|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Katolicyzm dla młodzieży
O czym poucza Informator katolicki Autor tekstu: Andrzej Konrad Trzeciak
Jakiś już
czas temu zdarzyło się tak, że wyemigrowałem do Norwegii. Jako że byłem
zarówno ochrzczony jaki i „przyjąłem" sakrament bierzmowania (niestety do
tej pory, z różnych względów nie dokonałem formalnego aktu apostazji, którego
sfinalizowanie pozostaje już tylko kwestią czasu) po przyjeździe do Norwegii
zostałem automatycznie przypisany jako członek kościoła katolickiego (dzieje
się to automatycznie, takie jest tutaj prawo i dotyczy ono wszystkich) i w związku z tym tutejszy kościół katolicki, mający oficjalny dostęp do rejestru
wiernych, wysyła mi co jakiś czas swe materiały, eufemistycznie powiedziawszy
„pro-katolickie". Tak więc, całkiem niedawno w swojej skrzynce pocztowej
znajduję czasopismo, redagowane w moim ojczystym języku, zatytułowane
„Informator katolicki"."Serce
me się raduje", bo ciekawi mnie, z czym to znowu katolicki bóg do Kuby
przychodzi. Tym razem, polski kościół katolicki, przebywający na gościnnych
występach w Norwegii (Zresztą zdążył
się już tutaj dobrze zadomowić, a wraz z coraz to zwiększającą się falą emigracji z Polski, przybywa
polskich wysłanników specjalnych i osób im towarzyszących, a m.in. za sprawą
tutejszych Polaków-katolików, dość opustoszałe do niedawna kościoły obrządku
katolickiego przeżywają swego rodzaju wzrost popularności).
Tym
razem duża część numeru poświęcona została zagadnieniu religijnego
wychowania młodego człowieka w norweskim systemie edukacyjnym. Na początek mówi
się dużo o wychowaniu z perspektywy wiary katolickiej. Przywołuje się
postanowienia Soboru Watykańskiego II, w których podkreśla się, jak ważnym
elementem w wychowaniu człowieka jest wiara "PRAWDZIWE [wyszczególnienie
moje] wychowanie zdąża do kształtowania osoby ludzkiej mając na uwadze jej
cel ostateczny i jednocześnie dobro społeczeństw, których członkiem jest człowiek i w których obowiązkach, będzie on uczestniczył, gdy dorośnie (Deklaracja o wychowaniu chrześcijańskim p.1) . Tak wiec dowiaduję się dwóch istotnych
faktów, jakże ważnych dla mego ewentualnego przyszłego potomstwa: Watykan ma
gotowy przepis na to, czym jest PRAWDZIWE wychowanie, a do tego ma swą jasną
koncepcję teleologiczną — człowiek a priori posiada jakiś cel
ostateczny. Bardzo intrygujące — myślę — i podążam dalej. Kompendium
Katechizmu Kościoła katolickiego przynosi kolejne oświecenie. Jak wychowywać
dzieci w wierze chrześcijańskiej? Oczywiście przez „(...) dobry przykład,
modlitwę, katechezę rodzinną i uczestnictwo w życiu kościelnym." (KKKK
461). Zaraz dowiaduję się czym jest prawdziwe sumienie, co jest kolejnym celem
właściwego wychowania: "Sumienie moralne PRAWE I PRAWDZIWE [wyszczególnienie
moje] formuje się przez wychowanie, przyjmowanie słowa Bożego i nauczanie Kościoła.
Jest wspierane darami Ducha Świętego i wspomagane radami ludzi mądrych. (...)
(KKKK 374). W tym momencie ogarnia mnie prawdziwe przerażenie. Po raz pierwszy w życiu zdaję sobie sprawę z tego, że jestem człowiekiem nie posiadającym
PRAWEGO I PRAWDZIWEGO sumienia. Zanim jednak z rozpaczy odbiorę sobie życie,
postanawiam kontynuować tę jakże pouczającą lekturę. Dalsze passusy tylko
pogłębiają moją rozpacz, nad lichością mojego położenia
egzystencjalnego. Dowiaduję się, że wzorem wychowania jest sam Bóg,
"Wychowawca par excellence." W dalszej kolejności sama Biblia poucza
mnie, jak długa jeszcze droga przede mną: "Proces
wychowania zostaje zamknięty,
gdy: Nie będą się uczyć nawzajem… Bo wszyscy będą mnie znali, wielki i mały… (Jer 31,20) W tym momencie w pełni zaczynam rozumieć swój błąd,
kiedy to jako 17 latek zrezygnowałem z uczęszczania na jakże popularne lekcje
katechezy. Wystarczyło poświęcić trochę czasu, a całe pięć lat mordęgi
studiów filozoficznych stałoby się zupełnie zbyteczne. A tak nadal jestem
ciemny i nieoświecony człowiek i szukam u innych ludzi tego, co w tak
oczywisty i łatwy sposób mógłbym zyskać na drodze zwykłej i oferowanej
zupełnie gratis katechezy. O jakaż ze mnie vanitas
vanitatum! (Dobrze powiedział mi ksiądz na korytarzu szkolnym, na osobności,
po tym jak zrezygnowałem z jego katechezy. Z tą zasmuconą miną,
odpowiedzialnego za całą ludzkość funkcjonariusza uniwersalnego rzekł: „Trzeciak, nawet nie wiesz, jak mi ciebie
szkoda". Głupi byłem i młody i nie rozumiałem wtedy, że aktem tym naraziłem
się na moralne zepsucie, upadek i w konsekwencji ognie piekielne).
W
dalszej części zacnego „Informatora" czytamy o trudnościach polskich
dzieci za granicą. Trzeba przyznać, że ta część jest dość rzeczowa i opisuje faktyczne problemy, z jakimi pochodzące z innego kraju dziecko, spotyka
się w nowej dla niego rzeczywistości.
Kwestia ta jest roztrząsana na dwóch kolejnych stronach, gdzie poruszone
zostają kwestie „obiektywne", aby pod koniec, niby to mimochodem napomknąć:
"I jeszcze jedno — w szkole publicznej naucza się przedmiotu "RLE" (religion, livsynn, etikk) [religia, światopogląd, etyka], więcej tam jednak o innych religiach i ateizmie, niż o chrześcijaństwie, nie ma to nic wspólnego z nauką religii w polskiej szkole."
I w tym momencie, pomimo całej mojej przychylności i nawet elementów miłego
zaskoczenia, jakie towarzyszyły lekturze poprzedniej partii tekstu, napisanej
przez niejaką panią Ewę Bivand, podskakuje mi ciśnienie. Bo jest to
twierdzenie nieprawdziwe, propagandowe i mające na celu wywołanie niepokoju u moich krajan przebywających w kraju, który w tak karygodny sposób zaniedbuje
religijne wychowanie członków swego społeczeństwa. Jest to zupełne
przeinaczenie, ponieważ wzmiankowany przedmiot ma na celu obiektywne i bezstronne nauczanie dziecka o „opcjach" religijnych, światopoglądowych i etycznych, jakie ma mu do zaoferowania duchowe dziedzictwo całej ludzkości i nieprawdą jest, że "(...) więcej tam o innych religiach i ateizmie, niż o chrześcijaństwie (...)". A że z nauką religii w polskiej szkole nie ma to
nic wspólnego, to tylko bogu dzięki, bo tego by jeszcze w tym kraju brakowało.
Niestety na łamach tego krótkiego artykułu, za jednym zamachem nie mogę
przedstawić argumentów na rzecz mej tezy, ale zrobię to na dniach, odwołując
się do postanowień prawa norweskiego i ustawy o nauczaniu, tak aby ukazać,
jakie cele w norweskiej szkole ma nauczanie "RLF".
Teraz
przejdźmy dalej i przyjrzyjmy się, co leży na sercu polskim (i nie tylko)
katolików, zakłopotanym norweską rzeczywistością społeczną. Kolejny
artykulik zatytułowany został: „Dlaczego katecheza?" i dlaczego warto wysłać
dziecko do katolickiej szkoły. Odpowiedzi są proste, jasne i oczywiste. Cztery
istniejące w Norwegii szkoły katolickie : „ (...) mają dobre wyniki w egzaminach, a poza tym uczą INTEGRACJI I TOLERANCJI
[wyszczególnienie moje] -
dzieci katolickie pochodzą z różnych grup etnicznych, przyjmowani są do nich
również nie katolicy. Wartości chrześcijańskie są spoiwem i powodują, że
katolickie szkoły osiągają to, czego nie udaje się osiągnąć w szkoła
publicznych". Co to ma być takiego? Oczernianie publicznego systemu edukacji!
Szkoły katolickie uczą INTEGRACJI I TOLERANCJI, ciekaw tylko jestem, na jakich
uniwersalnych podstawach opiera się owa tolerancja i czy można nauczyć się
większej tolerancji wobec swych bliźnich, stosując etykę katolicką, aniżeli
poprzez obecny w szkołach podstawowych i gimnazjalnych przedmiot „Religia, światopogląd i etyka". Ciekaw jestem, co takiego udaje się osiągnąć w szkołach
katolickich, czego ni jak nie udaje się osiągnąć szkołom publicznym -
proszę o dane, a nie jakieś wyssane z palca pobożne życzenia.
W
dalszej kolejności dowiaduję się, jak tragiczny los czeka katolika w Norwegii „(...) uczestnictwo dziecka w katechezie w Norwegii jest
utrudnione. W Polsce katecheza jest włączona w siatkę godzin lekcyjnych i nie
ma z nią problemu. W Norwegii trzeba wielu starań, żeby dziecko uczestniczyło w katechezie". Kolejne wypaczenie i przekłamanie, bo w Norwegii nikt nikogo
nie zmusza aby uczęszczał na przedmiot "RLE" i zostawia się tę decyzję
rodzicom, a potem dziecku, które osiągnęło piętnasty rok życia, a szkoła
jest zobowiązana do zapewnienia mu alternatywnego przedmiotu nauczania. (Będzie o tym więcej w kolejnym artykule).
Dalej
podkreśla się kluczową rolę katechezy w prawidłowym rozwoju dziecka:
„Katecheza to przecież nie tylko nauka doktryny katolickiej, to nie tylko
zdobywanie wiedzy o Bogu." Po czym od razu, wyszczególnione czerwoną czcionką
następuje: „To przede wszystkim przystosowanie do życia w świecie, w którym
wielość idei sprawia, że człowiek nie wie CO JEST DOBRE, A CO ZŁE [wyszczególnienie
moje]", a o czym doskonale wie kościół katolicki posiadający monopol na
wszelkiego rodzaju prawdy absolutne. Katecheza ma nas nauczyć osobistego
poznania Jezusa jako przyjaciela
("Cześć, nazywam się Tomek, mam 5 lat, proszę dodaj mnie do grona 3 bilionów
swoich najbliższych przyjaciół") „Dziecko potrzebuje doskonałego wzoru
do naśladowania, osobowego wzorca" — jest nim oczywiście Jezus. Dalej następują
inne wezwania, skierowane do katolickich rodziców i trzeba oddać autorowi
sprawiedliwość, że z perspektywy katolickiej, nie są one wcale pozbawione
sensu. Mówi się chociażby: „Wiele zła wyrządzają dziecku tacy rodzice,
którzy ukazują na pierwszym miejscu Boga, jako surowego sędziego, który nie
zna litości", zamiast nauczania go o Bogu, jako przede wszystkim źródłu miłości.
Zgoda, ale co to za paranoidalni rodzice, którzy mieliby nauczać dziecko
takich starotestamentowych zabobonów? Należy raczej zapytać, ile zła wyrządzają
dziecku rodzice, którzy nie zezwalają na to, aby dowiadywało się ono o innych alternatywnych religiach i światopoglądach. Oczywiście tego typu
sprawami żaden prawdziwy katolik nie będzie zaprzątał sobie głowy. Dalsze
korzyści płynące z regularnej i fachowej katechezy są następujące:
„Dziecko odkrywa, że modlitwa to nie tylko wieczorny pacierz z babcią, ale
także rozważanie Pisma Świętego czy medytacja. Mało którzy rodzice mają
wiedzę na ten temat"."(...) już w wychowaniu religijnym można dokonać prób skierowania dziecka ku zaangażowaniu
na rzecz bliźnich. Dziecko na tym etapie może czuć się powołane do
formowania postawy apostoła i świadka" itd., itp.
Jak
widać katolickie organa nauczania i indoktrynacji za granica nie próżnują, a Polaków, którzy mają unikatową okazję osiedlenia się i partycypowania w strukturach jednego z najbardziej tolerancyjnych krajów świata, stara się
przekonać o tym, że oprócz dobrobytu i innych osłon socjalnych, społeczeństwo
to na płaszczyźnie duchowej ma naprawdę niewiele do zaoferowania. Co więcej,
może ono być naprawdę szkodliwe.
CDN.
« Katolicyzm dla młodzieży (Publikacja: 25-09-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2260 |
|