|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie
Cuda-niewidy Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Wybitny
jezuita stwierdził:, „Kto chce, niech wierzy w cuda. Ja nie muszę".
Wypowiedź dotyczyła przypadku rzekomego uzdrowienia francuskiej
zakonnicy, przypisywanego wstawiennictwu Jana Pawła II, aczkolwiek uznaje to
uzdrowienie za rzecz niecodzienną, jednak znaną w medycynie. Przy okazji
stwierdził też, że nie musi wierzyć w objawienia w Lourdes, ale na tym nie
koniec. 'Byłoby dobrze, gdyby nie tylko naukowcy, ale i teologowie wyzbyli się pychy, przekonania, że uprawiając jakąś dziedzinę
wiedzy, mogą wszystko o świecie powiedzieć, i to w sposób niepodważalny.
Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Być może jutro okaże się, że
to, co my dzisiaj uważamy za cud, jest zjawiskiem naturalnym, mającym swoje
naturalne przyczyny.' — Tak brzmi konkluzja całej wypowiedzi.
Znaczące
jest rozróżnienie między naukowcami a teologami. Widocznie ksiądz profesor
tych ostatnich nie uważa za naukowców, co byłoby tylko stwierdzeniem
oczywistego faktu, jednak nieco dziwnym u teologa. Natomiast, co do pychy, trafił w samą istotę problemu, tyle tylko, że uczeni zazwyczaj
mają wątpliwości, natomiast teolodzy zazwyczaj
rzadko. Teolodzy np. z całą pewnością wiedzą, że stosowanie prezerwatyw
jest obrazą Boga, tak jak wiedzieli, że taką samą obrazą jest sama myśl o obrocie czy kulistości Ziemi. nie tak znowu dawno takie szczepienia ochronne też
uznawano za targnięcie się na boski majestat. Przykładów takich pewności
jest bez liku i wypełniły niejedną książkę.
Od
teologów bardziej pewni swoich racji są tylko politycy, zazwyczaj też związani z teologami, choć niekiedy w sposób bardzo pokrętny.
Ksiądz
profesor ma z pewnością solidne podstawy do swoich twierdzeń, jestem też
pewien, że znane mu są racjonalne wyjaśnienia wielu innych, nie tylko
wskazanych przypadków. Można się tylko zastanawiać, dlaczego wybrał akurat
te dwa, choć przypadek uzdrowienia, a właściwie to zakwestionowanie zasługi
JPII w jego zaistnieniu, wydaje mi się znaczący, ale to już inny problem. Być
może, po prostu te dwa mu się nasunęły, jako pierwsze.
A
co by było, gdyby zakwestionował tzw. tajemnice fatimskie, zwłaszcza trzecią?
Jaka byłaby reakcja jego współwyznawców, szczególnie rodaków? Nie chcę
jednak fantazjować na ten temat. Interesują mnie kwestie ogólniejszej natury,
przynajmniej te, które takimi mi się wydają.
Pierwsza
to sprawa poznawalności świata. Ksiądz profesor uważa, że jest on
poznawalny i pod tym względem z nim się nie różnię. Pytaniem pozostaje -
na ile teologia uczestniczy w poznawaniu świata? Nie jest nawet specjalnie ważne,
kto postulował poznawalność świata, kto się takiemu stawianiu sprawy
sprzeciwiał i czyj pogląd zwyciężył. To już mamy za sobą. Bez trudu można
wskazać przykłady duchownych, którzy rozwijali fizykę, nawet kilku wynalazców i to znaczących. Również teolodzy zajmujący się np. etyką czy prawem, mają
swój pozytywny wkład. Jednak wszyscy oni sukces odnieśli w bardzo
przyziemnych badaniach, w których pierwiastek teologiczny nie miał żadnego
znaczenia, dlatego sądzę, że teologia w poznanie świata specjalnie wiele nie
wniosła.
Interesujące
jest ostatnie zdanie: "Być może jutro
okaże się, że to, co my dzisiaj uważamy za cud, jest zjawiskiem naturalnym,
mającym swoje naturalne przyczyny".
Jest
ono dość wieloznaczne, moim zdaniem. Bo czy na tej podstawie nie można
argumentować, że, być może, wszystkie opowieści o czakramach, duchach, różdżkach,
lewitacjach itd., itd., któregoś dnia okażą się uzasadnione? Być może
jutro okaże się, że to, co dziś uważamy za czyjeś urojenia, czasem nawet
chore, jest zjawiskiem naturalnym, 'mającym swoje naturalne przyczyny'? Na
tej podstawie można np. zażądać, aby tzw. 'oficjalna' nauka podjęła
nad nimi badania. Można przy tym argumentować, że chodzi o dobro ludzkości,
bo przecież odkrycie źródła wody, a jeszcze lepiej ropy, bez potrzeby
dokonywania kosztownych wierceń czy leczniczego działania dotknięcia kamienia
leżącego w jakichś podziemiach, jest działaniem dla dobra ludzkości.
Przecież badania i odkrycia Michaela Newtona nad wędrówką dusz, które
nieopatrznie próbowałem wyśmiać, mogą dotyczyć nieznanych jeszcze zjawisk
naturalnych. Czy takiego wniosku nie można wyciągnąć z tego zdania? Wydaje
mi się, że można.
Czy
więc takie zdanie, wypowiedziane jakby nie było przez wykształconego człowieka,
inna sprawa, że wybrał sobie do tego celu gazetę bardzo nie bardzo, może być
zachętą dla entuzjastów parapsychologii i wszelkiego rodzaju magii? Moim
zdaniem — tak.
Podobnie
ma się rzecz z nader łatwo rzucanym stwierdzeniem — niczego nie można być
pewnym — zwłaszcza w przypadkach dotyczących nauki. Takie stwierdzenie, w moim rozumieniu, to relatywizm moralny, pozornie dotyczący tylko nauki, mało
tego, ubrany w togę obiektywizmu. Jest to zapalenie zielonego światła dla
tych wszystkich, którzy problemy nauki, zwłaszcza logiki, kiedy tylko krzyżują
się z ich ścieżką, mają zwyczaj przejeżdżać, mimo czerwonego światła,
walcem nieuctwa.
Nie
będę zarzucał księdzu profesorowi, że postąpił tak z rozmysłem, może po
prostu nie wziął pod uwagę takiej
możliwość, może jestem po prostu przeczulony.
Dwa
zakwestionowane przypadki 'cudu' uzasadniają prawo do zakwestionowania i innych. A co do cudu uzdrowienia, to jeszcze benzyny do ognia dolewa wypowiedź
biskupa Bernarda Fellaya, który głośno krzyczy: „Beatyfikacja Jana Pawła
II to katastrofa i duchowe tsunami". Nie jest wypowiedź odosobniona, o czym
łatwo przekonać się czytając komentarze internautów.
Zastanawiające
jest ograniczenie zjawisk cudownych do uzdrowień i widzeń, niekiedy do zjawisk
meteorologicznych. Weźmy przypadek dwu takich zjawisk meteorologicznych, jakie
zdarzyły w Fatimie, jedno prawie sto lat temu, a drugie nieomal w ostatnich
dniach. Co prawda, nie wszyscy uznali je za cud, ale jednak wielu, przynajmniej
tak pisały o wydarzeniu liczne gazety.
W
obu przypadkach widzowie mieli do czynienia z czymś ulotnym, trudnym do
zarejestrowania, bo przecież nikt podczas mszy, mówię o ostatniej sytuacji,
nie mierzy kamerą akurat w Słońce. W przekonaniu wielu oglądających wystąpiło
zjawisko wręcz unikalne, i to z dwu powodów. Po pierwsze nikt z nich nigdy
wcześniej tego nie widział, a przynajmniej nie obserwował w sposób świadomy.
Drugi powód unikalności zjawiska to fakt, że wydarzyło się podczas mszy dziękczynnej
za beatyfikację Jana Pawła II, który z Fatimą był bardzo związany, i gdzie
już coś takiego, także w cudownych okolicznościach obserwowano. Czyż nie
jest to przypadek na granicy nieprawdopodobieństwa naturalnego wystąpienia?
Meteorolodzy
zjawisko znają, jest ono, ich zdaniem dość częste, choć nie zdarza się
codziennie, sam dwukrotnie obserwowałem dwa słońca. Wskazywałem je innym, którzy
patrzyli z niedowierzaniem w niebo, niektórzy właściwie niczego nie
dostrzegali.
Ponieważ
wielu obecnych było głęboko przekonanych o występowaniu cudów, o cudownej
mocy, jaka jest udziałem JPII, więc ich reakcja jest zupełnie zrozumiała -
mają do czynienia z cudem, i to bez jakichkolwiek wątpliwości.
Co
teraz mają zrobić ci, którzy zachowali jako taki rozsądek podczas
obserwacji, np. obecny wśród nich zawodowy meteorolog, który rozumie przyczynę
zjawiska lub ktoś, kto w życiu już je obserwował, albo zna z teorii jego
wyjaśnienie? Sytuacja staje się zgoła paranoiczna, bo mamy dwa zupełnie
sprzeczne wyjaśnienia, z których tylko jedno jest prawdziwe, ale zwolennicy
jednego wyjaśnienia nie przyjmują do wiadomości wyjaśnienia drugiego. Wątpliwe
jest, aby zwolennik 'cudu' łatwo zgodził się na naturalne wyjaśnienie
albo, że 'naturalista' przyjmie wersję 'cudowną'?
Na
szczęście, w tym przypadku wszyscy jakoś szybko ochłonęli i akurat ten
'cud', póki co, pozostaje tylko faktem medialnym.
Oczywiście,
sceptycy istnieli zawsze, ale nie zawsze z tym się afiszowali. Znani są starożytni,
którzy za nic sobie mieli gromowładnego Zeusa. Nie wiem czy byli tacy, którzy
powątpiewali w Wotana lub Swarożyca, jeśli byli, to byli niepiśmienni i dziś
nic sensownego na temat ich niewiary nie można powiedzieć.
Później
łatwo było za takie przechwałki trafić na stos, więc ci, co mieli trochę
rozumu, powstrzymywali się od zbędnego gadania.
Dzisiejsze
cuda są mało efektowne. Morza się nie rozstępują, wskrzeszeń nie uświadczysz,
żadne tsunami nie zatrzymało się metr od wybrzeża, trąby powietrzne też
nie zamierają w pobliżu siedzib sprawiedliwych. Ot, czasem pokaże się jakieś
kółko wokół naszego słoneczka, czyli coś, co zdarza się nieomal
codziennie, czasem ktoś porozmawia z kimś niewidzialnym, coś się zabarwi na
czerwono albo dziwnie zapachnie, gdzieś na drzewie, kamieniu czy odłupanym
tynku, pojawi się coś, co zarysem przypomina ludzką twarz. Określenie
'cud' jest nadużywane, a to uczyniło je bezwartościowym, obojętnym.
Chociaż
ksiądz profesor nie we wszystkie cuda wierzy, to w przypadku owej zakonnicy
„stała się rzecz niecodzienna, niespotykana". Oczywiście, ksiądz też
komuś musi uwierzyć, bo przecież nie sposób samemu sprawdzić, jak to było;
trudno tego wymagać od innych, jeżeli samemu nie mam zamiaru wszystkiego
sprawdzać. Ksiądz temu 'komuś' wierzy, a ktoś inny temu samemu 'komuś' — nie wierzy. Wolno więc chyba niedowiarkowi być niedowiarkiem w stosunku do
rzeczy, w które wierzy ksiądz profesor, tak samo, jak wolno księdzu
profesorowi być niedowiarkiem w stosunku do rzeczy, w które wierzy inny ksiądz,
nawet jego zwierzchnik.
Czy
są możliwe nowe odkrycia dotyczące świata duchowego? Celowo piszę świata
duchowego, a nie 'świata duchów'. Moim zdaniem, wszystko, co zostanie
odkryte, bez względu na charakter tych odkryć, będzie dotyczyć jednak tylko
materii. Jeśli okaże się, że splunięcie przez lewe ramię usuwa jakieś
niebezpieczeństwa albo modlitwa w dowolnym języku leczy z choroby, będą to
czynniki materialne i musi być do udowodnienia zaistnienie i powtarzalność
związku przyczynowo — skutkowego. Przypadek jednorazowy nie wchodzi w grę właśnie
ze względu na jego niepowtarzalność. Nie da się np. powtórzyć meteorytu
tunguskiego czy wybuchu wulkanu Krakatau, tu można posłużyć się tylko
analogiami, a te nie dają 100% gwarancji prawdziwości.
Nie
mogę jednak powstrzymać się od uwagi, że Kościół zachowuje podziwu godną
dwoistość i wybiórczość w wątpliwych kwestiach. Nie tak dawno dowiedzieliśmy
się, że w Rzymie odkryto groby dwojga męczenników z początków chrześcijaństwa.
Chodzi o świętych Darię i Chryzanta, którzy zginęli w 283 roku.
Wiek
znaleziska oceniono przy pomocy metody radiowęglowej i to akurat mnie mocno
zdziwiło. Kiedy tą metodą próbowano ocenić wiek całunu turyńskiego, została
zakwestionowana na tysiączne sposoby, często nieźle uzasadnione, w tym jednak
przypadku okazała się ona absolutnie wiarygodna i niepodważalna. Czyż to nie
cud? Ale, na szczęście, przypomniałem sobie cenną myśl Hermanna Busembauma — Cum finis est licitus etiam media sunt licita — i wszystko stało się
jasne.
« Doktryna, wierzenia, nauczanie (Publikacja: 24-06-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1940 |
|