|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
Wolny Duch [1] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
Tłumaczenie: Stanisław Wyrzykowski
Poza dobrem i złem
O
sancta simplicitas! W jakiem że dziwnem uproszczeniu i fałszerstwie żyje człowiek! Nie można dość
się nadziwić temu, gdy na cud ten patrzeć nauczyło się wreszcie! Jakże
jasnem i wolnem i łatwem i prostem uczyniliśmy dokoła nas wszystko! jak
potrafiliśmy zmysłom naszym puścić wodze co do wszystkiego powierzchownego,
myślenie nasze boską wyposażyć żądzą swawolnych skoków i pomyłek! -
jak od samego początku umieliśmy zachować sobie swą nieświadomość, by
wprost niepojętą swobodą, nierozwagą, nieprzezornością, wielkodusznością,
weselem rozkoszować się życia, by rozkoszować się życiem! I dopiero na
tych już utwierdzonych i granitowych nieświadomości węgłach wolno było
dotychczasowej budować się wiedzy, wolno było woli wiedzy na podstawie o wiele potężniejszej dźwigać się woli, woli niewiedzy, niepewności,
nieprawdziwości! Nie jako przeciwieństwo tejże, lecz — jako jej
wysubtelnienie! Jużcić język tu, jak gdzie indziej, poza swą nieudolność
wyniść snadź nie może i dalej mówić będzie o przeciwieństwach, gdzie
istnieją jeno stopnie oraz rozliczne stopniowania subtelności, jużcić
zakorzeniona tartufferya morału, co stała się obecnie nieodłączną naszą
krwią i ciałem, nawet nam wiedzącym wypacza snadź w uściech słowa: tu i ówdzie
my to pojmujem i śmiejemy się, że właśnie najlepsza jeszcze wiedza chce nas
najsnadniej uwięzić w tym uproszczonym, sztucznym aż do rdzenia, pozmyślanym i pofałszowanym świecie, że i ona, chcąc — niechcąc, błąd także miłuje,
gdyż i ona także, ta żyjąca, miłuje życie!
Po tak wesołym wstępie niechaj poważne słowo nie przejdzie mimo uszu: zwrócone
ono do najpoważniejszych. Miejcie się na baczności, filozofowie i przyjaciele
poznania, i wystrzegajcie się męczeństwa! Cierpienia za prawdę! Nawet obrony
własnej! Odbiera to waszemu sumieniu całą jego niewinność oraz — subtelną
neutralność, to was przeciw zarzutom i czerwonym chustom zapamiętałymi
czyni, to ogłupia, zezwierzęca i zbydlęca, gdy w walce z niebezpieczeństwem,
zelżywością, podejrzliwością, wyświecaniem oraz jeszcze dotkliwszemi wrogości
następstwami, musicie ostatecznie występować aż jako obrońcy prawdy na
ziemi: — jak gdyby prawda była do tyła bezbronną i nieporadną istotą, by
potrzebowała obrońców! I to was właśnie, wy rycerze najsmutniejszej
postaci, wy moi panowie, snujący po kątach pajęczynę ducha! Toć ostatecznie
dobrze wam wiadomo, iż zgoła chodzić o to nie powinno, czy to wy właśnie słuszność
mieć będziecie, jakoteż, iż żaden jeszcze, filozof nie miał dotychczas słuszności, i że cenniejsza rzetelność kryć się może w każdym drobnym pytajniku, który
stawiacie po najwłaśniejszych słowach i ulubionych naukach (a przy sposobności
po sobie samych), niźli we wszystkich uroczystych gestach i argumentach wobec
oskarżycieli i sądów! Usuńcie się raczej na bok! Ukryjcie się! A miejcie
maskę oraz subtelność, by was brano za kogoś innego! Lub obawiano się
nieco! A nie zapominajcież mi ogrójca, ze złotą kratą ogrójca! I miejcie
ludzi wokół siebie, co są gdyby ogród, — lub ni to muzyka nad wodami o wieczornej porze, gdy dzień staje się już wspomnieniem: — wybierzcie dobrą
samotność, samotność lekką, swobodną, swawolną, co da wam także prawo
pozostać nawet w jakowemś znaczeniu jeszcze dobrymi! Jakże jadowitym, jak
chytrym, jak lichym czyni człowieka każda długa wojna, której otwarcie
prowadzić nie można! Jak osobistym długa czyni trwoga, długie baczenie na
nieprzyjaciół, na możliwych nieprzyjaciół! Ci odtrąceni przez społeczeństwo,
ci wiecznie prześladowani, srodze szczuci, — oraz przymusowi pustelnicy w rodzaju Spinozów i Giordanów Brunów — stają się zawsze w końcu, bodaj
pod maską najwyższego uduchowienia i sami snadź o tem nie wiedząc,
wyrafinowanie mściwymi trucicielami (rozgrzebmyż wreszcie podłoże etyki i teologii Spinozy!) — nie mówiąc już o idyotyzmie moralnego oburzenia, które u filozofa niezawodną jest oznaką, iż filozoficzny humor go odbieżał. W męczeństwie
filozofa, w jego poświęceniu się za prawdę przejawia się, do jakiego
stopnia był on agitatorem i komedyantem; w stosunku do niejednego filozofa, o ile był dotychczas przedmiotem jeno artystycznej ciekawości, można jużcić
niebezpieczne zrozumieć byczenie, by ujrzeć go także w stanie zwyrodnieniu
(przedzierzgniętego w męczennika, w krzykacza ze sceny i trybuny). Mając
atoli życzenie takie, trzeba jasno zdawać sobie sprawę, co mianowicie się
zobaczy: — jeno krotochwilę satyryczny, jeno farsę epilogową, jeno nieustający
dowód, iż właściwa długa tragedya ku końcowi się ma: o ile wyjdziemy z założenia,
iż każda filozofia była w swem powstaniu długą tragedya.
Każdy wyborowy człowiek szuka instynktownie swego
przebytku i ustronia, co go wybawia od tłumu, od gawiedzi, od pospólstwa,
gdzie, wyjątkiem z niej będąc, może zapomnieć o regule człowiek: — okrom
tego jedynego wypadku, gdy jeszcze silniejszy instynkt prze go wprost ku tej
regule, jako myśliciela w wielkiem i nadzwyczajnem znaczeniu. Kto przy zetknięciu z ludźmi nie mienił się niekiedy wszystkiemi barwami udręki, kto nie popielał i nie zieleniał ze wstrętu, odrazy, współczucia, zasępienia, osamotnienia,
ten na pewno nie jest człowiekiem szlachetniejszego smaku. Przypuśćmy atoli,
iż nie bierze on całego tego brzemienia i przykrości dobrowolnie na siebie,
że zawżdy ich unika i, jak powiedziano, w swym przebytku cicho się skrywa i dumnie, no, to rzecz pewna: do poznania nie jest on stworzony ni przeznaczony.
Gdyż, jako taki pewnego dnia musiałby rzec sobie: bierz dyabli mój dobry
smak! toć reguła więcej jest zajmująca niż wyjątek, — niźli ja, wyjątek! — i zstąpiłby w dół, przedewszystkiem w głąb. Studyowanie zwyczajnego człowieka,
długie, poważne, zaś w tym celu wiele maskarad, przezwyciężenia siebie
samego, poufałości, złego towarzystwa — każde towarzystwo jest złe okrom
towarzystwa sobie równych — stanowi nieodzowną cząstkę żywota każdego
filozofa, cząstkę snadź najnieprzyjemniejszą, najniewonniejszą, w rozczarowania najobfitszą. Kiedy atoli sprzyja mu szczęście, jak to szczęśliwemu
dziecięciu poznania się godzi, spotyka odpowiednich skrócicieli i ułatwicieli
swego zadania, — mam na myśli tak zwanych cyników, czyli ludzi, którzy po
prostu uznają w sobie zwierzę, pospolitość, regułę, stoją zaś przytem na
takim stopniu wrażliwości i uduchowienia, iż czują potrzebę mówić wobec
świadków o sobie i o równych sobie: — niekiedy tarzają się nawet w książkach
niby na własnym swym gnoju. Cynizm jest to jedyna forma, w której pospolite
dusze tem zatrącają, co jest prawością; zaś człowiek wyższy przy każdym
grubszym i subtelniejszym cynizmie winien nadstawić uszu i za każdym razem być
zadowolonym, gdy bezwstydny sowizdrzał lub uczony satyr głos w obecności jego
zabiorą. Bywają nawet wypadki, iż ze wstrętem oczarowanie się łączy:
wtedy mianowicie, gdy takiego niedyskretnego kozła i małpę kaprys przyrody
wyposaży geniuszem, jak abbe'go Galiani, najgłębszego, najbystrzejszego i snadź najbrudniejszego także swego stulecia człowieka — był on o wiele głębszy
od Woltera a co zatem idzie, o wiele więcej milczący. Częściej już się
zdarza, iż myśląca głowa na małpiem bywa osadzona ciele, niezwyczajnej
bystrości rozum na pospolitej duszy, — pośród lekarzy mianowicie, oraz
fizyologów morału wypadek to bynajmniej nierzadki. I gdzie jeno ktoś, nie
gorycząc się, pogodnie raczej mówi o człowieku, jako o brzuchu z dwojakiemi
potrzebami i o głowie z jedną; wszędy, gdzie ktoś głód tylko, popęd płciowy i próżność zawsze widzi, szuka i chce widzieć, jak gdyby były jedynemi i wyłącznemi czynów ludzkich pobudkami; słowem, gdzie już nie źle, lecz,
licho mówi się o człowieku, — tam miłośnik poznania bacznie i pilnie nadsłuchiwać
powinien, w ogóle winien nadstawiać tam uszu, gdzie bez oburzenia się mówi.
Gdyż człowiek oburzony, i kto tylko siebie samego, (lub w zamian, czy to świat,
czy bóstwo, czy społeczeństwo) własnymi swymi zębami rozdziera i kaleczy,
ten stoi snadź, moralnie rzecz ważąc, wyżej od uśmiechniętego i zadowolonego ze siebie satyra, w każdem atoli innem znaczeniu jest wypadkiem
zwyklejszym, obojętniejszym, mniej pouczającym. I nikt nie kłamie tyle, co człowiek
oburzony.
Trudna to rzecz, być zrozumianym: zwłaszcza jeśli się myśli i żyje
gangasrotogati, jedynie śród ludzi, którzy myślą i żyją inaczej,
mianowicie kurmagati, lub w najlepszym razie trybem żaby mandeikagati
— czyż
nie czynię wszystkiego, by sam być do zrozumienia trudnym? — i wypada już
być serdecznie wdzięcznym nawet za dobrą wolę, w niejakiej subtelności
interpretacyi okazaną. Co się zaś tyczy dobrych przyjaciół, którzy są
zawsze nazbyt wygodni i właśnie jako przyjaciele do wygody roszczą sobie
prawo, to najlepiej przyznać im z góry do nieporozumień luz i arenę : — toć
uśmiać się jeszcze można; — lub całkiem ich się pozbyć, tych dobrych
przyjaciół, — i także śmiać się!
Najtrudniejszem do przełożenia z jednego języka na drugi jest tempo stylu
tegoż języka: ile że ma on uzasadnienie w charakterze rasy, fizyologiczniej mówiąc, w zwyczajnem tempie jej przemiany materyi. Bywają w dobrej wierze tłumaczenia,
które są niemal fałszerstwami, jako mimowolne spospolitowania oryginału,
jedynie dlatego, iż nie udało się przełożyć jego dziarskiego i wesołego
tempa, które ponosi i przesadza wszelkie niebezpieczeństwa w rzeczach i słowach.
Niemiec do presto jest w swym języku niemal niezdolny; zatem, jak słusznie
wnioskować się godzi, do wielu także najkrotochwilniejszych i najzuchwalszych
nuances wolnej, niezależnej myśli. O ile z ciała i duszy jest mu obcy
sowizdrzał i satyr, o tyle Arystofanesa i Petroniusza przełożyć on niezdolen.
Wszelka stateczność, posuwistość, pompatyczność, wszystkie zawiłe i nudne
rodzaje stylu w nieprzebranej u Niemców rozwinęły się rozmaitości, -
niechaj mi wolno będzie zauważyć, że nawet proza Goethego, wdzięcząca się i sztywna zarazem, bynajmniej nie tworzy wyjątku jako odzwierciedlenie dawnych
dobrych czasów, do których należy, i jako wyraz niemieckiego smaku z tej
epoki, gdy istniał jeszcze smak niemiecki, rokokowym będący smakiem in
moribus et artibus. Lessing jest wyjątkiem dzięki swej naturze aktorskiej, co
wiele rozumiała i wiele ogarniała: niedarmo przekładał Bayle’a i pierzchał
chętnie w pobliże Diderota i Woltera, a jeszcze chętniej między
komedyopisarzy rzymskich: — Lessing i w tempie lubił wolnomyślność,
ucieczkę z Niemiec. Lecz mógłżeby niemiecki fizyk, bodaj nawet w prozie
takiego Lessinga, naśladować tempo Macchiavell’a, który w swym Principe każe
nam oddechać suchem subtelnem powietrzem florenckiem i pohamować się nie może,
by o najpoważniejszych sprawach nie rozprawiać w nieokiełznanem allegrissimo;
nie bez złośliwego snadź poczucia artysty, na jaką sprzeczność się waży, — myśli, długie, ciężkie, surowe, groźne, tempo zaś cwału i przewybornego przeswawolnego humoru. A dopiero któżby się odważył na
niemiecki przekład Petroniusza, co w wyższym stopniu, niźli którykolwiek
dotychczasowy wielki muzyk, w pomysłach, powiedzeniach, słowach mistrzem był presta: i cóż ostatecznie znaczą wszystkie kałuże chorego lichego świata, — starożytnego bodaj świata, gdy się ma, jak on, stopy wichru, wiew jego i tchnienie, wyzwalające szyderstwo wichru, co wszystko uzdrawia, zniewalając
wszystko do biegu! Co zaś dotyczy Arystofanesa, tego opromieniającego, koronującego
ducha, dla którego przebacza się całemu światu helleńskiemu, iż istniał
ongi, oczywiście, jeśli zrozumiało się do głębi, jak w nim wszystko
potrzebowało przebaczenia i opromienienia: — to nie znam niczego, coby mnie
pogrążyło w głębszą zadumę nad skrytością i sfinksowością natury
Platona, niźli ów szczęśliwie zachowany petit fait: iż pod poduszką łoża,
na którem umarł, nie znaleziono żadnej biblii, nic egipskiego,
pitagorejskiego, platońskiego — lecz Arystofanesa. Jakżeby nawet Plato podołał
życiu — greckiemu życiu, któremu przeczył, — bez Arystofanesa!
1 2 3 4 Dalej..
« Nietzsche (Publikacja: 13-07-2004 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3501 |
|