|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia religii
Język nauki a język religii [3] Autor tekstu: Tad Clements
Równie interesująca i kłopotliwa dla monoteistów jest Nielsenowska krytyka twierdzenia „Bóg kocha swoje dzieci". Wypowiedź ta (i jej równoważniki w rodzaju „Bóg
jest kochającym Ojcem") wydaje się podobna do „Kowalski kocha swoje dzieci"; o ile jednak wiemy, jakie świadectwa empiryczne przemawiałyby za lub przeciwko temu, że Kowalski kocha swoje dzieci, o tyle w przypadku miłości Boga nie potrafimy tego powiedzieć. Jeśli Kowalski źle
traktuje swoje dzieci albo nie wykazuje żadnego zainteresowania, gdy spotyka je coś złego, to świadczy to przeciwko twierdzeniu
„Kowalski kocha dwoje dzieci". Tymczasem niezależnie od tego, jak straszne rzeczy
przydarzają się ludziom — domniemanym dzieciom Boga, w myśl judaizmu, chrześcijaństwa i islamu — wyznawcy tych religii nie muszą (i na ogół tego nie czynią) traktować ich jako świadectwa przeciwko twierdzeniu „Bóg kocha swoje dzieci". Prawdą jest, oczywiście, że nieszczęścia, które
dotykają ludzi, są dla wielu monoteistów źródłem pewnego problemu, mianowicie problemu zła. Jak ujął to Basil Mitchell w wystąpieniu na słynnym sympozjum, poświęconym logice twierdzeń teologicznych, ludzkie nieszczęścia stanowią próbę wiary dla osoby, która chce pokładać zaufanie w dobroci
Boga. Jednakże, przyznaje dalej Mitehell, „oddanemu chrześcijaninowi jego wiara nie pozwala zająć pierwszej postawy" (tj. postawy polegającej na traktowaniu zdania "Bóg kocha
ludzi jako prowizorycznej hipotezy, która może zostać odrzucona, jeśli doświadczenie jej zaprzeczy). Mitchell sam jest głęboko wierzącym chrześcijaninem, więc to jego stwierdzenie jest zbieżne z naszym: głęboko wierzący chrześcijanie i inni monoteiści nie muszą (i na ogół tego nie czynią) traktować
jakiegokolwiek doświadczenia jako niezgodnego z ich wiarą w miłość Boga — w każdym razie jako konkluzywnego świadectwa przeciwko tej
wierze. Komentując to osobliwe zjawisko, Nielsen pisze:
Gdy mówimy o ludzkiej miłości, słowo „kochający" zakłada pewne zróżnicowanie
doświadczenia, wyrażające się w tym, że niektóre rzeczy potwierdzają, iż ktoś zachowuje się jak człowiek kochający, a pewne inne przemawiają przeciwko temu. (...) Tymczasem osoby wierzące używają zdania „Bóg kocha
swoje dzieci" w taki sposób, że żadne wyobrażalne okoliczności nie mogą stanąć na przeszkodzie uznaniu tego zdania za prawdziwe. Na czym
zatem polega różnica między „Bóg kocha swoje dzieci" i „Bóg nie kocha swoich dzieci"? Czym różni się miłość Boga od jakiegokolwiek innego aspektu
Boga, skoro zdanie „Bóg kocha swoje dzieci" ma być uznawane niezależnie od wszystkiego, co może
się zdarzyć? Jeśli wszelkie działanie Boga musi (w logicznym sensie tego słowa) być działaniem osoby kochającej, to „kochający" przestaje charakteryzować działania
Boga, a wtedy zarówno „Bóg kocha swoje dzieci", jak i „Bóg nie kocha swoich dzieci" okazują się
wyrażeniami pozbawionymi znaczenia.
Jeśli jest to poprawna analiza, to powinniśmy zaakceptować konkluzje Nielsena: „Centralne tezy żydowskiego i chrześcijańskiego dyskursu o Bogu
wydają się niezrozumiałe jako twierdzenia o faktach. Tymczasem przekonania teistyczne niewątpliwie zakładają, że tezy te należy tak właśnie interpretować…". A czy analiza ta jest
poprawna? Udzielenie twierdzącej odpowiedzi na to pytanie wymagałoby szczegółowego przedstawienia kontrowersji wokół kryteriów sensowności zdań o faktach, zarzutów wysuniętych przeciwko kryterium Nielsena oraz obrony tego kryterium przed wszystkimi zarzutami. Tak skomplikowane przedsięwzięcie znacznie wykracza poza zadania tej książki. Sam Nielsen zrobił w tej dziedzinie bardzo wiele. Czytelnika zainteresowanego szczegółową
analizą rozmaitych kwestii związanych z kryterium Nielsena oraz jego obroną tego kryterium — niezmiernie jasną, rzetelną i przekonującą — odsyłam do rozdziałów 32 i 33 książki Reason and Practice. Poczynię tu tylko kilka ogólnych uwag w tych sprawach.
Po pierwsze, przypomnijmy, że kryterium Nielsena nie zostało pomyślane jako uniwersalne
kryterium znaczenia. Ma ono służyć jedynie jako kryterium znaczenia faktograficznego, stosowalne do wypowiedzi, które pretendują
do roli twierdzeń o jakiejś obiektywnej rzeczywistości. Wiele wypowiedzi można uznać za posiadające jakieś znaczenie, mimo że nie mają one znaczenia dosłownego czy faktograficznego. Wspomniane już wyrażenie
„Zogo jest w Tilu", które z pewnością jest niezrozumiałe jako zdanie o fakcie, ma jednak jakieś znaczenie językowe.
Po drugie, chociaż Nielsonowska wersja tego kryterium być może nie jest ostateczna, trzeba przyznać, że ze względu na wagę sprawy jakieś kryterium służące do rozstrzygania kwestii sensowności zdań o faktach jest absolutnie niezbędne. Dysponowanie kryterium tego rodzaju stanowi warunek
sine qua non posiadania wiedzy, gdyż w przeciwnym wypadku nie można by racjonalnie odróżnić autentycznych twierdzeń o faktach od bezsensownych wypowiedzi, które udają takie twierdzenia, tj. empirycznie sprawdzalnych twierdzeń o obiektywnej rzeczywistości od pseudotwierdzeń, które są niewrażliwe na żadne dające się pomyśleć testy empiryczne.
Po trzecie, ci, którzy kwestionują ktyterium Nielsena; powinni umieć podać lepsze, jasne i jednoznaczne kryterium; które pełniłoby tę samą funkcję w sposób bardziej efektywny. Tymczasem, o ile mi wiadomo, nikt tego nie uczynił. Co mogłoby stanowić akceptowalną alternatywę dla empirycznego kryterium Nielsena? Z pewnością nic tak notorycznie niejasnego, zmiennego i niewiarogodnego jak „intuicja", „objawienie" czy fenomenologiczna „oczywistość" nie byłoby lepsze
niż empiryczne kryterium sensowności zdań o faktach.
Niektórzy fideistyczni obrońcy sensowności „mowy o Bogu" odwołają się do wiary, jest to jednak, jak już mówiliśmy, obrona zwodnicza. Wiara polega na żywieniu przekonania czy zaufania, że coś jest, było lub będzie faktem, lecz jeśli to coś jest niezrozumiałe, nie można być o tym przekonanym ani ufać, że jest to prawdą. Nielsen tak pisze o tym fideistycznym chwycie:
Taktyką popularną w apologetyce religijnej jest próba uniknięcia problemów, dotyczących znaczenia kluczowych wypowiedzi religijnych, za pomocą oświadczenia: „Trzeba przyjmować je na
wiarę. Wiara musi poprzedzać rozumienie".
Jednakże ta apologetyczna taktyka opiera się na fundamentalnym
nieporozumieniu. (...) Jeśli ktoś dosłownie nie rozumie [kluczowych wypowiedzi
religijnych] — nie może dojść, co one głoszą — to nie jest w stanie przyjąć ich na wiarę, choćby desperacko tego pragnął, nie wie bowiem, co
ma przyjąć na wiarę.
Tylko wtedy, gdy rozumie się, co znaczy dana wypowiedź, można przyjąć ją na wiarę. Wiara nie może więc
poprzedzać rozumienia, a skomplikowanych i kłopotliwych problemów znaczenia nie można rozwiązać przez odwołanie się do
wiary.
Tak więc jako racjonalna narzuca się konkluzja, że domniemane twierdzenia o faktach, w których ważną funkcję
pełni słowo „Bóg" — tj. wypowiedzi stanowiące ogromną część dyskursu teologicznego i odgrywające istotną
rolę w życiu religijnym monoteistów — są w rzeczywistości pozbawiane znaczenia faktograficznego, a zatem nie mogą być zasadnie uznane za twierdzenia o faktach. Ponieważ zaś tylko twierdzenia o faktach
mogą być prawdziwe lub fałszywe czy też prawdopodobnie prawdziwe lub fałszywe, więc przypisywanie prawdziwości wypowiedziom teologicznym jest logicznie nieuprawnione.
Jednakże niektórzy ludzie kwestionują racjonalność tej konkluzji. Sądzą mianowicie, że kryteria empiryczne tego rodzaju jak kryterium przyjęte przez
Nielsena są zbyt surowe. Utrzymują, że gdyby wymagania takie zastosowała się wobec zdań naukowych, w których występują słowa odnoszące się do obiektów nieobserwowalnych, tj. do
teoretycznych konstruktów nauki (jak elektrony, jony czy kwarki), to zdania te również należałoby uznać za niezrozumiałe. Niektórzy wyprowadzają stąd wniosek, że traktowanie wypowiedzi o Bogu jako pozbawionych znaczenia i równoczesne przypisywanie prawdziwości (lub prawdopodobieństwa) zdaniom, w których mowa o nieobserwowalnych hipotetycznych
konstruktach nauki, jest podwójną grą — niekonsekwentnym stosowaniem standardu zrozumiałości zdań o faktach.
Są to jednak zarzuty chybione. Empiryczne kryterium Nielsena nie wymaga ani tego, by domniemane byty były obserwowalne, ani tego, by można było doświadczalnie dowieść, że zdania dotyczące owych domniemanych bytów są prawdziwe, jeśli mają one być zrozumiałe jako twierdzenia o faktach. Kryterium to wymaga jedynie, by w przypadku zdania o jakimś domniemanym bycie, które chce się uważać za sensowne jako twierdzenie opisujące fakt, można było co najmniej
wyobrazić sobie jakieś możliwe świadectwo doświadczenia, które gdyby było nam dane — przemawiałoby albo na rzecz prawdziwości, albo na rzecz fałszywości owego zdania. Jeśli chodzi o konstrukty naukowe, to uczeni niemal zawsze są w posiadaniu pewnych obiektywnie obserwowalnych danych, które otrzymali za pomocą ściśle kontrolowanych procedur i które stanowią logiczną podstawę założenia o realności tych konstruktów. Istnienie i własności
nieobserwowalnych bytów tego rodzaju, a także ich związki z obiektywnymi bytami, znanymi z bezpośredniego doświadczenia, zostają
praktycznie zawsze zasugerowane uczonym przez obserwowalne aspekty natury. Nadto z chwilą, gdy hipoteza o istnieniu takich bytów zostanie wysunięta, uczeni przystępują do wyprowadzania z niej rozmaitych empirycznie sprawdzalnych przewidywań. W każdym razie są oni w stanie co najmniej wyobrazić sobie, jakich zdarzeń empirycznych można oczekiwać (jako efektów odpowiednich procedur), a jakich nie można, jeśli owe hipotetyczne byty są bytami rzeczywistymi. Istota
nauki polega właśnie na tym, iż rozwija się ona w ramach obiektywnego, publicznie dostępnego doświadczenia (nie zaś na kanwie
idiosynkratycznego subiektywizmu), prowadzi do logicznie spójnych systemów wyjaśnień teoretycznych i umożliwia przewidywanie zdarzeń empirycznych, które zajdą w wynika zastosowania odpowiednich
procedur i potwierdzą bądź podważą owe teoretyczne wyjaśnienia. Nie znaczy to, że uczeni nigdy nie spekulują na temat możliwych bytów,
dla których aktualnie nie potrafią nawet obmyśleć, a nie tylko wykonać testów empirycznych. W istocie rzeczy czasem to robią.
Ale nawet w takich przypadkach owe „byty" są w każdym razie wyobrażalne, a przy tym do momentu znalezienia dla nich odpowiednich świadectw empirycznych społeczność naukowa traktuje je jako co najwyżej niepotwierdzone spekulacje o obiektach możliwych. Tak więc odwoływanie się w nauce do hipotetycznych bytów nieobserwowalnych, w odróżnieniu od odwoływania się w teologii do Boga i innych bytów nadprzyrodzonych, spełnia Nielsenowskie empiryczne kryterium zrozumiałości zdań o faktach. Dlatego ktoś, kto traktuje naukowe zdania tego rodzaju jako sensowne twierdzenia o faktach, a jednocześnie utrzymuje, że religijne wypowiedzi o Bogu (i podobnych domniemanych bytach) nie są sensowne jako twierdzenia o faktach, nie popełnia nieuczciwości ani
niekonsekwencji.
1 2 3 4 Dalej..
« Filozofia religii (Publikacja: 03-04-2003 Ostatnia zmiana: 07-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2384 |
|