|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Astronomia » Kosmologia
Kosmologia jako proces poszlakowy Autor tekstu: Jerzy Sikorski
Do napisania niniejszego tekstu zachęcił mnie artykuł Lecha Kellera „Początek
końca hipotezy Wielkiego Wybuchu?". Dla niego z kolei główną inspiracją był tekst Davida Talbotta
krytykujący koncepcję kosmologicznego Wielkiego Wybuchu i zarzucający jej
zwolennikom różne brzydkie rzeczy. Ja chciałbym tu nie tyle podjąć polemikę z Kellerem czy Talbottem co ogólniej przedstawić stan badań w zakresie
kosmologii, jak i status współczesnych
kosmologicznych koncepcji — w tym koncepcji Wielkiego Wybuchu.
Przyglądając się
podstawom teoretycznym oraz empirycznym współczesnej kosmologii mam pewne
skojarzenia z prowadzonym w sądzie procesem poszlakowym. Podobnie jak w takim
przypadku mamy fakt „przestępstwa" oraz prawdopodobne drogi — poszlaki — prowadzące do jego zaistnienia. Nikt wprawdzie przy popełnianiu przestępstwa
nie był obecny (świadków brak) ale — podobnie jak w procesie — jest
podejrzany, który ma motyw przestępstwa,
słabe alibi, a dodatkowo jakby pasują odciski palców, chociaż trochę
niewyraźne. Jest też w takim procesie obrońca, który wszelkie wątpliwości
naciąga na korzyść podejrzanego i jest oskarżyciel, który równie
stronniczo tłumaczy wszystko przeciw podejrzanemu.
Polemiki
wokół interpretacji dostępnych danych obserwacyjnych oraz podstaw
teoretycznych kosmologii mają wiele cech takiego procesu. Faktem — jakby
odpowiednikiem „przestępstwa" — jest istnienie Wszechświata. Przedmiotem
sporu jest teoria jego powstania i dalszej ewolucji. Głównym podejrzanym jest
koncepcja Wielkiego Wybuchu oraz modele kosmologiczne ekspandującego Wszechświata.
Są zwolennicy tej koncepcji przywołujący coraz to nowe argumenty obserwacyjne
świadczące na jej korzyść oraz — coraz mniej liczni lecz jeszcze głośni — przeciwnicy wyszukujący i eksponujący wszelkie wątpliwości. Do tych
ostatnich należą m. in. wspominani w artykule Kellera — Arp i Talbott. Po obu
stronach sporu nie brak ludzi, u których
emocje górują nieco nad chłodną i naukowo rzetelną argumentacją. Pewna część tych sporów toczy się w popularnych mediach i ma charakter polemik publicystycznych przypominających spory polityków lub
prawników. Robi się z tego szum medialny powodujący u postronnego odbiorcy
jedynie mętlik w głowie a czasem utratę zaufania do wszelkich wyników
naukowych (no bo skoro fachowcy się kłócą to znaczy, że tak właściwie nic
nie wiadomo na pewno). Jednak polemiki publicystyczne to nie jest właściwa
forma rozstrzygania wątpliwości naukowych. W publicystyce bowiem nie sposób przytaczać w pełni fachowych
argumentów oraz szczegółów technicznych gdyż są one nieczytelne
dla szerszego odbiorcy. Przytacza się więc wyselekcjonowane argumenty na rzecz
swojego poglądu pomijając lub traktując lekceważąco argumenty przeciwne.
Takie niestety są prawa polemik publicystycznych. Grzechem tym obciążeni są
niestety rozemocjonowani przedstawiciele obu stron kosmologicznego sporu.
Na szczęście większość naukowców podchodzi do swych badań z dystansem i bez emocjonalnej histerii traktując poważnie wszelkie wątpliwości,
zarówno te za jak i przeciw teorii Wielkiego Wybuchu. Nie jest prawdą to co
pisze Talbot, że astronomowie i kosmologowie ignorują dane
obserwacyjne Arpa i innych. Wręcz przeciwnie. Wielokrotnie powtarzano i sprawdzano ich wyniki. Jest faktem znanym od kilku dziesięcioleci, że kilka
(może kilkanaście) obiektów nie pasuje do klasycznego prawa Hubble’a. Ale
dotychczasowe obserwacje nie rozstrzygają dlaczego. Czy błąd jest w identyfikacji linii widmowych użytych do pomiaru „redshiftu" czy też w metodzie wyznaczania odległości niewykorzystującej efektu Hubble’a? Problem jest otwarty i być może z pomocą przyjdą nowe
generacje teleskopów XXI wieku. W każdym razie głośne pokrzykiwanie, że
tradycyjna interpretacja efektu Hubble’a została obalona a tylko skostniali
tradycyjni astronomowie nie chcą tego uznać, jest typowym chwytem
publicystycznym. Taki „news" dobrze się sprzeda.
Oczywistym błędem metodologicznym jest także udawanie, że nie ma żadnego
problemu z tymi kilkoma obiektami, bo problem jest i trzeba go w miarę
technicznych możliwości rozwiązać.
Próby innego niż przyjmowany
tłumaczenia sprawy promieniowania reliktowego także nie dają zadawalających
rezultatów. Można oczywiście wymyślać inne koncepcje pochodzenia tego
promieniowania, lecz dotychczas przedstawione próby nie wytrzymywały
konfrontacji z wynikami obserwacji dostarczonymi przez satelity COBE czy W-MAP.
Ponadto obserwacje dalekich galaktyk, od których światło pochodzi sprzed
kilku miliardów lat, wskazują wyraźnie, że przed kilkoma miliardami lat
promieniowanie reliktowe miało wyższą temperaturę niż obecnie i to
temperaturę zgodną z przewidywaniem klasycznej koncepcji ekspansji
kosmologicznej. To bardzo silny argument, jeśli nie dowód, to w każdym razie
mocna poszlaka, na którą oponenci modelu standardowego nie znaleźli jak dotąd
równie silnej odpowiedzi, więc dyskretnie milczą.
Kolejnym faktem empirycznym przytaczanym na rzecz standardowej teorii
kosmologicznej jest wyznaczona obfitość helu, deuteru i litu we Wszechświecie.
Pierwiastki te, według modelu Wielkiego Wybuchu, powstać miały w pierwszych
kilku minutach ewolucji gorącego Wszechświata i to powstać w konkretnych ilościach.
Tu także przewidywania teoretyczne wykazują całkiem dobrą zgodność z danymi obserwacyjnymi. Założenie, że pierwiastki te powstały wyłącznie w procesach nukleosyntezy we wnętrzach gwiazd nie wytrzymuje konfrontacji ilościowej z obserwacjami. Zwolennicy modelu standardowego otrzymali więc kolejny mocny
argument.
Niektóre z dawnych dylematów kosmologicznych zwyczajnie zdezaktualizowały
się. Nikt dziś już nie zastanawia się nad pytaniem Lemaitre’a jakie własności
miał pierwotny „praatom" i dlaczego wybuchł. Nie wiadomo dzisiaj jak i dlaczego rozpoczęła się ekspansja kosmologiczna, ale naiwny obrazek praatomu
dawno już odszedł do lamusa. Dziś raczej pracuje się nad koncepcjami
kosmologii kwantowej, z którą wiąże
się spore nadzieje. Czy się sprawdzą to czas pokaże. W końcu kosmologia,
nawet ta w wersji standardowej, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. To
co mówi dotąd to raczej jej pierwsze zdania.
Pozwolę sobie posłużyć się tu następującym porównaniem z historii
astronomii. Przełom w naszej wiedzy o Wszechświecie jaki dokonał się w XX
wieku przyrównać można do przełomu jaki wywołała swego czasu
heliocentryczna koncepcja Kopernika. Była to jednak teoria — w sensie szczegółów
ilościowych — niedoskonała, gdyż dopuszczała
jedynie orbity kołowe. Z tego powodu jej zgodność z przewidywaniami
obserwacyjnymi była niekiedy gorsza od poprzedniej teorii geocentrycznej z epicyklami. Wiemy też z historii, że koncepcja Kopernika była powodem ostrych
polemik naukowych oraz kilku sławnych procesów. Przeciwnicy Kopernika mieli wówczas
naprawdę mocne argumenty astronomiczne (nie mówiąc już o ideologicznych).
Jednak po Koperniku przyszły prace Keplera, Galileusza i Newtona. Nie nastąpiło
więc obalenie i odrzucenie modelu heliocentrycznego jako takiego lecz jego udoskonalenie. Dzisiejszy standardowy obrazek
kosmologiczny to prawdopodobnie etap zbliżony do kopernikańskiego modelu z kołowymi
orbitami. Jest wciąż jeszcze daleki od doskonałości i nie we wszystkich
szczegółach zgodny z danymi obserwacyjnymi. Po nim oczekiwać można
kosmologicznego odpowiednika Keplera, Newtona i Einsteina.
W kosmologii jest wiele otwartych problemów. Nikt rozsądny nie wpada w panikę na widok nowych faktów obserwacyjnych, nawet takich, które sprawiają
kłopot modelowi standardowemu. Uczciwe uprawianie badań naukowych wymaga
jednak ciągłego manewrowania między konserwatyzmem a potrzebą rewolucji. Nadmiar konserwatyzmu jest oczywiście groźny i prowadzi do dogmatyzmu. Jednak również wystrzegać się trzeba pędu do
nowych rewelacji. Ta droga prowadzić bowiem może do paranaukowych pomysłów.
Potrzeba też uczciwych dyskusji i polemik w nauce. Nie wolno tu, jak to
nagminnie robią politycy, dokonywać selekcji argumentów pod z góry założoną
tezę. W procesie sądowym obrońca i oskarżyciel też w swojej argumentacji
dokonują po trochu takiej selekcji. Jednak dobry i kompetentny sędzia nie da
się nabrać na elokwencję żadnego z nich. Będzie natomiast trzymał się
twardo faktów i analizował wartość poszlak zanim podejmie decyzję o wyroku.
Czy
zapadnie w końcu jakiś rozstrzygający wyrok w poszlakowym procesie teorii Wielkiego Wybuchu? Trudno go z góry przesądzać.
Nikt nie ma tu patentu na jedyną rację. Badania naukowe to przecież ciągły
proces w którym pojawiają się stopniowo coraz to nowe fakty, coraz to nowe
poszlaki i dowody. Sędzią zaś jest czas i historia.
Jeśli zaś miałbym wyrazić swój osobisty pogląd
na tę sprawę to wydaje mi się, że standardowy scenariusz kosmologiczny w swym podstawowym zarysie ma wielką szansę ostać się, tak jak w ogólnym
zarysie ostała się idea heliocentryzmu. Nie sądzę, aby problemy wysuwane
przez Arpa czy Talbotta były tymi, które wykończą ten model. A jeśli znajdą
się takie argumenty, które go wykończą? No cóż, ja z tego powodu na pewno w depresję nie wpadnę.
« Kosmologia (Publikacja: 06-01-2005 Ostatnia zmiana: 10-05-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3867 |
|