|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Krąg-ielnia (1) Autor tekstu: Jakub Jan Pudełko
Rewolucja gatunku. Filmowy kunszt tematyki grozy. Świeża bryza ze
strony kinematografii Dalekiego Wschodu. Bryza tak bardzo potrzebna dla kondycji
współczesnego horroru zdominowanego obecnie przez hollywoodzkie
superprodukcje najeżone efektami specjalnymi, które coraz rzadziej wywołują u widza prawdziwy dreszczyk emocji. Tak w skrócie można by wypowiedzieć się o japońskiej — dwuczęściowej — filmowej serii „The Ring" wyreżyserowanej
przez Hideo Nakatę, a powstałej dzięki literackiemu pierwowzorowi Koji Suzuki. W 1998 roku powstaje „Ringu" (ów tytuł nie jest odmianą słowa
„ring"; tytuł w tej formie pozwala odróżnić wersję japońską od
amerykańskiego remake’u zatytułowanego również „The Ring") -
pierwsza z dwóch odsłon historii o kasecie video niosącej śmierć dla tego,
kto ją obejrzy. To jednak wielkie spłycenie fabuły obu części. Zaplanowana
kontynuacja z 1999 roku wspaniale dopełnia całość stanowiąc kolejny -
obok m.in.: „Uzdrowienia" czy „Charyzmy" Kiyoshi Kurosawy — doniosły
przykład na kontynuację tzw. „nowej fali" japońskiego kina. Faktem jest, iż najbardziej przerazić nas może w filmie taśma VHS. Jest to już niezwykle
upowszechniony nośnik, do którego zdążyliśmy się bardzo przyzwyczaić i któremu — co może zabrzmieć śmiesznie — niezwykle ufamy. A jednak kiedy na progu
fabuły „Ringu" słyszymy opowiedzianą przez dwie nastolatki historię
filmu nagranego jakimś cudem kiedyś przez kogoś, po obejrzeniu którego zostaje
nam tylko tydzień życia, nasza uwaga staje na baczność. Dlaczego? Któż z nas nie siedział kiedyś z przyjaciółmi w pokoju przy zgaszonym świetle czy w lesie przy ognisku i nie wsłuchiwał się z perwersyjną niemal przyjemnością w opowieści o duchach, wampirach oraz innych nadprzyrodzonych zjawiskach? Nie
jest istotne, ile czasu dzielić nas może od tego typu spotkań. Ważne, że jeśli
już raz poznaliśmy strach — nieważne w jakiej postaci — doskonale potrafimy
przywołać go sobie z powrotem. Podczas gdy poznajemy już głównych bohaterów i ich dzieje oraz gdy akcja dzieła Nakaty na dobre się zawiązuje, wyłania się
jego dalsza — można by powiedzieć głębsza — treść.
Asakawa Reiko przeprowadza dziennikarskie śledztwo
dotyczące niezwykłej śmierci kilku młodych ludzi. Dziwnej ponieważ wszyscy
giną w tym samym czasie i w niezwykłych okolicznościach. Każdy z nich umiera z przerażającym grymasem na twarzy.
Jakby ujrzeli coś przed samym zgonem, coś przerażającego. Reiko w toku śledztwa
odkrywa stopniowo coraz więcej interesujących części układanki. Posuwa się
bardzo szybko i sprawnie (nasza sejmowa komisja śledcza może jej tylko
pozazdrościć). Pomaga jej w tym były mąż — Ryuji Takayama. Jest
matematykiem, a więc reprezentuje umysł ścisły, nastawiony sceptycznie do
zjawisk nadprzyrodzonych. Początkowo jego racjonalizm uspokaja co wrażliwszych
widzów, ale szybko jednak zaczyna wierzyć w śmiercionośny charakter filmu.
Zwłaszcza gdy przypadkowo ogląda go Yoichi — syn Reiko i Ryuji. A więc w zasadzie bardzo szybko krystalizuje się „właściwa" akcja „The Ring". W pierwszej części oparta jest ona w głównej mierze na walce motywowanej
troską o życie młodziutkiego syna i drugą pobudką bardziej wielkoduszną — wyzwoleniem duszy dziewczynki o imieniu Sadako Yamamura. To ona właśnie
staje się głównym sprawcą wszystkich nieszczęść. Historia życia Sadako
oraz jej matki Shizuko Yamamura to sedno problemów z jakimi boryka się Reiko w obu częściach. Ważną postacią w kontynuacji „Ringu" (chociaż występuje
już w części pierwszej) jest Mai Takano — studentka nieżyjącego już w „Ringu 2" męża Reiko (przypomnijmy iż Ryuji był rozwodnikiem, a Mai T.
była jego młodą, piękną, pełnoletnią studentką).
Wracając do wcześniejszego wątku, sama kaseta z zarejestrowanym dziwnym filmem (dziś nazwalibyśmy go „off-owym") jest więc
jakby wtórną reakcją, materialnym przedmiotem będącym zapisem
metafizycznych stanów Sadako, odbiciem jej wewnętrznej energii. Energii nie
wykorzystanej w sposób właściwy; inaczej mówiąc nie opanowanej, nie
ujarzmionej przez jej posiadaczkę. W filmie dusza jako taka raczej nie istnieje
(pomijam istnienie niematerialnej idei; horror to jednak tylko horror) — jest
tylko zła siła, psychiczne odreagowanie skierowane ślepo przed siebie bez
refleksji ani większych starań o zapanowanie nad parapsychologicznymi zdolnościami
Sadako i jej matki, siła destrukcyjna dla bezbronnych istnień ludzkich,
rozsiewająca wokół siebie śmierć. Wszystko to w dalszej mierze
okazuje się być kierowane przez poczucie zemsty Sadako. Nie jest to jednak
najbardziej upowszechniona wersja
przejawu tegoż stanu emocjonalnego. Zemsta przejawia się w „Kręgach"
Nakaty jako młodzieńczy bunt wynikający z niemożności zapanowania nad niektórymi
rzeczami w naszym życiu, nad samym sobą. Można również potraktować Sadako
jako archetypową postać japońskiego kina grozy: pokrzywdzoną kobietę
(dziewczynkę) żądną zemsty. „Ringu 2" dokładniej „rozbraja" taśmę
VHS na czynniki pierwsze. Naukowcy w końcu dochodzą do konkretnych wniosków,
nie są przedstawieni w tak negatywnym świetle jak to zazwyczaj ma miejsce w zachodnich filmach tego typu. Nie wyrażają gestów bezradności, nie pozostają
całkowicie bierni chociaż wiadomo, że nasze naukowe podejście gdzieś się
kończyć musi i wówczas już nic nie da się zrobić.
Jeżeli podzielić „The Ring" na wstęp,
rozwinięcie i zakończenie, priorytetowy, śmiercionośny charakter taśmy VHS
występuję właśnie we wstępie i w epilogu wieńczącym część pierwszą, a zarazem zapowiadającym (w podobny sposób niczym serial telewizyjny) kontynuację
historii w „Kręgu 2", zrealizowanym przez tych samych twórców, czyli -
przypomnijmy — Hideo Nakata, jako reżyser realizujący scenariusz Hiroschiego
Takahashi, na podstawie książki Koji Suzuki. Ostatni film Nakaty wg scenariusza
samego już Suzuki zatytułowany „Dark Water" zapowiada się horrorem
wykorzystującym bardzo wiele z historii „Kręgu". Jak bardzo — okaże się
to już w tym miesiącu. Przynajmniej polscy dystrybutorzy przygotowali się na
natychmiastową niemal premierę filmu, bowiem na pierwsze projekcje obu części
„The Ring" musieliśmy czekać kilka lat od ich japońskiej premiery.
W jednym z wywiadów udzielanych przez reżysera, można
dowiedzieć się wiele interesujących rzeczy, choćby o sposobie komponowania
muzyki do obu filmów. Same efekty dźwiękowe nagrano na pięćdziesięciu ścieżkach;
odgłosy tła zajęły kompozytorowi identyczną ilość ścieżek. Osobą
zajmującą się tą stroną dzieła filmowego był Kenji Kawai. Należy
wspomnieć, iż to on skomponował muzykę do „Avalon" Mamoru Oshii’ego,
tak więc jest co podziwiać także i w „Kręgu". Jednak jeśli ktoś
oczekuje ciągłej aktywności instrumentów skrzypcowych nostalgicznie ilustrujących
każdy zwrot akcji, zawiedzie się na „Ringu". Niezwykłym elementem
narastania grozy i stopniowania napięcia jest umiejętne potraktowanie ciszy,
tak aby zrobić miejsce na niedługie, chwilowe, aczkolwiek silne natężenie dźwięków.
To stanowi ciągle o oryginalności horroru oraz jest przejawem szacunku dla
widza lubującego się w dobrych filmach tego gatunku. Dobrych, ponieważ
balansujących często na granicach tej konwencji, jedną stopą będących już w krainie wyższego smaku estetycznego.
Czy pamiętamy jeszcze taką nazwę gatunku jak
„dreszczowiec"? Gdzieś w pierwszej połowie lat 90-tych w jednej z gazet z programem telewizyjnym, niesamowite „Szczęki" Spielberga z 1975 r. widniały
właśnie jako „dreszczowiec". W kilka lat potem wyłoniła się inna nazwa
tego typu dzieł — „thriller". I jak grzyby po deszczu poczęły wyrastać — najczęściej oczywiście amerykańskie — thrillery psychologiczne. Czy
jednak — wracając do tematu — możemy z powodzeniem oba filmy Nakaty ochrzcić
takim właśnie mianem? Otóż bardzo wiele za tym przemawia. Warto zacząć choćby
od skromności realizacji „Kręgów". Sam reżyser miał z tym niewielkie kłopoty,
aby przekonać producentów do takiego, a nie innego założenia artystycznego.
Podglądając prywatne życie Reiko w „Jedynce" stwierdzamy, iż nie dzieje
się w nim nic nadzwyczajnego. Ot, zwykła praca dziennikarki w redakcji i w
terenie, czy też wypełnianie codziennych obowiązków
domowych samotnej matki nad wyraz dojrzałego dziecka (Yoichi służyć
może nam za „dziecko-wzór" we współczesnym społeczeństwie
konsumpcyjnym!). Nawet gdy już obejrzymy wraz z nią po raz pierwszy ów przeklęty
film, każda następna doba w zasadzie nie wyróżnia się niczym od pozostałych.
Deszcz pada tak samo jak przed poznaniem zawartości kasety, mama Yoichi’ego
przyrządza w kuchni śniadanie, a relacje między Reiko i Ryuji stają się
intensywnie niespokojne dopiero wówczas, gdy ich syn obejrzy taśmę. Akcent
grozy pada jednak na początek każdego z siedmiu pozostałych Reiko dni życia.
Owe przypominanie nadchodzącej śmierci w pierwszym „Kręgu" jest dokładnie
obliczone, nie zostajemy nawet zarażeni paniką w scenie gdy teoretycznie
zostaje jej kilka godzin i coraz prędzej przebiera wiadrami w celu wypompowania
wody, aby „ulżyć" cierpieniom uwięzionej niegdyś w studni Sadako przez
jej własnego ojca i tym samym uratować życie całej rodzinie. Tak więc nie
jest to dramat ludzkości tylko samych nieszczęsnych widzów kasety. To czysty
przypadek sprawia, że jakiś nieszczęśnik obejrzy taśmę. Fatum uwalnia się
dopiero po zaznajomieniu z jej zawartością. Ów względny, z pozoru ukryty
gdzieś strach, charakteryzuje całą dwuczęściową serię. Przyznajmy szczerze — to jednak trochę zaczyna nudzić. Zwłaszcza w „Ringu 2", gdzie warstwa
fabularna utworu skupia się głównie na coraz szybszym dążeniu do ujawnienia
prawdy i jak najskuteczniejszym sposobie unieszkodliwienia wszelkich złych
mocy.
"The Ring" jako dreszczowiec? Tak i jeszcze raz
tak. Pod koniec pierwszej części wydaje się nam, iż ujrzeliśmy prawdę,
rozpracowaliśmy motywy gniewu Sadako. Poznaliśmy niemal całe jej życie wraz z tym, co spotkało jej matkę — Shizuko. Ale czy na pewno? Jedna z moich
ulubionych, najbardziej przerażających scen to ta, w której ginie Ryuji -
niespodziewanie, nagle, z zaskoczenia. Zawiodły ich wspólne starania. Yoichi
jest dalej w niebezpieczeństwie. Sadako przekracza barierę między zawartością
kasety, a światem rzeczywistym. Poczucie bezpieczeństwa
zostało zdeptane raz na zawsze. Już nic nie będzie takie jak dawniej. Aby w owej scenie naprawdę nastraszyć widza, Nakacie wystarcza zbliżenie samego oka
sprawczyni zła. I to mu się doskonale udaje chociaż — przyznajmy szczerze -
nie jest to nic nadzwyczajnego w dzisiejszej dobie cudów techniki komputerowej
(pomijając moment wychodzenia Sadako z ekranu stanowiący jednak „skromny"
popis współczesności i jeszcze mocniej akcentujący reżyserskie zdolności
twórcy). Ale najwyższy czas nieco odpocząć od „matriksowej
para-rzeczywistości".
Jeżeli jednak przyjmiemy takową klasyfikację i konsekwentnie nazywać będziemy „The Ring" dreszczowcem, konsekwentnie
musimy również wskazać kilka mankamentów, które rzucają się w oczy w trakcie oglądania kontynuacji historii. W scenariuszu jest wiele momentów skąd
bije złożoność fabuły. Pewne miejsca, dialogi stają się dla nas niejasne.
Wydawać by się mogło, że scenariusz jest realizowany zbyt rygorystycznie, zagłębiając
się często niepotrzebnie w literackość „Kręgu" (oba filmy powstały -
przypomnijmy — dzięki prozie Koji Suzuki). Warto wspomnieć, iż istnieją inne
części tej serii, jak: „Pętla" czy „Spirala". Pisarz blisko współpracując z reżyserem, pominął bardzo wiele z pierwowzorów jak np. maszynę o nazwie
„psychometr", odczytującą z ludzkich umysłów wspomnienia. Twórcy
uczynili to na rzecz rozbudowy bardziej filmowych wątków, wzmożenia ciekawości
widza. Miał to być przecież horror. Niestety są w filmie chwile, gdy powiewa
nudą pomimo nawet rozbudowy kilku postaci w „Ringu 2", jak choćby
Kurahashi Masami (świadek śmierci jednej z pierwszych ofiar tajemniczego
filmu).
Studnia jest dla reżysera ważnym elementem
konstrukcji grozy i tajemniczości obu „Kręgów". Hideo Nakata twierdzi, iż
istnieje jakiś związek między studnią właśnie a ekranem telewizora. Tak
oto studnia jawi się nam jako grobowiec dla Sadako, w którym upłynie jeszcze
sporo czasu zanim umrze w męczarniach. W głębszym wymiarze jednak stanowi również
rodzaj łącznika ze światem podziemnym, irracjonalnym. „Dwójka"
rozpoczyna się sceną w kostnicy. Okazuje się, iż córka Shizuko jakimś
cudem przeżyła tam niemal 30 lat. Czyli zgon nastąpił nie dalej niż przed
rokiem. To przeraża, czyż nie? Spójrzmy raz jeszcze na pierwszą część i w
końcu na samą treść owego przeklętego filmu. Twórcom udało się wprowadzić
klimat niemal czystego surrealizmu („niemal", ponieważ udaje się z taśmy
wiele później „wyciągnąć"). Dźwięki w tym filmiku mają charakter
muzyki elektroakustycznej i zdają się posiadać nielogiczny ciąg
krótkiej fabuły, co wprowadza niemalże w pewien rodzaj transu. Owoc zakazany
daje wielką satysfakcję. Czy odważylibyśmy się wyemitować w kinie takową
taśmę? Jestem pewien, że zabrakłoby miejsc. Chętnych byłoby za dużo.
Pamiętamy, że istnieje także amerykańska wersja
„The Ring" zrealizowana przez G. Verbinskiego. Tym filmem zajmiemy się następnym
razem, bowiem pomimo iż jest stworzony prawie całkowicie dzięki pierwotnej
wersji Nakaty to — trzeba przyznać — przebija oryginał w bardzo wielu
aspektach, których naprawdę dobry horror winien jest przestrzegać. Nieważne
czy powstał w jednym z wielu afrykańskich państw, czy też w chłodzie krajów
skandynawskich. Jak określiłby to współczesny młody człowiek — „Film
musi mieć klimat…". Oba japońskie „Kręgi" cechuje nazbyt wielka
surowość tematu. To prawda, że dzieło powinno posiadać pewne cechy
narodowej tradycji kinematograficznej. Gatunek, który jednak reprezentuje
„Ringu" musi raczej posiadać charakter kosmopolityczny. Najlepiej czuje się
poza granicami jakichkolwiek krajów. Jest albo typowo komercyjny, albo wychodzi
poza te ramy. Oba dzieła Hideo Nakaty mogłyby być po prostu ciekawsze i bardziej klarownie zrealizowane. Krąg nie został jeszcze zamknięty. Rok 2004 przynieść
ma kontynuację remake’u. Dla wielu będzie to
wyjaśnienie i dopełnienie niedosytu wynikłego z japońskich „Ringów". Są
jednak w życiu pewne zasady jak np. zasada pierwszeństwa. Tę palmę z szacunkiem oddaję twórcom ze Wschodu. Kłaniam się przy tym nisko.
c. d. n.
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 06-11-2003 Ostatnia zmiana: 13-11-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2888 |
|