|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Gosford Park Autor tekstu: Jan P. Matuszyński
Kino jako wynalazek może wydać się jedynie
rozbudowanym, poruszonym obrazem. Z pewnego punktu widzenia to stwierdzenie jest
aż nad wyraz prawdziwe. W tle pozostają detale takie jak muzyka czy montaż,
choć nie one stanowią o wartości dzieła filmowego. Po pierwszym planie bez
przerwy snują się postacie, bohaterowie obrazu. Krańce ekranu można więc
uznać za ramę. W
kinie, szczególnie przez ostatnie lata, rzadko kiedy pojawiło się tak wiele
postaci, co w ostatnim filmie Altmana. Podejrzewam, że długo można by je
liczyć i, jak gwiazdy na niebie, zawsze pozostanie jakaś niepoliczona. W "Gosford
Park" nie sposób odnaleźć głównego bohatera. Nie jest nim ani Sir
William, który jest właścicielem posiadłości, ani też żaden z wielu gości
zaproszonych na polowanie. Nie da się podzielić postaci na pierwszo- i drugoplanowe, bez problemu wyróżniamy tylko służących i ich panów. W rezultacie, przemija złudne wrażenie trójwymiarowości filmu i po wyjściu z kina nadal trzymamy w pamięci dokładny obraz światowych salonów lat
trzydziestych świeżo minionego wieku. A jest to piękny obraz.
Oskar za
scenariusz po pierwszym obejrzeniu wydawał mi się pomyłką. Spodziewałem się
po tym filmie wariacji na tematy bliskie Agaty Christie. Zwiastun wyświetlany w kinie sugerował, że „Gosford Park" to kryminał, zrobiony w dobrym,
klasycznym stylu starego Hollywoodu. Prawdopodobnie przez to film wydał mi się
nudny; kto w naszych czasach kręci ponad godzinną ekspozycję? Nie od dziś
wiadomo, że widz może wyjść z kina najczęściej około trzydziestej minuty
filmu, ponieważ tylko tyle jesteśmy w stanie wytrzymać bez zaangażowania się w akcję. A u Altmana akcji w zasadzie nie ma. Co z tego, że w połowie filmu
zostaje popełnione morderstwo, skoro wtedy nie może ono nas już w nią wciągnąć.
A jednak istnieją
powody, dla których warto doczekać tego morderstwa i jego konsekwencji. Nie
ujmując nic Stephenowi Fry, który rewelacyjnie gra inspektora policji, najważniejszą
konsekwencją morderstwa jest zmiana tematu salonowych rozmów.
Przez pierwszą
godzinę reżyser "Gracza" wprowadza nas w świat snobów lat
trzydziestych. Poznajemy dziesiątki osób, których dzieli sposób życia — są
służącymi lub panami. Ten podział jest jednak pozorny. Szybko dowiadujemy się,
że pragnienia obu grup są bardzo podobne. Nie tylko obie znacząco reagują na
występ zaproszonego aktora-piosenkarza, zacieranie się różnic jest pokazane o wiele dobitniej. Znakomity tutaj Ryan Phillippe najpierw udaje lokaja jednego z gości, później przyznaje się, że również jest aktorem i przygotowywał
się w ten sposób do roli. Ta zmiana, choć radykalna, nie wydaje się zbytnio
wpływać na śmietankę gości. Mimo, że jest to dla nich szok, traktują go
jak zwykłą anegdotę. Podobnie jest z zabójstwem pana domu. Nie ma się co
dziwić, ich sposób życia można porównać do czytania kolorowych pisemek
typu "Na żywo".
Bogaty wachlarz
znakomitych aktorów, głównie angielskich, świetnie współgra z koncepcją
reżysera. Zostali poprowadzeni tak, by nikt się specjalnie nie wyróżniał.
Każdy z występujących fascynuje nas swoją rolą. Od Helen Mirren do Kristin
Scott Thomas, wszyscy znają swoje miejsce w filmie, tak jak ich postacie w przedstawionym świecie. Mocniej zarysowana pokojówka Mary (grana przez Kelly
Macdonald) bardzo dobrze pokazuje widzom bezradność wobec realiów świata "Gosford
Park". Próba gwałtu, mimo, że i teraz jest czymś
„niedopuszczalnym", nie zostaje przez nią pomszczona niczym innym poza
pogardą dla niedoszłego gwałciciela. Nie znaczy to dla niego nic, bo młody
człowiek znajduje spełnienie swych żądz u boku pani domu.
Obraz Altmana
jest dużo lepszy za drugim podejściem. Nie trzeba się już skupiać na akcji,
bo wiemy, że jest znikoma i bez większego znaczenia. O wiele łatwiej można
się więc skupić na budowie poszczególnych postaci. Nie szukając mordercy
(ani Katarzyny Figury, jak w poprzednich filmach reżysera), dokładniej
obserwujemy, co się dzieje w całej posiadłości. Nie jest to miejsce, w którym
chciałbym mieszkać, ale na pewno przy następnej projekcji staje się o wiele
bardziej wciągające i interesujące.
Powracając do
"Gosford Park" dogłębniej poznajemy geniusz Altmana, reżysera
znienawidzonego za pokazywanie wszelkich aspektów konkretnych środowisk.
Przywołując "Gracza" lub "Pret-a-porter", przypominamy
sobie jacy są hollywoodzcy filmowcy czy ludzie z kręgów mody. Obiektywizm, który
tryska z tych filmów jest godny pozazdroszczenia. Na obecnej scenie filmowej
nie ma drugiego reżysera z tak ogromnym darem obiektywnego obserwowania świata.
Jego ostatni film jest pięknym, dającym do myślenia obrazem, którego walory
są trudne do zauważenia na pierwszy rzut oka.
Post
scriptum
Zapewne bardzo
interesujący byłby film Altmana o Polakach. Nigdy niestety taki nie powstanie.
Tym bardziej, że w przypadku takiego projektu poprzeczkę bardzo wysoko ustawił
niedawno Marek Koterski. Ten fakt dodałby jednak tylko rumieńców i może chęci
do obejrzenia takiego filmu jeszcze zanim trafi do telewizji. A „Gosford
Park" w telewizji po raz kolejny z wielką chęcią zobaczę.
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 16-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2917 |
|