|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Podróż do Ciemnogrodu
Walka z ciemnotą i zabobonem w Podróży do Ciemnog. Autor tekstu: Małgorzata Brywczyńska
Już w „Świstku Krytycznym" autor Podróży do Ciemnogrodu opisał zasady funkcjonowania wymyślonego
przez siebie Zakonu Smorgońskiego, w którego protokołach wysławiano Hunów i Wandalów za to, że „obalili kwitnące nauki i sztuki, a świat pogrążyli w ciemności."
Wielkim mistrzem owego zakonu „który się zawiązał przeciw oświacie i wziął
pod swoją opiekę wszelkiego rodzaju nadużycia i przesądy"
był Mruczajło, władca państwa ciemnogrodzkiego, obdarzony tytułem
Najciemniejszego Pana.
O znaczeniu zakonu w Ciemnogrodzie świadczy fakt, iż sam Mruczajło wyżej
sobie ceni tytuł wielkiego mistrza, dający wpływy na całym świecie, niż
swoje dziedziczne królestwo ciemnogrodzkie. Autor nie jest konsekwentny:
niekiedy opisuje Ciemnogród w taki sposób, że kojarzy się z „Rzymem, papieżem i państwem kościelnym", a w innych miejscach opis Ciemnogrodu jest odbiciem współczesnych autorowi
realiów Królestwa Polskiego lub historycznych realiów Polski
przedrozbiorowej. Stanisław Kostka Potocki „wystąpił z niesłychanym
temperamentem przeciw wszelkim przejawom "zabobonu", jeszcze istniejącego
lub powracającego. W „Ciemnogrodzie" należało domyślać się Rzymu i państwa
kościelnego, w „Najciemniejszym Panu" — papieża. Ta twierdza promieniuje
wstecznictwem, jest odporna na wszelkie światło i postęp. W istocie Potocki
występował przeciwko wielu wrogom: przeciw „jezuitom", przeciw romantykom i mistykom, przeciw sentymentalistom" — stwierdza biografistka autora.
[ 1 ]
Wiele miejsca poświęca
autor także perypatetykom, zwolennikom filozofii Arystotelesa, przystosowanej
do doktryny chrześcijaństwa. Arystotelizm odgrywał wielkie znaczenie w Średniowieczu, a w Polsce miał licznych zwolenników aż do końca XVIII w. Sarmaccy
perypatetycy
zostali w powieści bezlitośnie ośmieszeni, jako ludzie, którzy
„przestawszy być wielkimi w oczach innych, nie przestali być nimi we własnych",
jako ignoranci, trzymający się filozofii Arystotelesa tylko dlatego, że nie
znają innej. Nawet gdyby istniała jakaś doskonalsza filozofia, to i tak
trzeba ją porzucić, bo perypatetyce służy „prawo starszeństwa i przedawnienia" — mówi ciemnogrodzki kapłan do Wacława, a jeden z polskich „uczonych
starej szkoły" wyklina wszystkie nowe odkrycia naukowe, tak rozumując: „to
tedy gdy lada młodzik coś niby pozornego odkryje, uczyć się tego weterani będą
musieli?"
Dawny profesor retoryki krytykuje gramatykę Kopczyńskiego, przenosząc
nad nią XVI-wieczną gramatykę Alwara, inny mędrzec pisze traktat o kwadraturze koła, jeszcze inny buduje perpetuum mobile, ale co do znajomości języka
greckiego, nie są oni w stanie dorównać nawet Wacławowi. Żądają przywrócenia w polskich szkołach kar cielesnych, których brak spowodował zanik dyscypliny,
są zadufani w sobie i dumni ze swej rzekomej wiedzy, na którą składa się
niewiele więcej ponad kuchenną łacinę.
W rozmowie z arcykapłanem Potocki, już całkiem serio, wypowiada swe
poglądy na ten temat: „filozofia Arystotelesa jest dziś po większej części
uważana za ciekawy i szanowny pomnik, nie zaś jedyne niezłomne prawidło" i przywołuje nazwiska racjonalistycznych filozofów — Kartezjusza, Newtona i Locke’a.
Mieszkańcy powieściowego Ciemnogrodu to ludzie zabobonni, fataliści,
którzy „żadnej przeciw zarazie nie używają ostrożności mówiąc, że
temu, co się dzieje z zrządzenia Nieba, opierać się człowiekowi nie
godzi." [ 2 ] Po zbadaniu historii Ciemnogrodu okazało się, że jej osnowę stanowią
„komety, zjawiska, czarodziejstwa, najdziksze cudotwórstwo"10, a z całego pasma królów tylko dwaj są warci wspomnienia. Nauka moralności
jest w tym kraju zaniedbana, znajomość języków obcych zabroniona, w użyciu
jest gramatyka Alwara, nie wiadomo jakim sposobem do Ciemnogrodu przybyła.
„Iluminaci, magnetyczni, sympatyczni, sekretowi i udarowani cudowną
jaką właściwością doktorowie" — czyli, mówiąc dzisiejszym językiem, spirytyści, parapsycholodzy,
bioenergoterapeuci, zwolennicy medycyny niekonwencjonalnej itp. — byli
obiektem szczególnie złośliwych kpin Potockiego. „Na ich czele był
szarlatan, co w najściślejszym żył z duchami związku i za ich pomocą
kieszenie iluminatek wypróżniał" — pisze autor, chcąc podkreślić, że zwolennicy tego typu zjawisk dzielą się
na zwodzicieli i zwiedzionych. Żartując z nadprzyrodzonych talentów polskich
znachorów, powołuje się Potocki na doktora Babę, autora artykułu
„Obrona uczonych babulek", którego ukazanie się w „Pamiętniku
Warszawskim" z kwietnia 1819 r. wywołało ostrą replikę Jędrzeja Śniadeckiego.
Uczniowie Mesmera
(twórcy teorii o magnetyzmie zwierzęcym, płynącym z oczu i rąk) zaręczają,
że ich lekarstwa zabić nikogo nie mogą, a ich skuteczność zależy od
„zawierzenia chorego" i podkreślają, że popularni w Królestwie
Polskim znachorzy, Augustynek i Antosiek, wsławili się „tylu cudownymi, z przyrodzonego natchnienia zdziałanymi lekami, żeby je na wołowej skórze
spisać trudno."
Autor dziwi się, że można być biegłym lekarzem, „materii
medykalnej i kliniki nie znając" i z niesmakiem przyjmuje tezę, iż
niekonwencjonalna medycyna wymaga „sympatycznej mocy, osobliwszego daru
natury, którego w szkole nabyć nie podobna".
„Sekretowi" lekarze pragnęli pozostać w Ciemnogrodzie na dłużej,
aby tu praktykować, ale autor, choć chętnie pozbyłby się ich z Polski, nie
ma sumienia „narzucać ich na biedny kraj ciemnogrodzki, już tylu uciśniony
przesądami."
Sami jednak lekarze ciemnogrodzcy prezentują się równie żałośnie.
Przypisują oni niemal wszystkie choroby złym duchom lub opętaniu przez
czarta, którego następnie wypędzają egzorcyzmami, leczą gorączki mocnymi
trunkami, bez umiaru stosują puszczanie krwi, a opium jest w ich rękach „zabójczym
lekarstwem." Jeszcze gorsi są ciemnogrodzcy aptekarze, którzy „żadnej
znajomości botaniki ani chemii nie mają, a ich pomyłki w mieszankach, które
lekarstwami zowią, co dzień śmiertelnymi stają się."
Nic więc dziwnego, że James, mający umiejętności medyczne na poziomie
cyrulika, uchodził w Ciemnogrodzie za wybitnego lekarza.
Nawet najbardziej oświeceni przedstawiciele ciemnogrodzkiej elity, tacy
jak Wanda, są zabobonni, uważając kometę za „wróżbę jakiej srogiej klęski."
Potocki skrzętnie odnotowuje, że na tych obawach bogacą się bonzowie,
astrologowie, wróżbici i czarownice. Tych ostatnich jest w Ciemnogrodzie dużo,
choć władze masowo je topią: przewodnik prowadzący podróżników za swego
życia widział sto utopionych czarownic. W tym miejscu Potocki przypomina, że i w Polsce, aż do drugiej połowy XVIII w. wykonywano wyroki śmierci na
domniemanych czarownicach.
Autor ze szczegółami opisuje stoczoną przez barona Derusa wielką bitwę z duchami, którymi w rzeczywistości były krążące nad zamkiem wrony. Podwładni
barona zapewniali, że widzieli „widma jakieś, latające na smokach, czy na
miotłach", a po walce żona i córka czule barona przywitały, jak rycerza, powracającego z niebezpiecznej wyprawy.
Potocki nie pominął też okazji, by opisać publiczne egzorcyzmy,
prowadzone przez arcykapłana, podczas których „po kilku czartów wyleciało z każdego opętańca, których się ryk dał słyszeć w świątyni, smrodliwy
dym czuć i widzieć, a stłuczona przez każdego szyba w oknie przy ich z świątyni
wylocie wątpić o tym cudzie nie pozwoliła."
Świstek i Wacław nie mieli wątpliwości, że jest to spektakl, obliczony na
ogłupienie ludu, „przejętego zachwytem i trwogą."
Potocki, typowy przedstawiciel oświeceniowej myśli racjonalistycznej,
był przekonany, że astrologia jest jedną z przyczyn szerzenia się zabobonów,
toteż zwalczał astrologów bezceremonialnie, nazywając ich „pijawkami
narodu." Trzeba tu dodać, że wiara w horoskopy bardzo się w ówczesnym Królestwie
Polskim krzewiła.
Astrologowie manipulowali zarówno elitą władzy jak i ludem, zapewniając sobie w Ciemnogrodzie ogromny prestiż. Byli oni „stróżami
przeznaczeń Najciemniejszego Pana", gubernator Portu Oślego nazywa jednego z nich „znakomitym mężem, powiernikiem Słońca, miesiąca, gwiazd i planet", rząd wydaje na ich utrzymanie prawie tyle samo, co na wojsko,
nawet światły książę Bojosław nie zdołał się otrząsnąć z astrologicznych przesądów i w każdej sprawie gwiazd się radził.
W ślad za butą astrologów, przekonanych, że zajmują się „pierwszą i najpożyteczniejszą w świecie nauką"
idzie ich zupełna niewiedza. Wacław, który miał nieco wiedzy astronomicznej,
próbował wybadać, co wie na temat planet i gwiazd wielki astrolog, ale
przekonał się, że „mówił z głuchym", bo astrolog nie miał żadnych
wiadomości na ten temat. Wprowadzony w pułapkę astrolog gorliwie potakuje Wacławowi,
gdy ten żartem oznajmia, że pomiary astronomiczne to tylko „pastwa próżnej
ciekawości", natomiast badanie wpływu gwiazd i planet na losy ludzi jest zajęciem
daleko bardziej użytecznym.
Dobre czasy skończyły się dla astrologów dopiero po śmierci
Najciemniejszego Pana Mruczysława V, gdy ich tak „okrzesano", że przestali
być ciężarem dla skarbu państwa. Wtedy też „runął ze wszystkim" Zakon
Smorgoński, którego kapituła została zmieniona w kapitułę pierwszego,
krajowego orderu. Tak upadł sławny ten zakon, którego działania były
„znakomitymi dla nieoświecenia", a którego mądrość była „wyższą nad wszystkie, jakożkolwiek oczywistsze
rozumowania."
Potocki żartobliwie zapewnia jednak czytelników, że Smorgońska i Pacanowska
Akademie mają u nas gorliwych stronników, którzy się „z zdaniem swoim zbyt
często i zbyt głośno odzywają, by o tym wątpić można."
Odrębnego potraktowania wymagają perypetie imć Pipy Dumnopłaskiego,
„wielkiego pełgacza", tak scharakteryzowanego już na łamach „Świstka
Krytycznego": „podłość i duma,
zaprawione żółcią, panują w nim w najwyższym stopniu", „próżność
tchnie przez wszystkie pory jego ciała", „gani śmiało wszystko, siebie
tylko chwali, w tym najwięcej dziwiąc się Boskiej potędze, ze jestestwo tak
doskonałe jak on stworzyć zdołała", „prócz niego, nikt znakomitych jego
nie zna czynów"
itp. Pierwowzorem postaci Dumnopłaskiego mógł być albo radca stanu
Aleksander Linowski, znany z wygórowanej ambicji, albo szambelan Żaboklicki.
Wolno jednak przypuszczać, że Potockiemu chodziło raczej o przedstawienie
postaci bezideowego, cynicznego karierowicza, niż o personalne zaatakowanie
konkretnych osób.
Świadczy o tym także postępowanie Dumnopłaskiego podczas jego pobytu w Ciemnogrodzie, dokąd przybył wyłącznie w poszukiwaniu „zaszczytów lub
pieniędzy, a może wraz obu, bo jedne pochlebiają jego szalonej próżności, a drugie łakomstwu."
Dumnopłaski domagał się szczególnego traktowania, jako osoba zasłużona dla
zakonu, toteż wprosił się na ucztę, wydaną przez gubernatora. Aby go ośmieszyć,
Wacław dobrał mu do towarzystwa Moszka Czarnego, naczelnika deputacji żydowskiej i Wydrwigrosza kuglarza.
Pan Pipa żądał od władz Ciemnogrodu gratyfikacji
finansowej, którą w końcu dostał, dzięki protekcji księżniczki Pięknosławy,
jej garderobianej oraz ...małpeczek. Przy okazji kanclerz Ciemnogrodu zauważa,
że ustanowienie funkcji wielkiego pełgacza przynosi Zakonowi Smorgońskiemu
„więcej hańby niż zaszczytu", a Najciemniejszy Pan najpierw nie słyszał o Dumnopłaskim, a potem „ze wszystkim o nim zapomniał."
Autor chciał podkreślić, że tacy ludzie, jak Dumnopłaski, zwalczają
postęp tylko dlatego, że liczą na korzyści materialne; są pozbawieni skrupułów, a przez to tym bardziej niebezpieczni. Nie jest dziełem przypadku, że to właśnie
pan Pipa wygłasza, w omyłkowo pozostawionym przez siebie liście do brata,
najostrzejszą w całej powieści, ale i najcelniejszą krytykę
ciemnogrodzkiego państwa. Pisze tam m.in., że „tutejsza kraina nie od ludzi,
ale od niedźwiedzi i osłów noszących ludzką postać jest zamieszkała",
król „jest tylko bałwanem, co od dwudziestu kilku lat drzymie na tronie",
bo rządzi nim podstarzała córka, będąca „pobieloną ruiną" i kapryśnicą;
wszystko wokół „czołga się przed nią i ulega jej szalonej woli."
Choć list Dumnopłaskiego został po jego wyjeździe do Polski znaleziony, to
nie spotkały go z tego tytułu żadne przykrości, bo Pięknosława w natłoku
interesów „zapomniała się na nim zemścić."
Charakterystyczną cechą powieści jest dwutorowość krytyki. Nie
odpowiadające Potockiemu poglądy, postawy i obyczaje krytykuje on albo bezpośrednio,
odnosząc się do realiów polskich, albo pośrednio, ukazując opłakane
skutki, jakie przyniosło ich zastosowanie w Ciemnogrodzie. Jest to zgodne z zapowiedzią autora, iż chce „odmalować domniemaną szczęśliwość dawnych
wieków, a to w obawie ich zwrotu."
Przypisy: [ 1 ] B. Grochulska, Stanisław Kostka Potocki (1755 — 1821), w: T.
Kostkiewiczowa, Z. Goliński, Pisarze polskiego Oświecenia, t. 3, Warszawa
1996, s. 153
[ 2 ] Co ciekawe, jeszcze papież Leon XIII (1878-1903) takie zajął stanowisko w kwestii epidemii ospy i szczepień przeciw niej, jakby na potwierdzenie swego
ciemnogrodziańskiego statusu: "Nie mogę szczepienia ani pochwalić, ani
też zakazywać, ale z mej strony traktuję je jako targnięcie się na prawa
majestatu bożego" « Podróż do Ciemnogrodu (Publikacja: 10-01-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2174 |
|