|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Inny punkt widzenia
Lewica, Prawica, Żywica Autor tekstu: Wojciech Terlecki
Wyobraźmy sobie ogłoszenie konkursu, w naszym
miasteczku, gminie czy
osiedlu, którego nagrodą będą całkiem wysokie pensje. Każdy może w sposób tajny wybrać, komu chciałby dać ten przywilej. W zamian za to zwycięzcy
będą, czymśtam, czymśtam się zajmowali, bo cośtam, cośtam umieją. Czy
wzięlibyśmy udział w takim plebiscycie? Zapewne tak, jeżeli sami byśmy
ubiegali się o te pieniądze lub ktoś z naszych znajomych. Zapewne nie, jeżeli
nie widzielibyśmy w tym żadnego interesu, a nawet uderzyłaby nas
niesprawiedliwość rozdawania pieniędzy za cośtam cośtam. Nasze oburzenie
wzrosło by niepomiernie gdybyśmy odkryli fakt, że na budżet na te
gratyfikacje będziemy się składać sami. Tymczasem za kilka miesięcy będziemy uczestniczyli w takim przedsięwzięciu. Z pełnym zaangażowaniem i poczuciem misji. Ulegniemy
urokowi haseł: Dobro Państwa, Racja Stanu, Ojczyzna, Sprawiedliwość Społeczna.
Będziemy karmieni obietnicami, szczuci na siebie nawzajem. Na spotkaniach
rodzinnych podstawowym tematem będzie, kto nam lepiej zrobi dobrze za nasze
pieniądze. Nikt nie wstanie i nie powie, „że to bujda, granda zwykła". Bo
przecież demokracja to najlepszy sposób sprawowania władzy przez ludzi nad
ludźmi. Bardziej elokwentny rozmówca niedokładnie zacytuje W. Churchilla
„ze demokracja to zły ustrój, ale niczego lepszego nie wymyślono" (dosł.
„Stwierdzono, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć
wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu"). Można się z tym zgodzić lub polemizować. Trzeba tylko pamiętać jak W.Churchill robił
demokrację. Na szczęście pozostawił nam pamiętniki, w których opisuje podróże
na wiece wyborcze od miasta do miasta by spotykać się i dyskutować z mieszkańcami.
Opowiadał im o tym, co chciałby zrobić w państwie, a w zamian oni mówili
mu, że nie ma racji lub go popierali. Na wiecach było tyle samo popleczników,
co przeciwników i trzeba było niemałej pracy by zyskać wyborcę. Potem
kolacja z notablami i w pociąg, do następnego miejsca. Rzeczywiście z tej
perspektywy to nie najlepszy ustrój, trzeba się było solidnie napracować.
Ciekawe czy Winstonowi spodobałoby się obecne oblicze
demokracji. Z jednej strony walka buldogów pod dywanem o wpływy w partii i co
za tym idzie dostęp do środków, a z drugiej charakteryzatorka w garderobie
stacji telewizyjnej. Nie wolno się przecież błyszczeć, kiedy wygłasza się w piętnaście sekund kilka banalnych komunałów, nic nieznaczących sloganów,
które chce usłyszeć wyborca i pryncypał. Potem w samochód i do następnej
redakcji, puder i te same teksty i do radia tym razem obejdzie się bez mejkapu.
Jaka jest recepta na wygranie w takim konkursie piękności?
Bo walka na programy płynnie przekształciła się w walkę o miejsce i czas w programach, publicystycznych i informacyjnych. Gwarancją wygranej nie jest
zrozumienie przesłania, jakie głosi polityk (o ile jest mu w ogóle do czegoś
potrzebne) ani popularność wśród miejscowej ludności tylko miejsce na liście.
Zapewnienie sobie miejsca w mediach to z kolei walka o przychylność włodarzy
stacji i rozgłośni. W imię takiej walki można np. zorganizować
„spontaniczne" aresztowanie 741 osób, których potem trzeba wypuścić, bo
nic nie zrobili oprócz przemieszczania się grupą w kierunku stadionu. A jak
się już otrzymało czas antenowy to, co z nim uczynić?
Metoda nr 1.
Pochylić się nad wyborcą. Sprawdzony sposób wypróbowany
przez wróżki i bioenergo. Poświęcimy im czas, wykażemy zrozumienie, dostrzeżemy
problemy. Tu wyborca powinien być ukontentowany zwłaszcza, jeżeli pochyla się
przedstawiciel władzy. Znakomitą okazją do pochylenia się, są katastrofy
naturalne, gdzie na miejscu zamiast strażaka i ratownika w pierwszej kolejności, z powodu lepszej logistyki pojawia się polityk. Otoczony wianuszkiem
dziennikarzy, również lepiej logistycznie wyposażonych. Współczujący i obiecujący wsparcie, na razie oralnie, ale w przyszłości pewnie i materialne.
„Jeżeli władza mówi, że da, to mówi" jak głosi mądrość ludowa.
Ofiara w świetle kamer doceni ten gest, bo co ma zrobić trudno jest dać w twarz przy kilku milionach świadków. Przy tej okazji możliwe jest również
„dostrzeżenie problemu". To świadczy o wyjątkowej spostrzegawczości
polityka. Dostrzec możliwość wystąpienia katastrofy, w przypadku, kiedy
wiele takich zdarzeń miało miejsce w historii niezliczoną ilość razy, to
niebywały wyczyn.
Metoda nr 2
Granie na emocjach. Manipulowanie strachem i euforią daje
pole do popisu dla każdego polityka. Budowanie koalicji wobec zagrożenia to
stara jak świat, metoda służąca integracji ludzi. Jeżeli nie ma prawdziwego
zagrożenia to trzeba je wymyślić. Tu inspiracja pochodzi z religii: piekło,
czyściec, diabeł, grzech, innowierca, koniec świata to archetypy, które
trzeba tylko umiejętnie przekuć na język kampanii wyborczej. Cieszyć się można i należy z wygranej naszej grupy. Z poczucia wspólnoty, z lepszych perspektyw
na przyszłości. Tomorrow Belongs to Me!. Z bankietu, który czeka po zakończeniu konwencji wiecu czy innego rautu..
Pewnie, dlatego ludzie regularnie głosują na duże partie — chwilowa
satysfakcja, że postawiło się na właściwego konia i wystawniejsze bankiety.
Poczucie wstydu z powodu działalności naszych wybrańców można, jak zakup
nieudanego modelu samochodu, łatwo zracjonalizować. To nic, że trzy razy w roku stoi w warsztacie, ale jak wygląda!
Gdzie, tu miejsce na sprawy ojczyzny? „Bez tej miłości
można żyć, mieć serce puste jak orzeszek" Zawodowiec nie musi przejmować
się sentymentami. Przedsiębiorcy nie interesuje czy jego reklamy są ładne czy
artystyczne, tak samo nie jest istotne czy opakowanie jest czerwone czy zielone
liczy się czy towar się sprzedaje. Polityk nie musi już czegokolwiek
produkować, jego towarem są obietnice. Ciężko znaleźć kogokolwiek, kto by
przyznał, że wierzy w obietnice polityków. Temat niespełnionych obietnic
pojawia się przed każdymi wyborami z regularnością godną dyskusji o sensie
przestawia czasu letniego na zimowy i odwrotnie. Ale nadal z zapałem gramy w tą
grę. Zupełnie jak żona bita przez swojego małżonka, który jutro przeprosi i obieca poprawę. I tak, co cztery lata. Przyczyną tego jest prymitywna
manipulacja, wmówiono nam, że „nasz głos jest ważny". Mimo, że
statystycznie wśród innych wyborców prawie nie istniejemy. W poprzednich
wyborach oddano 16142202 głosów
ważnych, największe partie otrzymały po 6701010; 5183477; 2122981 głosów ważnych. W tym przypadku nawet 1000 głosów nie zmieniłoby układu. Dodatkowo jest
jeszcze ordynacja, która zwycięzcom daje znaczne fory w obsadzaniu miejsc w parlamencie. Masa głosów — to jest wartość dla ugrupowań, które dzięki
kumulacji i specjalnie w tym celu wymyślonemu systemowi mogą utrzymać władzę
bez oglądania się na pojedynczych dostarczycieli krzyżyków na kartkach, których
opinia w tłumie rozmywają się jak substancja czynna w roztworach
homeopatycznych.
A jak to się ma do innego mitu o naszej reprezentacji?
Polityk odpowiada jedynie przed swoim pryncypałem — osoba, która wystawia go
na listę i przydziela środki na kampanię, czyli wypromowanie nazwiska pod
znanym Brandem. W przypadku pierwszych miejsc na liście Brand jest nawet ważniejszy
niż nazwisko. Indywidualny opinia o tym lub owym dostarczyciela krzyżyka nie
jest w stanie bardziej zaważyć na postawie kandydata niż podległość i finanse. Wobec powyższego sytuacja się odwraca, to krzyżykodawca musi wybrać
sobie ugrupowanie, które choć trochę bliskie jest jego poglądom. W takim
razie może zagłosować na mniejsze ugrupowanie, które ma szansę reprezentować
indywidualne interesy? Nie możemy tego zrobić, ponieważ w ten sposób
„tracimy nasz cenny głos". I koło się zamyka.
Trudno w dzisiejszym świecie w prosty sposób określić
charakter ugrupowania politycznego, które mogłoby nam być bliskie. Pojęcia
lewicy i prawicy przestały oddawać przesłanie ideologiczne ugrupowań pragnących
zdobyć i utrzymać władzę w systemie demokratycznym. Sprawę najbardziej
skomplikowała propaganda. Typowym przykładem jest działanie Związku
Radzieckiego, pragnącego zjednoczyć pokojowo lub nie cały ruch określany,
jako lewicowy. Dla włodarzy kremla pojawił się w latach trzydziestych pewien
konkurent w postaci ruchu faszystowskiego, który również maszerował pod
czerwonymi sztandarami i odwoływał się do tego samego targetu. Obietnice składane
przez faszystów nie różniły się od haseł, pod którymi chciał władać światem
komunizm. Sowieci mieli jednak na tyle silną agenturę, że nawet dzisiaj mówiąc o nazistach kojarzymy ich z prawicą. To o tyle dziwaczne, że powstaje spory
dysonans poznawczy podczas rozszyfrowywania skrótu NSDAP, jako partii imiennie
Narodowo-Socjalistycznej. Żołnierze Hitlera maszerowali pod czerwonym
sztandarem z niewielkimi runicznymi dodatkami na białym tle. W zamyśle faszystów,
silne państwo miało sterować gospodarką, ku chwale narodu. Niestety
nieporozumienie w rodzinie, co do tego, kto i dla kogo ma uczynić ludzkości
raj na ziemi, spowodowało rozłam z komunistami i bezwzględną krwawą walkę.
W
Polsce mamy lewicę pobożną, lewice bezbożną, prawicę katolicką. Prawica
bezbożna nie liczy się na arenie. Podstawowym kryterium podziału sceny
politycznej wydaje się być stosunek do naszej rozrodczości. Rozród i sposoby
jego praktykowania to centrum zainteresowania polityków, choć podobno eugenika
się skompromitowała. To doskonale odzwierciedla pasje wyborców i główny
nurt ich zainteresowania. Rozmowy o ekonomii są trudne, a o do dyskusji o d***e
Maryni zawsze znajdzie się grono specjalistów.
Inni specjaliści od politologii będą nas przekonywali o ważności głosu, obowiązku obywatelskim, ochronią nas przed zmarnowaniem głosu i najlepsze, wmówią, że jak nie pójdziemy na głosowanie to inni za nas
zadecydują. O czym? Kto będzie otrzymywał pensję z budżetu państwa? I tu
wracamy do początku tego tekstu.
Dzięki temu trikowi od 20 lat dajemy zatrudnienie tym
samym ludziom, organizującym się w strukturach władzy pod różnymi nazwami.
Ich podstawowym celem jest utrzymanie się w zawodzie polityka. Tak zwane poglądy
polityczne i program przestały istnieć.
Nie ma też nadziei na zmianę. To już nawet nie Tytania
Status Quo, o której pisał Milton Friedman. To system. Duży twór zwany partią
musi się utrzymać, w związku z tym potrzebuje sporej ilości wiernych działaczy,
kręcących maszynka propagandową i zarządzający na szczeblu centralnym i lokalnym. Działacze potrzebują źródeł utrzymania, a te znajdą się dzięki
żerowaniu na organizmie państwa. Wszelkie obietnice obniżenia deficytu budżetowego i zmniejszenia biurokracji są iluzją niemożliwą do zrealizowania nawet przy
dobrej woli lidera. System na to nie pozwoli. No chyba ze zabraknie kasy...nie,
nie zabraknie się dodrukuje.
Ten model „demokracji" stworzył nową światową
kategorię człowieka, która istniała w historii Rzeczypospolitej pod nazwą
„szlachta gołota". Bez specjalnych umiejętności, niepotrzebującą być
pożyteczna dla społeczeństwa by przetrwać. Jej przedstawiciele potworzyli
dla siebie ponadnarodowe stanowiska w rozmaitych komitetach, parlamentach,
komisjach, agendach, organizacjach „pozarządowych" ciągnących pieniądze z budżetu państwa.. Tworzą różnego rodzaje dyrektywy, rekomendacje,
prezentacje, analizy, raporty, których nikt nie czyta, ani nikt nie potrzebuje.
No chyba, że są wyjątkowo głupie wtedy o nich usłyszymy, bo będzie się można
pośmiać. Wątpliwa to korzyść zwłaszcza wobec kosztów, jakie ponoszą
podatnicy sponsorujący tą radosną twórczość.
Często bywa, że pojawiają się w kręgu naszych
zainteresowań, ponieważ są szkodliwe i zutylizowanie efektów ich działania
wymaga wysiłku.
Ku rozczarowani wszelkiej maści polityków i osób związanych z tą działalnością, mają oni mały wpływ na gospodarkę. Gospodarkę tworzą
przedsiębiorcy i konsumenci.
Urzędowe ograniczenia i regulacje mogą jedynie zmniejszyć
lub zwiększyć szarą strefę, nie są w stanie tworzyć potrzeb i ich
zaspokajać i nie mają mocy zapobiegać wahaniom koniunktury. Nie mogą
zapobiec przed wystąpieniem kryzysu, lub jakkolwiek złagodzić jego skutki.
Mogą jedynie zapożyczyć obywateli i przeprowadzić kilka atrakcyjnych
medialnie akcji, których skutki znikną równie szybko jak się pojawiły. A gdyby istniał nawet jakiś problem, który administracja mogłaby rozwiązać
to i tak tego nie zrobi, bo problem rozwiązany przestaje być atrakcyjny, nie
można nim już się więcej zajmować. I jak w tym kontekście wygląda ważność
naszego głosu?
Jest jeszcze jedna czarna strona tej działalności, którą
rzadko się dostrzega — tworzenie opresyjnego prawa. Ziścił się system
prawny postulowany przez Andrzeja Wyszyńskiego stalinowskiego prokuratora, który
był wierny zasadzie „Dajcie mi człowieka a znajdę na niego paragraf" Każdy z nas praktycznie codziennie łamie jakiś przepis lub postępuje bezprawnie.
Nagminnie przekraczamy 50 km/h w terenie zabudowanym,
rozmawiamy przez telefony komórkowe podczas prowadzenia samochodu, spożywamy
piwo lub inne napoje w miejscach publicznych, palimy papierosy w niedozwolonych
miejscach lub niedozwolone substancje, które nielegalnie posiadamy, chodzimy po
ulicach nietrzeźwi śpiewając, łamiemy monopol państwowy, wyrzucamy baterię
do śmieci, posiadamy pirackie oprogramowanie lub pliki, oszukujemy na wiele różnych
sposobów, zazwyczaj na drobne sumy, fiskus lub ZUS, obrażamy rząd,
prezydenta, posła, sprzedajemy różne legalne towary, które okazują się być
nielegalne, itd. Każda powyższa czynność może spowodować pozbawienie nas
wolności, wtargnięcie do mieszkania, obciążenie finansowe, gdyby tylko ktoś
chciał nas z jakiegoś powodu bardziej się nami zainteresować.
Dość czarnowidztwa, w najbliższym czasie szykują nam się
igrzyska. Wbrew pozorom zachęcam do uczestnictwa w tej zabawie, wiecach
wyborczych i głosowaniu. Te kiełbaski i baloniki są za nasze pieniądze
niech, więc z tego skorzystamy. No dobra zauważy błyskotliwy czytelnik to, co
wobec tego proponuje Autor? Skoro sam Winston Churchill nie miał oprócz
refleksji nic do zaproponowania w tej sprawie, Autor tym bardziej nie czuje się
kompetentny do proponowania jakichkolwiek zmian i rozwiązań, jednak z dużą
przyjemnością przygląda się jak działają wspólnoty mieszkańców i dobrze
zarządzane gminy, w których ludzie rozwiązują z zapałem lokalne sprawy, które
ich bezpośrednio dotyczą.
« Inny punkt widzenia (Publikacja: 16-07-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2029 |
|