Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Byłem w niebie – pamiętnik byłego anioła [2] Autor tekstu: Ryszard Czarnecki
— Ty dupa jesteś nie Janosik!
— Ja nie jestem Janosik?! Jak ja ludzi prałem w Ojcowie,
to ty jeszcze w worze u starego hulałeś...
Tak to okazało się, że Janosik faktycznie żył. Po piwku lać mi się
zachciało, więc poszedłem do klopa. Pod drzwiami spał jakiś siwy Anioł,
bez aureoli, pewnie mu zajebali. Kopłem go w biodro i mówię:
— Dziadziuś, wstawaj bo ci bachora podrzucą.
Mruknął coś i obrócił się na drugi bok. Twarz jakaś znajoma. Ale nie
kojarzyłem skąd go mogę znać. W kiblu wszystkie ściany zapisane, nad moim
pisuarem widniał napis: PONIATOWSKI PEDAŁ, POLSKE SPRZEDAŁ. Niżej było:
CRACOVIA MISTRZ POLSKI 1927 he, he… dopisałem: III LIGA — A.D. 2001. Jak wróciłem
do stolika to Janosik już spał na stole a jego kompan wylatywał właśnie z knajpy. Wpierw on, potem skrzydła. Powiedziałem barmanowi, że jakiś dziadziuś
śpi pod kiblem, można by go przenieść bo drzwi tarasuje. Barman machnął ręka:
— To Bierut, pije już tak od 20 lat jak go żona z Sobieskim zostawiła.
Aureole zostawia w barze i chleje na umór.
Wziąłem jeszcze
raz to samo i oglądałem aniołów. Przeważnie młode chłopaki, skrzydła u niektórych żółte od dymu z fajek, cwaniacko aureole na bok założone, kufle w łapach i dyskutują o czymś. Zastanawiałem się czy swoich tu w Niebie nie
poszukać, ale zdecydowałem, że jeszcze nie czas. Może później. W drodze do
pokoju wyrwałem fajną anielicę. Marzena. Zmarła dwa lata temu na raka. Śliczna
dziewucha, umówiliśmy się na wieczór w knajpie. Mi się spać chciało, tyle
emocji.… Obudziło mnie szarpanie i krzyk Mariana, bladego jak prześcieradło:
— Wstawaj, coś ty narobił! Wstawaj… chłopie coś ty wykręcił?!
Nie wiedziałem o co mu chodzi. Okazało się, że szuka mnie od godziny cała
straż Niebiańska. Mają mnie doprowadzić do Głównego.… Przeraziłem się.
Kurwa, za co? Za kopnięcie Bieruta? A może za wyrwanie jakiejś szychy
niebiańskiej? Nie wiedziałem czy spieprzać do innego Nieba, czy poddać się. Po chwili było za późno, bo kilku blondynów
wpadło do pokoju i pod ręce mnie wyprowadzili. Całą drogę nic nie mówili,
wszystkie Anioły się za nami oglądały i coś szeptały. Pewnie myśleli, że
do Raportu idę. Po kilku godzinach jazdy (jechaliśmy jakimś łazikiem)
dotarliśmy pod drzwi z napisem: DYREKCJA — GŁÓWNY SEKRETARIAT. Wprowadzono
mnie do środka. Za biurkiem siedział mały chłop, z bokserskim nosem i grzywką
ulizaną na lewy bok. Nad łbem mu hulała purpurowa aureola. A skrzydła miał
błękitne. Ładnie to kolorystycznie wyglądało. Wskazał mi fotel, uśmiechnął
się i poczęstował ćmikiem. Potem tak patrzył na mnie i powiedział do
mikrofonu:
— Pani Zosiu, wprowadzić strażnika Rafała W.
Wlazł młody, przestraszony anioł. Nerwowo ugniatał palce i przestępował z nogi na nogę.
— No co tam, strażniku Rafale.. Popiło się na służbie?!
Co?! — zagrzmiał
Główny.
— Ale .. ja...
— Jakie, kurwa, JA… Jakie ja? Opiliście się i nie tego sprowadzili co
potrzeba. Chłopak miał jeszcze długo żyć, a wy mu taki kawał wycinacie.
Pokoje żeście pomylili. Ryszard miał żyć, a obok w pokoju już tydzień staruszek na gruźlicę umierał. I dalej umiera.
Zdegraduję was! — grzmiał dalej Główny.
Ja sobie ćmika
jarałem i zacząłem co nieco kapować. Rafał się opił i pomyliło mu się.
Może mnie cofną na Ziemie...
— I co my z panem,
panie Rysiu zrobimy ? — popatrzył na mnie po ojcowsku — Musimy pana cofnąć,
chyba, że chce pan zostać...
Kurna, nie wiedziałem. Zostawać, czy iść na Ziemię. Tu jest chyba fajnie.
Za kilkanaście lat może chłopaki z osiedla dołączą, Polska gra w ćwierćfinałach,
laski są świetne. Ale znów na Ziemi, Lew, Joasia, chłopaki ze spirytusem, Polska w finałach, Legia
mistrzem, Wisła z każdym prawie dostaje..., Mamusia mi gotuje...
— Wracam. I tak tu trafię z powrotem, więc nic nie tracę.
Główny odetchnął z ulgą. Musieliby dziadka uzdrawiać, żeby przeżył moje życie, a plan cudów
już wykonali na ten rok.
Pożegnałem się z Głównym, Rafałowi dałem w pysk, wziąłem paczkę szlugów i odprowadzono mnie do recepcji. Cherubin z lokami jak mnie zobaczył to mu
szczena opadła. Anioły na mnie z zazdrością patrzyły, jak mnie wrzucają do
tunelu z którego wylatują co chwila kolejne dusze. Błysło, hukło i znalazłem się znów w mym ciele.
Spocony, ciężko oddychając leżałem na Joasi. Tak samo spoconej i ciężko
oddychającej:
— Nie uwierzysz, Kochanie jaką miałem jazdę...
— Oooo, a jaką ja.....
1 2
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 14-05-2003 Ostatnia zmiana: 15-05-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2436 |