|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Kulturowe koncepcje Czasu Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
Jesteśmy tak przyzwyczajeni do naszego sposobu odbierania czasu, że
widać to wyraźnie (choć zazwyczaj sobie tego nie uświadamiamy) na poziomie języka
potocznego — czyż bowiem nie mówimy, że czas płynie albo biegnie, albo
że nie mamy czasu… To wszystko
wydaje się oczywiste — ale nie jest. Jest to bowiem kategoryzowane niejako wtórnie,
to jest: nie naturalnie, lecz kulturowo. Nie zajmiemy się jednak potocznym doświadczeniem
czasu, a raczej wielkimi koncepcjami, wręcz filozoficznymi, ogólnymi ramami,
które zbudowały nam taki, a nie inny obraz czasu. Trzeba będzie zacząć od
konstatacji ogólniejszych — czyli od odwołania się do całościowej wizji
uniwersum.
Nikogo już chyba nie trzeba przekonywać co do roli jaką w procesie
budowania się tożsamości europejskiej odegrało średniowiecze (bez względu
na oceny jakie mu nadamy). Nawet jeśli,
jak w przypadku niniejszych rozważań, będzie tylko odniesieniem dla koncepcji
nowszych. Tak właśnie będzie w przypadku budowania się sposobu widzenia
czasu, z jakim dziś jesteśmy tak oswojeni. Otóż najważniejszą zmianą jaka
dzieli średniowiecze od renesansu jest zmiana obrazu świata. O ile bowiem w średniowieczu
istotna była statyka, a byty widziane były jako
dane, gotowe, od razu ukształtowane, w renesansie — inaczej, świat i byty postrzegane były w procesie, a akcent położono na dynamiczność i przemiany. W średniowieczu świat był darem Boga, w wszystko co w jego obrębie
się znajduje to niezmiennie twory
boga. Tymczasem w renesansie rozwija się koncepcja emanacyjna.
Przyjrzyjmy się bliżej różnicy między tzw. kreacyjną a emanacyjna
koncepcją świata. Otóż ta pierwsza — właściwa właśnie dla średniowiecza,
ale nie zarzucona do dziś dnia w niektórych kręgach konserwatywnych
religijnie — zakłada stworzenie ex nihilo — a to ma swoje określone konsekwencje: na przykład przeświadczenie, że Bóg
od razu, zawsze i na zawsze jest ten sam i taki sam, stworzenie świata było
jednorazowym aktem jego decyzji, a stworzone rzeczy od razy ukształtowane zostały w gotowej formie; takie jakimi widzimy je dziś były zawsze. To właśnie
statyczny obraz świata i Boga (o czasie w tym świecie powiem za chwilę). Koncepcja emanacyjna zakłada tymczasem, że Bóg nie od razu dysponował pełnią
boskich prerogatyw, jest Bogiem w procesie, rozwija się, jak i sam świat
rozwija się od niezróżnicowania po złożone rzeczy i zjawiska. Dzieje świata
zatem to pewne continnum ciągłego wyłaniania się bytu, a z tym w korelacji
pozostaje sam Byt Najwyższy. Świat — to ciągła entelechia — proces przekształceń. To miało fundamentalne znaczenie dla europejskiej myśli, a szczególnie dla filozofii niemieckiej.
To oczywiście łączy się z zagadnieniem czasu. W średniowieczu za
Augustynem świat widziany był jako przestrzeń
dziania się
historii świętej, zmierzającej od punktu do punktu (genezis — paruzja),
jako arena ścierania się sił państwa bożego i jego przeciwników. Historia ludzka została
obdarzona sensem, o tyle o ile jest dziejami przechodzenia od „tego świata",
państwa świeckiego do królestwa bożego. Dzieje świata więc to dzieje
obiektywizowania się bożego rozumu i bożej łaski. Niewątpliwie jest Augustyn ojcem historiografii
(choć pojętej
swoiście).
Nawet dziś i nawet dla ateistów jest to archetypiczny model, w którym
tkwimy po uszy… Wszak tak myślimy do dziś — rzecz jasna chodzi mi o ogólne
ramy, nie o specyficzną treść (chrześcijański model świata), przecież to
stąd wynikają wszystkie ewolucjonizmy
filozoficzne, czy też utopie (bo przecież czas biegnie linearnie ku lepszemu
światu, zatem kiedyś będzie lepiej, mądrzej itp.). Można by rzec — my z niego wszyscy...
Zatem model augustiański, czy raczej tylko jego struktura (czasu)
pozostała nam w spadku aż do naszych czasów, choć bywała wpisywana w różnorodne
tradycje światopoglądowe i opcje filozoficzne.
Ale to, że czas płynie od-do nie znaczy jeszcze, że rzeczy wraz z jego upływem ulegają wiecznym przemianom. To jest właśnie rys renesansowy.
Obecny wszędzie — od modelu wszechświata począwszy. Bo czyż doceniamy co
naprawdę kryje się w sloganie o przewrocie kopernikańskim? Otóż to była
prawdziwa rewolucja! Zawalił się wcześniejszy nie tylko model wiedzy, ale cały
model świata!
W średniowieczu obowiązywał oparty na modelu ptolemejskim statyczny
obraz kosmosu. Kopernik zresztą choć zmienił wiele, to niewiele zmienił w tym statycznym modelu — po prostu w miejsce centralnie ujmowanej ziemi wstawił słońce — ale model nadal był nieruchomy. Dlaczego? Otóż wynikało
to z pewnych założeń apriorycznych dotyczących doskonałości (czyli trwałości,
czyli — statyki bytu). Coś co jest doskonałe nie musi i nie może podlegać
zmianom… Jako zaś figura doskonała postrzegane było koło (już mniejsza
czy jakoweś treści archetypalne kryją się za tym czy nie). I model, zarówno
Ptolemeusza, jak i Kopernika zbudowany był nie inaczej, ale właśnie na
„planie" koła — i nie dlatego, że tak wskazywała jakakolwiek
empiria, ale dlatego, że koło było doskonałe, a świat stworzony przez Boga musiał z założenia być doskonały. Tak naprawdę największego przełomu dokonał
Galileusz — twierdził oto, że orbitami nie są koła, ale elipsy! Tylko tyle,
powiemy? Ależ on tym samym zburzył obraz doskonałego wszechświata!
[ 1 ]
Tak czy inaczej świat przestał być tak „skończony", jak w średniowieczu (przez model kosmosu, przez koncepcję kreacyjną, po
hierarchiczny układ społeczny — wszystkie elementy pozostają w zgodzie z naczelną ideą). Skoro zaś tak się stało, to problemem dla renesansowych mędrców
stało się: w jaki sposób „to" działa, jaka jest mechanika świata,
jak działa Bóg. Z tej nowej wizji świata
wynikła też nowa antropologia — oto w tym przekształcającym się świecie człowiek
stał się koniecznym komponentem istnienia Boga i świata, nie jest już tylko
prochem, targanym przez demoniczne siły pyłkiem na wietrze, jego godność
została wywyższona. Aczkolwiek w tym miejscu warto był uczynić krótką
dygresję. To czego uczą nas w szkołach, że w średniowieczu mamy do
czynienia z teocentryzmem, a w renesansie z antropocentryzmem — to oczywiście
skrajne uproszczenie. Nie jest przecież tak, iż w myśli średniowiecznej nie
snuto rozważań na temat kondycji człowieka w świecie — tyle, że obowiązywała
taka a nie inna wizja naczelna. Tak i w renesansie obraz człowieka zmienił się,
bo cała koncepcja uniwersum uległa przewartościowaniu. Ale to kosmologia
zajmowała naczelne miejsce w myśleniu renesansowym — i to z niej wynikały
implikacje dotyczące nauk przyrodniczych oraz humanistycznych — tylko o tyle można
mówić o podniesieniu roli człowieka, o ile antropologia wpisywała się w cały
system. I tak raczej powinno się mówić o koncepcji nie antropocentrycznej,
ale o pewnej homologii wyrażającej się obrazem makrokosmos-mikrokosmos; człowiek o tyle był wartościowy, że stanowił odbicie
kosmosu.
Tymczasem koniecznie należy podkreślić, że renesans nie sięgał
tylko do starożytności, ale — o czym mało kto wie, bo tego w szkołach nie
uczą (a przynajmniej nie uczyli) do myśli ezoterycznej. Nie przypadkiem
rozkwit alchemii przypada właśnie na czas odrodzenia. Myśl naukowa renesansu i myśl alchemiczna idą ręka w rękę i chyba wciąż niewielu zdaje sobie
sprawę, jak bardzo alchemia inspirowała odrodzeniowych myślicieli. Dlaczego? A choćby z powodu identycznego oglądu Czasu i dziejących się w jego ramach
„rzeczy". Obraz świata jawiący się w nauce jest dynamiczny (w przeciwieństwie do średniowiecznego), analogicznie
jak w alchemii. Czyli mamy tu do czynienia ze swoistym „zderzeniem"
racjonalizmu renesansowego i tradycji ezoterycznej (przekształcającej wcześniejsze
koncepcje: platońskie, plotyńskie, hermetyczne itd.). Zauważmy — w alchemii
ważna jest przemiana — np.
substancji mniej szlachetnej w bardziej szlachetną, a motyw ten — przekształcania dominował w myśli naukowej renesansu; to łączyło
obie formacje Zachodu i dlatego można rzec, że nowożytna nauka zrodziła się
na styku alchemicznej i racjonalistycznej tradycji… Deprecjacja alchemii,
zepchniętej do zjawisk spod znaku „zabobonu", nastąpiła znacznie później,
dopiero po oświeceniu, a zwłaszcza w pozytywizmie wszelkie ślady ezoteryczne
wymazano z kart dziejów myśli europejskiej. Ale warto pamiętać, że to
ezoteryka, zwłaszcza alchemia (choć nie tylko) przyczyniła się do zmiany
obrazu świata pośredniowiecznego. Co tu dużo mówić, wszak taka instytucja
jak Akademia Florencka jest „odpowiedzialna" za przyswojenie Europie
myśli hermeneutycznej, sam Ficino przełożył Korpus Hermeticus na łacinę,
co zresztą stanowiło ważny krok w utrwalaniu koncepcji emanacyjnej, o której
mówiłam wyżej. Wielu czołowych myślicieli zajmowało się magią naturalną i kto wie czy bez tych inspiracji nauki przyrodnicze (a potem chemiczne) rozwinęłyby
się tak, jak się w Europie rozwinęły… Ba, któż u nas wie, że Newton był alchemikiem?! A skoro o nim
mowa… Newton długo zastanawiał się nad modelem kosmosu Galileusza, a model
ten burząc doskonałość świata (por. wyżej) nie był wdzięcznym
„polem" do obliczeń. Znana jest koncepcja wielkiego Zegarmistrza
stworzona przez Newtona. Wielki Zegarmistrz czyli Bóg, to byt, który został
wykoncypowany przez Newtona, nie
mogącego sobie poradzić z obliczeniami — najprościej
mówiąc: świat na podstawie obliczeń wynikających z modelu Galileusza jawił
się jako niestabilny, skoro jednak
mimo to działa, znaczy to, że Ktoś za tym stoi — tym wielkim kimś był właśnie
Bóg jako wielki Zegarmistrz Świata. Nawiasem mówiąc Newton miał po prostu
za mało danych, rachunek się zgodził dopiero, kiedy odkryto kolejne planety,
ale przy tej okazji okazało się, iż koncepcja dodatkowego bytu — Zegarmistrza
jest zbędna.
Wynika stąd kilka konsekwencji — np. ta, że świat jaki jawił się po
Galileuszu i Newtonie „stał" się niestabilny,
zatem niedoskonały, nie-gotowy — tylko taka podstawa może dawać asumpt do
pojmowania go dynamicznie. Doskonały świat jest statyczny — po cóż miałby
się zmieniać? Zatem kategoria zmiany, dynamiki, przekształceń łączą się
ze sobą i pokrywają z odmienną niż dla kosmosu statycznego wizją Czasu.
Mniej w tym momencie istotne jest, że model Newton'owski to świat-maszyna, że
potem Leibniz go zakwestionował i zastąpił obrazem świata-organizmu.
Mechanikę zastąpiła fizjologia — ale ważne, że i tu i tam fundamentem jest
element dynamizmu.
Ważne też, że w konstruowaniu wizji Czasu swoją rolę odegrały
nauki przyrodnicze. Chociaż za Levi-Straussem
podkreślmy, co i tak wynikać powinno z niniejszych rozważań, że:
„Wiara w jednokierunkową ewolucję form życia pojawiła się w filozofii
społecznej dużo wcześniej niż w biologii." („Spojrzenie z oddali", rozdz. Rasa i kultura, s. 30). Trzeba by tu przywołać epokowe
dzieło C. de Boufon'a „Ogólna historia natury", w którym pojawia się
nowoczesna teoria organizmu, jako systemu powiązań oraz nazwisko K.
Kielmeyer'a, który rozwinął ten model i zwrócił uwagę na element czasu,
czasu — by tak rzec już nie metafizycznego, ale naturalnego,
biologicznego. Pojawiła się biologia, zupełnie nowa nauka… Jeszcze
trochę i upadła stara koncepcja premorfizmu czyli idea gotowych rzeczy. Już
blisko do Darwina… A jeszcze paleontologia, też nowa nauka — wydobywająca na
światło dzienne dawno umarłe organizmy biologiczne, umarłe niewyobrażalnie
dawno — i oto czas
nie jest już funkcją historii wyłącznie człowieka, ale całej natury.
Tak nastąpił upadek jednego z fundamentu wiary chrześcijańskiej — czas nie
jest tylko areną zmagań metafizycznych sił, nie jest obszarem gdzie dzieje się
tylko ludzka historia, innymi słowy — tak przekreślono ostatecznie ideę historia
sacra Augustyna.
Ale… czy ważne są dzieje ludzkie (historia zbawienia) czy dzieje
natury, planety, kosmosu — Czas płynie linearnie od punktu do punktu. Z tej
podstawowej teorii wynika wszystko inne. Rozważania nad czasem w myśli
europejskiej zrodziły się w ramach religii, potem splotły się z naukami
przyrodniczymi i szły z nimi pod rękę aż do okresów wielkich systemów
Herdera i Hegla. Wszak dla Hegla — świat to proces obiektywizowania się Rozumu
czy Absolutu (pojęcie Absolutu, Ducha — to koncepcje wyrosłe na gruncie
niemieckiej filozofii), który spełnia się w różnych dziedzinach — w filozofii, sztuce, prawie itd. Proces ten postępuje
od form najprostszych po bardziej skomplikowane, innymi słowy rozumność świata
wzrasta.
A w innych obszarach i naukach szczegółowych? Oto np. epoka
pozytywizmu w ujęciu A. Comte’a to
epoka wieńcząca proces rozwoju cywilizacyjnego (1. Teologiczna, 2.
Metafizyczna, 3. Pozytywizm). I tak dalej i tak dalej.… Mimo różnic w treści
owych „wielkich narracji" wszędzie Czas jest ujmowany podobnie, my zaś
uważamy ten schemat za oczywisty, nie mogąc zrozumieć, że można inaczej -
że na przykład są kultury, dla których czas ma inne znaczenie, a Wielki Czas
jest raczej cyklem niż linią...
Przypisy: [ 1 ] Galielusz to wielki „burzyciel" doskonałości obrazu świata; wielokrotnie spotykał się z powyższymi zarzutami. Już kiedy ogłosił, że Księżyc nie jest gładką piłką, lecz ma „chropowatą" powierzchnię, skierował na siebie podejrzliwe spojrzenie ludzi Kościoła. „Uznanie Księżyca nie za wypolerowane zwierciadło, lecz za wysuszoną, pokrytą pyłem skałę, pozbawioną wody i atmosfery, byłoby wstrząsem dla ludzkości i świętokradztwem dla Kościoła" (Reston). Wówczas profesor jezuickiego Kolegium Rzymskiego, Ch. Clavius, papieski matematyk, znalazł wytłumaczenie dla tych nierówności w świetle doktryny katolickiej, głoszącej gładkość Księżyca — jeśli faktycznie owe nierówności istnieją, to z pewnością są one zamknięte w niewidzialnym, przezroczystym krysztale, dzięki któremu Księżyc nadal może zachować swą nieskazitelną kulistość, o której stanowi Pismo św. Kolejno przyszły jeszcze większe rewelacje, z których „najważniejszą, najbardziej wartą rozgłoszenia, najbardziej obrazoburczą" było odkrycie księżyców Jowisza. Pobożny Clavius rozłożył ręce: „Cały system sfer niebieskich załamał się i trzeba go poprawić". Wkrótce potem wywołał kolejny ferment: na Słońcu są plamy! „Według ludzi o ograniczonych umysłach Galileusz popisywał się po prostu bluźnierczymi czarami: rozległe czarne skazy na Boskim Słońcu! (...) pokazywanie ich kardynałom Kościoła oznaczało atakowanie samego sedna wiary głoszonej przez teologię, wiary, że niebiosa są czyste, niezmienne, nie podlegają zepsuciu." (Reston). Rzymski inkwizytor, C. Conti, radził Galileuszowi, aby pisał o plamach jako o skupiskach małych gwiazd obracających się wokół Słońca (aby utrzymać jego doskonałość). — przyp. M.Agnosiewicz « Kultura (Publikacja: 19-02-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2285 |
|