Prawo » Prawo wyznaniowe » Polskie konkordaty » Konkordat z 1993 » Prace nad konkordatem » Analizy i oceny prawne
Bezkompromisowy kompromis Autor tekstu: Władysław Zamkowski
5 lutego 1997 r., Wrocław
Debatą społeczną, profesjonalną i polityczną wokół
Konkordatu interesuję się od trzech lat, to znaczy od ujawnienia na głośne żądanie opinii publicznej trzymanego dotąd w tajemnicy przed społeczeństwem tekstu tego dokumentu, najpierw w „Gazecie
Wyborczej" z dnia 29 lipca 1993 r. (w dzień po podpisaniu przez rząd H.
Suchockiej) a potem w „Trybunie". Podobna sytuacja grozi nam teraz, gdy
otwarte społeczeństwo polskie zostanie postawione przed faktem dokonanym, to
znaczy gdy zostanie objawiona
narodowi gotowa treść „uzgodnionej" w kunktatorskich rozmowach rządowo-kościelnych
„Deklaracji", jako załącznika do Konkordatu.
Do takiej smutnej refleksji doprowadziła mnie lektura (poprzedzona trzyletnimi
studiami nad Konkordatem) obszernego elaboratu Pana Premiera M. Rakowskiego pt.
„Konkordatowy pat", a następnie elitarno-polityczna, a nie publiczno-merytoryczna
dyskusja nad nim w „Trybunie" i wreszcie odpowiedź Autora w tymże
dzienniku z 1-2
lutego br. (Refleksje na Weekend).
Nie czuję się powołany do podsumowania odpowiedzi dra M. Rakowskiego, gdyż
nie posiadam odpowiednich kompetencji władczych, jestem bowiem tylko cząstką 38 milionowego suwerena (polskiej wspólnoty
narodowo-obywatelskiej),
zwykłym obywatelem państwa polskiego, a w terminologii katolickiej jednym z grona maluczkich. Nie mogę jednak powstrzymać się, jako stały czytelnik
„Trybuny" od zabrania głosu na temat toczonej w tym dzienniku debaty.
W odpowiedzi inicjatora dyskusji, zastanawiający jest brak, z różnych zresztą
jak sądzę powodów, takich nazwisk jak prof. Barbary Stanosz i prof. Dionizego
Tanalskiego (wypowiadających się za renegocjacją Konkordatu) oraz Pana Adama
Michnika, Naczelnego Redaktora „Gazety Wyborczej", najbardziej wpływowego
dziennika w polskim społeczeństwie informatycznym, pochwalającego stanowisko
M. Rakowskiego jako rzecznika przyspieszonej, ze względu na wizytę Prezydenta
RP A. Kwaśniewskiego w Watykanie i przyjazd papieża Jana Pawła II do Polski,
ratyfikacji Konkordatu wraz z Deklaracją wyjaśniającą intencje Wysokich
Umawiających się stron. Mówiąc otwarcie nawet najbardziej kazuistyczna i karkołomna Deklaracja nie jest w stanie zmienić litery Konkordatu a tym
bardziej jego ideologii (ducha), który ze Wstępu (preambuły) promieniuje na główną
jego część ujętą w 29 artykułach.
Pojawiające się w dyskusji dwa sposoby wyjścia z impasu w jakim znalazł się
Konkordat a mianowicie renegocjowanie dokumentu lub jego przyśpieszona
ratyfikacja, można uznać za dwa odrębne (przeciwstawne) wyjścia
kompromisowe. Proponowane kompromisy różnią się jednak między sobą
istotnie i zasadniczo.
Renegocjacja respektująca godność i powagę obu stron (suwerenność państwa i swojego rodzaju zwierzchnictwo Kościoła, a nie jakąś tam autonomię stron -
patrz art. 1 Konkordatu) ma doprowadzić w konsekwencji do rzeczywistego odważnego i trwałego, historycznego kompromisu, podczas gdy przyśpieszona ratyfikacja
niezmienionego tekstu będzie kompromisem doraźnym, pozornym i deklaratywnym
naruszającym godność i suwerenność strony społeczno-rządowej.
Przyjmując konwencję sportową, jak to czyni M. Rakowski w swoich obu artykułach
wypadnie stwierdzić, że strona społeczno-rządowa
(rząd w szerokim tego słowa znaczeniu włącznie z Sejmem i Senatem) dała się
sprowadzić z wyżyn dyskusji merytorycznej do parteru zmagań politycznych i w
rezultacie rozgrywana jest nie partia szachów a mecz bokserski. Sytuacja w jakiej się znaleźli walczący zawodnicy to nie szachowy pat, lecz typowy
klincz bokserski.
Rozstrzygnięcie jakie proponuje M. Rakowski jako arbiter to nie remis
(kompromis) lecz wyjście nokautującym ciosem ze zwarcia jednego z boksujących
się zawodników (Kościoła) i triumfalne zgłoszenie jego zwycięstwa.
Autor w swoim podsumowującym artykule ma nawet wizję uroczystej i podniosłej
uroczystości ratyfikacyjnej z udziałem najwyższych władz kościelnych i państwowych
przy błogosławieństwie Papieża. Przy okazji M. Rakowski ma nadzieję (moim
zdaniem złudną), że Kościół rzymskokatolicki (czytaj episkopat i Watykan)
uzna lewicę za wiarygodnego partnera w trudzie budowania nowego świata. Na tle tej wypowiedzi nasuwa się uporczywie
pytanie -
co będzie z wiarygodnością lewicy wobec zróżnicowanego etnicznie,
socjologicznie i światopoglądowo otwartego i dynamicznego społeczeństwa polskiego.
Wizja pojednania i kompromisu jest jak najbardziej godna poparcia, tylko czy
propozycje szybkiej ratyfikacji Konkordatu
bez zmian jest rzeczywiście wyjściem kompromisowym?
W odpowiedzi na to pytanie niech przemówią fakty. Otóż cały dotychczasowy
tryb procedury konkordatowej nosi znamiona nie kompromisu lecz dyktatu. Zaczęło
się od „przywiezienia do kraju w teczce" przez abp. J. Kowalczyka gotowego
projektu Konkordatu opracowanego w Kurii Rzymskiej (październik 1991),
(przedtem istniała gotowa konwencja przygotowana w kraju przez przedstawicieli
Rządu i Episkopatu). Dokument dostarczony z Watykanu został podpisany pod
presją przez pozbawiony zaufania parlamentarnego rząd H. Suchockiej (28 lipca
1993 r.).
W publicznej debacie jaka się potem wywiązała większość dyskutantów (społeczników i rzeczoznawców) wskazywała na to, że wiele unormować konkordatowych dotyczących
np. kwestii ślubów, pochówku, nauczania religii w szkołach i przedszkolach,
finansowania działalności Kościoła i jego agend nie może liczyć na społeczną
akceptację. Nie mówię tu o części wstępnej (preambule) Konkordatu, która
została zarezerwowana do wyłącznej dyspozycji ludzi Kościoła. W zaistniałej
sytuacji wyjścia należało szukać w procedurze renegocjacyjnej. Władze
krajowe i ponadnarodowe (Watykan) Kościoła nawet słyszeć nie chciały o renegocjacji, zgodnie ze starożytną zasadą: Roma
locuta, causa finita (Rzym powiedział [zadecydował] sprawa zakończona).
To bezkompromisowe stanowisko zostało potwierdzone ostatnio przez słowa płynące z Watykanu a odnoszące się chyba też do Konkordatu: „Trzymać mocno, nie
popuszczać". I nie popuszczają.
Kwestie procedury konkordatowej są tylko wstępne do problematyki merytorycznej
dotyczącej fundamentów filozoficzno-światopoglądowych i prawno-ustrojowych
Konkordatu.
Z braku miejsca ograniczę się do samych konkluzji, będących wynikiem długich
przemyśleń związanych z tą tematyką.
A więc merytoryczna istota sporu o ratyfikację Konkordatu sprowadza się do
alternatywy: albo usankcjonowana prawem pozytywnym oparta o uniwersalny humanizm
(w którym mieszczą się różne wyobrażenia o Bogu) kompromisowa postać państwa demokratycznego, nowoczesnego i świeckiego,
albo bazujące na jednej partykularno-powszechnej
(co za paradoks) katolickiej wersji humanizmu teokratycznego -
anachroniczne, autorytarno-wyznaniowe
państwo polskie. Dla obywateli Rzeczypospolitej i wiernych różnych wyznań
wybór nie powinien nastręczać trudności.
W tym miejscu pojawia się problem identyfikacji stron sporu czy jak kto woli
konfliktu okołokonkordatowego. I tu mamy do czynienia z największą
mistyfikacją czy otwarcie mówiąc piramidalnym zafałszowaniem rzeczywistości.
Nie jest bowiem tak jak twierdzą ideologowie fałszywego kompromisu, którzy złożoną sprawę podmiotów sporu
sprowadzają do ostrego konfliktu między politycznym środowiskiem SLD a Episkopatem i sądzą, że sprawę realnego i sprawiedliwego kompromisu można załatwić ugodą tych dwóch stron czy
środowisk. Sprawa jest nieporównanie szersza i głębsza.
Trzeba mieć na względzie nie tylko
instytucjonalny wymiar debaty a więc z jednej strony partie i inne
ugrupowania polityczne oraz zainteresowane organy państwowe (Sejm, Senat,
Prezydent, Rząd) a z drugiej instytucje Kościelne zarówno ponadnarodowe
(Stolica Apostolska, Kuria Rzymska -
odpowiednik Rządu) jak i krajowe (Konferencja Episkopatu Polski, Episkopat,
Prymas) oraz inne ważne niekatolickie związki wyznaniowe, ale przede wszystkim
wysuwam na plan pierwszy wchodzące
tu w grę wspólnoty ludzkie a więc zarówno polską narodowo-obywatelską
wspólnotę w całej jej etnicznej, socjologicznej i światopoglądowej złożoności, a także wszystkie wspólnoty
wyznaniowe łącznie z dominującym wyznaniem rzymskokatolickim (też wewnętrznie
zróżnicowanym pod wieloma względami -
patrz poważne wyniki badań empirycznych pt. „Mówią że wierzą"
(Rzeczpospolita -
3 lipca 1996), oraz zrzeszenia i ugrupowania o charakterze światopoglądowym
stowarzyszone w Federacji Polskich Stowarzyszeń Humanistycznych i pozostające
poza nią, nie wyłączając ateistów, agnostyków i neopogan. Trzeba też
uwzględnić coraz większą liczbę osób indywidualnie i samoistnie poszukujących
Boga, gdyż istniejące wyznania nie zadawalają ich.
Jestem zdania, że w proponowanej przez większość partnerów ogólnonarodowej
dyskusji renegocjacji Konkordatu winny wziąć udział wszystkie wymienione wyżej
instytucje, środowiska i osoby. Wznowiona poważna debata publiczna wymaga jak
sądzę pewnego przygotowania merytorycznego. Dlatego proponuję zapoznanie się
przynajmniej z minimum lektur, w których
zawarte są przykłady rozwiązań
kompromisowych dotyczących stosunków Państwo -
Kościół. Na pierwszym miejscu wymienię dwa tomy Listów Episkopatu Polski -
1945-1974 i Listów Pasterskich Prymasa Polski oraz Episkopatu 1975-1981
ze szczególnym uwzględnieniem „Porozumienia" z 14 kwietnia 1950 r. oraz
kazania jasnogórskiego Prymasa Stefana Wyszyńskiego z dnia 26 sierpnia 1981 r. W drugiej kolejności wymienię monografię jednego z najwybitniejszych znawców
stosunków Państwo -
Kościół prof. Jerzego Wisłockiego pt. „Konkordat Polski 1993 -
tak czy nie?" a także artykuły: prof. Jana Woleńskiego (Wiadomości
Kulturalne Nr 34 z 1996 r.) i redaktora Aleksandra Frydrychowicza -
„Konkordat? tak, ale". Nie mogę zalecić swojego artykułu pt. Co dalej z Konkordatem, gdyż od półtora miesiąca nie mogę dobić się jego
opublikowania.
We wszystkich wymienionych publikacjach zawarte są propozycje rzetelnego,
sprawiedliwego i rzeczywiście historycznego kompromisu jako antyteza bezkompromisowego
kompromisu.
*
Kopia z własnego zbioru Czesława Janika udostępniona
przez Autora.
« Analizy i oceny prawne (Publikacja: 18-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3015 |