|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Mad Max z hrabią Monte Christo męczą Chrystusa! Autor tekstu: Jacek Łaszcz
Pragnę
uspokoić Abrahama Foxmana i liczne środowiska żydowskie. Żydzi są niewinni
tej jatki i nie na nich krew niewinna spadnie. Nie, żeby nie potrafili w razie
potrzeby; są zdolni. Jak każdy naród, nie tylko wybrany. Ale tym razem nie
musieli, naprawdę; grzech wzięli na siebie do spółki Mad Max (który dał się
później poznać szerzej jako Mel Gibson) i ostatni z hrabiów Monte Christo,
jakich oglądałem na ekranie (czyli Jim Caveziel). Ale i dla mnie coś zostało, i dla was wszystkich, co to obejrzą. Okazuje się, że obaj panowie, to
wielce nabożni i praktykujący chrześcijanie. Mel całkiem serio, bez tych
sprośnych, patriotycznych żarcików z „Bravehearta" (tylko Herodowi
pozwolił na parę kabaretowych numerów; ujmujące są też bardzo współczesne
przymiarki wysokiego stołu dla wysoko postawionych VIPów, nad czym medytuje
Jezus-cieśla; trzeba będzie jeszcze tylko zaprojektować odpowiednio wysokie
krzesła) a Caveziel codziennie podczas kręcenia zachodził na mszę i przyjmował komunię świętą. I zmienił sobie kolor oczu z niebieskiego na brąz,
żeby lepiej wyglądać. Trzeba przyznać, że bardzo mu do twarzy, nigdy nie był
taki przystojny, skoncentrowany i przekonywający. Pasował jak ulał: miał
zgodnie z rolą 33 lata i odpowiednie inicjały, JC. Mel Gibson nie pozostał w tyle. Po
wykurowaniu się z opilstwa spowodowanego rolą Mad Maxa wpadł jak z deszczu
pod rynnę w ciężką depresję z natręctwami samobójczymi. I pewnie by już
biedak nie żył, gdyby nie odkrył w swej biblioteczce książki dziewiętnastowiecznej
mistyczki o męce Pańskiej i gdyby nie pośpieszył mu z pomocą Duch Święty,
który pilnował go, by zrobił tę Pasję, jak należy. Wyłożył z własnej
kaski 25 milionów i proszę, po tygodniu wyświetlania mu się zwróciło.
Ciekaw jestem, ile zapłacił tym wszystkim, co robią frekwencję, smarując że
film jest antysemicki, wręcz pornograficznie sadystyczny i że lepiej na niego
nie chodzić. Bo każdy przecież pójdzie się przekonać, gdy coś takiego usłyszy! Nie mają racji ci, którzy zarzucają
Melowi, że w antyhollywoodzkim z założenia dziele jednak Hollywoodem trąci. I nawet nie chodzi o zachowanie oryginalności języków. Jest inne kryterium.
Wystarczy popatrzeć w zęby. Ani Żydzi, ani okupanci-Rzymianie nie chodzą do
dentysty i nie używają past wybielających z naszych reklam. No, może Herod,
Piłat i rabini mają zbyt kompletne uzębienie, mówi się trudno, wybaczam. Czy to jest wierna opowieść
ewangeliczna? A czy ewangelie są wierne? Już słyszę Świadków Jehowy, którzy
mówią, że to wszystko kit, bo Chrystus umarł na palu. A co by powiedzieli
zwolennicy prawidłowych relacji anatomicznych i prawdy całunu turyńskiego na
wbijanie gwoździa w rozwartą dłoń, zgodnie z tradycją ikonograficzną? A znawcy obyczajów ptactwa na bezczelność kruka, który nie oglądając się na
towarzystwo łotrów oraz gawiedzi i krewnych pod krzyżem napoczyna żywą
jeszcze chrystusową głowę? No, tu akurat wiadomo: ten czarny, to diabeł.
Opis w zasadzie klasyczny, choć z wariacjami. Egzekutorzy nie gruchoczą Jeszui
kości, jak obu łotrom, ale też specjalnie go nie oszczędzają. Wyłamują mu
lewe ramię z barku, żeby lepiej naciągnąć skazańcowi kończynę. Wygląda
na to, że Gibson może najbardziej jest wierny temu, co pisze Anna Katarzyna
Emmerich: "Korumpujący i skorumpowani każdej epoki obrażali Go i dręczyli,
że nie był ukrzyżowany wedle ich modły i że nie cierpiał dokładnie tak,
jak oni sobie tego życzyli, czy wyobrażali sobie, że cierpieć powinien". Nie zgodziłbym się też z pretensjami,
iż są to banalne wypisy z ewangelii, do tego w bardzo drastycznym ujęciu.
Ewangelie są tu tylko solennie potraktowaną ramą, niemal według prawideł
dokumentalnej relacji, w którą wciska się mistyka, i to tak, iż nie sprawia
to wrażenia jakiegoś elementu obcego i sztucznie dodanego. Dzieciak o szczególnym
spojrzeniu, z włochatymi plecami i ramionami, którego taszczy na swych plecach
kobieta z tłumu, nawiązuje przez moment intymny kontakt wzrokowy z biczowanym.
Czy to szatan? Obraz tej potworności przywodzi na myśl malarstwo Breughla. A te rozwydrzone bachory, które odgadują w zrozpaczonym Judaszu naznaczonego klątwą i odprowadzają go na miejsce jego samobójczej śmierci na śmietnisku, wśród
much i czerwi, czyż to nie pomiot szatański? Szydercze słowa, które doń
kierują, o wrzącym oleju, jaki widzą w jego kościach, mają dosadną mięsistość
szekspirowskiej frazy. Czy nie przesadził w eskalacji męki?
Na mój gust nie. Prawowierni Żydzi są w porządku, oni mają swoje porachunki z bluźniercą i odstępcą, a rzymscy siepacze wykonują swoją robotę
akuratnie i rzetelnie. Może tylko z pewną ostentacją, bo się trochę nudzą, a może im ten dodatkowy obowiązek nie pasuje, więc wyśmiewają się i kpią z Nazarejczyka, który nie jest przecież Rzymianinem, nie jest więc człowiekiem,
jak oni. W okrucieństwie postępującego biczowania zawarta jest jednak pewna
sugestia: niczego się nie tu udaje, sprawa jest poważna. To nie symulacja, to
początki umierania, które znajdzie swój finał na krzyżu. Mad Max wyciągnął wnioski z wrażliwości
współczesnego człowieka, kształtowanej przez spływające krwią dzienniki
telewizyjne. Gdyby Chrystus dostał mniej batów, gdyby zrezygnowano z kuleczek i haczyków na ich końcach, gdyby łomot ciała walącego się wraz krzyżem na
kamienistą drogę nie był odpowiednio podbity dźwiękowo, jak się do tego
przyzwyczailiśmy na byle filmidle, nikogo by to nie wzięło. Pozostalibyśmy
nieporuszeni. Jeśli ta Pasja jest dla kogoś irytującym,
naturalistycznym i sadystycznym kiczem, to pewnie ma rację. Jeśli dla kogo
innego jest arcydziełem, tak samo ma rację. Z całą pewnością jest dziełem
mocno poruszającym. Czy jest natchniona Duchem Świętym, jak chce Mel Gibson,
nie umiem ocenić, na to za mało mam wiary. Jeśli jednak wychodzę z kina
poruszony, to dlatego, że Pasja tego świętobliwca ma strukturę otwartą,
pokazuje człowieka który nie tak bardzo się zmienił przez te dwa tysiące
lat, i pozwala mi bez grzechu pomyśleć o wielu ezoteryzmach poza Ewangelią.
Mad Max bardzo spoważniał, ale papież chyba nie będzie go jeszcze kanonizował.
Póki co, Jan Paweł przyjął na osobistej audiencji hrabiego Monte Christo.
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 11-06-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4832 |
|