Nauka » Astronomia » Kosmologia
Dzisiejszy obraz Wszechświata [1] Autor tekstu: Jerzy Sikorski
Wstęp
Kosmologia to dziedzina działalności intelektualnej próbująca
przedstawić nam całościowy obraz struktury i ewolucji Wszechświata. Każda
epoka oraz każdy krąg kulturowy dopracowały się jakiejś swojej kosmologii. W czasach starożytnych były to mitologiczne opisy pochodzenia świata, jego
budowy oraz przyszłych losów. Samo pojęcie „Wszechświata" ulegało
daleko idącym zmianom w miarę gromadzenia i systematyzowania faktów
obserwacyjnych. W czasach Kopernika Wszechświat ograniczał się właściwie do
naszego układu planetarnego. Znano wówczas tylko planety do Saturna a za nim
miała być tzw. sfera gwiazd stałych, przy czym nie zdawano sobie zupełnie
sprawy z odległości do gwiazd. Gdy w XIX wieku udało się dokonać pierwszych
pomiarów tych odległości, uświadomiono sobie, że Wszechświat może mieć
rozmiary gigantyczne, być może nawet przestrzennie nieskończone. Wyobrażano
sobie wówczas przestrzeń Wszechświata jako mniej lub bardziej równomiernie
wypełnioną gwiazdami. Pojęcie naszej Galaktyki oraz innych galaktyk zaczęło
formować się dopiero w pierwszej dekadzie XX wieku. Wówczas to udało się
zmierzyć pierwsze odległości do galaktyk i przekonano się, że jest to skala
rzędu wielu milionów lat świetlnych.
Kosmologia sprzed stu lat miała podstawowy problem z odpowiedziami na trzy zasadnicze pytania:
a) czy Wszechświat jest przestrzennie skończony czy
nieskończony,
b) czy istnienie Wszechświata jest ograniczone w czasie
czy też nieograniczone, przy czym chodziło o ograniczenie zarówno od strony
przeszłości (czy był jakiś początek naszego Wszechświata) jak i od strony
przyszłości (czy będzie on trwał nieskończenie długo czy też czeka go
jakiś koniec).
c) czy Wszechświat jako całość podlega jakimś zmianom
(ewoluuje) czy też trwa w niezmiennym stanie.
Kłopot polegał na tym, że każda odpowiedź na powyższe
pytania prowadziła do konfuzji. Jeśli Wszechświat miałby być przestrzennie
skończony to natychmiast pojawia się pytanie — a co jest tam dalej (może piekło
dla tych co zadają takie pytania). Jeśli zaś przyjmiemy nieskończone
rozmiary przestrzenne to natrafiamy na tzw. paradoksy (paradoks grawitacyjny,
paradoks Olbersa) generowane przez ówczesną wiedzę z zakresu klasycznej
fizyki.
Jeśli Wszechświat miał początek to co on (ten początek)
fizycznie oznaczał i skąd wzięła się materia, jak uformowały się gwiazdy i galaktyki, czy zaistniały natychmiast w gotowej postaci czy też kształtowały
się w drodze jakiegoś procesu ewolucyjnego?
Stan wiedzy przyrodniczej oraz możliwości obserwacyjne
sprzed stu lat nakazywały tu spory pesymizm, jeśli chodzi o możliwość
odpowiedzi na powyższe pytania. Wydawało się wówczas, że pozostaną to na
zawsze otwarte pytania, na które — jeśli ktoś chce — może poszukiwać
odpowiedzi w religiach lub systemach filozoficznych.
Od Einsteina i Hubble’a do promieniowania reliktowego
W badaniach naukowych bardzo ryzykowne jest stwierdzenie,
że czegoś tam nigdy się nie dowiemy. W każdym razie sto lat temu
stwierdzenia takie okazały się daleko przedwczesne. Już kilkanaście lat po
odkryciu innych galaktyk oraz zmierzeniu odległości do nich kosmologia
otrzymuje nowe narzędzie teoretyczne w postaci einsteinowskiej Ogólnej Teorii
Względności. Teoria ta zaaplikowana do konstruowania modeli kosmologicznych
zaprezentowała całkiem nowe możliwości w porównaniu z dotychczasową fizyką
newtonowską. Rozwiązania znalezione w 1922 roku przez Friedmanna dawały trzy
możliwe klasy modeli naszego Wszechświata. Są to modele przedstawiające
Wszechświat jako obiekt globalnie ewoluujący przy czym jego globalna geometria
nie musi (choć może) być euklidesowa. Einstein początkowo bardzo nieufnie
odnosił się do rozwiązań Friedmanna traktując je jako ciekawostkę
matematyczną nie mającą żadnego związku z rzeczywistością. Przed 1920
rokiem Einstein zbudował bowiem tzw. statyczny model kosmologiczny, który
miał globalną geometrię podobną do geometrii na sferze (tzn. tak jak sfera
ma skończoną powierzchnię i nigdzie nie ma brzegu tak przestrzeń Wszechświata
miałaby skończoną objętość ale bez żadnej granicy). Taki statyczny Wszechświat
Einsteina miałby trwać wiecznie w niezmiennej postaci. Statyczny model
Einsteina wymagał wprowadzenia do struktury matematycznej pewnej dodatkowej stałej — tzw. stałej kosmologicznej — która zapewniała jaką taką stabilność.
Koncepcja ta wydawała się dość atrakcyjna gdyż usuwała wiele poprzednio
wymienianych paradoksów gnębiących stare newtonowskie koncepcje
kosmologiczne.
Przełom dokonał się w 1929 roku, kiedy E. Hubble
opublikował swoje wyniki wskazujące na efekt zwany globalną ekspansją
Wszechświata . Statyczny model Einsteina musiał zostać odrzucony, zaś
pomysł ze stałą kosmologiczną sam Einstein nazwał swoją największą pomyłką
naukową. Dziwne bywają losy pomyłek geniuszy. Tak się bowiem składa, że w ostatniej dekadzie stała kosmologiczna potępiona przez jej twórcę wraca na
nowo do kosmologii choć już w innym kontekście. Będzie o tym mowa w dalszej
części tego artykułu.
Od czasów Hubble’a wiemy więc dwie rzeczy o Wszechświecie:
po pierwsze — podlega on globalnej ewolucji (ekspanduje i wszystkie odległości
międzygalaktyczne narastają w czasie) i po drugie — ekspansja ta miała swój
początek — jest to dość osobliwy moment zwany Wielkim Wybuchem, z którego
wyłoniła się obserwowana przez nas postać naszego Wszechświata. Otwartym
pozostawał natomiast problem globalnej geometrii Wszechświata i związane z tym pytania, czy jest on przestrzennie skończony (czy ma geometrię podobną do
powierzchni sfery) czy też nieskończony (gdyby miał geometrię euklidesową
lub hiperboliczną). W pierwszym przypadku ekspansja Wszechświata przechodzi po
pewnym czasie w fazę kontrakcji — kurczenia się aż do punktu osobliwego) w drugim zaś ekspansja jest nieodwracalna i kontynuowana w nieskończoność. O tym, który z możliwych scenariuszy realizuje się w naturze, decydują dwa
parametry: średnia gęstość materii wypełniającej Wszechświat oraz względne
tempo ekspansji zawarte ilościowo w tzw. stałej Hubble’a. Obydwa te
parametry trzeba zmierzyć, gdyż żadna teoria nie podaje ile one wynoszą.
Pomiary takie prowadzono przez dziesięciolecia, lecz ich dokładność wciąż
była niezadowalająca. Zakres niepewności wynikający z małej dokładności
pomiarów był taki, że nie pozwalał na rozstrzygnięcie dylematu — czy nasz
Wszechświat jest nieskończony i będzie ekspandował zawsze czy też jest skończony
(hipersferyczny) i po wielu miliardach lat ponownie zapadnie się do osobliwości, z której się wyłonił.
Do lat 50-tych nie było także obserwacyjnego dowodu na
to, że faktycznie w dalekiej przeszłości cała zawartość Wszechświata miała
ogromną gęstość — a więc i ogromną temperaturę. O tym, że tak być
powinno mówiły wyraźnie zarówno teoretyczne równania Friedmanna jak i odkryta przez Hubble' ekspansja. Już w 1948 roku G. Gamow, R. Alpher i R.
Herman przewidywali konieczność istnienia w przestrzeni Wszechświata
promieniowania będącego pozostałością po tej supergęstej i gorącej fazie
naszej historii. Promieniowanie to mające w pierwszych chwilach po Wielkim
Wybuchu temperaturę wielu miliardów Kelvinów powinno w miarę ekspansji
przestrzeni stygnąć i w obecnej epoce powinno mieć temperaturę najwyżej ok.
5K. Charakterystyczną cechą tego promieniowania powinna być m. in. jego
izotropowość, czyli temperatura niezależna od kierunku na sferze niebieskiej.
Odkrycie tego promieniowania stało się możliwe dzięki rozwojowi technik
radioastronomicznych. Pierwsze sygnały zaobserwowania śladów tego
promieniowania pojawiły się już w drugiej połowie lat 50-tych jednak do
historii przeszło odkrycie A. Penziasa i R. W. Wilsona, którzy w 1964 roku
testując nową antenę przeznaczoną do zupełnie innych celów odkryli
promieniowanie reliktowe będące przewidywanym śladem po Wielkim Wybuchu. Jego
temperaturę określono na ok. 3K. Wymienieni autorzy początkowo nie zdawali
sobie sprawy z wagi swojego odkrycia gdyż kosmologia nie była ich specjalnością.
Przez kolejne trzydzieści lat wykonywano wiele pomiarów
promieniowania reliktowego. Przekonano się, że wypełnia ono jednorodnie całą
przestrzeń a jego obecna temperatura jest ok. 2.75 K. Trzeba tu wyraźnie
podkreślić, że promieniowanie to (podobnie jak i materia) od samego początku
wypełniało całą przestrzeń Wszechświata. Tzw. Wielki Wybuch (nazwa niezbyt
fortunna) nie wyglądał bowiem tak, że istniała sobie pusta przestrzeń a w
niej w pewnym momencie niby granat coś wybuchło i z tego miejsca odłamki
rozlatują się we wszystkie strony. To co nazywamy Wielkim Wybuchem wygenerowało
także samą przestrzeń (i najprawdopodobniej czas) naszego Wszechświata i ta
przestrzeń wraz z tym co ją wypełnia od tego momentu ekspanduje powodując
wzajemne oddalanie się galaktyk. Warto też przy okazji wspomnieć, że
kosmologicznej ekspansji nie podlegają same galaktyki (ich rozmiary), ani
gwiazdy i planety ani atomy. Nie podlegają ekspansji kosmologicznej obiekty o własnej
gęstości większej niż średnia gęstość materii we Wszechświecie czyli o gęstości większej niż ok. 10-30 g/cm3 . A więc my
sami, nasza Ziemia, nasz układ planetarny i nasza Galaktyka nie rozszerzamy się.
Najnowsze badania promieniowania reliktowego
Wspominane powyżej obserwacje promieniowania reliktowego
dokonywane były z po wierzchni Ziemi. Nowe możliwości obserwacyjne otwierają
techniki satelitarne pozwalające na obserwacje z dala od naszej atmosfery i naszych ziemskich źródeł promieniowania radiowego. Pierwszym udanym
eksperymentem satelitarnym był działający od 1992 roku satelita COBE. Jego
aparatura pozwoliła na jeszcze dokładniejsze określenie temperatury
promieniowania reliktowego — 2.726 K. Satelita ten wykonał dokładną mapę
temperaturową na całej sferze niebieskiej. Okazało się, że przy dokładności
pomiarów rzędu 0.01K temperatura ta jest idealnie jednorodna (promieniowanie
jest idealnie izotropowe — niezależne od kierunku obserwacji). Gdy jednak osiągnięto
dokładność pomiaru rzędu 10-5 K to okazało się że w rozkładzie
temperatury widoczne są pewne drobne fluktuacje rzędu 0.0001K. Są na sferze
niebieskiej miejsca (kierunki) gdzie temperatura ta jest odrobinę wyższa od średniej i miejsca odrobinę chłodniejsze. Na poniższym rysunku 1. przedstawiona jest
temperaturowa mapa nieba, na której plamki czerwone oznaczają miejsca
„cieplejsze" zaś plamki niebieskie miejsca „chłodniejsze"
(wszystko w granicach tych 0.0001K)
Rys. 1. Mapa nieba z fluktuacjami temperatury
promieniowania reliktowego zaobserwowanymi przez satelitę COBE. Plamki czerwone — nieco cieplejsze, plamki niebieskie — chłodniejsze
1 2 Dalej..
« Kosmologia (Publikacja: 18-03-2003 Ostatnia zmiana: 07-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2353 |