Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.478 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
Mariusz Agnosiewicz - Kościół a faszyzm. Anatomia kolaboracji
Friedrich Nietzsche - Antychryst

Złota myśl Racjonalisty:
(..) dlaczego ktokolwiek miałby ufać Bogu albo też w ogóle uznawać jego istnienie? Jeżeli "dlaczego" znaczy "na jakich podstawach, podobnych tym, do których odwołujemy się, przyjmując hipotezy naukowe" - odpowiedzi nie ma, jako że nie ma takich podstaw.
 Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche

Religijność [2]
Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche

Najpotężniejsi ludzie z czcią korzyli się dotychczas przed świętym, jako przed zagadką poskromienia siebie samego oraz rozmyślnego ostatecznego zaparcia się: dlaczegoż się korzyli? Przeczuwali w nim -i ni to poza pytajnikiem jego ułomnego i żałosnego wyglądu — przemożną siłę, która lakiem poskramianiem doświadczyć siebie chciała, moc woli, w której rozpoznawali i czcić umieli własną swą moc i chęć władania: czcząc świętego, czcili oni coś w sobie. Nadto widok świętego nasuwał im podejrzenie: takiego dziwu zaprzeczenia i wynaturzenia nie pożądanoby snadź bez powodu, tak powiadali i pytali siebie samych. Istnieje widocznie jakiś tego powód, jakieś nader wielkie niebezpieczeństwo, o którem asceta, dzięki swym tajemnym gościom i zwiastunom, snadź lepiej powiadamianym bywa? Słowem, możni świata nauczyli się wobec niego nowej trwogi, przeczuwali jakąś nową potęgę, jakiegoś nieznanego, nieuskromionego jeszcze wroga: — to wola mocy zniewalała ich zatrzymywać się przed świętym. Musieli go zapytać.

W Starym Testamencie żydowskim, w księdze sprawiedliwości bożej bywają ludzie, rzeczy i mowy w tak wielkim stylu, iż piśmiennictwo greckie i indyjskie niczem dorównać mu nie może. Z czcią staje się i grozą przed tymi olbrzymimi szczętami tego, czem człowiek był ongi, i przychodzą do głowy posępne myśli o starej Azyi i o jej wysuniętym naprzód półostrówku Europie, która w stosunku do Azyi chciałaby koniecznie oznaczać postęp człowieczy. Co prawda: kto sam jest jeno nikłem oswojonem zwierzęciem domowem i zna jeno zwierzęcia domowego potrzeby (na podobieństwo naszej dzisiejszej inteligencyi, z dodaniem chrześcian inteligentne wyznających chrześciaństwo, tego w tych ruinach nic nie zadziwi a tem mniej zasmuci — upodobanie do Starego Testamentu jest kamieniem probierczym wielkości i małości -: snadź Nowy Testament, księga łaski, zawszeć mu snadniej przypadnie do serca (jest w nim wiele rzetelnej czułostkowej dusznej braciszków klasztornych i małych duszyczek woni). Połączenie tego Nowego Testamentu, stanowiącego pod każdym względem rodzaj rokoka smaku, ze Starym Testamentem w jedną całość, w biblię, w księgę samą w sobie: jest snadź największem zuchwalstwem i grzechem przeciw duchowi, jaki Europa literacka ma na sumieniu.

Po co dziś ateizm ? — Ojciec w Bogu grunobalony; tak samo nagradzający sędzia. Również jego wolna wola: on nie słyszy, — a gdyby słyszał, to jednak nie zdołałby pomóc. Co zaś najgorsze: zda się niezdolnym wysławiać się wyraźnie: jest — niejasny ? — Oto, co, pytając i nadsłuchując, wykryłem z wszelakich rozmów jako przyczynę zaniku teizmu europejskiego; zda mi się, że instynkt religijny pleni się wprawdzie potężnie, lecz że z głęboką nieufnością odtrąca właśnie teistyczne zaspokojenie.

Cóż tedy w istocie rzeczy cała nowsza czyni filozofia? Od Descartes'a — i to raczej na przekór jemu, niż za jego przykładem — ze strony wszystkich filozofów, pod pozorem krytyki pojęcia podmiotu i orzeczenia, dokonywa się zamachu na dawne pojęcie duszy — to znaczy, zamachu na podstawowe założenia nauki chrześciańskiej. Nowsza filozofia, jako sceptycyzm teoryi poznania, jest skrycie lub jawnie antychrześciańską: acz, by rzec dla subtelniejszych uszu, bynajmniej nie antyreligijną. Ongi wierzono mianowicie w duszę, jak wierzono w gramatykę i podmiot gramatyczny: powiadano, ja jest warunkiem, myślę orzeczeniem i uwarunkowanem — myślenie jest czynnością, do której domyślać się należy podmiotu jako przyczyny. Teraz, z podziwu godną wytrwałością i przebiegłością, podjęto usiłowania, czy nie udałoby się wydobyć z tej matni, — czy odwrócenie nie jest snadź prawdziwem: myślę warunkiem, ja uwarunkowanem; ja jest zatem w następstwie syntezą, tworzącą się przez myślenie samo. Kant chciał w istocie rzeczy udowodnić, iż ze stanowiska podmiotu podmiot udowodnionym być nie może, - przedmiot także nie: możliwość pozornego istnienia jednostkowego podmiotu, zatem duszy, myśl ta, co jako filozofia Wedanty przejawiła się już raz i to z olbrzymią potęgą na ziemi, snadź nie zawsze była mu obca.

Istnieje wielka drabina okrucieństwa religijnego o wielu szczeblach; trzy z nich atoli są najważniejsze. Ongi ofiarowywano swemu bogu ludzi, takich snadź właśnie, którzy byli najumiłowańsi, — zaliczają się tu żertwy z pierwocin we wszystkich religiach pierwotnych, tu należy także ofiara cesarza Tyberyusza w grocie Mitry na wyspie Capri, ów najokropniejszy ze wszystkich anachronizmów rzymskich. Następnie w moralnej ludzkości epoce, ofiarowywano swemu Bogu najsilniejsze, jakie posiadano, instynkty, swą naturę; godowa ta radość lśni w okrutnem spojrzeniu ascety, natchnionego wynaturzeńca. W końcu: cóż do ofiarowania pozostało jeszcze? Nie musianoż naostatek ofiarować wszystkiego pocieszającego, świętego, kojącego, wszelkiej nadziei, wszelkiej wiary w utajoną harmonię, w szczęśliwości i sprawiedliwości przyszłe? nie musianoż bóstwa ofiarować samego i, z okrucieństwa względem siebie, ukorzyć się przed głazem, głupotą, ciężkością, losem, nicością? Za nic ofiarować Boga — paradoksalne to misteryum ostatecznego okrucieństwo zachowano dla wyłaniającego się obecnie pokolenia: my wszyscy poznaliśmy je już nieco.

Kto, jak ja, z zagadkowem jakiemś pożądaniem silił się długo, by pesymizm przemyśleć do głębi i wyłuskać go z napoły chrześciańskiej napoły niemieckiej naiwności i cieśni, mianowicie z osłonek filozofii schopenhauerowskiej, w których objawił się ostatnio bieżącemu stuleciu; kto jakiemś azyatyckiem i nadazyatyckiem okiem zajrzał już istotnie w głąb i wnętrze najbardziej przeczącego światu ze wszystkich możliwych sposobów myślenia — poza dobrem i złem, nie zaś, jak Budda i Schopenhauer, urzeczony i opętany przez morał — ; temu, właściwie pomimo jego woli, na wręcz przeciwny ideał otwarły się snadź tem samem oczy, na ideał najhardziejszego, najżywotniejszego, najbardziej przyświadczającego światu człowieka, który z tem, co było i jest, nie tylko że poradził sobie i znosić je się nauczył, lecz który chciałby także, by tak, jak było i jest, powtarzało się znów przez całą wieczność, który nienasycenie domaga się da capo nie tylko co do siebie, lecz także co do całej sztuki i widowiska, i nie tylko co do widowiska, lecz w istocie rzeczy co do tego, który widowiska owego potrzebuje — i potrzebnem je czyni : gdyż on ustawicznie siebie potrzebuje — i potrzebnym się czyni — Cóż? I nie byłby to — circulus vitiosus deus?

Wraz z mocą jego duchowego spojrzenia i wejrzenia rozrasta się oddal i ni to przestrzeń dokoła człowieka: świat jego staje się głębszym, coraz to inne gwiazdy, coraz to inne zagadki i obrazy jawią się mu na widnokręgu. Może to wszystko, na czem oko duchu swą bystrość i swą przenikliwość ćwiczyło, było jeno pobudką do ćwiczenia jego, jeno przedmiotem igraszki, czemś dla dzieci i dziecinnych mózgów: może najuroczystsze pojęcia, o które najwięcej ścierano się i cierpiano, pojęcia bóstwa i grzechu, nie wydadzą się nam kiedyś ważniejszemi, niźli starcowi cacka dziecinne i bóle dziecinne, — i może starzec ów znowu będzie potrzebował potem jakiejś innej zabawki i innego bólu, — wciąż jeszcze dziecko do tyła, wieczne dziecko!

Czyż zdarzyło się zauważyć komu, jak dalece do życia istotnie religijnego (a także do jego mikroskopijnego ulubionego zajęcia, polegającego na badaniu siebie samego, jako do owego słodkiego ukojenia, które zwie się modlitwą i jest nieustanną gotowością na przyjście Boga) potrzeba zewnętrznej bezczynności lub na wpół bezczynności; mam na myśli bezczynność ze spokojnem sumieniem, dziadów i pradziadów, z pochodzenia, nie pozbawioną całkiem arystokratycznego przeświadczenia, iż praca hańbi, - mianowicie pospolituje duszę i ciało? Że więc nowoczesna, hałaśliwa, drożąca się z czasem, ze siebie dumna, głupio-dumna pracowitość snadniej niż wszystko inne niewiarę krzewi, do niej przygotowywa? Wśród tych, którzy na przykład w dzisiejszych Niemczech żyją zdala od religii, spotykam ludzi o wolnomyślności najróżnorodniejszego pokroju i pochodzenia, przedewszystkiem atoli większość takich, u których pracowitość z pokolenia na pokolenie religijne rozprzęgła instynkty: iż nie wiedzą już zgoła, poco są religie i z rodzajem tępego zdumienia ni to regestrują istnienie ich na świecie. Zdaniem tych poczciwców, jest się już pochłoniętym aż nadto bądź to przez swe zajęcia, bądź też przez rozrywki, nie mówiąc już o ojczyźnie, o dziennikach, o obowiązkach rodzinnych; zda się, iż na religię zgoła nie mają czasu, zwłaszcza iż nie zdają sobie sprawy, czy chodzi przytem o nowy interes czy też o nową rozrywkę, — gdyż niepodobna, powiadają sobie, by się chodziło do kościoła wyłącznie dla popsucia sobie dobrego humoru. Nie są oni wrogami obrzędów religijnych; kiedy w pewnych wypadkach, na przykład ze strony państwa, wymaga się w takich obrzędach uczestnictwa, to czynią, czego się wymaga, jak tyle rzeczy się czyni -, z cierpliwą i skromną powagą, bez nadmiernej ciekawości i przykrości: — toć żyją nazbyt zdała i poza tem wszystkiem, by przypuszczać, iż bodaj za i przeciw w takich rzeczach jest im potrzebne. Do tych obojętnych należy dziś przeważająca ilość protestantów niemieckich z warstw średnich, szczególniej w wielkich pracowitych ogniskach przemysłowych i handlowych; również większość pracowitych uczonych i cały personel uniwersytecki (z wyjątkiem teologów których istnienie i możliwość nasuwa tem samem psychologowi coraz liczniejsze i coraz subtelniejsze zagadki do rozwiązania). Ludzie pobożni, lub bodaj jeno kościelni rzadko zdają sobie sprawę, ile dobrej woli, możnaby rzec, umyślnej woli potrzeba dzisiaj, by uczony niemiecki podjął poważnie problemat religii; całe jego rzemiosło (i, jak powiedziano, rzemieślnicza pracowitość, do której jego nowoczesne zobowiązuje sumienie) skłania go do wyniosłej, dobrotliwej niemal wesołości względem religii, zaś do tej wesołości dołącza się czasem lekkie lekceważenie, zwrócone przeciw nieschludności ducha, którą wszędzie tam przypuszcza, gdzie ktoś opowiada się jeszcze za kościołem. Uczony dopiero przy pomocy historyi (a więc nie ze swego osobistego doświadczenia) zdobywa się względem religij na korną powagę oraz jakowąś trwożną oględność; atoli chociażby uczucie jego spotęgowało się względem nich aż do wdzięczności, to jednak nie zbliża się on osobiście ani na krok do tego, co istnieje jeszcze jako kościół lub pobożność: raczej naodwrót. Praktyczna w rzeczach religii obojętność, w której się zrodził i wychował, przetwarza się u niego zazwyczaj w ostrożność i schludność, wzdragającą się przed zetknięciem z religijnymi ludźmi i rzeczami; być może, że to głębia jego tolerancyi i człowieczeństwa każe mu unikać subtelnej przykrości, od tolerowania nieodłącznej. Każda epoka ma właściwy sobie, boski rodzaj naiwności, której wynalazku inne epoki pozazdrościć jej mogą: — a ileż to naiwności, czcigodnej dziecięcej i bezgranicznie niemądrej naiwności tkwi w tem przeświadczeniu uczonego o wyższości własnej, w spokojności sumienia jego tolerancyi, w bezprzeczuciowej skromnej pewności, z jaką instynkt jego obchodzi się z człowiekiem religijnym jako typem pośledniejszym i niższym, który on przerósł, prześcignął, przewyższył, — on, maluczki pretensyonalny karlik i pospolitak, pilny rączy wyrobnik, pracujący rękoma i głową w służbie idej, nowoczesnych idej!


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Antychryst cz.1
Test na religijność

 Zobacz komentarze (2)..   


« Nietzsche   (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2348 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365