci wiadomo, wszystkim nam bardzo sprzyja.
On ci powie zaraz, jak masz złu zaradzić, my zasię będziemy ci towarzyszyli i pomożemy, w czym będzie potrzeba.
Po drodze spotkali Nella,
który się do nich przyłączył, i w tej to kompanii powrócił Calandrino do
domu. Pełen dusznej niespokojności wszedł do swej sypialnej komnaty i zawołał
na żonę:
— Chodź tu i przykryj
mnie dobrze, gdyż czuję się bardzo chory.
Gdy go do łoża położono,
posłał natychmiast wodę swoją przez małą dziewczynkę do mistrza Simona,
który się właśnie w sklepie swoim „Pod Melonem" na Mercato
Vecchio znajdował. Gdy dziewczyna odchodziła, Bruno odezwał się do swoich
towarzyszy:
— Zostańcie tutaj przy
nim, a ja skoczę do doktora, aby jego orzeczenia wysłuchać. Jeżeli zajdzie
potrzeba, wnet go tutaj z sobą przyprowadzę.
— O tak, uczyń to dla
mnie, zacny mój druhu — rzekł do niego Calandrino — idź i przynieś mi jak
najśpieszniej
wiadomość o stanie moim, czuję
bowiem w całym ciele jakąś słabość, której nazwać nie umiem.
Bruno wyszedł pośpiesznie i przybywszy do mistrza Simona jeszcze przed dziewczyną niosącą wodę,
uprzedził go o całym stanie rzeczy. Gdy dziewczyna stanęła na progu, doktor
przyjrzał się wodzie i rzekł:
— Biegnij z powrotem i rzeknij Calandrinowi, aby się jak najcieplej trzymał. Ja wkrótce tam przybędę,
powiem, co mu jest, i poradzę mu coś na lego dolegliwość.
Dziewczyna powtórzyła
te słowa swemu panu. Po chwili przybył Bruno wraz z doktorem, który usiadłszy
poważnie na brzegu łóżka, począł Calandrinowi puls macać. Dokonawszy
tego, rzekł doń w przytomności żony Calandrina:
— Słuchaj, Calandrino,
jeśli chcesz, abym ci wszystko szczerze, jak na przyjaciela przystało,
powiedział, to rzeknę, że nic ci nie grozi, tylko jesteś brzemienny.
Calandrino, usłyszawszy
te słowa, zaczął jęczeć żałośliwie, po czym zawołał do żony swojej:
— Biada mi, Tesso, to tyś
mi tego zła narobiła, bowiem zawsze chcesz być na wierzchu! Przecież nieraz
cię przestrzegałem.
Pani Tessa, białogłowa
nader obyczajna, spłonęła rumieńcem, spuściła oczy i nie rzekłszy ni słowa
wyszła z komnaty.
Calandrino ani na chwilę
nie przestawał jęczeć i wołać:
— Biada mi, nieszczęsnemu!
Cóż ja teraz pocznę; jak to dziecię i którędy na świat wydam? Ach, widzę
dobrze, że ta przewrotność żony mojej życia mnie pozbawi. Bodajby ją Bóg
zatracił! Gdybym był zdrów, pobiegłbym za nią i wszystkie kości jej
pogruchotał (Calandrino lubił od czasu do czasu tęgi łomot
swej małżonce sprawiać, nieraz z zupełnie błahych powodów — przyp.).
Ale dobrze mi tak, gdyż nie powinienem był jej nigdy na wierzch puszczać. Jeżeli
wyjdę cało z tej biedy, to umrze pierwej z żądzy, nim jej na coś podobnego
pozwolę.
Bruno, Buffalmacco i Nello, słysząc te brednie Calandrina, o mało się ze śmiechu nie zadusili,
pohamowali się jednakoż i poważne miny zachowali. Mistrz Barania Głowa śmiał
się za to z całego gardła, tak iż wszystkie zęby można mu było policzyć.
Po chwili Calandrino począł zaklinać doktora najsłodszymi słowy, aby mu w tym nieszczęściu pomocą i radą służyć zechciał.
— Nie dręcz się i nie
lękaj, Calandrino — odparł na to doktor — poznaliśmy się bowiem, dzięki
Bogu, od razu na twojej chorobie. Mam nadzieję, że bez wielkich trudności w ciągu kilku dni uwolnić cię od niej zdołam. Radzę ci jeno, abyś nie
wzdragał się z wydaniem pieniędzy na różne leki przeznaczonych.
— Ach, oczywista, że je
wydam, drogi mistrzu — odparł Calandrino — tylko ratuj mnie, na miłość boską.
Posiadam dwieście dukatów, za które majętność sobie kupić chciałem. Jeśli
potrzeba, zabierz je wszystkie, ale nie dopuść, abym zległ, nie pojmuję
bowiem jak bym to nawet uczynić zdołał. Słyszałem, jak wrzeszczą białogłowy
przy porodzie. Jeżeli one tak cierpią, aczkolwiek wszelką możność rodzenia
mają, cóż dopiero ja znosić bym musiał? Jestem upewniony, że umarłbym
pierwej, nimbym dziecię na świat wydał.
— Uspokój się — rzekł
doktor — każę ci przyrządzić niezwykle skuteczny i smakowity napój, który w ciągu trzech dni usunie twoją niemoc bez śladu, tak iż będziesz znowu zdrów
jak ryba. Zważ jeno, abyś na przyszłość do podobnych niedorzeczności żonie
swojej nakłonić się nie dał. Co się zaś owego trunku tyczy, to do przyrządzenia
go trzeba trzech par tęgich i tłustych kapłonów. Na inne jeszcze
ingrediencje daj jednemu z obecnych tutaj pięć dukatów. Wszystko niech mi
przyniosą do sklepu, ja zasię przyślę ci jutro napój, który natychmiast po
jednym kielichu przyjmować zaczniesz.
Calandrino, wysłuchawszy
tych słów, zawołał:
— Zgadzam się, oczywiście!
Zajmijcie się mną tylko szczerze mój drogi mistrzu!
I wydobywszy natychmiast
pięć dukatów oraz sumę potrzebną na kupno kapłonów, wręczył te pieniądze
Brunowi, zaklinając go, aby w imię miłości i przyjaźni dla niego podjął
się załatwienia tych wszystkich spraw.
Doktor wróciwszy do
domu kazał wina z korzeniami przygotować, po czym posłał je Calandrinowi.
Bruno tymczasem, w towarzystwie doktora i dwóch pozostałych kompanów, zjadł
tłuste kapłony i inne przysmaki kupione za pieniądze Calandrina.
Calandrino pił przez
trzy dni wino z korzeniami. Wreszcie czwartego dnia doktor przyszedł do niego z towarzyszami i macając mu puls rzekł w te słowa:
— Jesteś już całkiem
zdrów, mój Calandrino, tak iż jeszcze dzisiaj możesz wyjść na miasto za
swymi sprawami. Calandrino, pełen niewysłowionej radości, podniósł się
natychmiast z łoża i wyszedłszy na miasto wysławiał przed każdym, kogo
tylko napotkał, troskliwą opiekę mistrza Simona, który go w ciągu trzech
dni bez najmniejszej boleści od płodu uwolnił. Bruno, Buffalmacco i Nello
cieszyli się tymczasem niezmiernie, że skąpego Calandrina w pole wyprowadzić
zdołali. Tylko pani Tessa, zmiarkowawszy figiel przyjaciół męża, długo mu
jego głupoty darować nie mogła.»
« Boccaccio -Dekameron (Publikacja: 02-08-2002 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1643 |