|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Światopogląd naukowy
Klatka czasoprzestrzeni, klatka umysłu [2] Autor tekstu: Bernard Korzeniewski
Notabene, wbrew założeniom
szczególnej teorii względności, wydaje się, iż istnieje we Wszechświecie
wyróżniony, „spoczynkowy" układ odniesienia. To taki, wobec którego energia
kinetyczna wszystkich obiektów wypełniających Wszechświat, lub też jego
wystarczająco dużą część (większą, niż największe niejednorodności rozkładu
materii), jest najmniejsza, a wypadkowy pęd — zerowy (ze względu na wektorowy
charakter pędu przeciwnie skierowane pędy „kasują się"). To taki, wobec którego
średnia temperatura reliktowego promieniowania tła pochodzącego z różnych
kierunków jest jednakowa. Promieniowanie tła docierające do Ziemi z jednej
strony (półsfery niebios) jest nieco cieplejsze, niż ze strony (półsfery)
przeciwnej. Wiemy stąd, że nasza Galaktyka porusza się wobec tego wyróżnionego
(„spoczynkowego") układu odniesienia z ok. 0.5 % szybkości światła.
Zawsze z przyjemnością oglądałem film „Gwiezdne wojny", a przynajmniej
Epizod IV (czyli pierwszy, który pojawił się na ekranie). Jednocześnie zawsze
bawiło mnie jego kompletnie dowolne podejście do fizycznych realiów świata, w którym żyjemy. W kontekście niniejszego artykułu dotyczy to oczywiście przede
wszystkim podróży kosmicznych. W rzeczywistości to nie Luke Skywalker dotarłby
na odległą zamieszkaną planetę, a dopiero jego bardzo odległy potomek, a po
powrocie po kilku wojażach do księżniczki Lei zastałby on nowy gatunek, który z niej wyewoluował. Oczywiście, w „Gwiezdnych wojnach" bohaterzy podróżują
pomiędzy odległymi miejscami w przestrzeni poprzez, o ile pamiętam,
„hiperprzestrzeń". Jednakże wiara w „hiperprzestrzeń" jest z punktu widzenia
nauki równie racjonalna, co wiara w smoki i krasnoludki.
Czasami jako remedium na ograniczenia w podróżach kosmicznych podaje się
tzw. tunele czasoprzestrzenne. Szczególnie celuje w tym wielu autorów książek
popularnonaukowych. Niestety, jest to chwyt pod publiczkę. Tunele takie oparte
są na cząstkowych (fragmentarycznych) teoriach fizycznych, zaburzają zasadę
przyczynowości (można nimi podróżować nie tylko w przestrzeni, ale także w czasie, np. do własnej przeszłości), ich rozmiary są mikroskopijne (choć co
„ambitniejsi" popularyzatorzy znajdują sposoby, aby je rozciągnąć), wymagają (te
duże) astronomicznych energii itd. Przykro stwierdzić, ale wielu naukowców
parających się pisaniem książek popularnonaukowych często nie rozróżnia (lub nie
chce rozróżniać) pomiędzy dobrze ugruntowanymi fenomenami a wysoce
spekulatywnymi zjawiskami znajdującymi się na granicy nauki, a nawet już poza
nią. Cóż, książki muszą się sprzedawać, a na konta wpływać pieniążki… . A że
(przeważnie młodym) ludziom marzącym o „Gwiezdnych wojnach" robi się wodę z mózgu? Formalnie wszystko jest w porządku, ponieważ rzeczeni pisarze
(przynajmniej niektórzy z nich) mówią przecież, że podają jedynie teorie i hipotezy. Zapominają dodać, że rozmaite teorie mają bardzo różny stopień
uprawomocnienia.
Oczywiście, ktoś może twierdzić, że obecna nauka nie jest jeszcze
skończona, i że przyszła nauka pozwoli na szybkie przemieszczanie się na
astronomicznych dystansach. Jest to jednakże kliniczny wręcz przykład tak
zwanego „wishful thinking", czyli myślenia życzeniowego. W chwili obecnej nic na
to nie wskazuje.
Tak więc eksploracja i zasiedlanie wydają się na większą
skalę niemożliwe. Oczywiście, w naszym zasięgu jest Układ Słoneczny — Mars,
księżyce wielkich planet złożonych głównie z wodoru, takich jak Jowisz czy
Saturn. Wiemy już jednak z pewnością, że nie znajdziemy tu istot inteligentnych.
Tlą się nikłe nadzieje dotyczące życia — jakieś jego proste formy mogłyby
istnieć na powierzchni Marsa, w podlodowym oceanie Europy (księżyc Jowisza) lub w wodorowęglanowych morzach Tytana (księżyc Saturna), ale na razie to czysta
spekulacja. Tak czy owak, na międzygwiezdne wojaże czy pogawędki nie mamy co
liczyć. Czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy zamknięci w klatce
czasoprzestrzeni. Ucieczki z niej nie ma — uniemożliwiają ta najbardziej
fundamentalne prawa fizyczne.
Cóż, może ktoś powiedzieć, życie człowieka jest względnie krótkie, ale
ludzkość jako całość ma czas. Niech to nawet będą dziesiątki tysięcy lat, ale w końcu zbudujemy odpowiednie statki kosmiczne i roześlemy je do wybranych gwiazd i krążących wokół nich planet, aż wreszcie tam dotrą. Może to bardzo daleka
perspektywa, ale chyba lepsze niż nic.
Pomijam już czysto techniczne problemy i zakładam (bardzo)
optymistycznie, że zostaną one przezwyciężone. Pozostają jednak jeszcze dwie
zasadnicze kwestie, które moim zdaniem poddają w wątpliwość i podminowują
uprawnienie takiego przedsięwzięcia: faktualna i etyczna:
1. Czy cywilizacja ludzka przeżyje do momentu, kiedy osiągnie zdolność do
skonstruowania statków międzygwiezdnych (w celu zasiedlenia obcej planety
musiałyby one zabrać ze sobą cały „zalążek" cywilizacji technicznej, poczynając
od którego mogłaby ona być odtworzona)?
2. Czy ludzkość moralnie zasługuje na odkrycie pokrytych życiem planet
możliwych do zasiedlenia oraz inteligentnych obcych, którym moglibyśmy o nas
opowiedzieć?
Kwestie te są ściśle ze sobą powiązane.
Zacznijmy od punktu drugiego. Załóżmy, że odkrywamy planetę obdarzoną
życiem i możliwą do zasiedlenia. Pełni euforii wysyłamy tam statki kosmiczne.
Astronauci lądują i przystępują do badań naukowych. Obfitują one w wielorakie i niezmiernie ciekawe odkrycia. Jednakże po kilkudziesięciu latach eksploracyjny
zapał zostaje zastąpiony przez rutynę. Badacze przekształcają się w osadników.
Rozmnażają się, ich liczba lawinowo rośnie. Zaczynają zasiedlać coraz to nowe
obszary, budować miasta, rozwijać przemysł i rolnictwo, najprawdopodobniej przy
użyciu roślin i zwierząt przywiezionych z Ziemi (lokalne przypuszczalnie byłyby
niejadalne). Miejscowe ekosystemy kurczą się drastycznie. Ich resztki zamykane
są w rezerwatach, których skuteczność jest na dłuższą metę wątpliwa. Większość
lokalnych gatunków ulega wymarciu. Na początku może chciano by się temu
przeciwstawić, ale wkrótce uznano by to za nieuchronne koszty cywilizacyjne. W końcu, wszystko jest przecież dla ludzi… . Znajome?
Pytam zatem, po co mamy odkrywać nowe formy życia? Po to, żeby nowi
„pionierzy" weszli ze swoimi piłami mechanicznymi, żeby nowi przedsiębiorczy
„odkrywcy" rżnęli, co się da i strzelali, do czego się da, żeby nowi
„deweloperzy" zniszczyli wszelkie urokliwe zakątki odległych planet, dumnie
głosząc się forpocztą postępu cywilizacyjnego? Chciałoby się powiedzieć, że już
lepiej, żeby żadne oko nie spoczęło na cudach jakiejś odległej planety, niż żeby
miały się one dostać pod opiekę naszej rozumnej i cywilizowanej rasy.
Nie jestem fanatykiem. Oczywiście, że człowiek potrzebuje miejsca i zasobów zarówno na Ziemi, jak i na innych planetach możliwych do zasiedlenia.
Chodzi o zachowanie rozsądnych proporcji. Na przykład „pół na pół": pół obszarów
do zamieszkania przez człowieka, pół dla dzikiej przyrody. Trzeba by także z góry zaplanować, które dokładnie obszary będzie się chronić, tak aby zachować te
najcenniejsze i zachować równowagę ekologiczną. Nie iść na żywioł, jak to się
stało i ciągle dzieje na naszej planecie, a potem próbować chronić przypadkowe
niedobitki. Oczywiście, ludzkość jeszcze do tego nie dorosła.
Obecnie często skupiamy się na ochronie „ginących gatunków". To znaczy
tworzymy jakieś ograniczone obszarowo rezerwaty, gdzie znajdują ostoję ostatnie
żyjące osobniki. Ale, po pierwsze, aby populacja jakiegoś gatunku była w dłuższym okresie czasu stabilna i odporna na zagrożenia (np. choroby, warunki
klimatyczne, chów wsobny), musi być odpowiednio duża i zróżnicowana, musi się
składać z wielu częściowo geograficznie rozdzielonych sub-populacji. Szczególnie w przypadku dużych ssaków drapieżnych wymaga to wielkich powierzchni przez nie
zamieszkanych. Miło ogląda się filmy przyrodnicze o afrykańskiej sawannie i jej
mieszkańcach, ale mało kto sobie zdaje sprawę, że pozostały już stosunkowo
niewielkie fragmenty, a istnienie takich gatunków jak gepard jest zagrożone. Po
drugie, gatunek ma „sens" jedynie „w kontekście" swojego naturalnego środowiska.
Bez niego stanowi tylko swego rodzaju eksponat muzealny. Egzystencja np. żubrów i koników polskich w naszym kraju, których osobniki są dokarmiane na zimę,
pozbawione swoich naturalnych wrogów, sztucznie selekcjonowane itp. przypomina
raczej hodowlę krów albo trzymanie zwierząt w ZOO lub zwierzyńcach, a nie
prawdziwie naturalne bytowanie (dlaczego po prostu nie wypchać paru osobników?).
Po trzecie, co jest z tym związane, ważniejsza niż tak rozumiana ochrona
poszczególnych gatunków jest ochrona całych ekosystemów i ich zespołów (np. nie
tylko jezior, ale także otaczających je lasów i moczarów), co siłą rzeczy wymaga
ochrony wielkoobszarowej. Po czwarte, dlaczego, aby zobaczyć fragmenty w miarę
naturalnego lasu, mieszkaniec np. Wrocławia musi jechać na drugi koniec Polski,
do Puszczy Białowieskiej lub w Bieszczady (które
notabene także są stopniowo
dożynane), a nie po prostu „za miasto".
Krótko mówiąc, przynajmniej obecnie, moralnie nie zasługujemy na odkrycie
nowych form życia, ponieważ bezrozumnie niszczymy te, które już znamy na Ziemi.
Działalność człowieka spowodowała największe wymieranie gatunków na naszej
planecie od czasów zagłady dinozaurów. A przecież nic nie wskazuje, żeby to był
koniec. Wprost przeciwnie, w najlepsze trwa np. wycinka lasów tropikalnych w Azji Południowo-Wschodniej, Ameryce Południowej i Afryce. Nie mówię o takich
„wysoko rozwiniętych" terenach jak Europa, gdzie niszczenie naturalnych
ekosystemów już się w ogromnej większości dokonało. Na przykład w Polsce nie ma
już praktycznie przyrody pierwotnej, a tej zbliżonej do naturalnej zostało
niewiele. W niedługim czasie cała kula ziemska może wyglądać podobnie (albo
jeszcze znacznie gorzej, jak np. duża część Europy Zachodniej).
Pomarzmy sobie, że za kilkanaście-kilkadziesiąt lat odkrywamy jakieś
kilkanaście rodzajów quasi-bakterii na Marsie lub w podlodowym oceanie Europy
(przypominam, że nie chodzi mi o nasz kontynent, tylko o księżyc Jowisza). Brzmi
wspaniale i ekscytująco, prawda? Co z tego, kiedy w tym samym czasie wybijemy
dziesiątki tysięcy gatunków na Ziemi? Po co szukać życia „obcego", kiedy nie
potrafimy docenić tego na naszej planecie? Wiele osób fascynuje się nieznanymi
formami życia we Wszechświecie. Ciekaw jestem, na ile większość z tych ludzi
orientuje się w różnorodności organizmów biologicznych zasiedlających Ziemię
teraz i w przeszłych epokach geologicznych. Jestem biologiem, ale do dzisiaj
fascynuje mnie niebywałość i nieprzebraność postaci przybieranych przez życie.
Ciągle jestem zaskakiwany przez rozmaite rozwiązania strukturalne i funkcjonalne
(i estetyczne !), do których doprowadziła ewolucja biologiczna — wystarczy
obejrzeć chociażby dobry film przyrodniczy zrobiony np. przez BBC lub National
Geographic. Może więc, zamiast śnić o „obcych", warto by najpierw dogłębnie
poznać to, co mamy?
1 2 3 Dalej..
« Światopogląd naukowy (Publikacja: 29-07-2011 )
Bernard KorzeniewskiBiolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011). Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 41 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2080 |
|