« Zmienić proboszcza Autor tekstu: Mariola Zaczyńska
— Tu chodzi o co innego, żeby pokonać
parafian! Zdusić ich wolę. Nie pozwolić podnosić głowy! — uważają wierni.
Ponad dwudziestoosobowa delegacja
parafian z Radzikowa Wielkiego pikietowała 18 lipca siedlecką Kurię Diecezjalną.
Zdesperowani wierni domagali się jednego: — Chcemy zmiany proboszcza!
Wzburzonym ludziom nie dane było porozmawiać z biskupem Janem Nowakiem. Przywitał ich jedynie sekretarz kurii i obiecał,
że skargę na proboszcza przekaże biskupowi.
— Dlaczego biskup do tej pory jeszcze nie
zareagował? My już cztery listy polecone do biskupa wysłaliśmy. O, proszę, to
są dowody nadania — starsze małżeństwo z Rzążewa pokazuje kwity z
poczty. — Raz tylko biskup Henryk Tomasik odpisał w sprawie przywrócenia
godzinek, że porozmawia z proboszczem. Ale biskup Nowak nie odpowiedział nam
ani razu!
Mieszkańcy Radzikowa podają powody,
dla których zdecydowali się na pikietę kurii. Proboszcz K.N. przyjechał do ich
parafii dwa lata temu. Wierni są zgodni: to najgorsze dwa lata w historii Radzikowa!
— Ubliża nam, domaga się wielkich
datków i posuwa się nawet do rękoczynów! Jak on mógł pobić młodą parę?!
Szczupła kobieta w średnim wieku
zaciska spracowane dłonie. Jej córka z przyszłym zięciem nie mieli 600 złotych
na ślubne opłaty.
— Powiedzieli, że tyle nie mają.
Rzucił się na nich. Zięciowi to takiego guza na ustach, przy zębach nabił! A
córkę jak pchnął na ścianę, to głowę rozbiła!
— Jemu jak się da za mało, to pod nogi
kopertę rzuca. Brat poszedł dać na zapowiedzi. Proboszcz mu zaśpiewał: 150 złotych
zapowiedzi, 150 złotych wypis aktu urodzenia. Na to brat mówi, że cały ślub
będzie go w Łukowie kosztował 300 złotych. I usłyszał od proboszcza: „Gówno
mnie obchodzą łukowskie stawki. Ja mam parafię w Radzikowie."
Parafianie wyliczają za co muszą
płacić: za poświęcenie pól, za poświęcenie pokarmów, nie mówiąc o kolędowaniu.
— Pomnika na cmentarzu ksiądz nie
poświęci bez pieniędzy. Specjalne zeszyty puścił, gdzie notuje się, kto ile
dał. Z ambony o wszystko żebrze. Nawet kolejkę do prania swojej bielizny ustalał.
Cmentarz na klucz zamknął, ludzie nie mogli pomnika stawiać. Nie wpuszczono
robotników, to musieli bramę zdjąć. A ksiądz z ambony potem wrzeszczał, że jeszcze
raz taki incydent się wydarzy, to on policję na ludzi wezwie. Podczas wystawienia
Najświętszego Sakramentu siada. Celebruje na siedząco! Może mu tapczan do kościoła
kupić? Na tacę zbiera podczas odmawiania „Wierzę w Boga Ojca"!
Dużo emocji budzi też tajemniczy
„ksiądz Edward", który często z proboszczem mieszka.
— My nie wiemy, kto to jest! Nawet
nazwiska nie znamy. Proboszcz zapytany opowiadał tylko, że to „ksiądz — gość" albo „ksiądz — student". Różnie ludzie o tym wszystkim mówią. A ten „ksiądz Edward" zaczął pola święcić,
po kolędzie chodzić, datki zbierać...
Niektórym parafianom puściły nerwy.
— A ja opowiem, jak było — młody
chłopak wzrusza z determinacją ramionami. — Co niedziela czekaliśmy,
aż proboszcz wygłosi zapowiedzi brata. Cierpliwość się skończyła. Rano poszliśmy z ojcem na plebanię. Słyszymy, że obaj już chodzą, wstali. Wyszli na mszę. Dopadłem
proboszcza i przycisnąłem go trochę. A ten mi w twarz, że jak zechce, to wygłosi
zapowiedzi, a jak nie zechce, to nie! A do organisty wrzasnął, że tu siłą chcą
go brać, więc niech dzwoni po policję. To ja na to: a dzwoń, tylko od razu i
do skarbowego zadzwoń! No to proboszcz już nie wołał policji. Ten „ksiądz — gość Edward" zaczął się ze mną kłócić. A proboszcz uciekł. Zniknął.
Jak zacząłem szukać, to znalazłem proboszcza w zakrystii: schował się w pudle i przykrył chorągwiami, ornatami.
Po tym cyrku i groźbach, że teraz
parafianie zaczną inaczej ze swoim proboszczem rozmawiać, zapowiedzi zostały
wygłoszone. W niedzielę o godzinie 9.30. Na sumie już nic nie powiedział.
Proboszcz K.N. nie odbierał telefonów. Na
pozostawioną na automatycznej sekretarce prośbę o kontakt — nie oddzwonił. W siedleckiej kurii także unika się rozmów z dziennikarzami. Na przesyłane faksem
pytania, dotyczące sytuacji w Radzikowie Wielkim, nie otrzymałam odpowiedzi.
Odezwali się natomiast … mieszkańcy Górzna. Cztery lata temu zamknęli kościół
na kłódki. Proboszczem w Górznie był wtedy… ksiądz K.N!
— To było straszne, nie chcielibyśmy przeżyć
podobnego koszmaru jeszcze raz — mówią parafianie z Górzna. —
Dlatego współczujemy mieszkańcom Radzikowa, bo wiemy, co czują.
Latem 1996 roku wierni z Górzna rozpoczęli
„pielgrzymki" do siedleckiej kurii skarżąc się na urzędującego od
roku proboszcza K.N. i domagając się jego zmiany.
— Wynajmowaliśmy autokar i jeździliśmy
do kurii, bo na listy nie otrzymaliśmy nigdy odpowiedzi. Pisaliśmy nawet do
episkopatu! Ale biskup Tadeusz Pieronek odpowiadał, że ta sprawa leży w gestii
biskupa Jana Nowaka. Biskup Nowak przyjął nas w końcu sierpnia. Obiecał wtedy,
że sprawę załatwi. Za kilka dni pojechaliśmy znowu, a wtedy biskup zbeształ
nas, że parafianie są po to, aby słuchać! Że nikt nie będzie mu mówił co ma
robić! To wróciliśmy do Górzna i w sobotę, 31 sierpnia 1996 roku, o zachodzie
słońca założyliśmy kłódki na drzwiach kościoła i wywiesiliśmy transparent: „Żądamy
zmiany proboszcza".
Kościół był zamknięty przez 9 dni.
Mężczyźni pełnili na zmiany warty. Wieś się podzieliła na zwolenników i przeciwników
proboszcza. Ludzie patrzyli na siebie wilkiem.
Parafianie zadzwonili do kurii z informacją,
że kościół jest zamknięty. Reakcji nie było. "Jak żeście zamknęli,
to i otworzycie"— miało paść z drugiej strony. Zadzwonili di kancelarii
biskupa Pieronka, do kancelarii prymasa Glempa. Wszędzie mówiono im, że to sprawa
siedleckiego biskupa.
— Dopiero wtedy powiadomiliśmy telewizję,
gazety i radio. Jak się ukazały pierwsze relacje, to dopiero proboszcza odwołano.
Wierni z Górzna podkreślają jednak,
że nie był to koniec historii. Biskup Jan Nowak próbował jeszcze zadomowić proboszcza w parafii, która go nie chciała. Długo nie wyznaczał jego następcy. Pod koniec
października ksiądz K.N. znowu pojawił się w dawnym mieszkaniu.
— Wywlekliśmy go z mieszkania, a
cały dobytek wynieśliśmy do stodoły. Pojechaliśmy do kurii z plecakami, z postanowieniem,
że będziemy ją okupować, aż do skutku! Dopiero wtedy znowu nam obiecano, że
przyjdzie inny proboszcz. Jak widać,zdzieraliśmy gardła i wyjeździliśmy
drogi zanim biskup zmienił nam proboszcza.
W Górznie mają ugruntowaną opinię o byłym proboszczu.
— Ten człowiek nie powinien prowadzić
parafii, być wśród ludzi. Może gdzieś w zamknięciu, w zakonie, to tak… Źle
jest, gdy ksiądz wokół sieje tyle zła.
Przez dwa tygodnie po awanturze w
kurii mszę odprawiał inny ksiądz. Proboszcz na ten czas wyjechał. 1 sierpnia
wrócił. Zniknął jedynie „ksiądz — gość Edward". Wyprawy wiernych
do kurii rozpoczęły się od nowa.
— Co będzie z naszą wiarą?— zastanawiają
się ludzie. — Niby wiara ta sama, ale kiedyś, jak ksiądz coś powiedział,
to było to święte. A teraz? Ludzie dziś wykształceni, kończą szkoły, studia.
Nie pozwolą sobą pomiatać i poniżać się.
Parafianie z Górzna przypuszczają,
że wiernych z Radzikowa czeka jeszcze długa batalia.
— Mamy żal do biskupa Jana Nowaka,
ze tak długo nas zwodził i tylko pogarszał sytuację. Jaki to problem zmienić
proboszcza, który się do kierowania parafię nie nadaje? Ale tu chodziło o co
innego, żeby pokonać parafian! Zdusić ich wolę. Nie pozwolić podnieść głowy.
« (Publikacja: 03-08-2002 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1726 |