|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)
Zosimos, ostatni poganin Autor tekstu: Lech Brywczyński
Epizod z roku 500
MOTTO:
Człowiek zbyt często uważał omyłki za dostojeństwo, a prawdę za poniżenie dla siebie.
J. M. Guyau
OSOBY:
Zosimos
Uczeń
Dostojnik
SCENA PIERWSZA I OSTATNIA
Obszerna izba, urządzona w bizantyjskim
stylu. Już na pierwszy rzut oka widać, że to mieszkanie uczonego — w każdym
kącie leżą zapisane zwoje i księgi. Pośrodku stoi Zosimos — odziany w rzymską togę mężczyzna w starszym wieku. Jest zamyślony, pociera dłonią
czoło, a potem zaplata dłonie za plecami i powoli przechadza się w kółko.
Do izby wchodzi Uczeń — ubogo odziany młodzieniec o smutnym
wejrzeniu. Kłania się z szacunkiem Zosimosowi i skromnie siada w kąciku izby.
Zosimos: — (stając naprzeciwko Ucznia) Dobrze,
że już jesteś, mój chłopcze. Wiesz, że czekałem na ciebie z niecierpliwością.
Od tygodnia cię nie widziałem! Gdzie się podziewałeś ? Czemu nic nie mówisz?
(widząc, że Uczeń nie kwapi się do odpowiedzi,
Zosimos macha niedbale ręką) Zresztą, nieważne. Nawet ktoś kochający
naukę tak gorąco, jak ty, potrzebuje przecież rozrywek, właściwych swemu
wiekowi. Jesteś jeszcze młody, rozumiem to! Ja, to co innego… (zaplata
dłonie za plecami i powoli przechadza się po izbie) Ja tak wiele
przeżyłem, tak wiele widziałem… Na moich oczach zabijano piękno, prawdę i wolność… (przechadza się w kółko, zajęty własnymi myślami.
mówi, co jakiś czas spoglądając na Ucznia) Drogi chłopcze, od
lat przekazuję ci wiedzę, która dla chrześcijan jest wyklętą. Dlatego nie
licz na łatwe życie, jeśli zechcesz podążać moim śladem… (wskazuje
na zajmujące każdy kąt izby księgi i zwoje) Mam tu księgi
zakazane, pogański dorobek minionych wieków. Pisma Platona, Plutarcha,
Porfiriusza, Jamblicha, Eunapiusza, cesarza Juliana… Niektóre z tych pism już
czytałeś, inne ci objaśniałem, o jeszcze innych tylko wspominałem… Największą
wartością tych ksiąg jest to, że nikt już nigdy podobnych nie napisze.
Chrześcijanie, nawet jeśli kiedyś zmądrzeją i pozwolą na ich czytanie, to
nigdy nie będą w stanie napisać im równych. Czy kura nauczy się latać dzięki
temu, że zobaczy szybującego orła? (do Ucznia, z dramatycznym gestem) Czy rozumiesz, co mam na myśli ? Te księgi są
niepowtarzalne! (spokojniejszym tonem) A przecież
ja nie jestem wieczny, powoli zbliżam się do kresu życia… I co wtedy ? Co się
stanie z pismami, które tu zgromadziłem ? Czy mają zostać spalone przez strażników
nowej wiary, którzy dziś opanowali dwór w Konstantynopolu? Nie ma już mojego
starego świata. Jedyne, co mi pozostało, to zamknąć za sobą drzwi do przeszłości i pogrzebać się razem z nią… (podchodzi do siedzącego
Ucznia i kładzie mu dłoń na ramieniu) I właśnie w sprawie ksiąg
cię wezwałem. Mam niewielu uczniów, bo wszyscy boją się kontaktów ze mną,
by nie ściągnąć na siebie niełaski dworu… Wiesz, jak o mnie mówią
cesarscy urzędnicy ? Komes Zosimos, ten bezbożnik ! (kręci głową z niedowierzaniem) Bezbożnik ! Przecież bezbożnik to ktoś, kto nie
wierzy w bogów, a ja w bogów wierzę. Nie wierzę tylko w jednego boga, w ich
boga… Dlatego chcę ci oznajmić, że gdy kiedyś umrę, cały ten księgozbiór
stanie się twoją własnością. Byłoby niebezpiecznie wyliczać takie książki w testamencie, dlatego nie dam ci żadnego dokumentu, potwierdzającego prawo własności.
To po prostu nasza ustna umowa, umowa dwóch ludzi, kochających przeszłość...
(staje przed Uczniem i patrzy na niego pytająco)
Jaka jest twoja odpowiedź ? Czy przyjmujesz ten kłopotliwy spadek ? Powiedz !
Zamiast odpowiedzi, Uczeń klęka u stóp Zosimosa i całuje
go w rękę. Zosimos głaszcze Ucznia po głowie.
Zosimos: — (ze wzruszeniem) Dziękuję...
Dziękuję ci, chłopcze. Nie zawiodłem się na tobie… (Uczeń
ponownie siada na poprzednim miejscu) Spadnie na ciebie ciężkie
brzemię. Musisz zadbać o to, by przynajmniej niektóre z tych ksiąg zostały
przepisane, a przez to zachowane dla przyszłych pokoleń. I tak nie dasz rady
przepisać wszystkich, na to by ci życia nie starczyło… Przepisz więc
chociaż te, które uznasz za najważniejsze… (uśmiecha się
tajemniczo) I tu mam do ciebie drugą prośbę… byś nie pominął
podczas przepisywania także mojej najnowszej książki, o której tyle ci
przedtem mówiłem! Niedawno ukończyłem jej pisanie! (Uczeń
klaszcze w dłonie z radości) Tak, tak, mój chłopcze, to prawda!
Księga ta nosi tytuł Nowa Historia. Przedstawia ona dzieje Imperium Romanum od
najdawniejszych czasów, do dziś… (z oburzeniem)
Dziś! Czy to, co widzimy obecnie, można jeszcze nazwać Imperium Romanum?
Skoro Rzym przetrwał tyle wieków, przywyknięto do myśli, że trwał będzie
wiecznie; przywiązano się do niego, jak chłop przywiązuje się do swojego
zagonu. Ale Rzym upadł… (zaplata dłonie za plecami i powoli przechadza się po izbie) W Italii, Hiszpanii, Galii, Brytanii i Afryce grasują barbarzyńcy, tylko nasz Konstantynopol trzyma się jeszcze.
Ale i on będzie coraz słabszy, on nigdy nie stanie się nowym Rzymem...
Wystarczy spojrzeć na Senat! Dziś Senat nie wygląda jak zgromadzenie
szacownych mężów, ale jak zbiegowisko albo azyl dla złoczyńców. Imperium
upadło, bo przeklętej pamięci cesarz Konstantyn otworzył chrześcijaństwu
drogę do władzy w państwie… Tym samym zerwał on odwieczne przymierze Rzymu z bogami — patronami budowy imperium… O tym właśnie jest moja książka.
Zaraz ci ją dam. Chyba położyłem ją gdzieś tutaj… (podchodzi
do ułożonych pod ścianą zwojów i bierze je po kolei do ręki, przyglądając
się im uważnie) Tacyt, Celsus, Marek Aureliusz… To byli wielcy myśliciele,
ale jakże naiwni! Oni uważali, że chrześcijaństwo przegra, bo nie
wytrzymuje walki na argumenty ze starą religią. Stało się inaczej. Okazało
się, że można wygrać, nie korzystając z dobrodziejstw logiki i filozofii...
Ja nie mam już złudzeń. Wiem, że przegraliśmy, że ta choroba ludzkości
potrwa dłużej, niżby pacjent chciał… Nie bogowie rzecz jasna przegrali,
ale my, ich wyznawcy. Może nie na zawsze, ale na długo… (odwraca
się w stronę Ucznia, wznosząc ramiona ku górze) Powiesz pewnie, mój
uczniu, że jest w tym wina niebiańskich bogów, którzy nie reagują na
krzywdy, czynione nieustannie ich wyznawcom? I może będziesz miał rację. Ale
tylko z naszego, ludzkiego punktu widzenia. Dla bogów czas się nie liczy, oni
mogą stanąć z boku i przez wiele stuleci przyglądać się z rozbawieniem rządom
wyznawców krzyża. Istnienie Zeusa, Apolla czy Ateny nie zależy przecież od
tego, czy ktokolwiek w nich wierzy! Ale ja jestem tylko człowiekiem, aż tyle
czasu nie mam! Przyszłość to sprawiedliwy sędzia, który zawsze przybywa za
późno...(powraca do przeglądania pism. Uczeń przez cały
czas siedzi nieruchomo, uważnie słuchając mistrza i co jakiś czas spoglądając z obawą ku drzwiom)
Zosimos: — (sam do siebie, w zadumie, biorąc do ręki
kolejny zwój) Bogowie… Oni mogą dawać nam znaki, które my
odczytamy dzięki wróżbom. A raczej: będziemy próbowali odczytać… Nie
wiem, jak z tym jest naprawdę. Wiara pogańska daje mi prawo do tego, żeby nie
wiedzieć — nie ma w tym nic złego. To tylko chrześcijanie mówią że wiedzą, i to nawet wtedy, gdy tylko wierzą. (do Ucznia)
Zapamiętaj to sobie! Nie wolno im wątpić, bo jest to — jak powiadają -
grzechem. A jeśli nie wolno wątpić, to przecież tym samym nie wolno myśleć.
To błąd! Ludzki umysł nie powinien spuszczać oczu nawet przed tym, co
czci… (powraca do przeglądania pism. po chwili triumfalnie
podnosi do góry grubą księgę) Mam! Znalazłem wreszcie moją książkę.
(śmiejąc się dobrodusznie) Jak widzisz, z moją
pamięcią jest ostatnio coraz gorzej… Już nie ten wiek… (z
księgą w dłoni rusza w stronę Ucznia, który tymczasem wstał i wyszedł na
środek izby)
Zosimos: — (do Ucznia, radosnym tonem) Z radością wręczam ci tę księgę! Będziesz jej pierwszym czytelnikiem, oby
nie ostatnim! (wyciąga dłoń z książką w stronę Ucznia)
To najcenniejszy spadek, jaki posiadam… Jest twój !
Uczeń w pierwszym odruchu sięga po książkę, ale cofa rękę.
Nagłym ruchem wyciąga z rękawa nóż, przypada do Zosimosa i wbija mu ostrze
prosto w serce.
Zosimos: — (patrząc osłupiałym wzrokiem na Ucznia)
Co czynisz… Dlaczego… Przecież ja… Dlaczego… (zgina
się w pół i osuwa się bezwładnie na podłogę. rusza się jeszcze przez
chwilę, a potem nieruchomieje)
Uczeń z przerażeniem wpatruje się w trzymany przez siebie,
zakrwawiony nóż. Opada na kolana, upuszcza nóż na podłogę i zakrywa twarz
dłońmi. Jego ciałem wstrząsa gwałtowne, bezgłośne łkanie.
Po dłuższej chwili do izby wchodzi Dostojnik, odziany w bogate, bizantyjskie szaty. Dostojnik wolnym krokiem podchodzi do leżącego na
podłodze ciała Zosimosa i klęczącego obok Ucznia.
Dostojnik: — (trącając nogą zwłoki Zosimosa) Taaak...
Dobrze… (sam do siebie) Zosimos nie żyje...
Wreszcie stało się to, co stać się powinno już dawno… To ostatni z pogańskich
bezbożników, którzy ośmielali się pisać księgi, ubliżające jedynemu,
prawdziwemu Bogu… Nasz pobożny cesarz nie mógł tego dłużej tolerować… (pochyla
się, by podnieść z ziemi zakrwawiony nóż. chwyta go ostrożnie, w dwa
palce) Gdyby nie brać pod uwagę spraw wiary, to tego Zosimosa uznać
by można za całkiem dobrego człowieka. Serce miał jak cieknące naczynie -
nic w nim nie zostawało… Nie nadawał się do dzisiejszych czasów, to pewne!
Zawsze przegrywał! Zginął jak pies, przebity nożem przez swego umiłowanego
ucznia… (chichocząc) W chwili śmierci przeżył
największą niespodziankę, jaką mógł sobie wyobrazić...
Dostojnik odrzuca nóż z obrzydzeniem, a potem pochyla się
nad Zosimosem i wyciera palce o jego szaty. Prostuje się i podchodzi do klęczącego,
pogrążonego w głuchej rozpaczy Ucznia.
Dostojnik: — (do Ucznia) Dobrze się spisałeś,
chłopcze! Wiem, jak trudne to było dla ciebie, ale znasz wolę cesarza...
Gdybyś nie zabił Zosimosa, sam straciłbyś życie. A tak, straciłeś tylko język...
(kręcąc głową z niedowierzaniem) Że też
Zosimos nic nie zauważył! (ze śmiechem) Stałem
cichutko obok wejścia i aż mnie skręcało ze śmiechu, kiedy cię namawiał
do mówienia! (poważnieje i współczująco klepie Ucznia po
ramieniu) To i tak niska cena, chłopcze. Cesarz był dla ciebie łaskawy,
mógł cię kazać oślepić lub zabić… Teraz nie będziesz mógł nikomu
przekazać nauk, jakie odbierałeś od Zosimosa, ani opowiadać o tym, jak zginął...
Wierz mi, tak się stać musiało. Cesarz nie chciał procesu, nie chciał głośnej
rozprawy. Wolał usunąć Zosimosa właśnie w ten sposób… (uroczystym
tonem) W imieniu Imperatora chciałbym cię zapewnić, że jego wcześniejsza
decyzja zostanie dotrzymana — zostaniesz przewieziony do klasztoru, do odległego
miasta nad perską granicą… Tam pozostaniesz w zamknięciu do końca swego życia.
Będziesz spędzał całe dnie w klasztornej celi, przepisując pisma Ojców Kościoła.
To zajęcie o wiele godniejsze i milsze Bogu, niż pobieranie bezbożnych nauk u Zosimosa...
Dostojnik wolnym krokiem rusza ku wyjściu, ale po chwili
zatrzymuje się. Uczeń podnosi głowę i patrzy na niego.
Dostojnik: — (do Ucznia, niedbałym tonem)
Idę już, by ucieszyć ucho cesarza dobrymi wieściami… A ty masz jeszcze
tylko chwilkę, by pożegnać się z mistrzem. Przed domem czekają już ludzie,
którzy odstawią cię do klasztoru. Nie zwlekaj! (po chwili,
jakby coś sobie przypomniał) I jeszcze jedno — nie masz prawa zabrać
stąd żadnych ksiąg ani zwojów. To nikomu nie potrzebne, pogańskie starocie.
One są bez wartości, jak cień osła… Wszystkie te pisma zostaną jutro
przewiezione do arcybiskupa i tam publicznie spalone. (wychodzi)
Uczeń przez dłuższą chwilę klęczy nieruchomo, spoglądając
przed siebie otępiałym wzrokiem. Potem wstrząsa nim dreszcz, jakby się nagle
ocknął. Spogląda z czułością na leżącego Zosimosa, pochyla się nad ciałem
mistrza i całuje jego dłoń. Wstaje. Odwraca się ku wyjściu i robi dwa
kroki, ale nieruchomieje. Spogląda raz jeszcze na ciało Zosimosa. Odnajduje
wzrokiem dłoń mistrza, w której ten kurczowo trzyma swoją księgę. Podbiega
do zmarłego, klęka przy nim, z wysiłkiem wyszarpuje księgę z dłoni
mistrza. Wstaje. Spoglądając bojaźliwie ku drzwiom, ukrywa księgę w przepastnych fałdach swego płaszcza. Podbiega do leżących pod ścianą zwojów,
bierze na chybił trafił kilka z nich i ukrywa je w tym samym miejscu. Staje na
środku izby i poprawia ubranie. Ociera pot z czoła, uspokaja się. Nie oglądając
się za siebie, wolnym krokiem wychodzi z izby.
KURTYNA
« Jednoaktówki (L.B.) (Publikacja: 17-05-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lech BrywczyńskiUr. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu). Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 13 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI! | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 165 |
|