Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.416.551 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Jeśli Benedykt XVI uważa, że naukowy opis antropogenezy jest do pogodzenia z doktryną Kościoła katolickiego, to powinien uznać, że częściowe "odłączenie się" w gatunku ludzkim seksualności od płodności urzeczywistniło określony plan Boga.
 Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)

Wyrocznia [1]
Autor tekstu:

Dramat w jednym akcie

MOTTO:
Co zastajemy? Życie poprzednich pokoleń ludzkich i nasz do niego stosunek.
Stanisław Brzozowski

OSOBY:  
Sarapion
Onomakritos
Hipparch  
Hoplita I  
Hoplita II  
Kapłan
Pytia

SCENA PIERWSZA

Dom bogatego kupca ateńskiego, Sarapiona. Drzwi wejściowe do domu znajdują się po prawej stronie, a drzwi do skarbca — po lewej. Gospodarz siedzi przy stole i liczy leżące na blacie złote monety. Radośnie pogwizdując, rozkłada poszczególne rodzaje monet na kupki, a potem, po przeliczeniu, wsypuje te kupki do oddzielnych garnków glinianych, stojących przed nim na stole.

Sarapion: — (sam do siebie, wrzucając monety do garnka) Rośnij, moja trzódko, rośnij! I bądź coraz liczniejsza...

Rozlega się kołatanie do drzwi. Sarapion nie zwraca na to uwagi, pochłonięty liczeniem monet. Po chwili do domu wchodzi młody, przystojny, wytwornie odziany mężczyzna.

Onomakritos: - Bądź pozdrowiony, Sarapionie!

Na widok przybysza Sarapion zrywa się na nogi, a potem w triumfalnym geście wznosi ramiona ku górze.

Sarapion: — Nareszcie! Jakże się cieszę, Onomakritosie, że wróciłeś! Minęły aż trzy miesiące od czasu, gdy wysłałem cię w drogę! Już się bałem, że zginąłeś… (podchodzi do Onomakritosa i wita się z nim serdecznie) Albo porwano cię w niewolę...

Onomakritos: — I ja jestem szczęśliwy, że w końcu dotarłem do Aten. Ile niebezpiecznych chwil po drodze przeżyłem! Raz omal nie straciłem życia, kiedy nasz statek napadli piraci… (z ożywieniem) Wróciłem dopiero dwa dni temu… Ledwo zdążyłem odpocząć po podróży i trochę się ogarnąć, a już jestem u ciebie, szlachetny Sarapionie! (podchodzi do stołu. wskazuje na garnki, pełne monet) Widzę, że bogowie ci sprzyjali!

Sarapion: — To prawda! Nie mogę narzekać… (po chwili, z niecierpliwością) Czy wykonałeś zadanie, które ci powierzyłem? To dla mnie najważniejsze!

Onomakritos: - O tak, zdołałem wykonać zadanie!

Sarapion: - Gdzie jest moja wyrocznia? Pewnie zapisałeś ją na tabliczce? Nie trzymaj mnie w niepewności!

Onomakritos: - (pogodnie) Nie zapisałem. Bardziej ufam swojej pamięci, niż glinianym tabliczkom. Podróż była niebezpieczna, tabliczka mogłaby wpaść w niepowołane ręce… Nauczyłem się twojej przepowiedni na pamięć!

Sarapion: - Może i masz rację. Mów, mów, nie zwlekaj dłużej! (szybko podchodzi do stołka i siada na nim. w napięciu wpatruje się w twarz Onomakritosa)

Onomakritos staje na środku izby i przybiera uroczystą pozę.

Onomakritos: — (z powagą i sztucznym patosem) Gdy wszedłem do świątyni zobaczyłem, jak Pytia oblegana modłami siada na trójnogu... Potem zaczęła okadzać się dymem z palonej mąki jęczmiennej, żeby wpaść w boski trans i dotrzeć swoim umysłem do Apollona...

Sarapion: — (podekscytowany) Palona mąka? Tam musi być straszny zaduch! I co dalej? Co dalej?

Onomakritos: - Gdy zadałem Pytii twoje pytanie, Sarapionie, ona, po długim milczeniu, odpowiedziała tak: (recytuje z pamięci, wolno cedząc słowa)
"Mądrym ludziom w zagadkach wyrocznie daję swe  
Dla głupich złym jestem mistrzem, choćbym zwięźle rzekł  
Bystro, jak strzałą, do celu mierz,  
Nie wahaj się!  
Ja, wzywany i nie wzywany,  
Za tobą ujmę się..."

Obaj milczą przez dłuższą chwilę.

Sarapion: — (w skupieniu analizuje słowa wyroczni) Zaiste, boskie to słowa, to się od razu czuje! „Bystro, jak strzałą, do celu mierz…" Tak… „Nie wahaj się…" (uśmiecha się) Tak, tak… „Za tobą ujmę się…" Wzywany i nie wzywany! Wszystko jest jasne, boski Apollon jest po mojej stronie, błogosławi moim zamierzeniom! (zrywa się na nogi, w radosnym geście wznosząc ramiona ku górze) Moje egipskie interesy pójdą dobrze!

Onomakritos: — I ja jestem rad, że wyrocznia okazała się pomyślna!

Sarapion: - (oddycha z ulgą) Teraz, skoro znam już swoją wróżbę, jestem spokojny o przyszłość… Co za radość! (po chwili, z uśmiechem) Miałeś z sobą moje złoto… Dużo ci go zostało?

Onomakritos: - (niemile zdziwiony) Czy dużo? Nic nie zostało! Większość złota złożyłem w świątyni, jako twój dar dla Apollona. Część zrabowali piraci, a reszta z trudem wystarczyła mi na powrót...

Sarapion: - To nic, trudno… Drogi Onomakritosie, nie minie cię nagroda! (wskazuje na garnki ze złotymi monetami) Pomóż mi zabrać to wszystko do skarbca, tam ją otrzymasz… Dam ci mieszek, pełen monet z najszlachetniejszego kruszcu! Stać mnie na to, przecież czekają mnie krociowe zyski...

Onomakritos: - (uradowany) Wielkie dzięki! To gest, godny króla!

Obaj podchodzą do stołu, by zabrać złoto. Potem, dźwigając w dłoniach ciężkie garnce, powoli idą w lewo, w kierunku skarbca.

Onomakritos: - A co się tymczasem działo w Atenach?

Sarapion: - Nic ważnego… Jeśli nie liczyć tego, że upadł kolejny, demokratyczny spisek. Dlatego miastem nadal rządzi tyran, Hipparch. (śmieje się) Dla mnie tam wszystko jedno, aby tylko moje interesy dobrze szły! (łokciem otwiera sobie drzwi. wychodzi, a Onomakritos za nim, słychać tylko ich głosy) Jak wyglądają Delfy? Opowiedz mi o nich… I kopnij drzwi, to się zamkną!

Onomakritos: - Delfy to miasto niezwykłej piękności! Żeby dotrzeć do świątyni Apollona, trzeba wejść na Drogę Świętą. Wzdłuż tej drogi ustawiono posągi, są tam też rozmaite...

Drzwi zostają zatrzaśnięte, zapada cisza.

SCENA DRUGA

Pałac ateńskiego tyrana, Hipparcha. Tyran siedzi na tronie, Sarapion stoi przed nim, w pozie błagalnej. Za tronem stoją dwaj hoplici, w pełnym rynsztunku bojowym.

Hipparch: — Witaj, Sarapionie! Wiem, że jesteś spokojnym, uczciwym obywatelem Aten, który nigdy nie splamił się udziałem w spiskach przeciwko mnie. Dlatego chętnie cię wysłucham. Przedstawiono mi już z grubsza twoją sprawę. Podobno zostałeś oszukany...

Sarapion: — Tak, to prawda! Przychodzę do ciebie, szlachetny władco, bo spotkało mnie wielkie nieszczęście! (składa głęboki ukłon) Niejaki Onomakritos sfałszował wyrocznię boskiego Apollona, co przyniosło mi wielkie straty. Wziął ode mnie pieniądze na podróż i zniknął, rzekomo udając się do Delf. A w rzeczywistości wyjechał do Koryntu i wydał tam wszystko na rozpustę… Dopiero potem dowiedziałem się, że ten Onomakritos oszukał w podobny sposób wielu innych… Dlatego właśnie wnoszę skargę na tego kłamcę i bezbożnika!

Hipparch: — Czego dotyczyła wyrocznia?

Sarapion: - To miał być interes mojego życia! (tonem wyjaśnienia) Mój plan był prosty: kupuję tu, w Atenach, wielkie ilości zboża, oliwy i wina, a potem ładuję to wszystko na okręty i wysyłam do Egiptu. Umówieni ze mną egipscy kupcy odbierają tam towar i w zamian przesyłają do mnie kosztowne tkaniny, syryjskie wonności i rozmaite zbytkowne przedmioty… (rozmarzony) Sam wiesz dobrze, czcigodny władco, że ateńscy arystokraci wykupiliby to wszystko na pniu...

Hipparch: — (z ironią) To prawda, oj, prawda! Nasi arystokraci niewieścieją z dnia na dzień, myślą tylko o ucztach, pachnidłach i pięknych strojach! Co mnie zresztą wcale nie martwi… (śmieje się) Mów dalej, drogi Sarapionie...

Sarapion: - Wysłanie towaru do Egiptu miało mi przynieść wielki zysk. To było oczywiste, wystarczyło wziąć pod uwagę ceny… Każdy kupiec, będąc na moim miejscu, powiedziałby to samo...

Hipparch: — Mówisz rozsądnie… (po namyśle) Czy zawsze korzystasz z wróżb i wyroczni, kiedy chcesz sprzedać większą ilość towaru?

Sarapion: — Nie, skądże! Znam się na swoim fachu, sam wiem najlepiej, kiedy interes jest dla mnie opłacalny, a kiedy nie. Ale w tym przypadku nie było innego wyjścia… (bezradnie rozkłada ramiona) Jedyne, czego się obawiałem, to jakieś nieoczekiwane wydarzenie: wojna, bunt, epidemia… Chciałem być pewien, że żadna z takich klęsk nie nawiedzi Egiptu i nie przeszkodzi mi w zrobieniu tego interesu. A to są już sprawy boskie, nie ludzkie… Właśnie dlatego postanowiłem poprosić Apollona o radę.

Hipparch: - Rozumiem. Czemu więc sam nie pojechałeś do Delf?

Sarapion: - Chciałem jechać, ale nie mogłem, musiałem pilnować moich interesów na miejscu... Poza tym, to długa i niebezpieczna wyprawa, łatwo można wpaść w ręce piratów i zostać niewolnikiem! Postanowiłem więc znaleźć kogoś, kto tam pojedzie, kto w moim imieniu złoży ofiarę i poprosi o przepowiednię… No i wtedy nastręczył się ten przeklęty Onomakritos… Był bardzo chętny, żeby wybrać się do Delf, wcale się nie obawiał niebezpieczeństw… Ucieszyłem się, zaufałem mu i ...nawet go polubiłem. Dałem mu sporo złota: musiał przecież złożyć ofiarę w świątyni Apollona, no i z czegoś żyć w drodze… Kiedy wrócił, wyrecytował mi moją wyrocznię: brzmiała bardzo zachęcająco! Tak się ucieszyłem, że dałem mu dodatkową nagrodę za wykonanie zadania… (z gniewem) Bo myślałem, że on naprawdę był w Delfach! A potem, nie wahając się ani przez moment, wysłałem mój towar do Egiptu...

Hipparch: — (z zainteresowaniem) I co dalej? Jak to się skończyło?

Sarapion: — (milczy przez chwilę, wzdychając ciężko) Serce boli, kiedy o tym pomyślę… Z moich interesów nic nie wyszło, bo nagle w Egipcie wybuchła wojna… Czy nie mogła wybuchnąć rok później? Nieszczęsna moja dola! (z rozpaczą załamuje ręce) Mój towar został zagarnięty przez oddział buntowników i nigdy nie dotarł na miejsce przeznaczenia. Towar przepadł, zapłaty nie dostanę… Co za cios! Wszystko straciłem! Jestem nędzarzem!

Hipparch: — (rozbawiony) Nie przesadzaj, mój drogi Sarapionie, nie przesadzaj… Moi ludzie dokładnie wszystko obliczyli: nadal jesteś jednym z najbogatszych kupców w naszym mieście... Znasz się na swoim fachu, jesteś obrotny… (poważniejąc) A zatem podtrzymujesz swoja skargę na Onomakritosa?


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Zosimos, ostatni poganin
Wróżby i wyrocznie


« Jednoaktówki (L.B.)   (Publikacja: 15-03-2003 Ostatnia zmiana: 19-01-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lech Brywczyński
Ur. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI!
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2329 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365