Prawo » Prawo wyznaniowe » Polskie konkordaty » Konkordat z 1993 » Prace nad konkordatem » Analizy i oceny prawne
Co dalej z Konkordatem? [1] Autor tekstu: Władysław Zamkowski
Luty 1997 r., Wrocław
Trudno przecenić doniosłe, pozytywne dla suwerenności,
godności i prestiżu międzynarodowego państwa polskiego znaczenie uchwały
Sejmu z dnia 4 lipca 1996 r. o odłożeniu dyskusji parlamentarnej i ratyfikacji
Konkordatu do czasu uchwalenia nowej, pełnej Konstytucji RP.
Takie ułożenie w czasie następstwa tych dwóch fundamentalnych aktów
normatywnych zgodne jest z wymogami suwerennego, demokratycznego i nowoczesnego
państwa prawa.
Decyzja ta nie jest elementem doraźnej gry politycznej, jak to usiłują
sugerować przedstawiciele krajowych i ponadnarodowych (watykańskich) władz Kościoła
Rzymskokatolickiego. Stanowi ona akt prawny odpowiadający aspiracjom postępowania
sił społecznych otwartego społeczeństwa
polskiego i ma poważne dalekosiężne znaczenie prawno-ustrojowe,
gdyż jak napisał jeden ze znawców tematu prof. Jan Woleński („Wiadomości
Kulturalne" Nr 34) „przywraca właściwy porządek rzeczy" i stwarza
wreszcie możliwości poprowadzenia nad Konkordatem poważnej, bez
zacietrzewienia i w pośpiechu toczonej, dogłębnej a nie powierzchownej debaty
ogólnonarodowej, obejmującej wszystkie zainteresowane osoby i kręgi społeczne.
Precyzując to ostatnie zdanie, mam na myśli nie tylko instytucjonalny wymiar
debaty, a więc z jednej strony partie i inne ugrupowania polityczne oraz
zainteresowane organy państwowe (sejm, senat, prezydent, rząd), a z drugiej
strony instytucje kościelne zarówno ponadnarodowe (Stolica Apostolska, Kuria
Rzymska -
odpowiednik rządu) jak i krajowe (Konferencja Episkopatu Polski, Episkopat,
Prymas) oraz inne ważne niekatolickie związki wyznaniowe, ale przede wszystkim wysuwam na pierwszy plan wchodzące tu w grę wspólnoty
ludzkie, a więc: zarówno polską, narodowo-obywatelską
wspólnotę w całej jej etnicznej, socjologicznej i światopoglądowej złożoności, a także wszystkie wspólnoty wyznaniowe
(zarejestrowane i niezarejestrowane) łącznie z dominującym wyznaniem rzymsko-katolickim
(też wewnętrznie zróżnicowanym pod wieloma względami) oraz zrzeszenia i ugrupowania o charakterze światopoglądowym stowarzyszone w Federacji Polskich
Stowarzyszeń Humanistycznych i pozostające poza nią, nie wyłączając ateistów,
agnostyków i tzw. neopogan (np. New Age).
Trzeba też uwzględnić coraz większą liczbę osób indywidualnie i samotnie
poszukujących Boga.
Już z tego niepełnego wyliczenia wynika jak uboga i odbiegająca od
rzeczywistości, a więc nieprawdziwa, jest myśl, która osoby i kręgi
zainteresowane Konkordatem sprowadza do dwóch stron: kościelnej
(rzymskokatolickiej) i państwowej, wysuwając stąd fałszywy wniosek, że
tylko „garstka osób jest przeciwna Konkordatowi".
Wracając do pytania postawionego w tytule -
co dalej z Konkordatem -
wyobrażam sobie, że decyzje prawne Sejmu i Prezydenta mogłyby zmierzać w trzech zasadniczych kierunkach (nie zajmuję się rozwiązaniami pośrednimi):
a) zatwierdzenia Konkordatu w tej postaci, w jakiej został podpisany przez rząd
H. Suchockiej,
b) renegocjacji, a więc częściowej zmiany postanowień tej umowy międzynarodowej,
c) odmowy zgody na ratyfikację Konkordatu z
jednoczesnym zaleceniem opracowania nowej umowy między państwem polskim a Watykanem (Stolicą Apostolską) w postaci przystosowanej do warunków współczesności,
tj. w formie konwencji.
Które z tych rozwiązań wybrać, niech zadecydują wyrażone w poważnej
debacie ogólnospołecznej argumenty rozumu i sumienia. Sądzę, że gdy sprawę
będziemy traktować z całą powagą przy uwzględnieniu najwyższych wartości
uznawanych przez wszystkie strony dialogu, w grę wchodzą rozwiązania
oznaczone literami b i c.
Czas, jaki pozostał (co najmniej 10 miesięcy) do podjęcia decyzji przez Sejm i Prezydenta w sprawie Konkordatu powinien być, jak sądzę, wykorzystany dla
przedstawienia swojego stanowiska w kwestiach spornych przez wszystkie
wymienione na początku tego artykułu strony dialogu. Najszerzej pojęta opinia
społeczna nie może być postawiona znowu przed faktem dokonanym, jak to miało
miejsce w lipcu 1993 r. w wyniku podpisania Konkordatu przez ministra spraw
zagranicznych K. Skubiszewskiego i nuncjusza apostolskiego abp. J. Kowalczyka.
Nie byłoby właściwe gdyby wiążące interpretacje i poprawki czy dalej idąca
zmiana treści Konkordatu zostały dokonane w trybie tylko poufnych, noszących
charakter kunktatorski pertraktacji toczonych między wtajemniczonymi
przedstawicielami wysokich układających
się stron, lecz powinny być wynikiem publicznie toczonych debat i uwzględniać
najwyższą wolę suwerennego narodu.
Nie negując znaczenia dotychczasowej wymiany zdań na temat Konkordatu wypada
zaznaczyć, że krytyczne, merytorycznie uzasadnione, uwagi wypowiedziane w dyskusjach publicystycznych jak i naukowych (np. na seminarium zorganizowanym
pod auspicjami Marszałka Senatu RP w czerwcu 1994 r.) nie przyczyniły się
nawet do gotowości przez stronę kościelną zmiany któregokolwiek z kontrowersyjnych artykułów tego dokumentu. Warto również podkreślić, że w dyskusji nad wieloma ważnymi dla obywateli państwa i wiernych Kościoła
szczegółowymi sprawami, takimi jak: kwestia ślubów, pochówku, nauczania
religii w szkołach i przedszkolach, finansowania działalności Kościoła i jego agend, mało uwagi w dyskusjach publicznych (nie odnosi się to do
stanowiska rzeczoznawców) poświęcono generalnym i fundamentalnym problemom budzącym zasadnicze kontrowersje (wspomniał o tym prof. D. Tanalski w artykule zamieszczonym w „Trybunie" z 2 sierpnia
1996 r.).
Należą do nich między innymi: rozgraniczenie sfer działalności państwa i kościołów, misji Kościoła i funkcji państwa, stosunków między suwerenną
wspólnotą narodowo-obywatelską a zwierzchnią pozycją Katolickiego Ludu Bożego w państwie polskim, wolność
sumienia i wyznania w warunkach dominacji jednej wiary (katolickiej), relacji
prawa kanonicznego do państwowego, ich partykularności i uniwersalności itp.
Do kwestii niewyjaśnionych w dyskusji należy problem prawnego charakteru
Konkordatu jako umowy międzynarodowej, która -
zwłaszcza w części nie ujętej w artykuły, czyli we wstępie -
nosi raczej charakter manifestu ideowo-programowego a nie dokumentu prawnego, chociaż stanowi jego nieodłączną, integralną część.
Swoje stanowisko w niektórych z wymienionych wyżej merytorycznych kwestii
przedstawię w dalszym ciągu tego artykułu, ale przedtem kilka zasadniczych
uwag na temat dotychczasowego trybu
prac nad Konkordatem i warunków, w jakich przebiegała procedura konkordatowa.
Wiele wypowiedziano krytycznych uwag na ten temat, najważniejsze związane były z suwerennością państwa polskiego.
Właściwie cały tryb dochodzenia do skutku Konkordatu poczynając od
przygotowania projektu w Kurii Rzymskiej i dostarczenia go do Polski, poprzez śladową,
jednostronną dyskusję w ówczesnych agendach rządowych, następnie podpisanie
go przez niepełnoprawny rząd H.
Suchockiej w warunkach, gdy rząd pozbawiony był zaufania suwerennego organu,
jakim jest Sejm RP i wreszcie utrzymanie dyktatu Stolicy Apostolskiej wyrażone w oświadczeniu abp. Jean-Louis
Taurana, Sekretarza do Spraw Relacji z Państwami, o tym, „.. iż nie może
być mowy o negocjacjach" (należy odczytać jako renegocjacje, artykuł w „Tygodniku Powszechnym" pt. „Nienormalna sytuacja") -
to ciąg wydarzeń, który stanowił swoiste ograniczenie suwerennych uprawnień
państwa polskiego w płaszczyźnie proceduralnej.
Gdy do tego dodamy rzecz najważniejszą, a mianowicie treść Konkordatu zawartą we „Wstępie" i w 29 artykułach, to
trudno się oprzeć przekonaniu, że Konkordat dokonuje istotnej zmiany w pozycji prawno-ustrojowej
Kościoła Rzymskokatolickiego w Polsce, zmierzającej w kierunku państwa
wyznaniowego (a właściwie jednowyznaniowego). Starałem się to wykazać w swojej publikacji pt. „Nadkonstytucja Rzymskokatolickiej Rzeczypospolitej
Polskiej" zamieszczonej w miesięczniku „Bez Dogmatu" (Nr 28 i 29 z 1996
r.).
Wymienione okoliczności o charakterze merytorycznym i proceduralnym nasuwają
uporczywą myśl, że podpisanie Konkordatu przez rząd H. Suchockiej stanowiło
próbę (chyba nieświadomą) swoistego
zamachu stanu.
Nawiasem mówiąc, w tym samym kierunku zmierzają ostatnie apele niektórych
senatorów o przyspieszenie ratyfikacji Konkordatu.
Teza o próbie swoistego zamachu stanu z merytorycznego punktu widzenia znajduje
swoje potwierdzenie w wielu szczegółowych artykułach Konkordatu, ale przede
wszystkim ujawnia się w nieartykułowanej części wstępnej, która nosi
znamiona konstytucyjnej preambuły i dlatego przez wielu komentatorów tak jest
nazywana.
Z uwagi na rodzaj niniejszego artykułu skoncentruję się na kilku formułach
„Wstępu" stanowiących kwintesencję całej „filozofii" Konkordatu.
Zanim jednak do tego przejdę, krótko zatrzymam się na art. 1 Konkordatu. W artykule tym państwo polskie zostaje zdegradowane z pozycji suwerennego
podmiotu prawa do roli podmiotu autonomicznego, co oznacza daleko idące
ograniczenie jego niezależności. Niezależność bowiem inaczej komponuje się z suwerennością aniżeli z autonomią. Najlepiej niezależność obu
instytucji na zewnątrz i w stosunkach wewnętrznych państwa wyraża zasada
rozdziału państwa od kościoła (lepiej powiedzieć -
Kościołów) -
dodajmy -
zasada nie rygorystycznego lecz przyjaznego rozdziału i współdziałania dla
rozwoju człowieka i dobra publicznego.
Przechodząc do „Wstępu" trzeba na początku silnie podkreślić, że
stanowi on integralną część Konkordatu i wobec tego posiada moc obowiązującą i wiążącą prawnie w stosunkach wewnętrznych i międzynarodowych. Mówiąc o mocy wiążącej „Wstępu" trzeba dodać, że z uwagi na to, że zawiera on przesłanki
ustrojowo-prawne
szczegółowych norm zawartych w Konkordacie oraz stanowi podstawę ich wykładni i stosowania ma relatywnie większe znaczenie aniżeli część artykułowana.
Pomijam w tym miejscu kwestię, czy wszystkie treści zawarte w części wstępnej
można sklasyfikować jako formuły prawnie wiążące, a więc czy powinny
znaleźć się w tekście tego aktu normatywnego.
Z uwagi na zrozumiałą ograniczoność rozmiarów tego artykułu zatrzymam się
na trzech pierwszych akapitach „Wstępu", zawierających formuły o roli w państwie polskim większości społeczeństwa wyznającej religię katolicką
oraz o znaczeniu historycznym i współczesnym Kościoła dla państwa polskiego
zwłaszcza w kontekście „odzyskania" (sic!) niepodległości i suwerenności.
Treści zawarte w tych akapitach pretendują do roli najwyższych, niepodważalnych i uświęconych prawd ogólnych o charakterze filozoficznym, historycznym i socjologicznym. Dodatkowo wsparte są prestiżem prawa, bowiem umieszczono je w Konkordacie, czyli dokumencie o szczególnym znaczeniu prawno-międzynarodowym.
1 2 Dalej..
« Analizy i oceny prawne (Publikacja: 18-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3016 |