|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Ósma mila Autor tekstu: Jan P. Matuszyński
Ekran kinowy jest
jak lustro. W jednej z pierwszych scen "Ósmej mili" główny bohater
przygląda się sobie właśnie w lustrze. To sugestia, że jego dalsze losy to
nie historia Eminema. Reżyser od początku pokazuje, że postać na ekranie to
tylko Rabbit. Rabbit — człowiek, jakich wielu po Matce Ziemi chodzi. Mamy
widzieć w nim nie gwiazdora, a zwykłego młodzieńca.
To opowieść o początkującym raperze, który
ma kłopoty zarówno ze światem jak i z samym sobą. Próbuje rapować, lecz
presja wywierana przez publikę onieśmiela go. Do tego dochodzą problemy
matki, która również nie radzi sobie w życiu oraz
towarzyskie — ze znajomymi i poznaną dziewczyną.
Film
wyreżyserował Curtis Hanson, twórca "Tajemnic Los Angeles" i "Cudownych
chłopców". To prawdopodobnie dzięki niemu "Ósma mila" nie
ma nic wspólnego z biografią blondyna. Eminem założył ośmiomilowe buty i jest nie do poznania. Przefarbowany na bruneta śpiewa kołysankę swojej młodszej
siostrze. Jak zwykły człowiek.
Tak! Eminem to też
człowiek. To podejście jest głównym powodem niezadowolenia fanów hip hopu
siedzących obok mnie w kinie. Spodziewali się zapewne filmu à la "Hiphopowa
pralnia" czy "Piątek". Wywnioskowałem to po unoszącym się w sali zapachu „palonej trawy". Zamiast prymitywu zobaczyli dobre kino społeczne,
przedstawiające mniej znane terytoria Ameryki. "Biedna część Detroit i Eminem? Toż to oksymoron!" — mógłby powiedzieć któryś z nich. Może i tak, ale kontrasty się często przyciągają.
Nie wydaje mi się,
by zbyt wielu młodych ludzi zrozumiało o czym jest ten film.
Nie jest o Eminemie, ani o kulturze hiphopowej. Nie bawili się dobrze ci, którym się wydawało, że to będzie obraz o wspaniałej Ameryce, która
wszystkich promuje i wszystkim jest dobrze. Hanson pokazał, że tam wcale nie
jest lepiej niż w Polsce. Może nieco inaczej, ale dziewczyny i tak zdradzają, a na ulicy łatwo można dostać w pysk.
Sprowadzony na
ziemię Eminem jest znakomitym przykładem zasady: "bez pracy, nie ma kołaczy".
Po wygranym raperskim pojedynku, Rabbit, traktowany prawie jak Adam Małysz,
odpuszcza świętowanie swojego triumfu i wraca do pracy. Wraca, bo potrzebuje
pieniędzy. Wie, że za marzenia ich nie dostanie. Tylko za solidną pracę.
Odchodzi w głąb kadru i zaczynają lecieć napisy końcowe. Tak zaskakujące zakończenie pozostanie w mojej pamięci, bo przez cały film obawiałem się, że jednak coś się gdzieś
sypnie, że MM pokaże jaki to jest chojrak i duce. Choć bardzo zmieniłem
zdanie o nim i nie uważam go już za podręcznikowy przykład blondynki, to
nie jest następca Jamesa Deana. Niezależnie od tego, na pewno jest osobowością w świecie muzyki i nie da się być wobec niego obojętnym. Szczególnie po tak
skrajnej zmianie jak w "Ósmej mili".
Miło wiedzieć, że ktoś
jeszcze robi takie filmy. Podczas seansu przypomniałem sobie w myślach "Rockiego".
Warto wspomnieć, że Rocky Balboa w finałowej walce przegrywa. Nie o tym
jednak był tamten film, nie o sukcesach na scenie jest też "Ósma mila".
Pewnie dlatego podobała się nie tylko mnie, ale i, a może przede wszystkim,
mojemu o trzydzieści lat starszemu ode mnie tacie. Widać czegoś się
dowiedział...
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 16-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2918 |
|