Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Mit o powstaniu świata Autor tekstu: Michał Wybieralski
Otaczała Go ciemność, nicość. Z początku nie wiedział, skąd
pochodzi, kim jest i gdzie się znajduje. W całym wszechświecie, w każdym
wymiarze był sam — tylko On i bezkresna pustka. Dlatego też nikt nie mógł
Mu powiedzieć, że jest Bogiem. Dopiero po pewnym czasie zdał sobie sprawę z tego, iż posiada wszelką możliwą wiedzę i powiedział do siebie:
— Jestem Bogiem!
Jest bytem doskonalszym niż wszelka materia, lecz również ma potrzeby. W owej chwili stwierdził, że odczuwa pragnienie.
— Chciałbym, by przede mną znalazła się woda — westchnął.
W ciągu najkrótszej chwili, jaką może zaobserwować współczesny człowiek,
pojawił się złoty kielich wypełniony po brzegi krystalicznie czystą wodą.
Wtedy to Bóg odkrył swój najważniejszy przymiot — moc stwarzania
wszystkiego, co może istnieć, a jak wiadomo, dla Niego nie ma granic. Oddał
się więc zabawie polegającej na tworzeniu przeróżnych rzeczy. Po upływie
pewnego czasu otaczały Go: dwa ziemniaki; para różowych rękawiczek; stary,
zielony guzik; czerwona, lateksowa sukienka; rzeźba przedstawiająca kulawego
hipopotama oraz zepsuty wodomierz.
— Jakie to wspaniałe, mogę mieć wszystko, czego zapragnę! Ale to tylko
przedmioty, nieożywione i pozbawione uczuć. Stworzę teraz świat, a w nim
ludzi i zwierzęta oraz rośliny. Będę tym wszystkim zarządzał i dbał o to, a także ...bawił się tym.
Nagle Bóg zdał sobie sprawę z tego, iż stworzenie idealnego świata
może trochę potrwać, a poza tym nie wiedział, od czego zacząć. Na początku
podzielił czas na bardzo małe odcinki, potem troczę większe, wreszcie na większe,
następnie na sekundy, minuty… Gdy dokonał już tego dzieła i zaczął się
nowy dzień Bóg powiedział:
— Rozpoczynam stwarzanie świata!
Zaczął od powołania do życia nieba i ziemi. Były to nieśmiałe próby
kreacji, więc Ziemia przedstawiała się jako bezład i pustkowie, skąpana w ciemności, a nad bezmiarem wód, które nosiła, znajdowało się tchnienie
Boga. Widok był to żałosny, ale każdemu czasami brakuje pomysłów. Otaczająca
wszystko czerń poczęła irytować Boga. Rozkazał więc:
— Niech stanie się światłość!
Stworzyciel zauważył, iż światłość jest dobra, więc oddzielił ją
od ciemności. Jednakże i ciemność pochodziła od Niego, więc postanowił,
że będą współistnieć. Tak powstały dzień i noc.
Jako że Bóg nie grzeszył pracowitością, postanowił odpocząć. Dziś
byłby pewnie przywódcą związkowym postulującym o skrócenie tygodnia pracy.
Drugiego dnia oddzielił Bóg wody pod i nad sklepieniem — niebem.
Nie było to jakieś wybitne osiągnięcie, ale na tym Pan poprzestał. Widać,
iż zasmakował w błogim lenistwie. Nie niepokojony wyrzutami sumienia oczekiwał
na nastanie trzeciego dnia.
Wtedy to Pan postanowił nadrobić zaległości i stworzyć na Ziemi
suchy ląd, gdyż zaczął cierpieć na hydrofobię. Ląd ten nazwał tak jak
planetę — ziemią. A może było na odwrót? Wodę zaś uznał za określenie
trywialne i przemianował ją na „morze". Nadal w tym świecie brakowało
przejawów życia, więc Bóg stworzył wszystkie istniejące dziś i dawniej
gatunki roślin. Dumny ze swego dotychczasowego dzieła, ślepy na jego wady, udał
się na spoczynek.
Czwartego dnia, dla odmiany, zajął się Pan niebem. Wydało mu się
bardzo puste, więc umieścił na nim ciała niebieskie. Wyznaczały one upływ
czasu, rozdzielały dzień od nocy. Stworzył słońce, księżyc i gwiazdy. I tak się w nie zapatrzył, że udał się na spoczynek.
Piątego dnia Bóg powołał do życia zwierzęta wodne oraz wszelkie
ptactwo. Wszystko to tak się Stwórcy spodobało, iż podobnie jak roślinom, kazał
się im rozmnażać. Popatrzył na to, co do tej pory uczynił i z coraz większymi
wątpliwościami udał się na odpoczynek.
Szósty dzień upłynął dla Boga bardzo pracowicie. Wpierw stworzył
zwierzęta lądowe wszelkich gatunków i rozkazał im rozmnażanie się. Potem
postanowił dać życie swojemu największemu dziełu — człowiekowi. Chciał,
by był on podobny do niego. Dał mu więc panowanie nad wszystkim, co stworzył:
nad roślinami, zwierzętami, ziemią. W jednej jeszcze rzeczy upodobnił człowieka
do siebie — mimo, że sam wiedział wszystko, to wciąż nie mógł znaleźć
odpowiedzi na jedno pytanie: skąd pochodzi. Tak też ludzie przez cały żywot
zastanawiają się nad tym, co dało im życie oraz nad okolicznościami tej
sytuacji. Ten dylemat jest również udziałem Boga, lecz męczy go niepomiernie
dłużej, bowiem przez cały czas od początku dziejów. Jakaż to ironia: ten,
co może wszystko, jest nieśmiertelny i wszechmocny — nie zna swojego początku.
Zadowolony z siebie Pan udał się na spoczynek.
Siódmy dzień, na pamiątkę swego lenistwa i uwielbienia odpoczynku,
ustanowił Pan wolnym od wszelkiej pracy. Wtedy to spojrzał okiem krytyka na
swoje dzieło. Dojrzał głupotę ludzi, zwierzęta wzajemnie się zjadające,
nieposkromioną siłę żywiołów, gnijące rośliny, mutacje genetyczne i inne
dziwactwa i niedoskonałości świata, który w zamyśle miał być piękny, przepełniony miłością, idealny.
Do tego momentu stworzenie nieba i ziemi zostało opisane w Biblii. Ale to,
co Bóg wypowiedział pod koniec siódmego dnia, po długim namyśle nie
umieszczono w tej księdze. A słowa te brzmiały:
— Mimo moich starań nie stworzyłem idealnego świata, a za to, co uczyniłem
mogę się tylko wstydzić. Niech więc mój twór przestanie istnieć, a wszystkim od początku zajmie się ewolucja… Może nie będzie lepiej, ale
przynajmniej nie będę musiał brać za to odpowiedzialności...
Jest lepiej.…
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 28-12-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2147 |