|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
Nasze cnoty [1] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
Poza dobrem i złem
Przekład:
Stanisław Wyrzykowski
Nasze cnoty? — Prawdopodobnie mamy i my jeszcze cnoty,
acz oczywista nie są to owe prostoduszne i nieokrzesane cnoty, któremi
przodkowie nasi cześć w nas budzą, lecz i odpychają potrosze. My, Europejczycy
pojutrzejsi, my dwudziestego stulecia pierwociny, — z całą naszą
niebezpieczną ciekawością, naszą złożonością oraz przebierania się
sztuką, z naszem żartem i ni to osłodzonem okrucieństwem zmysłów i ducha — jeżeli mamy posiąść cnoty, to snadź jeno takie, które z naszymi
najtajniejszymi i najserdeczniejszymi popędami, z naszemi najgorętszemi
pragnieniami najłacniej godzić się zwykły: dalej więc, szukajmyż ich w labiryntach naszych! — gdzie, jak wiadomo, niejedno się gubi, niejedno całkiem
przepada. I jestże coś piękniejszego nad szukanie cnót własnych? Nie
oznaczaż to omal wiary w własne cnoty? Zaś ta w cnoty swe wiara — nie jest
że w istocie tem samem, co ongi zwano czystem sumieniem, owym czcigodnym powłóczystym
warkoczem pojęciowym, który pradziadowie nasi z tyłu głowy, a niejednokrotnie także z tyłu swego upinali rozumu? Zda się zatem, acz nie
poczuwamy się zresztą bynajmniej do staroświecczyzny oraz praojcowskiej
szanowności, iż w tem jednem jesteśmy przecież godnymi praojców tych
potomkami, my ostatni o czystem sumieniu Europejczycy: gdyż i my nosimy jeszcze
ich warkocz. — Ach! Gdybyście wiedzieli, jak to rychło, jak to już rychło — będzie inaczej!
Jak w dziedzinie gwiazd o drogach jakiejś planety dwa
niekiedy stanowią słońca, jak w pewnych wypadkach dokoła jednej i tej samej
planety różnobarwne pałają słońca, raz czerwono to znów zielono, by potem
równocześnie zażedz ją i pstrem zatopić światłem: tak samo my ludzie
nowocześni, dzięki złożonej mechanice naszego gwiaździstego nieba — od
rozmaitych zależym morałów; czyny nasze płoną naprzemian rozmaitemi barwami i rzadko bywają jednoznaczne- a zdarza się nader często, iż pstrych
dokonywamy czynów.
Kochać swych wrogów? Mniemam, iż nieźle nauczono się
tego: zdarza się to dziś tysiąckrotnie w drobiazgach i rzeczach wielkich; co
więcej, bywają już niekiedy objawy wyższe i szczytniejsze — kochając,
uczymy się gardzić i to wtedy właśnie, gdy kochamy najbardziej: — lecz to
wszystko dzieje się nieświadomie, bez zgiełku, bez przepychu, ze wstydem i skrytością dobroci, wzbraniającej ustom uroczystego słowa i cnotliwej formuły.
Morał jako attitude — sprzeciwia się dziś naszemu smakowi. To takie
postęp: podobnie jak postępem ojców naszych było to, iż religia jako attitude
jęła sprzeciwiać się w końcu ich smakowi, z doliczeniem wrogości i wolterowskiej względem religii goryczy (oraz tego wszystkiego, co zaliczało się
ongi do wolnomyślnych gestów wymowy). Gędźba to w sumieniu naszem, pląs to w duchu naszym do wszystkich litanij purytańskich, do wszystkich poczciwości i kazań moralnych dostroić się nie może.
Miejmy się, na baczności przed ludźmi, którym bardzo
chodzi o to, by ufano ich moralnemu taktowi oraz subtelności w rozróżnieniach
moralnych: nie przebaczą nam nigdy, gdy wobec nas (lub nawet co do nas) pomylić
im się zdarzy, staną się niezawodnie naszymi instynktownymi potwarcami i krzywdzicielami , nawet gdy nie przestaną być naszymi przyjaciółmi.- Błogosławieni
ludzie o krótkiej pamięci: ci bowiem zapominają także o swych głupstwach.
Psychologowie francuscy — i gdzież bo poza Francyą są
dziś jeszcze psychologowie? — gorzkiej i różnorodnej przyjemności,
doznawanej wobec bitise bourgeoist, nie użyli jeszcze do syta, jak gdyby — dość, wyjawiają coś tem oni. Flaubert na przykład, zacny obywatel roueński, nie widział, nie słyszał, nie odczuwał w końcu nic innego: — był
to jego rodzaj samoudręki oraz subtelniejszego okrucieństwa. Otóż polecam,
dla odmiany — gdyż tamto staje się nudnem, inny przedmiot zachwytów:
mianowicie nieświadomą przebiegłość, z jaką wszystkie zacne, grube, prawe
duchy mierności zachowują się wobec duchów wyższych oraz ich zadań, ową
misterną zawiłą przebiegłość jezuicką, co tysiąckrotnie jest
subtelniejszą od rozumu i smaku tegoż stanu średniego w najlepszych jego
chwilach — a nawet od rozumu jego ofiar -: jako ponowny dowód, iż instynkt
ze wszystkich odkrytych dotychczas odmian inteligencyi jest
najinteligentniejszy. Słowem, badajcie psychologowie filozofie reguły w walce z wyjątkiem, to dopiero widowisko godne bogów i złośliwości boskiej! Lub
jeszcze wyraźniej: dokonywajcie wiwisekcyi na dobrym człowieku, na homo bonae
voluntatis… na sobie!
Sądzenie i potępianie moralne jest ulubioną zemstą
ludzi ograniczonych duchowo na ludziach mniej tępych
jako też rodzajem odszkodowania za to, czego poskąpiła im przyroda, wreszcie
pobudką do wzbogacenia i wysubtelnienia duchowego: — złośliwość uduchowią.
Cieszą się oni w głębi serca, iż istnieje miara, wobec której wyposażeni
skarbami i przywilejami duchowymi stoją z nimi na równi: — walczą za równość
wszystkich przed Bogiem i do tego potrzebują niemal wiary w Boga. Śród nich
znajdują się najzawziętsi przeciwnicy ateizmu. Ktoby im rzekł szczytna
duchowość stoi nieporównanie wyżej od wszelkiej prawości i zacności li
moralnego człowieka ten doprowadziłby ich do szaleństwa: — będę baczył,
by nie uczynić tego. Pochlebię im raczej mojem twierdzeniem, iż szczytna
duchowość jest jeno ostatnim wytworem jakości moralnych, syntezą wszystkich
stanów, przypisywanych moralnym jeno ludziom, i wytworzyła się cząstkowo,
drogą długiej hodowli i pracy prawdopodobnie całych łańcuchów pokoleń; że
szczytna duchowość jest właśnie przeduchowieniem sprawiedliwości oraz owej
dobrotliwej surowości, co poczuwa się do przestrzegania hierarchii na świecie,
śród rzeczy nawet — nie tylko śród ludzi.
Wobec tak bardzo rozpowszechnionych dziś pochwał
bezinteresowności trzeba, acz z narażeniem się na niejakie niebezpieczeństwo,
uświadomić sobie, czem właściwie lud się interesuje, i co to są za rzeczy,
które bardzo i głęboko bierze sobie do serca człek pospolity: z doliczeniem
jednostek wykształconych, nawet uczonych, a jeżeli wszystko w błąd nie
wprowadza, omal filozofów. Okaże się przytem, iż lwia część tego, co
subtelniejszych i wybredniejszych smakoszów, co każdą wyższą interesuje i nęci
naturę, człowiekowi zwyczajnemu zda się zgoła nieinteresującem: — gdy zaś
zauważy oddanie się temu, to zwie je desinteresse i dziwi się, jak są
możliwe uczynki bezinteresowne. Istnieli filozofowie, którzy temu podziwowi
ludowemu umieli dać nawet zwodniczy i mistyczno-zaświatowy wyraz (- czyżby
szczytniejszej natury nie znali z doświadczenia? -), zamiast wykazać nagą i niezaprzeczony prawdy, iż czyn bezinteresowny jest bardzo interesującym i interesownym czynem, jeżeli przyjmiemy — A miłość? — Jakto! Miałżeby
nawet czyn, wynikający z miłości, być nieegoistycznym? Ależ kpy -! A chwała
poświęcającego się? — Ależ kto poświęcał się naprawdy, ten wie, iż
chciał i otrzymał coś w zamian — może coś ze siebie dla czegoś ze siebie
-, że tu tracił, by tam zyskać, a może by w ogóle być czemś więcej,
lub bodaj czuć się czemś więcej. Lecz to dziedzina pytań i odpowiedzi, w której
wybredniejszy duch przebywa niechętnie: tak bardzo musi tu prawda powstrzymywać
się od ziewania, gdy jej odpowiadać każą. Ostatecznie jest ona jak kobieta: gwałcić
jej nie należy.
Zdarza się niekiedy, mówił moralistyczny pedant i drobiazgowiec, iż niesamolubnego człowieka szanuję i wyróżniam: nie dlatego
wszakże, że jest niesamolubny, lecz iż zda się mi mieć prawo do pomagania
innemu człowiekowi z własną swą szkodą. Słowem, chodzi tu zawsze o to, kim
jest on, kim zaś ów drugi. U człowieka na przykład, stworzonego i przeznaczonego do rozkazywania, zapieranie się siebie oraz skromne usuwanie się
nie byłoby cnotą, lecz marnotrawstwem cnoty: tak mi się zdaje. Każdy
nieegoistyczny morał, który poczyna sobie bezwzględnie i zwraca się do
wszystkich, grzeszy nie tylko przeciw smakowi: jest też podżeganiem do grzechów
płynących z zaniedbania, jednem więcej pokuszeniem pod maską ludzkości — i to właśnie pokuszeniem i poszkodowaniem wszystkiego górniejszego,
niezwyklejszego, uprzywilejowanego. Należy zmusić morały, by przedewszystkiem
ugięły się przed hierarchią, zaś z ich uroszczeń uczynić sprawę
sumienia, — nóż same przyjdą wreszcie do przekonania, iż niemoralną rzeczą
jest utrzymywać: co dla jednego słuszne, to dla drugiego godziwe. — Tak mówił
mój moralistyczny pedant i bonhomme nie należałoż go wyśmiać, iż
morały w ten sposób nawoływał do moralności? Jednakże nie powinno się mieć
za wiele słuszności, jeśli chce się śmieszków mieć po swojej stronie;
odrobina niesłuszności należy nawet do dobrego smaku.
Wszędzie, gdzie współczucie dziś płoszą, — a kto
bacznie słucha, ten nie posłyszy obecnie żadnej innej religii — winien
psycholog nadstawiać uszu: poprzez całą próżność, poprzez wszystek zgiełk,
znamionujący tych kaznodziejów (jak wszystkich kaznodziejów), doleci go niekłamane,
chrypliwe rzężenie samopogardy. Jest ona objawem owego sposępnienia i zeszpecenia Europy, co od wieku się wzmaga (a którego pierwsze oznaki
stwierdził już Galiani w swym zastanawiającym liście do pani d'Epinay): jeżeli
nie jest jego przyczyną! Człowiek nowoczesnych idej, dumna ta małpa, jest ze
siebie nad wyraz niezadowolony: to pewna. Czuje swą niedolę: lecz jego próżność
chce, by jeno współczuł — Europejski mieszaniec — na ogół wcale szpetny
plebejusz — potrzebuje koniecznie kostyumu: potrzebuje historyi jako lamusu
kostyumów. Wprawdzie dostrzega przytem, iż żaden dobrze na nim nie leży, -
więc zmienia i zmienia. Spójrzmy na dziewiętnaste stulecie od strony tych
pospiesznych upodobań i zmian maskarad stylowych oraz chwil zwątpienia, iż w niczem nie jest nam do twarzy — Daremne wszystkie występy romantyczne,
klasyczne, chrześciańskie, florenckie, barokowe i narodowe in moribus et
artibus: w żadnym nie jest dobrze! Ale duch, zwłaszcza duch historyczny
nawet z tego zwątpienia odnosi korzyści: raz wraz jakiś nowy strzęp
starodawności i zagranicy bywa przymierzany, wdziewany, rozdziewany, odkładany,
przedewszystkiem studyowany: — jesteśmy pierwszem uczonem stuleciem in
puncto kostyumów, rozumiem, morałów, wyznań wiary, smaków artystycznych i religij, przygotowani, jak żadna jeszcze epoka, do karnawału w wielkim
stylu, do najuduchowieńszego śmiechu i szaleństw zapustnych, do
transcendentalnej wyżyny najszczytniejszego błazeństwa i arystofanicznego
wyszydzenia świata. Być może, iż tu właśnie odkryjemy jeszcze dziedzinę
naszego wynalazku, dziedzinę, w której zdobyć się możemy jeszcze na
oryginalność, na przykład jako parodyści dziejów świata i arlekiny Boga, — acz nic dzisiejszego nie ma przed sobą przyszłości, to jednak śmiech
nasz może mieć ją właśnie.
1 2 3 4 Dalej..
« Nietzsche (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2346 |
|