Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Chandra Boga [2] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Archanioł chciał odpowiedzieć, iż jego raport zawiera jeszcze dużo
tego rodzaju pytań, ale poniechał tego i po prostu rzekł:
-"Nie Panie!… Sądzę, że dalsze ich czytanie nie wniosłoby nic
nowego do tej sprawy, gdyż wszystkie są mniej więcej w tym samym stylu..."-
-"Całkowicie się z tobą zgadzam, Luciferusie! To się staje zbyt
nudne!"
-"Czy mogę wierzyć w takiego Boga?… Czy mogę wierzyć w Boga,
który zrobił to czy tamto?" — a dlaczego właściwie mieliby nie wierzyć?...
Cóż takiego im przeszkadza? O co tu właściwie chodzi, czy ty się
tym rozeznajesz?… Jeśli tak, odłóż te papiery i opowiedz mi własnymi
słowami na czym właściwie polega ten ich problem?" -
Bóg usiadł i ze wzrokiem utkwionym w archanioła, czekał na wyjaśnienia.
Ten wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem, palcami masując
sobie czasem skronie lub czoło. Bóg wodził za nim niecierpliwym wzrokiem. Po
chwili Szatan zaczął wolno mówić, starannie dobierając słowa:
-"Panie… Wydaje mi się, iż sedno problemu polega na tym, że
twoi ziemscy urzędnicy przedstawiają ludziom nieprawdziwy twój wizerunek,...
Wyidealizowali go zbytnio, przez co stał się on nieprzystawalny ani
do rzeczywistości, obecnej, ani do poprzedniej, ani do twego obrazu jaki jawi
nam się z kart Twego Słowa..."
-"Chcesz powiedzieć, iż mój ziemski personel fałszuje przed ludźmi
mój obraz?" — spytał Bóg tonem pełnym powątpiewania.
-"Ale w jakim celu? Po co?".
Archanioł rozłożył ręce w bezradnym geście:
— Nie wiem Panie!… Ale faktem jest, iż to co nauczają o Tobie -
te wszystkie cechy, które ci przypisują — wcale nie pokrywa się z tym, co
można wyczytać na ten temat z twojego własnego Słowa!" -
Bóg kręcił z niedowierzaniem głową, ale nie przerywał
Szatanowi.
-"Kapłani robią ludziom wodę z mózgu i stąd ten bałagan! Człowiek
nie wie czego się trzymać; Kościół mówi co innego, twoje Słowo mówi co
innego, inne wyznania mówią jeszcze co innego, a różne sekty religijne
straszą ludzi, iż to w co oni wierzą jest fałszem, za który przyjdzie im
zapłacić niebawem — i mówią jeszcze coś zgoła odmiennego!… Kogo mają
ludzie słuchać?" -
Bóg zazgrzytał zębami, aż Szatanowi przeszedł dreszcz po
plecach.
-"Już ja im dam!" — odezwał się złowieszczym tonem.
-"A teraz fakty!… Podaj mi konkrety!..." — rozkazał, ściągając
groźnie brwi.
Archanioł usiadł i zaczął przerzucać papiery.
-"Fakty… Proszę bardzo, oto fakty!… A więc według Kościoła
kat. — czyli głównego zrzeszenia twoich urzędników — twój obraz Panie,
przedstawia się następująco:
Jesteś wszechmocny, wszechwiedzący, wszechobecny a zarazem
osobowy, nieskończony w czasie i przestrzeni, czyli bez początku i bez końca,
jedyny, nieskończenie miłosierny, idealnie sprawiedliwy, jesteś początkiem
wszystkiego, transcendentalny, niematerialny, niezmierzony, jesteś prawdą,
niezmienny, najwyższe dobro, nieomylny, absolutna inteligencja, jesteś
wszechmiłością, z siebie i w sobie najszczęśliwszy, doskonały pod każdym
względem, jednym słowem — Absolut-Ideał."-
Bóg słuchał tego z błyszczącymi oczyma, aż lekki rumieniec
wystąpił mu na policzki. Gładził w zamyśleniu swą jedwabistą brodę.
Po chwili odparł cicho, jakby do siebie:
-"Taak… Coś w tym jest… Chociaż rzeczywiście ten obraz jest
nieco przesadzony,...ale niektóre cechy zgadzają się zadziwiająco, nie uważasz
Luciferusie?" — Archanioł odchrząknął
znacząco i rzekł:
-"Może „nieco przesadzony" to zbytni eufemizm Panie, gdyż ja
tu widzę tylko jedną cechę, która zgadza się z Tobą zadziwiająco:
„z siebie i w sobie najszczęśliwszy" — z tym, że ja poprawiłbym
ją na „z siebie zadowolony"." Bóg zgromił go wzrokiem i wycedził przez zęby:
-"Tylko bez złośliwości! Nie zapominaj się do kogo mówisz!" — pogroził mu palcem. Szatan wzruszył ramionami.
-"Jak uważasz Panie!… Ale porównaj to z twym obrazem jaki wyłania
się z twojego własnego Słowa, a przekonasz się, który z nich jest
prawdziwszy!… Oto on:
Jesteś zapalczywy, porywczy, okrutny, żądny krwi,
niesprawiedliwy, małostkowy, nie wszechmocny, nie wszechwiedzący, karzący za
byle przewinienie — wręcz lubujący się w karaniu, gniewny, materialny,
omylny, lubiący woń palonej ofiary, obłudny, bezlitosny i mściwy, wykonawca
czyichś praw, czyniący cuda na pokaz, zawistny i zazdrosny, zmienny, jednym słowem
plemienny Bóg izraelitów" -
Szatan po przeczytaniu tego tekstu, przezornie wtulił głowę w ramiona spodziewając się wybuchu Stwórcy, ale o dziwo, Bóg roześmiał się
głośno, odchylając do tyłu:
-"A niech to!" — zawołał. -"Tak! Tu nie może być żadnej
wątpliwości, że to chodzi o mnie!… I co ja na to poradzę, że taki jestem?
Mam się tego wstydzić?… Chociaż, pewne cechy są przerysowane to
oczywiste!" — stwierdził autorytatywnie. -"Które, Panie?" — spytał
szybko Szatan.
Bóg wydął policzki, zastanawiając się. -"A chociażby
"niesprawiedliwy"" — odparł. Archanioł spojrzał na niego spod oka i spytał:
-"Czy uznasz Panie za sprawiedliwe, że gdy Abraham skłamał
faraonowi, iż Sara jest jego siostrą, tak, że ten — nie wiedząc, iż ma do
czynienia z mężatką — o mało nie popełnił cudzołóstwa; ty miast ukarać
Abrahama za kłamstwo — ukarałeś niewinnego, bo nieświadomego prawdy -
faraona!...
Czy to jest sprawiedliwe?"- Bóg śmieje się.
-"No dobrze, niech ci będzie!… Ten jeden raz!" -
-"Nieprawda!… To samo powtórzyło się z Izaakiem, jego żoną
Rebeką i Abimelekiem!" -
-"No dobrze!… Dobrze… Te dwa razy..." — Bóg macha ręką,
ale Szatan nie daje sobie przerwać:
-"To samo powtórzyło się ze starym prorokiem z Betel, który okłamał
przechodzącego tamtędy męża bożego, powołując się na twoje słowa,
Panie… a ty miast ukarać go przykładnie za perfidne kłamstwo, ukarałeś śmiercią
niewinnego człowieka… Czy to było sprawiedliwe?" -
-"No dobrze już… Niech ci będzie..." -
-"A uwłaszczający twej sprawiedliwości przypadek Sychema i Diny?...
miast pokarać Jakuba i jego synów, iż wymordowali podstępnie całą
rodzinę Chamora Chiwwity, tyś Panie przymknął oko na tę sprawę!" -
odpowiada Szatan impulsywnie i dodaje:
-"Jeśli się nie mylę, to sprawiedliwość polega chyba na tym,
że według tych samych norm moralnych, jednakowo ocenia się wszystkich, a nie
jak ty to Panie uczyniłeś; Dla wybrańców stosowałeś taryfę ulgową,
przymykałeś oczy na ich podłości i występki, a dla innych byłeś wyjątkowo
bezlitosny i surowy!… Tak właśnie wygląda niedoskonała, ludzka
„sprawiedliwość", ale boża?" — pyta archanioł, wpatrując się z uwagą w oblicze Stwórcy.
Ten krzywi się i czyniąc gest jakby się przed czymś opędzał, mówi:
-"No dobrze!… Powiedziałem już, zmieńmy temat!" -
-"Ale takich przykładów jest dużo więcej w Twoim Słowie,
Panie!...
Mógłbym ci je wymienić..." -
-"Może innym razem!" — mówi Bóg obcesowo, z grymasem złości.
Po chwili jednak jego oblicze rozpogadza się i dodaje:
-"Ale przyznaj sam, iż to sformułowanie „lubujący się w karaniu"- to już jest lekka przesada!… Owszem,… nie powiem, abym nie lubił,
ukarać gdy zachodzi taka potrzeba oczywiście, ale zaraz „lubujący się?"."
Archanioł uśmiechnął się dziwnie.
-"A co powiesz Panie o dziesięciu plagach, którymi ukarałeś
faraona i jego ludzi?… Przecież to Ty sam
utwardzałeś jego
serce po to, aby zbyt wcześnie nie wypuścił izraelitów z Egiptu — nim ty
nie spuścisz na niego wszystkich dziesięciu plag… z tą ostatnią
najokrutniejszą..." -
Bóg skrzywił się jakby go zabolał ząb.
-"To był wyjątkowy przypadek!… Chciałem pokazać tym
niedowiarkom swą szczególną moc!" -
Szatan nie odzywa się, ale jego spojrzenie mówi wyraźnie:
-"To prawda! Był to zaiste „szczególny" rodzaj Twej mocy,
Panie!".
Bóg nie patrząc na niego, chwilę nad czymś myśli, a potem pyta:
-"Ale przyznaj sam, że „obłudny" — to już w ogóle do mnie
nie pasuje, co?"- Archanioł śmieje się i kręci głową.
-"A przypomnij sobie Panie, sposób w jaki pomogłeś izraelitom złupić
Egipcjan z ich kosztowności — wzbudzając życzliwość u Egipcjan aby im je
pożyczyli, a namawiając Izraelitów aby je sobie przywłaszczyli… czy to nie
jest właściwe słowo określające twe zachowanie!" -
Bóg macha ręką, bo widzi po minie Szatana, iż ten ma w zanadrzu jeszcze jeden podobny przykład. Wyjaśnia więc enigmatycznie:
-"No wiesz!… Czasem zachodzą takie okoliczności..." — Nie
wyjaśnia jednak o jakie okoliczności chodzi, bo w tym momencie zainteresowało
go coś innego. — „A dlaczego
"omylny"? — zastanawia się na głos, patrząc na Szatana jakby z nadzieją,
iż przynajmniej w tym aspekcie nie znajdzie on potwierdzenia w „Piśmie",
na tę niezbyt chlubną dla Boga cechę.
-"A przypomnij sobie Panie, jak
żałowałeś, że stworzyłeś ludzi...
A więc omyliłeś się ze swymi rachubami w stosunku do człowieka… I to nie jeden raz" — wyjaśnia archanioł, ku zawiedzeniu Stwórcy.
-"Tak, tak!… Rozumiem.. Nie musisz kończyć..." — Bóg
zastanawia się nad czymś i po chwili mówi:
-"Przyznaj jednak Luciferusie, że „okrutny i żądny krwi", to
już wyraźna przesada!" — Szatan patrzy mu w oczy spojrzeniem, które mówi:
-"Masz czasem Panie, zadziwiająco krótką pamięć!" -
Bóg spuszcza wzrok i mruczy pod nosem:
-"Chociaż właściwie… tak… były pewne incydenty, mogące świadczyć
na korzyść tego zarzutu..." -
Archanioł w tej chwili myśli:
-"Pewne incydenty… Dobre sobie!… On to nazywa „pewnymi
incydentami"!… Dziwne zaiste, jak zło zawsze określane jest zgrabnymi eufemizmami!… Człowiek nauczył się tego samego do perfekcji!"
-
A Bóg podnosząc wzrok i rozkładając ręce, pyta:
-"Ale żeby zaraz „zazdrosny"?… Tego chyba mi nie można
zarzucić, sam przyznaj!… Owszem, mówiłem tak czasem o sobie, ale to były
tylko słowa, nic więcej!" -
Szatan przez chwilę zastanawia się, widocznie coś sobie
przypomina, bo na jego obliczu pojawia się zagadkowy uśmieszek.
Patrząc w oczy Bogu, pyta go:
-"A przypomnij sobie Panie, tę dziwną selekcję,
której poddałeś wojowników izraelskich, kiedy mieli stoczyć bój z Madianitami?" -
Bóg patrzy na niego takim wzrokiem, jakby nie
wiedział o co chodzi.
Więc archanioł z tym samym uśmieszkiem na
twarzy, wyjaśnia:
-"Chodziło tam o picie wody z ręki albo jej chłeptanie...
Po tej dziwnej próbie, odesłałeś Panie do domu 9.700 wojowników, zostawiając
tylko 300..." — We wzroku Boga, którym obrzuca Szatana można wyczytać
nieme pytanie: -"No dobrze… Przypominam sobie,.. Ale co to ma do rzeczy?"
-
Archanioł jakby je wyczuwając, odparł nie przestając się uśmiechać:
-"Czyż nie zrobiłeś Panie tego wyłącznie po to, aby chwała za
zwycięstwo nie przypadła im samym — ale właśnie Tobie?… Sam się do tego
zresztą przyznałeś… Oto Twoje słowa skierowane do Gedeona:
-"Zbyt liczny jest lud przy tobie, abym w jego ręce
wydał Madianitów, gdyż Izrael mógłby przywłaszczyć sobie chwałę z pominięciem mnie, mówiąc: — "Moja ręka wybawiła mnie!" -
Powiedz Panie sam,… czyż to nie jest przykład Twojej wyjątkowej zazdrości?… A takich przykładów jak ten lub jemu podobnych, mógłbym ci przytoczyć
wiele!" -
-"No tak!… Tak!… Masz rację!… Dajmy już
temu spokój!… Cóż, takie to były czasy — tacy byli ludzie!" — Bóg
przez chwilę zamyśla się nad czymś z nieodgadnioną miną.
Tymczasem Szatan dodaje:
-"A wieża Babel… Czy nie dlatego właśnie
nie pozwoliłeś jej dokończyć Panie, iż była poświęcona Bogu Mardukowi?...
Czy to nie jest przejaw zazdrości?" -
Oblicze Boga z lekka pąsowieje, ale nie wdaje się w polemikę z archaniołem.
-"No dobra!…" — woła po chwili klepiąc się rękoma
po udach.
-"Wygląda na to, iż w moim Słowie jest
przedstawiony mój wierny obraz!… Chociaż czasem mylnie rozumiane me
intencje… Ale cóż, człowiek jest omylny!" — skwitował krótko.
-"A więc mów dalej Luciferusie, bo zdaje mi się,
że odbiegliśmy nieco od tematu!" -
O potwierdzenie takich swoich cech, jak: zawistny,
zapalczywy i porywczy, małostkowy, gniewny i mściwy… itp. — Bóg nie
zapytał nawet Szatana, uznając widocznie to za tak oczywiste, iż nie było
nawet sensu poruszać tego tematu.
Archanioł
splótł ręce i po chwili milczenia, rzekł z namysłem przełykając głośno
ślinę:
-"Otóż wygląda na to, iż ludzie wstydzą się
tego Boga, który przedstawiony jest w Twoim Słowie, Panie..." -
-"Co takiego?!… Wstydzą się?!" — wyjąkał
Bóg unosząc się z siedzenia.
-"Na to wygląda!" — potwierdził Szatan.
-"Cały czas ludziom mówi się o tym Bogu
Ideale… o tej nieskończonej doskonałości, która notabene nie ma żadnego
potwierdzenia ani w Piśmie, ani w otaczającym świecie! Tego Boga wymyślili sami kapłani, zwani ojcami i doktorami Kościoła.
Ludzie przyzwyczaili się już do tego wizerunku — i nic dziwnego, skoro każdemu od dziecka wbija się do głowy -
zaakceptowali go, a ponieważ jest on — co tu dużo mówić — doskonalszy i bliższy ich mentalności odrzucili tego Boga ze Starego Testamentu; tego, który
stał się im zbyt obcy i niezrozumiały oraz zbyt dziki jak na ich współczesne
poczucie moralności… Taka jest prawda, Panie!… W dużym skrócie, oczywiście!" — Skończył i spojrzał na Boga, a ten pochylił się nad nim i z groźnym grymasem, ni to
stwierdził, ni spytał:
-"A więc stąd biorą się te wszystkie głupie
pytania?" -
Szatan skinął głową.
-"Tak Panie!… Odzwierciedlają one dokładnie
jak ludzie są skołowani w swej wierze. To jest właśnie ta przyczyna
odchodzenia od wiary; Mówi się ludziom o twej nieskończonej doskonałości, o twej wszechmocy i wszechwiedzy, o twej wielkiej miłości do nich — ludzie to
kupują i wierzą w to — a potem, gdy próbują zweryfikować ten twój obraz z Pismem Św., z przerażeniem widzą, że tego Boga — o którym tyle mówili
kapłani — nie ma w nim!...
Natomiast jest zupełnie inny: Obcy, straszny i nie do przyjęcia, Bóg karzący a nie miłosierny!… Czują się oszukani i zawiedzeni… Odrzucają go zatem,
nie wierzą w niego.
Drugi raz doznają tych samych uczuć, kiedy dostrzegają ten
ogrom zła w swym świecie, gdy giną ludzie niewinni, gdzie zło popłaca i nie
jest karane, gdzie próżno by szukać zadośćuczynienia i sprawiedliwości...
zadają sobie wtedy pytania:
-"Jak to więc jest: skoro istnieje opatrzność
boża, tak, że „żaden wróbelek nie spadnie z drzewa jeśli On tego nie
zechce" — dlaczego tylu niewinnych ludzi cierpi, dlaczego wyrządza im się
zło?
Gdzie jest
ten Bóg wszechmocny i wszechwiedzący, który podobno tak mocno ukochał ludzi i dla którego nic nie jest niemożliwe? Dlaczego na to wszystko pozwala?...
Dlaczego uczynił piekło dla grzeszników, a nie uczynił tego świata szczęśliwego i sprawiedliwego?
Czy ta jego „opatrzność" — i to ponoć
trzystopniowa — jedynie na tym ma polegać, iż dba on o dostatni byt swych
kapłanów, którzy kosztem wiernych napełniają sobie kiesy, rozjeżdżają się
drogimi samochodami i mieszkają w eleganckich domach w dobrobycie i luksusie?" -
Po raz trzeci ludzie czują się oszukani, kiedy
skonstatują, iż ta ofiara Jezusa nic ludzkości nie dała — prócz nowej
religii i nowej kasty kapłanów. Człowiek nadal jest skłonny do czynienia zła,
do zbrodni!… Cóż z tego, iż Jezus wziął na siebie grzechy wszystkich
ludzi, skoro ci ludzie ani na jotę przez to nie stali się lepsi?...
Na cóż ludziom ten nowy Bóg, skoro w jego
imieniu popełniono już tyle zbrodni, przelano morze krwi, rozpalono tysiące
stosów, wybito doszczętnie całe narody i zniszczono stare kultury!… Czy
tylko po to zesłał go Bóg, aby
wierzący w niego obiecywali sobie wieczne życie?… A ten świat doczesny, ten w którym przyszło im żyć — czyż nie jest wart poprawy? Dlaczego ta
wszechmoc Boga w tym się nie objawia?… Co mu przeszkadza zapewnić raj na
ziemi i uczynić człowieka szczęśliwym? Dlaczego działania boże skierowane
są na poprawę ich egzystencji, gdzieś w przyszłości, w jakimś Królestwie
Bożym — a nic Boga nie obchodzi ten niedoskonały świat człowieka, którego
on jest przecież Stwórcą?!".
Archanioł przerwał swój monolog bo zaschło mu w gardle. Bóg siedział milczący, spojrzenie miał nieobecne. Jedną ręką
podparł swe czoło, a palcami drugiej bębnił po stole. O czym myślał?
Szatan przełknął głośno ślinę i dodał:
-"To wszystko o czym mówiłem ma wpływ na to, iż ludzie odwracają
się od religii. A dzieje się tak dlatego, iż nauczono ich od dziecka zbyt
wiele spodziewać się po Tobie, Panie!… Stąd biorą się ich nieuzasadnione
roszczenia!… A tylko dlatego, że ci głupcy na ziemi przekonują ich o Twej nieskończonej doskonałości we
wszystkim! Wiadomo zatem, iż od tego co może więcej — wymaga się więcej, a od tego co może wszystko — wszystkiego się wymaga albo przynajmniej oczekuje!… Jeśli
zatem ludzie nie otrzymują tego — pomimo próśb, błagań i modlitw — czując
się oszukanymi, odwracają się, gdyż ich oczekiwania w stosunku do ciebie
zostały zbytnio
rozbudzone!… Po doskonałym Stwórcy oczekuje się doskonałości
we wszystkim i w każdym czasie!
Nie mogąc zaspokoić swych oczekiwań -
przestają oni być wierzącymi i stają się przeciwnikami twojej idei… Taka
jest Panie prawda, dotycząca tego problemu!" — Archanioł skończył i czekał na reakcję Boga, a ten siedział nadal z nieodgadnioną miną i milczał. W końcu przeniósł swój ciężki wzrok na Szatana i rzekł:
-"Tak… Mówisz
zatem, iż to tak właśnie wygląda?… Załóżmy, że masz rację… To co
winienem uczynić w tej sytuacji?" — Archanioł podrapał się w głowę i odparł niepewnie:
-"Mam pewien pomysł… Ale nie sądzę aby ci
się on spodobał, Panie".
-"No, no!… Mów Śmiało!" — Bóg pochylił
się w jego stronę. Szatan również pochylił ku niemu głowę i powiedział
wolno i wyraźnie:
-"Przestań Panie zdawać się na pośredników!" — Bóg gwałtownie odchylił się do tyłu. -"Nie rozumiem… Co
sugerujesz?" — spytał oschle.
-"Otóż według mnie, najwięcej bałaganu robią
sami twoi ziemscy urzędnicy, Panie!… Kapłani we wszystkich czasach! To oni
manipulują twoim Słowem, cenzurują je i przeinaczają często do tego
stopnia, iż to co głoszą staje się zaprzeczeniem i karykaturą tego co
napisane jest w twoim Słowie! A robią tak dlatego, iż pozornie służąc
tobie dbają jedynie o własne interesy… O swoje królestwo, które jest jak
najbardziej z ich świata: świata pieniądza, przywilejów i władzy!
Rozgoń więc Panie to całe towarzystwo wzajemnej
adoracji, tych niby twoich „sług" i pseudo-pomocników… Zredaguj od nowa
swe przesłanie do ludzi — ale bez tego balastu kulturowego; historii narodu
wybranego. Niech będzie ono krótkie, przejrzyste i tak prosto sformułowane,
aby każdy sam je zrozumiał, bez egzegezy i bez
pośredników, którzy są zawsze przekonani, iż posiedli
prawdę o twych planach i którzy uważają, iż ta pozycja wywyższa ich spośród
reszty!… Tym razem nie powinieneś zdawać się na ludzi — musisz napisać
je sam!".
Bóg jęknął zasłaniając twarz dłonią.
-"Sam?" — spytał. -"Tak Panie!… Inaczej ludzie znów przemycą ci
do niego jakąś „Pieśń nad pieśniami" i potem będą problemy z interpretacją tego kawałka..."
— „To ja już wolę potop…"- mruknął
Bóg do siebie pod nosem. Szatan usłyszał to jednak, bo hamując śmiech
powiedział -"Ja ci Panie tylko doradzam, a ty postąpisz według swojej
woli… Wykonałem swą robotę rzetelnie, tego nie możesz mi zarzucić?!" — Bóg wstał i poklepując go po plecach, rzekł:
-"Wiem Luciferusie i doceniam to!… Dlatego właśnie
ciebie wysłałem, a nie Gabriela czy Michała..." — Ściskając mu prawicę i poklepując po plecach, prowadził go jednocześnie w stronę drzwi. — "A co
do rozwiązania tego problemu… zastanowię się… i wezmę pod uwagę twoje
sugestie, obiecuję!… A teraz żegnaj Luciferusie!" — i wypchnął go
prawie za drzwi, zamykając je za nim szybko.
Archanioł oparł czoło o zimną powierzchnię drzwi i pomyślał
coś, co na ziemi ma swój odpowiednik w powiedzeniu: „Murzyn zrobił swoje,
murzyn może odejść"! No cóż, sobie — w każdym bądź razie — nie miał
nic do zarzucenia!… A Bóg i tak zrobi co zechce! Odwrócił się wolno i bez
pośpiechu poszedł do siebie. Jednego był pewien: obojętnie w jaki sposób Bóg
rozwiąże ten problem, na pewno nie skrzywdzi swych ziemskich urzędników!...
Co to, to nie! Nie łudził się ani przez chwilę!… Chociaż oni dbali przede
wszystkim o swój własny interes, to jednak przy okazji przysługiwali się i Bogu.… A, że robili to nieudolnie — cóż, nikt nie jest doskonały! Bóg
wiedział o tym również.
Kiedy archanioł wrócił do swego gabinetu, ujrzał Boga, który
siedział na jego miejscu i z przymkniętymi oczyma, w zamyśleniu palcami obu dłoni
masował sobie skronie. -"Tak sobie myślę..." — zaczął cicho, jak
gdyby kontynuował rozpoczęte przed chwilą zdanie. Szatan oparł się plecami o drzwi i czekał. -"Tak sobie myślę..." — powtórzył Bóg otwierając
oczy. — „… że jeśli potop będzie nieskuteczny — jak słusznie stwierdziłeś — to czym by tu załatwić ludzi?… Jak myślisz?… Może deszcz płonącej
siarki?… Głazy lecące z nieba, czy trujące wyziewy z wulkanów?… Albo
wielkie trzęsienia ziemi, co?" — spojrzał na niego pytająco. Archanioł
podszedł do biurka i siadając powiedział ze złośliwym uśmiechem: -"A
dlaczego by nie wszystko naraz?!".
Bóg uniósł brwi do góry z nagłym
zainteresowaniem. -"Myślisz?" -
-"Nie!… Do diabła, żartowałem!" -
przeraził się, iż jego pomysł może być wzięty poważnie. -"Panie,
dlaczego ty zawsze próbujesz rozwiązywać problemy w ten sposób?" — spytał
archanioł. -"W jaki sposób?… Nie rozumiem!" — „Katastroficzny!...
Ale nie tylko to…" — zaczął, ale Bóg wtrącił: -"Lubię działania
na dużą skalę!" — wyjaśnił z dumą.
-"One są takie..." — przez chwilę szukał właściwego
słowa.
-"Spektakularne… i przez to chyba najlepiej świadczą o mojej
potędze, nie uważasz?" — Szatan skrzywił się i odparł impulsywnie:
-"Wcale nie świadczą o twojej potędze!… gdyż ludzie odebraliby je jako
zjawiska przyrodnicze… co innego gdybyś ułożył napis z gwiazd na
niebie, coś w rodzaju „Mane, Thekel, Fares", ale w kosmicznej skali i skierowany do wszystkich istot rozumnych — to by mogło świadczyć o twojej
potędze, Panie!" — spojrzał na Boga, który z kwaśną miną rzekł:
-"Myślisz, że to takie proste?" — archanioł uśmiechnął się drwiąco:
-"Przecież sam Panie powiedziałeś, iż lubisz działania na dużą skalę" — Bóg obdarzył go takim spojrzeniem, że Szatan machnął ręką.
-"Dajmy sobie z tym spokój, to była tylko taka drobna propozycja!" -
„Ładnie mi drobna!" — mamrotał Bóg pod nosem z kwaśną miną. Szatan
udał, że nie słyszał tej uwagi Stwórcy.
-"Wracajmy do tematu" — rzekł przyglądając się z uwagą
Bogu. -"Czy działania, które mają na celu
naprawianie świata,
działania, które są karą za uczynione zło — nawet niech będą najbardziej
spektakularne — w czym ty Panie wyjątkowo się lubujesz!… czy naprawdę sądzisz,
że są one miarą wielkości Stwórcy?… Miarą jego wszechmocy?".
Bóg patrzył na niego dziwnie, spod zmarszczonych brwi. -"A może
nie?!" — spytał zaczepnie. -"Pewno, że nie!" — odparł Szatan
jednoznacznie.
-"Masz widzę dziwne poglądy!" — zirytował się Bóg, wstając i wymachując rękoma. -"Jeśli spuszczę na ziemię potop, obrócę w gruzy i spopielę całe miasta,… jeśli zasypię ziemię głazami z nieba, jeśli
rozdzielę wody morza — to według ciebie nie są to przejawy mej potęgi?!".
Pochylił się nad Szatanem z groźną miną, ale ten spokojnie
odrzekł:
-"W znaczeniu destrukcyjnym zapewne
tak!… Ale to potrafi każdy głupek, który będzie dysponował odpowiednią
mocą..." — Bóg opadł na siedzisko z głębokim westchnieniem. -"Ale
miarą prawdziwej siły i wszechmocy jest przecież
nie niszczenie, ale stwarzanie!… Nie karanie za zaistniałe zło, ale
niedopuszczenie do niego, zapobieganie mu!.. I to jest właściwy sposób rozwiązywania
problemów!… Jedyny sposób godny Boga, który nazywa siebie przecież -
wszechmocnym!" -
-"Co ty powiesz?!… Takie to według ciebie oczywiste?!" -
odparł Bóg z wyraźną złośliwością w głosie. -"Ale jakoś nie
potrafię wyobrazić sobie tego w praktyce,… zwłaszcza w zastosowaniu do
ludzi!"- dodał pod nosem. -"Nie?… A przecież to powinno być dla
ciebie, panie, takie proste: zamiast
utwardzać serce faraona aby nie wypuszczał Izraelitów z Egiptu,
winieneś je zmiękczyć aby wypuścił ich od
razu… bez potrzeby nawet jednej plagi!
Zamiast
wyciągać Izraelitów- z takimi spektakularnymi efektami — z niewoli
egipskiej, powinieneś nie dopuścić, aby się w niej znaleźli!… Zamiast
prowadzić swój lud wybrany od wojny do wojny z innymi narodami, powinieneś
nauczyć ich żyć w zgodzie ze swymi braćmi w rozumie, a nie
oddzielać ich
od innych narodów! Zamiast dawać im — jako ziemię obiecaną — krainę
zasiedloną i zagospodarowaną, której mieszkańców musieli wybić i wypędzić
by ją objąć w posiadanie, powinieneś dać im teren niezamieszkały; niech by
go urządzili sami, miast błąkać się 40 lat po pustyni, by potem przemocą
odbierać owoce czyjejś pracy — byłoby to sprawiedliwsze i moralnie do przyjęcia!
Zamiast wybierać sobie jeden naród, oddzielając go od innych, powinieneś
wszystkie otoczyć jednakowo troskliwą opieką, gdyż wszyscy ludzie są twymi
dziećmi! Zamiast burzyć wieżę Babel, która miała być znakiem
jedności ludzi i mieszać im języki, powinieneś cieszyć się z mocnej więzi, jaka wtedy
łączyła człowieka z człowiekiem,… między innymi zapewne, dzięki możliwości
łatwego porozumienia się wszystkich ze wszystkimi. Zamiast karać ludzi
potopem za ich złą naturę od młodości — jak sam to określiłeś -
powinieneś zastanowić się, od kogo oni tę naturę dostali i wyciągnąć z tego właściwe wnioski! Zamiast karać ludzi za grzech pierworodny, powinieneś
nie dopuścić do niego — wszak jesteś Bogiem wszechmocnym?...
Ale jeśli już tak się stało, nie powinieneś w żadnym wypadku
pozwolić, aby ten grzech przechodził z pokolenia na pokolenie i objął swym
zasięgiem całą paromiliardową ludzkość… Ale dla ciebie bardziej liczyła
się urażona miłość własna, niż prawdziwe dobro człowieka — tego, którego
ponoć tak bardzo umiłowałeś!… Zawsze mogłeś Panie
zapobiegać niż
karać, ale ty na ogół wolałeś karać — i to najlepiej tak, aby wszyscy
widzieli, aby potem się chwalić: — „Pamiętacie, com uczynił Egiptowi?". I teraz próbujesz powtórzyć ten sam błąd i w ten sam sposób!… I nawet do
głowy ci nie przyjdzie, iż mógłbyś na ludzi działać od wewnątrz: tak wpłynąć
na ich myśli, na ich zachowanie, aby sami z siebie byli dobrzy… aby ich postępowanie
nie wymagało ciągłego straszenia piekielnymi mękami zadawanymi przez wieczność,
ani ciągłego karania, ani
infantylnych cudów, które miały przemówić do ich wyobraźni i wymóc ich
bogobojność!...
Ale takie postępowanie Boga nie byłoby zauważalne przez ludzi...
Nie byłoby tak spektakularne, jak sam to stwierdziłeś… Więc swoją „działalność
zawsze ograniczałeś do karania i do rzucania najbardziej przemyślnych przekleństw
na odstępców!…" — Szatan przerwał swój monolog, bo przeraził go wygląd
Boga; Ściągnięte groźnie brwi, tworzyły głęboką pionową bruzdę na
czole, oczy ciskały błyskawice, a z ust wykrzywionych grymasem wściekłości
padły słowa, wyrzucone niskim chrapliwym głosem: -"Ty?!… ty mnie będziesz
uczył, jak mam rządzić ludźmi?!" — zaciskał pięści, jakby miał
zamiar rzucić się na archanioła, a ten wtulił głowę w ramiona, spuścił
wzrok i czekał na najgorsze.
-"Wyjdź… wyjdź natychmiast!" — warknął Bóg, wyrzucając
przed siebie
rękę i palcem wskazując na drzwi. Ale w tym momencie, podczas
wykonywania tego gestu, rozejrzał się i stwierdziwszy gdzie jest, zamienił go
na pomachanie palcem przed nosem archanioła. -"Jeszcze do tego wrócimy!" — wysyczał przez zaciśnięte zęby… i zniknął. Szatan odetchnął z ulgą i otarł pot z czoła. -"Co mi strzeliło do głowy, aby tak denerwować
starego?" — pomyślał. -"Czy ja aby jestem normalny?" — i jakby w odpowiedzi na jego rozterkę, ponownie zmaterializował się Bóg obok niego i patrząc mu przenikliwie w oczy, rzekł: -"Tak… Ten pobyt na ziemi fatalnie
na ciebie wpłynął!… Widzę, że uwierzyłeś w te bujdy o mnie i teraz będziesz
próbował rozliczać mnie za niedoskonały świat?…".
Szatan zaczerwienił się i spuścił głowę. -"Ale czy wiesz co w tym wszystkim jest najgłupsze?" — Bóg już nie był wściekły ani nawet
zły. Patrzył na Szatana kpiącym wzrokiem z dziwnym grymasem, jakby gorzkiego
uśmiechu. -"Najgłupsze jest to, że ty również nabrałeś się na tę
propagandę kapłanów i zacząłeś oceniać mnie według kryteriów pasujących
bardziej do tego wymyślonego ideału… no, nie mam racji?".
Archanioł pochylił głowę jeszcze bardziej. -"A niech to!...
Rzeczywiście ma stary słuszność!" — pomyślał zawstydzony. -"Czyżby
idea tej absolutnej doskonałości była aż tak zaraźliwa?".
-"A przecież kto jak kto, ale ty chyba powinieneś mnie znać
dobrze, prawda?" — dokończył tymczasem Bóg.
Nogi same ugięły mu się w kolanach i uklęknął, dotykając czołem
stóp Boga. -"Przepraszam Panie… To wszystko bierze się z nadgorliwości
służenia ci!… Chciałem jak najlepiej wypełnić powierzone mi zadanie, ale
potem tyle wrażeń… ten odmienny punkt widzenia ciebie..." — zaczął tłumaczyć
się bezładnie.
Bóg pochylił się, ujął go za ramiona i podniósł do góry.
-"No dobrze już… Przyjmuję twe przeprosiny i mam nadzieję, że zrozumiałeś
swój błąd, Luciferusie?" — spojrzał wnikliwie na archanioła, gdyż ten
miał dość dziwną minę. -"Masz jeszcze jakieś wątpliwości?… Mów
zatem! Wiesz, że najgorsze są te niedomówienia… Słucham!" -
Szatan przestępował z nogi na nogę i splatał nerwowo dłonie,
jakby nie wiedząc co z nimi zrobić. W końcu wciągnął głęboko powietrze i przełykając głośno ślinę, odparł: -"Panie… Wybacz mi, ale przypomniało
mi się w tej chwili jeszcze jedno pytanie,… bardzo pasujące w tej
sytuacji..." — Bóg wzniósł oczy w górę z miną jakby chciał poskarżyć
się niebiosom: -"Czy to się nigdy nie skończy?" — ale wyrozumiałym głosem
powiedział: -"Mów!… Skoro jest ono takie na czasie… Słucham cię uważnie" — Archanioł odchrząknął i po krótkim namyśle, rzekł:
-"Jeśli więc w Starym Testamencie jest przedstawiony twój właściwy
wizerunek Panie — Boga, który z trudnością radzi sobie z tym jednym małym
światem i jego mieszkańcami… i wyraźnie widać, że do absolutnej doskonałości
dużo mu brakuje — jak to jest możliwe aby ten sam Bóg był jednocześnie
Stwórcą olbrzymiego, wprost niewyobrażalnie wielkiego wszechświata, zawierającego
miliardy miliardów gwiazd i światów?".
Archanioł zadał to pytanie Bogu i czekał na odpowiedź, przypatrując
mu się z uwagą, a jego wzrok mówił: -"Tylko bez wykrętów, jeśli łaska!"
-
A Bóg zamyślił się, patrząc gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem i gładząc machinalnie palcami, swą długą, siwą brodę.
W końcu wolno, z namysłem odparł: -"Widzisz… Podczas czwartego
dnia, gdy ten wszechświat stwarzałem, nie był on wcale taki duży… Ot, parę
tysięcy punktów świetlnych, ułożonych na firmamencie nieba w kunsztowne
wzory oraz dwa ciała rządzące dniem i nocą słońce i księżyc...
Dopiero później, rozrósł on się z upływem czasu… chyba trochę
przesadziłem z rozmachem z jakim wziąłem się za
stwarzanie" -
Powiedział Bóg jakby do siebie i pokiwał w zadumie głową.
Po chwili dodał: -"A ostatnio okazało się nawet, że ma on jakieś
Metagalaktyki, Galaktyki, kwazary, pulsary, karły i olbrzymy, czarne dziury i inne cholerstwo!… a nawet podobno..." — tu Bóg zbliżył twarz do ucha
Szatana i dodał tajemniczo: -"Antymaterię i czarny pył, pochłaniający światło...
wyobrażasz sobie?… Kiedyś tego nie było, daję ci słowo!… Musiało to się
samo potworzyć i rozdąć do takich niewyobrażalnych rozmiarów, jakie ma dziś..." — przerywa na moment patrząc Szatanowi w oczy, jakby chciał upewnić się
czy ten mu wierzy, a potem kończy: -"Wiesz, kiedy tak patrzę na ten ogrom
kosmosu, aż nie chce mi się wierzyć nie raz, że to ja sam stworzyłem to
wszystko, tymi oto rękoma" — Bóg wyciągnął ręce przed siebie, przyglądając
im się z podziwem przemieszanym z niedowierzaniem.
Archanioł również podążył za jego wzrokiem, ale nic szczególnego
nie dostrzegł. -"Cóż ręce jak ręce..." — pomyślał bez
przekonania. Nie wiedział co o tym wszystkim sądzić, więc powstrzymał się
od komentarza, robiąc jedynie minę pełną zrozumienia.
Bóg poklepał go protekcjonalnie po plecach, a potem kładąc mu
rękę na ramieniu i patrząc w oczy z zagadkową miną, spytał:
-"No dobrze, wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy, a teraz powiedz mi
Luciferusie — jeśli nie potop, to co?...
Masz może lepszy pomysł?".
— K o n i e c -
1 2
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 09-06-2003 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2489 |