|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Wprowadzenie De(koń)strukcja Postmodernizmu [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
W obronie nauki i racjonalności
Spis treści:
Spór o racjonalizm
Wierzę w Rozum Niewszechmogący
Wprowadzenie do Postmodernizmu
Produkt uboczny Oświecenia
Racjonalna różnia i egalitaryzm PoMo
Postmodernistyczne napastowanie nauki
Naukowcy: dość szarpania nauki!
Kult niezrozumialstwa i pustego werbalizmu
Generator Postmodernizmu
Filozofia "ludzi wyczerpanych"
Nauka nie może być czysto pragmatyczna
Quasi-religijny bełkot nauki
Spór o racjonalizmNiniejszy tekst jest
krytyczną reakcją na apologetykę Postmodernizmu zawartą w naszym serwisie. Główną
inspiracją był tekst „Obrona Postmodernizmu" Pawła Krukow (str. 2525)
[ 1 ],
który z kolei stanowił krytykę tekstu „Postmodernizm: intelektualna czkawka
Zachodu" Edwarda O. Wilsona (str. 2510), a ten był reakcją na tekst "O
podważaniu ratio czyli Rozum w kulturze" Joanny Żak-Bucholc (str.
2087), który miał stanowić „lekcję pokory dla zadufanego Rozumu". Chciałbym
to odkręcić i powiedzieć, że Rozum nie jest wcale zadufany. Skądinąd
gwiazdy mi mówią, że ten głos nie jest ostatni w tej sprawie...
Wierzę w Rozum Niewszechmogący
Jestem racjonalistą. Czasami mówię o sobie, iż jestem
„racjonalistą oświeceniowym", choć nie jest to prawdą w dosłownym
znaczeniu. Racjonalista współczesny, jak go rozumiem, choć odwołuje się do
Oświecenia, jako tej epoki, która stanowi dlań najważniejszy punkt
odniesienia, nie pozostaje w niej zasklepiony. Racjonalizm musi się zmieniać
wraz z rozwojem myśli ludzkiej, jednak wciąż pozostają te same lub zbliżone
podstawy aksjologiczne. Stosunek racjonalisty do szkół czy nurtów myśli
ludzkiej sprzecznych z racjonalizmem nie polega na ogół na prostym ich
odrzuceniu, lecz na wchłonięciu tych elementów, które uważa za wartościowe.
Nie jest przez to sztuczną konstrukcją eklektyczną, gdyż paradygmat
pozostaje ten sam: odniesienie do rozumu jako do superarbitra, wspartego na
zdrowym rozsądku i nauce, bo, jak ujęła to Barbara Stanosz, „nauka jest
tylko kontynuacją zwykłego poznania zdroworozsądkowego — kontynuacją
bardziej systematyczną i poddaną surowszym rygorom, dokładniej kontrolowaną i korzystającą z metod i instrumentów niedostępnych w życiu codziennym, ale
ostatecznie czerpiącą z tych samych, bo jedynych posiadanych przez człowieka
źródeł wiedzy: rozumu i doświadczenia".
Powiedzieć, że apologia racjonalizmu jest próbą
narzucenia jednolitego punktu widzenia, jednolitości, schematyzmu,
zglajszaltowania, nowego fundamentalizmu itd. — to powiedzieć nonsens.
Racjonalizm nie jest programem uniformizacji życia (proszę nie mylić
pluralizmu z chaosem!), nawet jeśli czasami był tak rozumiany, a jego obrona
jest wystąpieniem przeciwko chaosowi intelektualnemu. Między chaosem a schematyzmem jest jeszcze bardzo szerokie spektrum. Obrona racjonalizmu będzie
poszukiwaniem „złotego środka" dla życia i wyrzeczeniem się ekstremów,
zaś „kontestowanie racjonalizmu stanowi niebezpieczeństwo dla wszelkiego
przyzwoitego myślenia. Słowo 'racjonalizm' — oprócz innych znaczeń -
odnosi się po prostu do rygoru logicznego, a bez niego wszelkie myślenie traci
elementarną koherencję" [ 2 ].
Nadal za ważne uznaję rozróżnienie między prawdą i fałszem… „jeśli
zrezygnujemy z rozróżnienia między prawdą a fałszem, uznając je za
bezwartościowy relikt pedantycznej przeszłości, kłamcy nie będą musieli
niczego udowadniać, a obrońcy prawdy nie będą mieli podstaw, aby się tego
od nich domagać. W świecie, w którym wszystkie wypowiedzi mają jednakowo małe
znaczenie — a takim właśnie staje się nasz świat — jedyną wartością
jest milczenie: stopienie się z pozbawioną głosu masą, delektowanie się
ignorancją, rezygnacja z posługiwania się językiem." [ 3 ]
Wprowadzenie do Postmodernizmu
Postmodernizm (ponowoczesność), zrodzony w latach 60. XX w. (made in France), jest radykalnie antyoświeceniowy.
Jest najbardziej zuchwałą woltą „przeciwko rozumowi". W ewangelii
Postmodernizmu rozum jest zamroczony nie przejściowo, lecz fundamentalnie,
przeto szukanie źródeł zamroczenia jest bez sensu, gdyż skazane jest na porażkę.
Niczym dla chrześcijan, wedle których rozum jest marny i słaby, bo obezwładniony
„grzechem pierworodnym". Postmoderniści mogliby recytować fragment
Izajasza: „Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność…" (racjonalista
powinien odpowiedzieć: „Lepiej zapalić jedną świeczkę, niż przeklinać
ciemność"!). „Postmodernizm to modernizm bez nadziei i marzeń, które
czyniły postawę modernistyczną znośną. Jest to hydrogłowy, pozbawiony
organizującego środka twór, obszar, po którym się włóczymy, obijając się o niezliczone lustrzane powierzchnie, wabieni przez zew oszalałego
oznacznika" [ 4 ].
Poszukiwanie i dążenie do prawdy jest chimerą. Michel
Foucault, jeden z Ojców Założycieli i „wielki interpretator mechanizmów
politycznej opresji w dziejach myśli", zwątpiwszy w prawdę, wywnioskował
bezdedukcyjnie, iż pojęcie to zostało stworzone jako narzędzie ucisku, a w
konsekwencji twierdzenie, iż pewne poglądy mogą być lepsze niż jakiekolwiek
inne dlatego, że są prawdziwe, jest niczym innym jak wypaczonym nadużyciem,
grzechem, herezją, który wspiera „reżim" i „system wykluczeń", czyli
„ekskluzji". Postmodernizm jest przesiąknięty obsesyjnym wręcz tropieniem
wszędzie struktur władzy i zniewolenia (np. matematyka jako narzędzie
zniewolenia kobiet).
Poszukiwanie prawdy Postmodernizm zastępuje programem
interpretacji, pod postacią dekonstrukcjonizmu [ 5 ],
wymyślonego przez francuskiego filozofa Jacques'a Derridę,
zaadaptowanego i rozwiniętego głównie przez teoretyków amerykańskich (P. de
Man, J. Hillis Miller, G. Hartman, S. Felman, B. Johnson). Dekonstrukcja to
metoda interpretacji tekstów, w której pomija się ich "socjohistoryczny
kontekst oraz jego zamierzoną wymowę, natomiast postrzega się je jako pole
wzajemnego oddziaływania powierzchniowych założeń i znaków. Podejście
takie, w którym krytyka wykracza w swej interpretacji dzieła poza intencje
autora, a więc może podążać tropem różnorodnych subwersywnych relacji i snuć rozmaite spekulacje… Zwolennicy teorii dekonstrukcji uczynili z niej
literacki dogmat (tak jest w przypadku American Yale School, której przewodził
Paul de Man)" [ 6 ].
Dekonstrukcyjna „różnia" (differérance) jest założeniem głoszącym,
że „zrozumienie sensu tekstu jest w nieskończoność odwlekane przez samego
interpretatora w toku badań rozlicznych aspektów tego tekstu", nie istnieje
przeto obiektywne znaczenie tekstu, nie można też wydobyć prawdziwej
interpretacji. Mówiąc inaczej: słynne pytanie „Co poeta miał na myśli?" — traci sens, stąd Ernest Gellner postmodernistyczną teorię komunikacji międzypodmiotowej
określa „pesymistycznym i niejasnym dumaniem nad Niedostępnością Innego i Jego Znaczeń". Każde odczytanie tekstu jest w tym samym stopniu interpretacją
co dezinterpretacją, naturalną konsekwencją tego jest twierdzenie, że nie ma
żadnych powodów, aby wartościować różnorodne interpretacje, choćby były
jawnymi dezinterpretacjami.
"Feministki, antyrasiści i inni radykałowie
wykorzystali zawarte w teorii dekonstrukcji pojęcie sprawowania władzy
przez odpowiedni dobór słów w kampanii o oczyszczenie języka prowadzonej
pod hasłem political correctness." Political correctness
(PC) związane z ideologią wielokulturowości postulowało przebudowę całego
języka. PC w wydaniu feministycznym jest tropieniem „maskulinizmów",
„atakiem na 'fallokratyczny' porządek języka, którym, ich zdaniem,
wypowiedziana została kultura Zachodu". Przykład tego myślenia oddają
pretensjonalne utyskiwania Izabeli Filipiak: "Mogę odnotować, a potem
zapomnieć, że w języku polskim nie istnieje żeński odpowiednik słowa 'gość',
aż naprawdę potknę się o ten brak pisząc scenę, w której kobieta
przychodzi do kobiety i to jest potencjalnie erotyczne, i ów 'gość' wystaje z mojej narracji jak kość, albo falliczny strażnik". Owo "językowe
niedopatrzenie", które uwiera panią Izę, "Sterczy mi tutaj
dlatego, że moim prababkom nie przyszło do głowy uzupełnić go ani
zakwestionować". Bogu dzięki znajduje szczęśliwe rozwiązanie i jakoś
się z tym godzi: "Ów gość-kość, lub widz, jeśli spojrzeć na jego użyteczność,
to w końcu nic innego jak dildo, sztuczny penis. Nie zbrukam się, jeśli się
nim posłużę". Tropienie „męskiego szowinizmu" w języku doprowadziło
do tego, że pod koniec lat 70. XX w. wiele terminów które oskarżono o wydźwięk
maskulinistyczny stały się tabu, zakazane. W języku ang. dotyczy to
np. rzeczowników kończących się na -man, mających formę męską,
albo np. brotherhood (braterstwo) zostało skontrowane przez sisterhood
(siostrzeństwo); podobnie w Polsce feministki pouczają: nie mówi się
„pani filozof", lecz „filozofka" itp. Różne odmiany PC wprowadziły,
szczególnie w USA, prawdziwy terror na uczelniach: naruszenie zakazów PC, choćby w żartach, mogło mieć bardzo przykre konsekwencje, włącznie z utratą
pracy. Polityczna poprawność jest w kulturze postmodernistycznej z pewnością
zdecydowanie wyżej ceniona niż prawda (kojarzona z uciskiem, wyzyskiem,
naciskiem itd.). Stąd istnieje np. konieczność cenzury tego co prawdziwe, acz
„niepoprawne" (np. uzależnienie finansowania produkcji telewizyjnej P.
Halla od usunięcia z jego filmu prawdziwych informacji, że handlem
niewolnikami trudnili się Murzyni itp.). W związku z tym zorganizował się
silny ruch oporu i ośmieszenie PC. [ 7 ]
Dekonstrukcja, początkowo ograniczająca się do
literatury, została z czasem rozciągnięta na historię i antropologię.
Strukturalizm, kierunek metodologiczny w naukach humanistycznych, zapłodniony
dekonstrukcją — urodził poststrukturalizm. O ile strukturalizm i semiologia głosiły, iż zewnętrzne znaki i symbole wytwarzane w społeczeństwie
wyrażają głębszą, ukrytą rzeczywistość, o tyle poststrukturalizm głosi,
iż poza znakami (słowa, obrazy) znajdują się inne znaki, a za tymi jeszcze
inne ad infinitum. Nie ma więc w tekście ukrytych prawd (znaczeń), które
mógłby ujawnić „obiektywny" obserwator. Ostatecznie więc „świat składa
się z tekstów i wszystkie teksty są kulturowo i epistemologicznie równoprawne".
Różnice między kulturą „wysoką" a masową, między
sztuką a konsumeryzmem — zanikają. Głównym przedmiotem krytyki
postmodernistycznej jest prawomocność racjonalizmu, obiektywizm, a tym samym
wartość nauki, bo jak głoszą Wielcy Prorocy: astronomia, fizyka, chemia,
biologia są niczym więcej jak „transkrypcją zachodniej, męskiej
kapitalistycznej perspektywy społecznej". Mówiąc inaczej: wszystkie prawdy
są względne, a nauka — najwzględniejsza. Roszcząc sobie prawa do roli sędziego
rozumu ludzkiego, jest Postmodernizm (o ile można się o tym wyrażać jako o jakiejkolwiek całości...) tylko tworem rozumu i jako taki ocenie rozumu może
(i powinien) podlegać. [ 8 ]
Produkt uboczny Oświecenia
Oświecenie i Postmodernizm nie są to autonomiczne
„byty", zupełnie ze sobą nie związane, wzajemnie sobie wrogie. Oświecenie
obudziło społeczeństwa Zachodnie z wielowiekowej drzemki. Ferment
intelektualno-społeczny przyniósł burzliwe i głębokie zmiany cywilizacyjne w ciągu ostatnich wieków. Postmodernizm jest częścią tego fermentu.
Niektórzy doszukują się bardziej jednoznacznych
analogii: „Czego chce myśl postmodernistyczna? Tego samego co Oświecenie: dać
człowiekowi niezależność, traktować go jako dorosłego, wyciągnąć go ze
stanu niedojrzałości (...) Z tą tylko drobną różnicą, że myśl
postmodernistyczna nie uważa kultury za narzędzie emancypacji, lecz za jedną z owych zwierzchnich instancji, stojących jej na przeszkodzie." [ 9 ]
Jerzy Szymura pisze wręcz: „postmodernizm, będący, jak powszechnie wiadomo,
dziedzictwem Oświecenia właśnie" [ 10 ].
Oświecenie nie jest bez winy. Miało swoje błędy. Z przerośniętym misjonaryzmem i optymizmem, łączyła się naiwność. To
ekstrakty usypiające, jednak szybko pojawiły się antidota. Coś co kazało być
bardziej sceptycznym wobec optymistycznych projektów społecznych. Optymistyczna wizja rozwoju ludzkości została zakwestionowana przez
koncepcję człowieka naturalnego i postępu cywilizacyjnego prowadzącego
do degeneracji moralnej (Rousseau). Uprzywilejowana pozycja rozumu została
zachwiana przez psychologię koncentrującą się na podstawowej w stosunku
do rozumu roli pożądania (Condillac), namiętności (Helwecjusz) i uczuć
(Hume). Oświecenie szkockie (Hume, A. Ferguson, A. Smith) i po części
angielskie „cechował sceptycyzm w kwestii dziejowej i cywilizacyjnej
roli rozumu (traktowanego bardziej jako wytwór niż przyczyna przemian
kulturowych i cywilizacyjnych), przekonanie o samorzutności procesów
powstawania instytucji społecznych i o szkodliwości racjonalnych projektów
zmiany społecznej."
Niektórzy w związku z tym w samym Oświeceniu doszukują się zalążków Postmodernizmu. Jeśli
Postmodernizm powiązać z owymi „antidotami", np. przeciwko nieracjonalnej
wierze w nieograniczone możliwości rozumu, to będzie ono powstałą w określonym „klimacie" skrajnością, która sama potrzebuje antidotum.
Dostarczy go rozum wyleczony z dawnej naiwności.
W tym procesie było kilku znamienitych Lekarzy (jeśli
proces ten ująć w szersze ramy, można wyliczyć, za Kołakowskim:
Montaigne’a, Kartezjusza, Hume’a, Kanta, Hegla, Nietzsche stosował terapię
szokową). Krytyka rozumu może być bardzo wdzięcznym zajęciem, ale by
uprawiać ją z pożytkiem, trzeba mieć do tego bogate wyposażenie
intelektualne, ocierające się o geniusz. Inaczej krytyka taka może się
przerodzić w bezproduktywne paplanie. Masy nie mają do tego kompetencji.
Krytyka rozumu jako filozofia mas, musi się przerodzić w kicz i groteskę,
czasami zabawną, ale i szkodliwą. Niektórzy uważają, że Postmodernizm jest
kontynuacją filozofii nietzscheańskiej. Nietzscheanizm dla mas na poważnie?
Wiele nurtów uważało się już za kontynuację filozofii Nietzschego. Czy
nazizm był właściwym wcieleniem filozofii Nietzschego? Oczywiście nie. Czy
jest nim Postmodernizm? Moim zdaniem nie. [ 11 ] A co? Może nic. Nietzsche był Lekarzem, do dziś może stanowić źródło
inspiracji, ale jednostkowej, a nie masowej czy systemowej.
Trudno
zaprzeczyć, że dla mas filozofia polegająca na wyklinaniu rozumu jest
znacznie bardziej atrakcyjna, niż taka która polega na jego twórczym
wykorzystaniu. Jest to bardzo przyjemna filozofia. Postmodernizm miał oczywiście i ma ciekawych twórców. Kiedy jednak zabierali się za ideologię, kiedy
przyoblekali się w proroków, stawali się zadufanymi Felczerami. Leczenie
rozumu, przerodzone w modę, stało się rebelią. Felczerzy mieli swoich epigonów,
co najmniej tak samo zadufanych. Felczerzy i ich epigoni piszą zawiłe, wręcz
niestrawne teksty. [ 12 ]
Jak stwierdził filozof Ryszard Legutko: „pisarstwo postmodernistyczne jest
pozbawione cech indywidualizmu i polega zwykle — niezależnie od tego czy mowa
jest o Unii Europejskiej, o Szekspirze, o komunizmie, o religii, czy o moralności — na tym samym jednostajnym zajęciu: na szukaniu albo kolejnych 'ekskluzji',
albo kolejnych różnicujących 'głosów'. Czytanie tekstów
postmodernistycznych średniaków piszących do rozmaitych czasopism
literaturoznawczych czy quasi-filozoficznych należy do najnudniejszych zajęć
intelektualnych, gdzie element niespodzianki jest całkowicie wykluczony."
[ 13 ]
Wierni natomiast recytują jedynie podstawowe dogmaty (np. „Anything goes",
„Wszystko to matrix"). Oczywiście ta karykatura nie jest sprawiedliwa wobec
całego Postmodernizmu, a jedynie wobec najbardziej jego wypukłych rysów.
Racjonalna różnia i egalitaryzm PoMo
Mój
protokół rozbieżności z Pawłem Krukow nie zawiera żadnego z jego postulatów
ani pozytywnych wartości (twórczych sił), które przypisuje Postmodernizmowi.
Zasadniczo podzielam je w pełni, lecz uznaję, że nie potrzeba do tego aż tak
skrajnej konsekwencji intelektualnej, aby te wartości znalazły swoje
urzeczywistnienie. Niezdogmatyzowany rozum potrafi dostrzec i docenić różnorodność
życia, pluralizm, relatywizm, peryferia itd. Istnieje więc „racjonalna różnia".
Zgoda
na „rozbicie koncepcji 'jedni' ontologicznej" kończy się jednak w momencie, kiedy twierdzi się, że nie ma obowiązującej logiki, kiedy astrolog
usiłuje przekonać mnie, że jego opis rzeczywistości jest równie dobry jak i opis naukowy, o ile nie lepszy. Ja, w swym „racjonalistycznym zaślepieniu",
odpowiem na to, cytując M. Czerwińskiego: „Chiromancja, wróżbiarstwo,
astrologia, rozmaite dziwne terapie to pociski wystrzelone w racjonalizm — z poziomu kucharki"! Postmodernista rasowy w opisie rzeczywistości nie mógłby
uprzywilejować nikogo: astrolog czy astronom, jakaż to różnica, to
kwestia gustu i kultury [ 14 ],
jak różnia między lodami pistacjowymi a migdałowymi. Cechą
postmodernistycznego dyskursu jest symetria między dyskutantami: żadna ze
stron nie ma prawa do „narzucania własnej konstrukcji" stronie przeciwnej
(ucisk!). Jednak „Świat, który rzeczywiście zamieszkujemy, jest zupełnie
inny. Być może około dwa i pół tysiąca lat temu przypominał on mniej więcej
świat, który relatywista lubi odmalowywać (...) Było wówczas wiele różnych
społeczności; każda z nich miała swój własny rytuał i swoje legendy.
Wynoszenie jednej z tych społeczności nad inne byłoby czymś naprawdę
absurdalnym, a jeszcze większym absurdem byłoby domaganie się, by prawdę o którejkolwiek z nich wyrażać w terminach którejkolwiek innej. (...)
Udawanie, że żyjemy w jakiś dziwny sposób w przednaukowym bądź nawet w przedosiowym świecie, w którym wszystkie systemy znaczeniowe są równouprawnione
po to, by pochlebiać Ameryce Środkowej lub zadowolić, w pokutnym rytuale,
upadającego hegemona, jest po prostu absurdem. Im szybciej skończy się ten
nonsens, tym lepiej" — przekonuje Ernest Gellner [ 15 ].
Bardzo
interesującej — choć bynajmniej nie oryginalnej — analogii użył psycholog,
Bartłomiej Dobroczyński, porównując tę sytuację do wielkiego
hipermarketu, z tym że produktami są tutaj idee, poglądy. [ 16 ]
Racjonalizm, czyli to coś co ustawia jedne poglądy wyżej, inne niżej,
utrudnia zbyt na „wolnym rynku idei", jest więc czymś złym, niewłaściwym — jest niczym innym jak „interwencjonizmem ideologicznym". Konsumpcja
powinna być wyznaczana jedynie gustami, preferencjami, zachciankami i nakręcana
ideologią konsumeryzmu (np. „nowa" religijność [ 17 ]).
Można zresztą dostrzec nici łączące postmodernizm z konsumeryzmem: Jean
Baudrillard, jeden z Wielkich Intelektualistów, teoretyk kultury, stanął w obronie konformistycznej, biernej i uległej postawy jednostek wobec
kierowanych w ich stronę zachęt do nieograniczonego konsumowania.
[ 18 ]
Na tym rynku Postmodernizm sam sobie wyznaczył rolę urzędu antymonopolowego:
Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta (przed uprzywilejowaniem jednej idei
czy poglądu).
Postmodernistyczne
napastowanie nauki
Jedną z istotniejszych myśli „Obrony Postmodernizmu" była teza, że
Postmodernizm jest zupełnie niegroźny dla nauki. W Polsce niekoniecznie jest
to póki co widoczne, gdyż u nas Postmodernizm przebija się od niedawna. Zupełnie
inaczej jawi się to na Zachodzie. Naukowcy są świadomi szkód jakie wywołuje
nurt postmodernistyczny w filozofii społecznej i akademickiej i często przeciw
temu występują. Jerold M. Lowenstein, profesor medycyny na University of
California w San Francisco i prezes Department of Nuclear Medicine w California
Pacific Medical Center, zauważał kilka lat temu: „Dzisiejsza nauka zdaje się
być pod obstrzałem ze wszystkich stron: prawej, lewej i z centrum. Atak z prawej, ze strony religijnych konserwatystów, rozpoczął się od Galileusza,
nasilił się z Darwinem i trwa z ciągle odnawiającą się furią po dziś
dzień. Mencken'sowskie 'biblio-grzmoty" (bible-thumpers) przestały
żądać uznania, iż Ziemia jest płaska lub że jest w centrum systemu słonecznego,
lecz wciąż zaprzeczają temu, że życie rozwinęło się w drodze ewolucji i robią co mogą, aby uniemożliwić nauczanie ewolucji w szkołach i zastąpić
nowoczesną biologię Księgą Rodzaju. (...) Konflikt między nauką i religijnymi fundamentalistami nie jest oczywiście niczym zaskakującym. Nowością
jest natomiast powstanie przeciw nauce ze strony akademickiej lewicy: socjologów,
teoretyków społecznych, antropologów kulturowych, humanistów, Marksistów i krytyków literackich. (...) Narastający antagonizm niektórych intelektualistów z lewej strony przeciwko nauce jest zaskakujący, w pewnym sensie. Polityczni
postępowcy byli zazwyczaj sprzymierzeńcami nauki w jej zmaganiach przeciwko
mistycyzmowi, zabobonom i skostniałym dogmatom religijnym i społecznym. (...)
Zjednoczyli się pod sztandarem 'postmodernizmu'" [ 19 ].
Postmoderniści w swej krytyce nauki wciągają na maszt filozofów Thomasa S. Khuna
(1922-96) z USA i Paula K. Feyerabenda (1924-94) z Austrii, którzy
zajmowali się krytyką metody naukowej i samej nauki. Feyerabend pośród oskarżeń o dogmatyzm, bronił „pluralizmu teoretycznego" i „metodologicznego
anarchizmu". W końcu lat 60. zradykalizował swe stanowisko, dochodząc do
konkluzji, że nauka jest tak samo dogmatyczna jak religia, że jest kolejną
mitologią, że zagraża kulturze, np. w roku 1975 pisał: „Ponieważ jednak
decyzja o przyjęciu, bądź odrzuceniu jakiejś ideologii powinna być
pozostawiona jednostce, po rozdziale kościoła od państwa powinien nastąpić
rozdział państwa od nauki — tej najmłodszej, najbardziej agresywnej i dogmatycznej religijnej instytucji."Innym razem zapytywał sam siebie:
"Czym lepsza jest nauka od mitologii Azande?". Jego poglądy wywarły wpływ
na antynaukowy romantyzm ruchów studenckich schyłku lat 60. Z kolei Kuhn, twórca
tzw. teorii paradygmatów (rewolucje naukowe, jako „zmiany paradygmatów"),
był bardziej umiarkowany w swej krytyce. [ 20 ]
Ich
prace zapoczątkowały nurty konstruktywizmu społecznego i tzw. mocny
program socjologii wiedzy [ 21 ],
zakładającej, że teorie naukowe to nic więcej jak konstrukty społeczne. Idąc
dalej tym tropem Andrew Pickering powiadał: „Nikt, kto próbuje wyrobić
sobie jakiś pogląd o świecie, nie jest zobowiązany liczyć się z tym, co ma
do powiedzenia nauka XX w." Ten naiwny neoromantyzm był bardzo zapładniający
dla myśli postmodernistycznej i zaowocował wysypem intelektualistów-pogromców
rozumu, dekonstrukcjonistów ciskających anatemy w „cywilizację białych mężczyzn z Zachodu" i, jak by powiedziała A. Kołakowska, piewców „osiągnięć
Zulusów". Jak dowcipnie ujął to R. Dawkins: „Pokaż mi kulturowy
relatywizm w samolocie odrzutowym na wysokości 35 000 stóp, a ja pokażę, że
jesteś hipokrytą". Oczywiście żaden z dekonstrukcjonistów nie przyzna, co
Kuhn powiedział o swych „kontynuatorach": "Należę do tych, którzy uważają,
że twierdzenia 'mocnego programu' są absurdalne: jest to przypadek
oszalałego dekonstrukcjonizmu" [ 22 ].
Jak
wyjaśnić, iż te „czysto kulturowe twory", jakimi mają być teorie
naukowe, stworzone w określonym kontekście społecznym i czasie, wydają się
tak niepokojąco uniwersalne, że równie dobrze sprawdzają się w innych
kulturach, w innym czasie, w innym społeczeństwie, czyli w całkowicie innych
okolicznościach? „Jestem jak najdalszy od braku należnego szacunku dla
innych kultur, gdy mówię, że kultury przednaukowe, niezależnie od swego
wrodzonego geniuszu, nie są w stanie odkryć natury rzeczywistości fizycznej
leżącej poza wąską sferą dostępną dla nieuzbrojonego (technicznie)
zdrowego rozsądku — zastrzega Wilson. — Po prostu żadna inna metoda nie
przyniosła pożądanego efektu. Równie zawodne okazały się w tej materii próby
odwoływania się do mitu, objawienia, sztuki, transu i wszelkich innych sposobów
poszukiwania prawdy. Całkowicie zawiodło, niezależnie od towarzyszących mu
satysfakcji emocjonalnych, doświadczenie mistyczne stanowiące najważniejszą
przednaukową drogę zgłębienia tajemnic nieznanego. Żadne zaklęcia szamana
ani posty na szczycie świętej góry nie potrafią wyjawić prawdy o widmie
elektromagnetycznym. Jeśli prorocy wielkich religii nic nie wiedzieli o jego
istnieniu, to nie dlatego, że bogowie byli tacy tajemniczy, ale dlatego, że
prorokom zabrakło ciężko wywalczonej wiedzy z zakresu fizyki. Czy to pean na
cześć boga nauki? Nie, raczej na cześć ludzkiego geniuszu, uniwersalnych
zdolności naszego gatunku wyzwolonych nareszcie w epoce nowożytnej. A także
na cześć poznawalności wszechświata. Ludzkość zupełnie sama, bez pomocy
sił nadprzyrodzonych, znalazła drogę w zaskakująco dobrze, jak się okazało,
uporządkowanym kosmosie." (Kosiliencja, s. 73)
Spece
od socjologii wiedzy wyjaśniają jednak: „Nigdy nie mamy do czynienia z niezależną weryfikacją twierdzenia wyprodukowanego w laboratorium, lecz z rozciąganiem pewnych praktyk laboratoryjnych na inne dziedziny rzeczywistości
społecznej — szpitale czy przemysł. Ten sam fakt laboratoryjny ważny jest w Kalifornii i w Arabii Saudyjskiej po prostu dlatego, że są to takie same
laboratoria" [ 23 ]. A zatem triumfalny pochód i podbój kultury „białych mężczyzn"! Ostatni
bastion etnocentryzmu i imperializmu do pokonania dla inkwizytorów strzegących
pilnie, aby przypadkiem żadnej kultury nie uprzywilejować ociupinę bardziej
od jakiejkolwiek innej...
Przechodząc
do konkretów, socjologiczna dekonstrukcja nauki powie np.: „Gdyby nie udział
Heisenberga w 1919 roku w walce przeciwko Bawarskiej Republice Rad, nigdy by nie
sformułował zasady nieoznaczoności." (L.S. Feuer) Wprawdzie ma to znikomą
wartość przy orzekaniu o strukturze i prawdziwości samej teorii, można uznać,
iż jest w stosunku do niej nierelewantne, jednak teoretycy tego nurtu na
podstawie takich i podobnych skojarzeń (np. hydrodynamika słabiej rozwijana bo
jest dziedziną typowo żeńską, a fizycy to mężczyźni; mechanika Newtona
wyraża mizoginiczny stosunek mężczyzn do kobiet itp.), uogólniają to w swoje teorie o kontekstualnym charakterze teorii naukowych. Jest to, jak pisze
Stefan Amsterdamski, „nowy rodzaj redukcjonizmu — redukcjonizm
socjologiczny" [ 24 ].
Jest
oczywiście truizmem stwierdzenie, że teorie naukowe powstają w określonych
warunkach kulturowych. Jednak pomiędzy tym faktem a twierdzeniem, że nauka
jest po prostu produktem relatywizowalnym do określonej kultury (względnie płci),
bez obiektywnej wartości poznawczej, istnieje taka różnica jak między
wydobyciem złota w Argentynie, a stwierdzeniem, że jest to złoto argentyńskie.
Oczywiście, że można „lepsze" złoto wydobywać w Australii, jednak w istocie będzie to ten sam kruszec. Z czasem możemy wydoskonalać sposoby
wydobycia, co pewien czas okazuje się, że mieliśmy do czynienia z fałszywkami,
ale wciąż wydobywamy złoto, a nie watę cukrową, jak nam mówią dyletanci,
którzy się wprawdzie na kopalinach oraz przemyśle wydobywczym znają słabo
lub zgoła wcale, lecz czują się umocowani do orzekania o wszystkim.
Nasza
dzisiejsza wiedza nie pozostawia nam złudzeń, że nasze poznanie jest uwikłane w kontekst socjologiczny oraz biologiczny, jednak o ile Postmodernizm przyjął
dogmat, iż te uwikłania są paraliżujące dla naszego poznania, o tyle
naukowo (a nie destrukcyjnie) nastawieni filozofowie nauki (np. przywoływany
tutaj prof. Stefan Amsterdamski) oraz naukowcy widzą w tym trudność, a nie
niemożebność. Trudność, którą możemy redukować lub eliminować, czego
pierwszym etapem jest zdiagnozowanie i opisanie tego co deformuje i ogranicza
nasze poznanie. Wiedza o tym, że nasze narządy poznawcze powstały jako efekt
doboru naturalnego i nie w celu obiektywnego poznawania rzeczywistości, a w
celu przetrwania, nie skłania nas do rezygnacji z poznania, lecz do opracowania
metod biorących pod uwagę naturalne ograniczenia, czy zniekształcenia w naszym systemie neurobiologicznym. „Na zewnątrz naszych głów znajduje się
niezależna od nas rzeczywistość. Tylko szaleńcy i garstka filozofów
konstruktywistów wątpią w jej istnienie. Wewnątrz naszych głów zachodzi
proces ponownego poznawczego konstytuowania rzeczywistości na podstawie zmysłowych
bodźców docierających z zewnątrz i samoorganizujących się pojęć. (...)
Zgodność między zewnętrzną rzeczywistością a jej wewnętrzną
reprezentacją uległa, jak już wspomniałem, zakłóceniu w następstwie
specyficznych cech ewolucji naszego gatunku. Oznacza to, że proces doboru
naturalnego kształtował ludzki mózg w taki sposób, żeby człowiek mógł
przetrwać w środowisku, i tylko wtórnie po to, żeby je rozumiał głębiej
niż to potrzebne do przetrwania. Właściwe zadanie nauki polega na tym, żeby
zdiagnozować i naprawić to niedostosowanie. W tej sprawie jesteśmy dopiero na
początku drogi. [ 25 ]
Nic nie uzasadnia przypuszczeń, że prawda obiektywna jest nieosiągalna, nawet
jeśli filozofowie gorąco nakłaniają nas do kapitulacji." (Konsiliencja,
s. 94-95)
Jeśli
postmoderniści chcieliby być konsekwentni w swym twierdzeniu, że wszystkie
ludzkie twory intelektualne są to po prostu konstrukty społeczne, to za
konstrukt społeczno-kulturowy winni też uznać swój system o konstruktach społeczno-kulturowych.
Konsekwentny, a nie arbitralnie modelowany relatywizm, relatywizuje również
Postmodernizm, który na tej podstawie równie dobrze może być uznany za fałszywy
twór intelektualny, uwikłany w kontekst społeczny, np. periodycznych
fluktuacji ludzkiego wątpienia i pesymizmu co do naszej kondycji. Jak pyta
cynicznie Amsterdamski: "Czyżby konstruktywiści oczekiwali, że czytelnicy
ich książek nabędą przekonania, iż socjologia wolna jest od cech, które
przypisują fizyce lub biologii, a stwierdzane przez nią 'fakty' i
'teorie' nie są konstruktami społecznymi? W gruncie rzeczy nie są oni w niczym w lepszej sytuacji od Kreteńczyka powiadającego 'wszyscy Kreteńczycy
są kłamcami'". Naiwnością jest mniemać, iż jest to zwieńczenie, a nie
klimat przejściowy, w dziejach zachodniej myśli filozoficznej.
Naukowcy:
dość szarpania nauki!
Znudzenie
lub obojętność naukowców wobec wciąż ponawianych wojowniczych
„dekonstrukcji", czasami przeradzało się w irytację, tak jak zirytować
się można uprawianą krytyką przez kogoś kto atakując ma mylne lub mgliste
wyobrażenie o celu, a znakomita większość postmodernistów napastujących
naukę nie zna podstawowych teorii naukowych (w XX w. wyrosła niestety bariera i wrogość między humanistami a naukami przyrodniczymi i ścisłymi). Oczywiście
ich ignorancja jest na ogół skryta za ogólnikami i nieludzką zawiłością
stylistyczną stosowaną rozmyślnie, jednak czasami mówią o konkretach:
teorii względności [ 26 ],
mechanice kwantowej, biologii molekularnej...
Tym
razem to naukowcy postanowili przyjrzeć się Postmodernizmowi. Jednej z ważniejszych
„dekonstrukcji Postmodernizmu" dokonali Paul R. Gross (biolog) i Norman
Levitt (matematyk), którzy w książce Higher
Superstition: The Academic Left and its Quarels with Science [Wyższy
Zabobon: uniwersytecka lewica i jej spory z nauką] (John Hopkins University
Press, 1994), ukazując antynaukowe brednie postmodernistów (np. Principia...
Newtona ukazane jako podręcznik gwałtu; feministyczna algebra itp.), przekonują,
że współczesna nauka znajduje się pod obstrzałem popularnych intelektualistów,
którzy niemal nic nie wiedzą na jej temat, zaś amerykańskie
uczelnie, szczególnie na kierunkach humanistycznych, przestają być ośrodkami
wiedzy, a zaczynają pełnić rolę bastionów ciemnoty i obskurantyzmu zwalczającego
racjonalizm.
Kontratak
został przez postmodernistów zorganizowany na łamach prestiżowego dla nich
czasopisma Social Text, w szeregu publikacji.
Wówczas do dzieła przystąpił Alan Sokal [ 27 ],
profesor fizyki na New York University, i… miał miejsce intelektualny nokaut.
Sokal przeprowadził eksperyment. Zgromadził i przestudiował dzieła gwiazd
postmodernistycznych, po czym skomponował tekst imitujący ich styl i cytujący
wspomniane dzieła: „Transgressing the Boundaries: Towards a Transformative
Hermeneutics of Quantum Gravity" [Przekraczając granice: ku kwantowej teorii
grawitacji]. W artykule tym rozwodził się na filozoficznymi implikacjami nie
istniejącej (przynajmniej na razie) kwantowej teorii grawitacji. Tekst był
jednym wielkim stekiem niedorzeczeństw i absurdów. Stwierdzał np., iż w obecnych czasach „poststruktualna i feministyczna krytyka pozwoliła podważyć
dogmat" o tym, że „istnieje zewnętrzny świat". Albo: newtonowska stała
G, jak również euklidesowa stała п (stosunek długości obwodu koła do
jego średnicy) dawniej uważane za stałe są w rzeczywistości zmienne i zależne
od kontekstu historycznego. Wśród tego typu wymyślonych bełkotliwych tez,
autor dobrnął do konkluzji: dzisiejsza, oparta na dziewiętnastowiecznej burżuazyjnej
teorii zbiorów, matematyka nie jest w stanie stać się podstawą przyszłej
kwantowej teorii pola, dlatego też należy stworzyć nową, wyemancypowaną
matematykę feministyczną, opartą na logice rozmytej i teorii katastrof.
Ktoś posiadający przeciętną wiedzę naukową zdołałby
się zorientować, że był to tekst parodystyczno-humorystyczny. Sokal posłał
go do redakcji Social Text, a ta widząc tak uczoną mowę, szybko
aprobowała i opublikowała materiał… Wkrótce potem Sokal zdemaskował swój
podstęp, wyjawiając w innym czasopiśmie: „Chciałem sprawdzić czy prestiżowe
czasopismo naukowe opublikuje pracę, która jest co prawda bez sensu, ale która
głosi tezy modne w kręgach jajogłowych. Odpowiedź — niestety — brzmi:
tak."
W postmodernistycznym światku akademickim wybuchła burza:
„Jak on śmiał!" Blamaż intelektualistów postmodernistycznych podchwyciła
prasa (New York Times, International Herald Tribune, Observer,
Le Monde i in.; tytuł jednej z recenzji: Ku transformacyjnej teorii
kompletnego gówna — oddaje meritum). New York Times poprosił o skomentowanie artykułu Sokala, napisanego przecież tak „naukowym" językiem,
zamieszczonego przez Social Text, wybitnego fizyka S. Weinberga.
Stwierdził on: „Nic z tego nie rozumiem". Zapewne niewiele więcej rozumiała
redakcja Social Text… Jak skomentował to sam Sokal: "Wszyscy uważają,
że pokazałem, że redakcja Social Text nie rozumie artykułów, które
publikuje. To nie wszystko. Mój artykuł stanowił tylko klej, którym zlepiłem
mnóstwo bezsensownych fragmentów prac rozmaitych — uchodzących za wybitnych -
filozofów i innych myślicieli, po to, aby ukazać ich absurdalność. Problem
nie leży w tym, że mój artykuł został przyjęty do druku — w istocie rzeczy
nie wiadomo, dlaczego miałby on NIE zostać opublikowany, albowiem nie różni
się on niczym od setek innych produkowanych bez przerwy przez rozmaitych speców
od sociology of science czy innych podobnych dziedzin. I to jest
prawdziwy problem."
Ku ubolewaniu postmodernistów, Sokal nie zachował się
jak gentleman, który nie kopie leżącego. Wraz z belgijskim fizykiem
teoretykiem Jean'em Bricmont napisali wkrótce książkę pt. Fashionable
Nonsense: Postmodern Intellectuals' Abuse of Science [Modne
nonsensy: Postmodernistycznych intelektualistów znęcanie się nad nauką]
(Pierwsze wydanie we Francji w 1997, odtąd przetłumaczona na kilkanaście języków,
polskie wydanie w przygotowaniu). Na warsztat wzięli Wielkich Myślicieli,
francuskich czołowych intelektualistów postmodernistycznych. „W odróżnieniu
od Stanów Zjednoczonych, gdzie Wielcy Intelektualiści są raczej zamykani w uniwersyteckich gettach, z których nie wychylają nosa i których rola w społeczeństwie
jest niewielka, we Francji Wielcy Myśliciele stanowią rodzaj świeckich świętych,
osobistości o kolosalnych wpływach w systemie edukacyjnym, a często i w
polityce (...). Nad Sekwaną, aby uchodzić za człowieka kulturalnego, należy
posiadać na półce aktualnie modną książkę napisaną przez któregoś z Wielkich Intelektualistów, a przynajmniej wiedzieć o jej istnieniu. Czytać
jej już nie trzeba." [ 28 ]
Jacques Lacan (od psychoanalizy), Julia Kristeva (teoretyk literatury i polityki, psycholog i psychoanalityk), Luce Irigaray (filozof, teoretyk
feminizmu), Bruno Latour (socjolog), Jean Baudrillard (filozof i socjolog),
Gilles Deleuze i Feliks Guattari (filozofowie) i Paul Virilio — każde z nich
miało odrębny rozdział, w którym dokonywana była ich „dekonstrukcja",
czyli wykazywanie, iż ich prace, poza zawiłą retoryką niosą nikły przekaz
intelektualny, absurdy, nonsensy, spowite w banałach, oni sami zaś są
naukowymi ignorantami.
Lacan wyjaśnia więc choroby psychiczne odwołując się
do figur geometrycznych, przy czym powymyślał szereg bezsensownych wzorów
matematycznych i dopatrzył się nawet w matematyce symboliki fallicznej.
Podobne skojarzenia, w odniesieniu do brył sztywnych, stosowała Irigaray w swych wywodach. [ 29 ] Julia Kristeva wciska
czytelnikom „matematyczną teorię języka poetyckiego", przy czym, jak
wykazali Sokal i Bricmont, nie rozumie ona kompletnie wypisywanych przez siebie
wzorów, mając prawdopodobnie nadzieję, że jej odbiory-humaniści i tak nic z tego nie zrozumieją, lecz docenią jej „uczoność". Latour pisze
komentarze o filozoficznych implikacjach teorii względności, zupełnie jej nie
pojmując. Podobne wnioski odnośnie wywodów Guttariego i Deleuze’a (w jednym
fragmencie autorzy komentują: „Ten fragment zawiera najwspanialszą mieszankę
naukowego, pseudonaukowego i filozoficznego żargonu, jaką kiedykolwiek udało
się nam odnaleźć. Tylko geniusz potrafiłby coś podobnego napisać.").
Virilio, zwany „filozofem prędkości" (o ile tak można przetłumaczyć
zwrot: philosopher of speed), piszący o świetle (np. „Światło pośrednie"),
pojęciowej kosmologii, technologii i wielu innych kwestiach, myli w swych
pracach prędkość z przyspieszeniem, pisze, że elektrony poruszają się z prędkością
światła, przy czym wszystko zanurza w niebywale pretensjonalnej stylistyce (Sokal
odszukał u niego zdanie liczące 193 słowa, a które nie oznaczało kompletnie
nic).
Od każdego Myśliciela przytaczali licznie fragmenty
dotyczące nauki, wyjaśniając laikom dlaczego Mistrzowie błądzą i piszą
bez sensu. A przecież są oni licznie komentowani, cytowani, naśladowani,
pisze się na ich temat rozprawy naukowe… Autorzy krytyki podali przykład wpływowego
belgijskiego pedagoga, który w podręczniku skierowanym do nauczycieli szkół
średnich, pisał głupoty na temat systemów heliocentrycznego i geocentrycznego, korzystając z prac postmodernistów. [ 30 ]
Mistrzowie zareagowali na ogół gwałtownie, lecz niewiele
sensownego potrafili na to powiedzieć. Latour, w czasie polemiki z Sokalem w London School of Economics, w błazeński sposób, unikając pytań, zmieniał
temat i nie potrafił sformułować żadnej merytorycznie dorzecznej obrony.
Kristeva skomponowała histeryczny artykuł, w którym wprawdzie również nie
zdobyła się na merytoryczną obronę (nie wiadomo zresztą co miałaby
powiedzieć...), oskarżyła jednak Sokala o to, iż jest pachołkiem amerykańskiego
imperializmu, a w wywiadzie nazwała go osobnikiem chorym psychicznie...
Tak skończyły się zabawy postmodernistów z poważną
nauką.
Kult niezrozumialstwa i pustego werbalizmu
Określenia powyższe sformułował Karl R. Popper, potępiając
istniejący w intelektualnym światku, uczonych reprezentujących dziedziny nauk
społecznych i filozoficznych, wzorzec postępowania „polegający na
wypowiadaniu myśli skrajnie trywialnych w podniośle brzmiącym języku", na
„słowolejstwie". "Przyswoili oni sobie nieświadomie i uznali, że bardzo
ciemny i trudny język jest wartością intelektualną w całym tego słowa
znaczeniu. Nie ma raczej nadziei, że przynajmniej zrozumieją, iż są w błędzie,
iż w ogóle sobie uświadomią istnienie innych wzorów i wartości — takich
jak prawda, poszukiwanie prawdy, zbliżanie się do prawdy przez krytyczne
eliminowanie błędów oraz jasność. Nie odkryją też, że ów wzór
'poruszającej' mglistości rzeczywiście koliduje z wzorami prawdy i racjonalnego krytycyzmu. Te ostatnie wartości zależą bowiem od jasności. Nie
można odróżnić prawdy od fałszu, nie można odróżnić trafnej odpowiedzi
na pytanie od niewłaściwej, nie można odróżnić dobrych pomysłów od
banalnych i nie można krytycznie oceniać myśli — jeśli nie są one
przedstawione z dostateczną jasnością." [ 31 ]
Jako ilustrację tego typu praktyki Popper podaje fragment z pism prof. Adorno.
Postać pierwotna, w formie „poruszającego" mętniactwa wygląda następująco:
„Całość społeczna nie prowadzi własnego życia
poza i ponad życiem tego, co jednoczy, z czego sama się składa. Tworzy ona i odtwarza siebie poprzez swe indywidualne momenty… Całości tej tak samo nie
można oderwać od życia, od kooperacji i antagonizmu jej elementów, jak nie
można zrozumieć elementu wyłącznie jako jego funkcji bez wglądu w całość,
która ma swe źródło (Wesen, istotę) w ruchu samego jednostkowego bytu.
System i jednostkowy byt są wzajemnie powiązane i można je uchwycić tylko w ich wzajemnym powiązaniu."
Po odsianiu retoryki, warstwa merytoryczna prezentuje się
tak oto (w „tłumaczeniu" Poppera):
„Społeczeństwo składa się z relacji społecznych.
Rozmaite relacje społeczne tworzą jakoś społeczeństwo… Wśród tych
relacji są kooperacja i antagonizm, a ponieważ społeczeństwo składa się z tych relacji, nie można oddzielić go od nich. I przeciwnie. Żadnej relacji
nie można zrozumieć bez całości wszystkich pozostałych relacji."
Zawiła retoryka niosąca podobne truizmy w Postmodernizmie
doprowadzona została do poziomu wręcz komicznego. Jak akcentowano powyżej,
jedną z najistotniejszych cech pisarstwa postmodernistycznego jest kwiecisty słowotok,
który po przełożeniu na „normalny język" ukazuje nazbyt często albo banał
albo bezsens. Banał podany w zwykły sposób nie miałby już
takiego czaru, bezsens działałby odstraszająco. Niejednokrotnie zwracali na
to uwagę różni filozofowie. Jak podobnie do pieczołowitej demaskacji Sokala,
brzmi uwaga Legutko o pisarstwie popularnego w Polsce Zygmunta Baumana:
"Toporność schematu interpretacyjnego, charakterystyczna dla obu książek
Baumana, byłaby nie do zniesienia, gdyby nie fakt, iż utopiony jest on w postmodernistycznej logorei, z której trudno się czytelnikowi wydobyć.
Zasypywany jest on analogiami i skojarzeniami w takim tempie, iż nigdy nie wie
do końca, czy ma do czynienia wyłącznie z kwiecistą retoryką czy też z elementami filozoficznego argumentu." Gdzie indziej powiada: „Istnieje
uderzający kontrast między rozdętą stylistyką postmodernistycznych autorów, a ubogością myślową ich przekazu. Widać to przede wszystkim w sposobie
odczytywania klasyków filozofii. To co piszą Derrida o Platonie, Foucault o Kartezjuszu, czy Bauman o Kancie jest tak miałkie, że nie tylko w żaden sposób
nie oddaje sprawiedliwości dzieł klasyków, ale nawet nie może służyć ich
zrozumieniu."
Relatywizm poznawczy miał zasadniczo dwie drogi-odmiany:
europejską i amerykańską. Ta ostatnia, w swym pragmatystycznym wydaniu, była
jednak zupełnie inną jakością niż to co reprezentowali Modni Intelektualiści z Francji, czasami są jednak ze sobą zestawiane. Ernest Gellner [ 32 ]
sprzeciwiając się obu tym nurtom, nie zgadzał się jednak na przyrównywanie
ich ze sobą: "Profesor Rorty wspomniał 'dwie emersonowskie drogi'. Jedną
jest amerykański pragmatyzm, a druga jest odmianą europejską, która kończy
się takimi nazwiskami jak Derrida i Foucault. Wynikałoby z tej uwagi, że oba
warianty są podobne, czy też mają porównywalną wartość. Nie zgadzam się z tym i w tym przypadku staję się dla odmiany proamerykański. Sądzę, że
pragmatyści, chociaż błądzą, intelektualnie są dżentelmenami. Wie się,
co chcą powiedzieć, wyrażają się w sposób spójny; wiadomo, z czym się
nie można zgodzić. Filozoficzna proza kogoś takiego jak Quine jest wprost
wzorcowa. Chociaż twierdzenia są błędne, to są one sformułowane całkowicie
jasno, tak że wie się dokładnie, na czym się stoi. Przedstawiciele wariantu
europejskiego jedynie w części są krytykami Oświecenia, bo w części są
oni kontrkulturowymi klownami. W ich pracach znajdują się elementy
zamierzonego zagmatwania i utrudnienia, które są rodzajem fajerwerków. To właśnie
te elementy ich prac nie pozwalają na umieszczenie ich na tym samym poziomie.
To nie przypadek, że Quine był współautorem i współsygnatariuszem listu
do The Times, w którym protestowano przeciwko honorowemu doktoratowi
Derridy [ 33 ] z argumentacją, że jego dorobek jest intelektualnie bezwartościowy."
[ 34 ]
Przykładowe wywody: "Einsteinowska stała nie jest
stałą, nie stanowi ona centrum. Stanowi ona samą istotę zmienności: to jest
samo sedno. Innymi słowy nie jest to koncept czegoś — centrum, z którego
obserwator mógłby ogarnąć istotę rzeczy, lecz jest samą istotą rzeczy" (Jacques
Derrida na temat teorii względności). "Perspektywizm lub naukowy
relatywizm nie jest nigdy względny w stosunku do podmiotu: stanowi on nie względność
prawdy, lecz prawdę o względności, innymi słowy o zmiennych, których
przypadki porządkuje w zależności od wartości, jakie wydobywa z nich w ich
układach współrzędnych (w tym przypadku porządek sekcji stożkowych jest
uporządkowany względem sekcji stożka, której szczyt jest zajęty przez
oko)" (G. Deleuze, F. Guattari, Czym jest filozofia?)
Generator Postmodernizmu
W jednym z wywiadów prof. Sokal stwierdził, że aby być
modnym filozofem postmodernistycznym wystarczy: 1) używać zdań długich,
poprawnych gramatycznie, lecz nie niosących żadnej treści; 2) należy stosować
właściwe słownictwo typu: „obiekt", „hiperprzestrzeń",
„struktura", „topologia", „symulakrum", „koniec wielkich opowieści", a zwłaszcza terminów kończących się na „-izm": „strukturalizm", „dekonstrukcjonizm"
itp.; 3) należy zamieszczać dużo odnośników do prac innych myślicieli
postmodernistycznych.
Na tej podstawie australijski informatyk, Andrew Bulhak, ujął
to w matematycznej teorii, opisanej w artykule: „On the Simulation of
Postmodernism and Mental Debility Using Recursive Transition Networks"
[Symulacja Postmodernizmu oraz debilizmu umysłowego za pomocą sieci
rekursywnych] (Monash University Computer Science Technical Report 96/264), po
czym stworzył do tego program komputerowy: The
Postmodernism Generator — po wejściu na tę stronę program automatycznie
komponuje „unikalny" esej z filozofii postmodernistycznej (dotąd wygenerował
ok. 850 tys. esejów „postmodernistycznych")...
Filozofia „ludzi wyczerpanych"
Nie zgadzam się z twierdzeniem przypisującym
Postmodernizmowi rolę twórczego niepokoju. Tworzyli go, jak powiem za
Fryderykiem Nietzsche, „ludzie wyczerpani", nie powiem niczego odkrywczego
podkreślając, iż z Postmodernizmem łączyło się przede wszystkim „doświadczenie
wyczerpania". Jeśli Postmodernizm jest „idea niebezpieczną", to nie
dlatego, że wznieca inspirujące rebelie, lecz dlatego, że infekuje paraliżem:
mniejszy jest sens „konstruowania", choćbyś nie wiem jakim był tytanem myśli,
skoro szeregowy postmodernista nonszalancko to „zdekonstruuje", nie jest
prawdą, że rzeczywistość jest totalnym chaosem, choć jest prawdą, że
doszukiwanie się chaosu nawet tam gdzie go nie ma, jest obezwładniające.
Tym bardziej nie nadaje się Postmodernizm do roli hartującego w boju przeciwnika nauki. Hartowanie w boju oczywiście jest bardzo dobrze w nauce realizowane, lecz przeciwnikami są ludzie kompetentni: inni naukowcy, którzy
usilnie główkują nad tym, aby daną teorię/hipotezę zastąpić lepszą -
swoją teorią, która jest bardziej prawidłowa i lepiej wyjaśnia zjawisko. Im
wybitniejsi, tym bardziej poważane teorie próbują poprawić lub obalić.
[ 35 ]
Postmodernizm nie „powątpiewa", ani nawet nie wątpi w określone teorie
naukowe. On je przekreśla jakby to były domki z kart, twierdząc, że są to
konstrukty czysto kulturowe.
„Hartowanie się w boju z przeciwnikiem" polega w tym
przypadku na takiej sytuacji w której pracowity konstruktor składa jakiś
model, lecz słysząc kwękającego malkontenta, pyta się go w przypływie
naiwności: — To jak byś mi radził to zrobić, czy element ten zamocować pod
kątem 39 czy 40 stopni? Na co ten wyciąga młotek i wali w model, mówiąc: -
Tak bym to zrobił, bo to jest bez wartości, a poza tym jestem Dekonstruktorem. O popatrz, jaki sympatyczny chaos powstał z roztrzaskanych części!
Postmodernizm nie jest w istocie niegroźny dla nauki, choć
wierzę w to, że nie jest w stanie jej pognębić. Gdyby nauka była słaba,
gdyby była w jakimś wcześniejszym etapie rozwoju, Postmodernizm mógłby ją
zniszczyć, utopić jej rozwój w słowotoku. Wyobraźmy sobie, że w starożytności
zwyciężyli sofiści i opanowali totalnie greckie życie intelektualne. Nauka
by nie rozwinęła się tam w sposób tak imponujący. Dziś nauka jest zbyt
mocna aby Postmodernizm mógł ją przemóc swą czczą gadaniną. W 1995 r.
Leszek Kołakowski wpływy Postmodernizmu oceniał następująco: „Mimo
zmasowanego ataku na uniwersalne, intelektualne i inne standardy, pozostały na
szczęście dziedziny, w których standardy ciągle znajdują zastosowanie — zwłaszcza w naukach, a szczególnie w tak zwanych naukach ścisłych, które, jak się
wydaje, nie ucierpiały z powodu nieodpowiedzialnej motylej filozofii. Radzą
one sobie bez idei husserlowskiej Prawdy; nie potrzebują wyraźnego
potwierdzania wiecznych kryteriów racjonalności, ale wypracowały sobie całkiem
dokładne reguły akceptowalności, które działają na przekór wszystkim
niepewnościom i sporom. Gorzej jest, oczywiście, w naukach humanistycznych.
Jednak byłoby przesadą utrzymywać, że standardy w badaniach historycznych
zostały już wytrzebione przez postmodernistyczną propagandę. Ta ostatnia
znajduje wyraz bardziej w deklaracjach programowych niż w faktycznej praktyce
nauki, choć można już zauważyć oznaki jej inwazji." [ 36 ]
Inny filozof, Ryszard Legutko, w roku 1999, pisał: „postmodernizm… znajduje
największe wsparcie w środowiskach literaturo- i kulturoznawczych.
Filozofowie, którzy w krajach anglosaskich pozostają pod silnym wpływem szkoły
analitycznej, patrzą zwykle na gwizdy postmodernizmu ze sceptycyzmem, a na
euforię literaturoznawców z rozbawieniem" [ 37 ].
Dlatego Postmodernizm może szkodzić nauce jedynie na
gruncie społecznym, a nie intelektualnym. Ale i to może być szkodliwe.
Kultura postmodernistyczna przyczynia się do szerzenia mentalności
antynaukowej lub niechętnej nauce. W jej efekcie więcej osób może zrezygnować z poświęcenia swego życia nauce, być może z pożytkiem dla społeczeństwa.
Poza tym dzisiejsza nauka szczególnie potrzebuje nakładów finansowych,
dysponenci wsłuchani w vox populi niechętny nauce, nie przeznaczą więcej
nakładów poza absolutne minimum.
Nauka nie może być czysto pragmatyczna
Zupełnie nie mogę się zgodzić z Pawłem Krukow, kiedy
sprowadza zadanie badań i nauki do „zwykłego pragmatyzmu", typu: „dana
tabletka eliminuje objawy choroby, którą ma zwalczać i chorzy po prostu czują
się lepiej". Pragmatyzm jest oczywiście niezbędnym przełożeniem nauki,
ale on nie może zupełnie zdominować myślenia o nauce. Jeśli tak się
stanie, można stwierdzić z niemal stuprocentową pewnością, że nigdy już
nie będziemy świadkami czegoś takiej rangi jak np. teoria względności.
Tutaj wyłania się kwestia tzw. badań podstawowych. Gdyby
dominowało przekonanie, że każda praca eksperymentalno-teoretyczna musi mieć
wytyczony cel praktyczny, wówczas nikt by nie finansował takich badań. Oczywiście
inaczej będzie to wyglądało w takim państwie jak Polska, a inaczej w USA.
Jednak badania podstawowe są doniosłe. Jak pisał Carl Sagan: „Dzięki
badaniom podstawowym naukowcy mogą zaspokajać swą ciekawość i swobodnie
badać naturę. Nie pracują po to, by osiągnąć jakikolwiek wyznaczony cel
praktyczny, ale po to, by zdobyć wiedzę. Są oni oczywiście ogromnie
zainteresowani prowadzeniem badań podstawowych. To jest to, co naprawdę lubią
robić, a wielu z nich właśnie w tym celu zostało naukowcami. Jednakże należy
pamiętać, że wspieranie takich badań leży również w interesie społeczeństwa.
To dzięki nim dokonano wielkich odkryć, z których korzysta cała ludzkość.
(...) Jeśli prowadzone badania przyrody mają szeroki zakres, to prędzej czy później
pojawiają się zastosowania zdobytej wiedzy, o których wcześniej nie marzyliśmy.
Oczywiście, tak nie dzieje się zawsze, jednak, jak sądzę, wystarczająco często.
(...) Maxwell nie myślał o radiu, radarze i telewizji, gdy wyprowadzał
fundamentalne równania elektromagnetyzmu; Newton nie marzył o lotach w kosmos i satelitach komunikacyjnych, gdy odkrył ruch Księżyca; Roentgen nie rozważał
medycznego rozpoznania, gdy odkrywał przenikające promieniowanie, tak
tajemnicze, że nazwał je 'promieniami X'; Skłodowska-Curie nie myślała o leczeniu raka, gdy mozolnie odzyskiwała z wielu ton rudy minimalne ilości
radu; Fleming nie planował ocalenia życia milionów ludzi za pomocą
antybiotyków, gdy zauważył wolną od bakterii powierzchnię wokół kolonii
pleśni; Watson i Crick nie wyobrażali sobie leczenia chorób genetycznych, gdy
zastanawiali się nad dyfrakcjometrią DNA w promieniach Roentgena; Rowland i Molina nie planowali wykazania udziału freonów w niszczemu powłoki ozonowej,
gdy zaczynali badania nad rolą halogenów w zjawiskach fotochemicznych w stratosferze. Członkowie Kongresu i inni przywódcy polityczni często lekceważą
pozornie niezrozumiałe propozycje badań naukowych, o których finansowanie
proszony jest rząd. (...) Wyobrażam sobie podobne komentarze uprzednich władz — pan Fleming chce badać zarazki w śmierdzącym serze; Polka chce przeszukiwać
tony środkowoafrykańskiej rudy, by odnaleźć minimalne ilości substancji, która
podobno będzie świecić w ciemnościach; pan Kepler chce usłyszeć śpiew
planet. Zarówno te, jak i inne odkrycia, które są świadectwem naszych czasów, a od których często zależy nasze życie, zostały dokonane dlatego, że
naukowcom pozwolono badać zjawiska, które według ich opinii, poddanej ścisłej
krytyce przez innych badaczy, stanowiły podstawowe problemy natury."
Jako przykład braku świadomości znaczenia tego typu badań
oraz nieodpowiedzialności decydentów podaje sprawę badań nad SSC (Superconducting
Supercollider — superprzewodzący superzderzacz), który miałby być wyjątkowym
narzędziem służącym do badania mikrostruktury materii i zjawisk zachodzących
na początku istnienia wszechświata. Projekt miał kosztować 10-15 mld dolarów. W 1993 r. Kongres zrezygnował z dalszego zasilania prac po utopieniu 2 mld
dolarów. „Otóż tylko nieliczne osoby w Kongresie miały pewne pojęcie o tym, do czego służą akceleratory wysokich energii — pisze Sagan. — Nie
przyczynią się one do powstania nowych rodzajów broni. Nie mają zastosowań
praktycznych. Są zaprojektowane w celu zbadania czegoś, co trudno wyjaśnić, a co można nazwać 'teorią wszystkiego'." Nauka nie może się właściwie
rozwijać biorąc udział w grze wolnorynkowej. „Czy rzeczywiście konkurencja
na wolnym rynku mogłaby zapewnić finansowe wsparcie badaniom podstawowym?
Tylko około 10 procent medycznych projektów badawczych uzyskuje fundusze na
badania. Więcej pieniędzy wydaje się na medycynę szarlatanów niż na
badania medyczne. Co stałoby się, gdyby rząd zrezygnował ze wspierania badań
medycznych? (...) Czy naprawdę nie możemy pozwolić sobie na roczny wydatek równy
wartości jednego śmigłowca bojowego, aby posłuchać, co mówią gwizdy?" — kończy Sagan retorycznym pytaniem swoje uwagi na ten temat.
Filozofia postmodernistyczna paraliżuje tego typu świadomość w społeczeństwie,
usypiając je opowieścią o „różni", w której nie wiadomo co jest prawdą a co fałszem, w której medycyna alternatywna jest wręcz hołubiona jako
przejaw buntu przeciw uniformizmowi naukowemu, w której gwiazd lepiej słuchać w gabinecie astrologa, gdyż można doznać błogości związanej z doświadczaniem
wiedzy z marginesu, z intelektualnych peryferii.
Quasi-religijny bełkot nauki >>>
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Repliką na ten tekst jest
również mój tekst pt. „Płeć, socjobiologia i gender studies" (str.
2548), gdzie
odpowiadam na zarzuty wobec socjobiologii i Wilsona, gdzie zawarta jest
krytyka feminizmu związanego z postmodernizmem oraz ustosunkowanie się do
znaczenia Postmodernizmu w przełamywaniu uprzedzeń, np. wobec
homoseksualizmu. [ 2 ] M. Czerwiński, Pytając o cywilizację, Warszawa 2000, s.23. [ 3 ] F. Fernández-Armesto, Historia
prawdy, Poznań 1999, s.210-211. [ 4 ] D. Hebdige, Hiding in
the Light, 1988; za: Thorne, op.cit., s. 264. [ 6 ] T. Thorne, Mody, kulty,
fascynacje. Słownik pojęć kultury postmodernistycznej, Warszawa 1999,
s.70. [ 7 ] Zob. A. Kołakowska,
„Brygady politycznej poprawności", Rzeczpospolita, 29 I 2000 r. [ 9 ] W.
Izdebski, K. Łęcki, Dogmaty i herezje, Kraków 1992, s.174; na temat kultury i postmodernizmu
polecam sugestywne opowiadanko-parabolę z tego zbiorku: „Postmodernizm pożera
kulturę". [ 10 ] J. Szymura, „Oświecenie
islamskie i zamroczona Europa", Znak/Opoka. [ 11 ] Paweł Krukow musi
podzielać to choć w części, gdyż inaczej, jak sądzę, nie napisałby:
„sam nie jestem wielkim miłośnikiem, czy też 'wyznawcą'
postmodernizmu". [ 12 ] Ryszard Nycz (oprac.), Postmodernizm.
Antologia przekładów, Kraków 1997. [ 14 ] Albo płci: zob. „Płeć,
socjobiologia i gender studies". [ 15 ] E. Gellner, Postmodernism,
Reason and Religion, London 1992, s.57, 60. [ 17 ] Podobne analogie jak w artykule Dobroczyńskiego, znajdujemy w świetnym tekście — analizie
„nowej" religijności doby postmodernizmu: M. Mettner, „Religia i człowiek w postmodernizmie", str. 1444. [ 18 ] Thorne, op.cit., s.178. [ 19 ] J. M. Lowenstein,
„The
Deconstruction of Science", Pacific Discovery, Winter 1997. [ 20 ] Zob. Struktura
rewolucji naukowych (1962, wyd. pol. 1968), Dwa bieguny: tradycja i nowatorstwo w badaniach naukowych (wyd. pol. 1985). [ 21 ] Zob. O. Amsterdamska,
„Odmiany konstruktywizmu w socjologii nauki", [w:] J. Niżnik (red.), Pogranicza
epistemologii, Warszawa 1992; L. Kołakowski, „Epistemologiczny sens
etiologii wiedzy. Glosa do Mannheima", [w:] tegoż, Czy diabeł może
być zbawiony i 27 innych kazań, Londyn 1984. [ 22 ] za: Amsterdamski, op.cit.,
s, 31. [ 23 ] B. Latour, S. Woolgar, Laboratory
Life, s. 176; za: Amsterdamski, op. cit. s. 30-31. [ 24 ] S. Amsterdamski,
„Nauka. Technika. Etyka", [w:] Idee a urządzenie świata społecznego.
Księga jubileuszowa dla Jerzego Szackiego, Warszawa 1999, s. 31. [ 25 ] Poznanie tajemnicy świadomości. W 2000 r. Antonio R. Damasio pisał: "Na początku nowego tysiąclecia wśród
pytań stawianych w naukach o życiu przeważa jedno: w jaki sposób
zachodzi w mózgu zespół procesów, nazywany umysłem? To pytanie nie jest
nowe. od wieków różnie je formułowano. Kiedy zadawanie go nie groziło
już spaleniem na stosie, stawiano je otwarcie i uporczywie. Ostatnio
problem ten zajmuje zarówno specjalistów — neurobiologów, psychologów
poznawczych i filozofów" („Jak mózg tworzy umysł", Świat nauki,
Wydanie Specjalne nr 1, 2003). [ 26 ] Warto na marginesie dodać,
że Einstein za życia walczył nieporozumieniem, że jego zdaniem
„wszystko jest względne". Często z jego teorią wiązane są
nieporozumienia: mylenie teorii względności z relatywizmem wszelkich
prawd. Martin Gardner pisał: „Teoria względności stworzyła wszelkie możliwe
rodzaje nowego absolutu… Einstein początkowo zastanawiał się, czy nie
nazwać prawa względności 'teorią niezmienności'!" (za: D.R. Groothius, New Age — czy naprawdę nową era?, Katowice 1994,
s.124. [ 27 ] Olbrzymia baza tekstów
związana z Sokalem i postmodernizmem znajduje się pod adresem:
www.physics.nyu.edu/faculty/sokal/ [ 28 ] T. Włodek, „Idioktualiści",
W drodze, nr 2 (318) 2000. Niniejszy rozdział powstał zasadniczo w oparciu o ten świetnie napisany artykuł. [ 29 ] Pisałem o tym w tekście
„Płeć, socjobiologia i gender studies". [ 31 ] K.R. Popper, „Rozum czy
rewolucja?", [w:] tegoż, Mit schematu pojęciowego. W obronie nauki i racjonalności", przekł. B. Chwedeńczuk, Warszawa 1997, na ten temat
zob.: s. 82-87. [ 32 ] Ernest Gellner (1925-95),
brytyjski filozof, antropolog społeczny o racjonalistycznej orientacji; od
1984 prof. uniwersytetu w Cambridge; od 1974 członek Akademii Brytyjskiej;
prace poświęcone m.in. metodologii nauk społecznych, kulturze
politycznej; znawca kultury muzułmańskiej; badania terenowe w Afryce Północnej;
Narody i nacjonalizm (1983, wyd. pol. 1991); Postmodernism, Reason
and Religion (1992). [ 33 ] Spory wokół tej kwestii
wybuchły w roku 1992, kiedy
uniwersytet w Cambridge przyznał Derridzie doktorat honoris causa. [ 34 ] E. Gellner, „Oświecenie — tak czy nie?", [w:] Habermas, Rorty, Kołakowski: stan filozofii
współczesnej, Warszawa 1996, s.117. [ 35 ] Szturmują nawet
Einsteina; zob. A. Chyliński, „Einstein do lamusa?", Kulisy VIII
2002. [ 36 ] L. Kołakowski, „Nasz
relatywny relatywizm", [w:] Habermas, Rorty, Kołakowski: stan
filozofii współczesnej, Warszawa 1996, s. 105. [ 37 ] R. Legutko, „Horror
postmodernistyczny", [w:] tegoż, O czasach chytrych i prawdach
pozornych, Kraków 1999, s.111-112. « Wprowadzenie (Publikacja: 17-07-2003 Ostatnia zmiana: 18-08-2007)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2551 |
|