Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.870 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"... w nauce istnieje potrzeba podawania rzeczy w wątpliwość; jest bezwzględnie konieczne, jeśli w nauce ma się dokonywać postęp, żeby niepewność była podstawowym stanem ducha. Żeby dokonać postępu w rozumieniu, musimy wykazać się pokorą i pogodzić się z tym, że nie wiemy. [...] Prowadzi się badania z ciekawości, ponieważ coś jest nieznane, a nie dlatego, że zna się odpowiedź. Zbierając naukowe..
 Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)

Copywriter [1]
Autor tekstu:

Dramat w jednym akcie

MOTTO:
Nie dotykaj ramienia cwałującego jeźdźca. Jeszcze by się obejrzał...

Jules Supervielle

OSOBY:
Agnieszka
Piotr
Janusz
Darek
Książę
Kronikarz
Guślarz
Noc
Józek
Skryba

SCENA PIERWSZA

Szeroki, prezydialny stół. Za stołem, twarzą w kierunku widowni, siedzi Piotr, mający po prawej ręce Agnieszkę, a po lewej Janusza. Wszyscy troje mają na swoich ubraniach firmowe identyfikatory. Na stole piętrzą się teczki personalne kandydatów.

Agnieszka: — (stukając palcem w leżące przed nią dwie teczki) No, dobrze… Zostało nam jeszcze dwóch kandydatów, więcej dziś nie przyjmiemy. Tylko dwóch...

Janusz: — Ja już mam dość. Zmęczony jestem… (odsuwa dokumenty od siebie, ziewa)

Piotr: — Tylko dwóch — co za ulga! To nie powinno długo potrwać. (odkłada leżące przed nim teczki na stertę, a potem spogląda na zegarek) Dotychczasowi byli tak beznadziejni, że lepiej nie mówić… (ziewa przeciągle) Co oni tam teraz robią?

Agnieszka: — (wzrusza ramionami) Pewnie siedzą w poczekalni. (pokazuje w stronę widowni) Sporo ich się tu dzisiaj zebrało. Czekają. Przecież zaraz po rozmowach z kandydatami mamy ogłosić, czy kogoś dziś zatrudnimy. No i podać listę tych, których przesłuchamy jutro...

Piotr: — Czekają? Niepotrzebnie. (spoglądając badawczo na widownię) Wątpię, żeby ktoś z nich nadawał się do mojego działu. Co tu ogłaszać? Jeśli tak dalej pójdzie, to nikogo nie zatrudnimy… Chyba, że któryś z tych dwóch...

Janusz: — Dobrze, że zostało tylko dwóch. Głowa mi pęka!

Agnieszka: — Zaraz zobaczymy… (sięga po teczkę następnego kandydata, otwiera ją, przegląda dokumenty) Ten, który teraz wejdzie, rokuje całkiem nieźle… Ciekawy życiorys. To znaczy, si wi... (do Piotra) Wezwać go?

Piotr: — Tak. Nie ma na co czekać. Miejmy to za sobą.

Agnieszka wstaje, a potem wolnym krokiem rusza w kierunku widowni.

Janusz: — Jak ja tego nie lubię… Rozumiem, że naszej firmie potrzeba świeżej krwi, nowego spojrzenia i tak dalej. Ale zgroza mnie ogarnia, jak pomyślę o tych, co tu dzisiaj byli. To mieliby być copywriterzy? Zero inwencji, zero kreatywności, po prostu dno… (milknie, bo Agnieszka dochodzi do samego końca sceny i zatrzymuje się)

Agnieszka: — (rozgląda się uważnie po widowni aż do chwili, gdy odnajduje wzrokiem kolejnego kandydata) Teraz pan, panie… Dariuszu. Zapraszam.

Z jednego z siedzeń podnosi się postawny, dwudziestoparoletni młodzieniec w garniturze. Energicznym krokiem idzie między rzędami, wchodzi na scenę.

Agnieszka: — (z uśmiechem wita się z Darkiem) Proszę bardzo, niech pan siada. (wskazuje Darkowi krzesło, a potem wraca na swoje poprzednie miejsce, siada)

Darek podchodzi do krzesła, siada. W milczeniu spogląda na trójkę, siedzącą za stołem.

Agnieszka: — (przeglądając teczkę kandydata) Ma pan polonistyczne wykształcenie, doświadczenia dziennikarskie, zna pan angielski i hiszpański... Nieźle!

Darek: — Dziękuję.

Janusz: — Ale z branżą reklamową nie prowadził pan dotąd etatowej współpracy?

Darek: — Etatowej? Nie. Ale współpracowałem, tak z doskoku, z jedną agencją reklamową, i to przez dłuższy czas. Reklama to moja pasja! Sporo już wiem, mam solidne podstawy… (po namyśle) No i często pisywałem artykuły o tematyce gospodarczej...

Janusz: — To nie to samo...

Piotr: — (do Darka, pojednawczo) Proszę się nie martwić. Brak doświadczenia to dla nas najmniejszy problem. (sięga po leżącą przed nim paczkę papierosów, wyciąga jednego, przypala) Powiem panu szczerze. Potrzebuję copywriterów — a zatem ludzi, obdarzonych inwencją, kreatywnością i talentem. Owszem, mam w moim dziale trzech copywriterów, i to dobrych. Liczą się w branży. Ale oni już się trochę wystrzelali, wypalili… (zaciąga się głęboko) Wiem, na co każdego z nich stać, nie zaskoczą ani mnie, ani naszych klientów jakimś nieoczekiwanym konceptem, projektem, hasłem… Oni stali się solidnymi rzemieślnikami, a ja potrzebuję — także, choć nie wyłącznie! - artystów… Bo przecież konkurencja nie śpi! (zaciąga się znowu) Dlatego szukam jeszcze kilku pracowników, szukam nieoszlifowanych diamentów, ludzi spoza branży, za to z głową pełną pomysłów… Daliśmy ogłoszenie i widzi pan, ilu tu się chętnych nalazło! (pokazuje w kierunku widowni) Teraz mamy zajęcie na parę dni, bo musimy przesłuchać ich wszystkich… mimo, że większość z nich nie ma predyspozycji do tej pracy. Bo z tym się trzeba urodzić… (zaciąga się raz jeszcze) A wiedza na temat branży reklamowej? To sprawa wtórna, wybrany przez nas kandydat nabierze jej w trakcie pracy i firmowych szkoleń… (spogląda badawczo na Darka) Czy pan ma talent?

Darek: — (nieco zaskoczony) Nie wiem. Trudno mi oceniać samego siebie… Poza tym, nie wykonywałem nigdy takiej pracy...

Piotr: — Przekonajmy się. Zróbmy typowy test: ja podam jakiś hipotetyczny temat, a pan mi tu zaraz przedstawi swój pomysł na scenariusz reklamowego filmu. Czas do namysłu: pół minuty. Ogląda pan reklamy w telewizji, więc coś pan wymyśli. Zgoda?

Darek: — Jasne. Spróbuję...

Piotr: — Dobrze… (gasi papierosa, zastanawia się przez chwilę) Reklamowany produkt: piwo. Grupa docelowa, czyli potencjalni nabywcy to mężczyźni w średnim wieku, o dochodach trochę powyżej przeciętnej… Czas start. (spogląda na zegarek, odmierzając czas)

Darek milczy w skupieniu, pocierając dłońmi skronie.

Piotr: — (wciąż spogląda na zegarek. gdy mija pół minuty, podnosi dłoń ku górze) Czas minął — słucham!

Darek: — (prostuje się, wstaje) Mój pomysł jest taki. (mówi z przejęciem, jakby miał przed oczami opisywaną scenkę) Jest upał, pełnia lata… Rozłożyste drzewo, dające cień. Turysta z plecakiem — mężczyzna w średnim wieku! — siada na trawie, pod tym drzewem. Jest spocony, zmęczony… Wyciąga z plecaka butelkę piwa wiadomej marki, otwiera, pije… (przechadza się powoli, gestykulując) Jest mu dobrze, oddycha z ulgą, opiera się plecami o pień drzewa, przymyka oczy… Nagle butelkę, trzymaną przez turystę, oplata lasso: ktoś ciągnie to lasso, usiłując wyrwać mu butelkę z ręki… Przerażony turysta otwiera szeroko oczy. Widzi przed sobą Indian, o wyglądzie typowym dla Dzikiego Zachodu. Turysta przez cały czas ma na grzbiecie plecak, a w prawej dłoni kurczowo trzyma butelkę z piwem. Indianie są przyjaźni, zapraszają turystę żeby wsiadł na konia, on wsiada, ale twarzą w kierunku ogona. Jedzie z Indianami do ich wioski. (z rosnącym zapałem) Tam Indianie siadają z turystą przy ognisku, wśród drzew. Wódz mówi do turysty, uroczyście: „Niech Blada Twarz wypali z nami fajkę pokoju!" Turysta potakuje, wódz podaje mu fajkę. Po zaciągnięciu się dymem, turysta kaszle. Odrzuca fajkę, ratuje się, popijając piwo ze swojej butelki. Indianie patrzą pożądliwie na butelkę, toteż turysta wolną ręką wyciąga kilka butelek piwa ze swojego plecaka i podaje Indianom. Oni otwierają butelki tomahawkami i już po chwili wszyscy, siedząc przy ognisku, wesoło raczą się piwem. Turysta oddycha z ulgą, opiera się plecami o pień drzewa, przymyka oczy… (milczy przez chwilę, spoglądając uważnie na Piotra) Nagle butelkę, trzymaną przez turystę, oplata lasso. Ktoś ciągnie to lasso, usiłując wyrwać butelkę z ręki… Przerażony turysta otwiera szeroko oczy. Nad turystą pochyla się jego żona. Żona mówi, z uśmiechem: „Kochanie, obiad już gotowy! Idziemy!" (z uśmiechem) Dopiero wtedy okazuje się — widok z góry! — że drzewo, pod którym siedział ten „turysta", rośnie tuż obok jego domu, w ogródku. Żona trzyma lasso, ciągnąc za sobą butelkę, kurczowo trzymaną przez turystę, turysta wciąż ma na grzbiecie plecak. Tak oboje wchodzą do domu… (oddycha z ulgą) I to jest już koniec. (milczy przez chwilę, w napięciu spoglądając na twarze słuchaczy, a potem siada) I jak? Może być?

Piotr spogląda na Janusza, potem na Agnieszkę. Uśmiecha się.

Piotr: — (kiwa z uznaniem głową) Brawo! Jak na amatora, rewelacja! Gdyby to odpowiednio sfilmować, trochę skrócić, dopracować w szczegółach, byłoby całkiem niezłe… Gratuluję pomysłu!

Janusz: — Dobre! Mężczyźni w średnim wieku zaczytywali się w dzieciństwie książkami Karola Maya. To jest to pokolenie. Całkiem niezły, oryginalny koncept!

Darek: — (uradowany) Hasła reklamowe, towarzyszące temu filmikowi, mogłyby być rozmaite, na przykład: „Ten smak inspiruje…", albo „Bliżej niż myślisz do dobrego smaku…"

Agnieszka: — (do Piotra) No i co robimy w tej sytuacji?

Piotr: — Myślę, że to wystarczy. (do Darka, z uśmiechem) Na razie dziękujemy, proszę zaczekać w poczekalni. Jesteśmy z pana zadowoleni, uważam, że ma pan szansę na zatrudnienie w naszej firmie. Musimy porozmawiać z jeszcze jednym kandydatem, ale nie sądzę, żeby to wiele zmieniło… Proszę zaczekać i ...być dobrej myśli.

Darek: — Dziękuję. Dziękuję bardzo… (kłania się, wychodzi. wraca na widownię, na swoje poprzednie miejsce, siada)

Agnieszka: — (do Piotra) Panie Piotrze, ja wiem, że to pan tu decyduje… Ale tak nie można, to nie jest profesjonalne… Czemu pan robi mu nadzieję na pracę już teraz? Przed zakończeniem dzisiejszych przesłuchań?

Piotr: — A po co owijać w bawełnę? On jest dobry i chcę go mieć w swoim zespole. Nie spodziewam się, żeby ostatni kandydat był lepszy.

Janusz: — Też tak uważam. Większość dzisiejszych kandydatów (pokazuje na widownię) niepotrzebnie traci czas, przychodząc tutaj. A my razem z nimi. Ale ten pomysł na reklamę piwa... Indianie, fajka pokoju… Całkiem niezłe!

Agnieszka: — (kładzie przed sobą teczkę ostatniego kandydata, otwiera ją) Najlepsza była ta żona. Z lassem!

Wszyscy troje śmieją się głośno, a potem wspólnie przeglądają zawartość ostatniej teczki. Scena powoli pogrąża się w ciemności...


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Diamentowe serce
Dysputa


« Jednoaktówki (L.B.)   (Publikacja: 14-12-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lech Brywczyński
Ur. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI!
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2104 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365