Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.448.309 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Jeżeli obraz świata nie jest wzięty (oczywiście niebezkrytycznie) z nauki, do teologicznych lub filozoficznych rozważań wnikają rozmaite - intelektualnie podejrzane - źródła ludzkiej wyobraźni.
 Światopogląd » Ateizm i Ateologia

Deus ex ratio? [2]
Autor tekstu:

Następne zdanie niesie ze sobą treść nieuzasadnialną i bezsensowną: Umysł ludzki poznaje i określa Boga przy pomocy pojęć, które w sposób właściwy odnoszą się do bytów materialnych. Jeżeli bowiem Bóg jest hipotetycznym bytem niematerialnym i nadnaturalnym (transcendentnym) to używanie do jego opisu słów, odnoszących się do bytów materialnych, pozbawione jest sensu. Hipotetyczne istoty transcendentne nie należą do dziedziny pojęć, które odnoszą się do bytów materialnych. Np. pojęcie ojciec nie może być logicznie stosowane względem takiego bytu, ponieważ zupełnie nie wiadomo, co miałoby ono znaczyć w stosunku do czegoś, co nie jest człowiekiem, organizmem i bytem materialnym. Jest to widocznie pozostałość prymitywnej sofistyki pogańskiej, która bóstwom przypisywała przymioty materialne. W momencie, gdy bóstwa stawały się (dzięki odpowiedzi teologii na krytykę tejże) coraz bardziej transcendentne i absolutne, siłą rzeczy traciły swój związek ze światem materialnym. To z kolei spowodowało, że pojęcia, których używano dawniej, stały się zupełnie nieadekwatne do opisu udoskonalonych bóstw. Jeszcze w Starym Testamencie spotkać można bezpośrednie spotkania z bóstwami, gdy przybierały one postać materialną (vide: Mojżesz). Ślady materialnego obcowania z bóstwami obecne są jeszcze w NT (demony, Jezus zmartwychwstały).

Pomimo to umysł ludzki może być wyniesiony do bezpośredniego oglądu Boga, do którego potrzebne jest jednak dodatkowe uzdolnienie — nadprzyrodzona pomoc (lumen gloria). Poznanie Boga przez intuicyjne widzenie jest bezwzględnie nadprzyrodzone (Sobór Wat. I). Stwierdzenia te wtórują podanemu wcześniej argumentowi, z którego wnioskujemy, że nie każdy może poznać Boga, choć nie wiemy kto jest tej nadprzyrodzonej pomocy pozbawiony, kiedy i dlaczego. Jeżeli rozumowanie ma być poprawne, to musi być poprawne dla każdego normalnego człowieka, a nie tylko dla wyróżnionych w niejasnych okolicznościach wybrańców. Gdyby jeszcze osoby te były w stanie podać innym znane sobie rozumowanie, można by ten argument uznać. Tego jednak zrobić nie możemy, ponieważ ani jedno z tego typu podanych rozumowań nie okazało się być poprawnym. W praktyce domyślamy się, że o tym, czy i kto został wyniesiony do bezpośredniego oglądu Boga decyduje odpowiednia kapituła purpurantów, a nie jakość i poprawność jego rozumowania. Różni ludzie mówią przecież o różnych oglądach. Kłamstwo przybiera różne oblicza, jednak z największym obrzydzeniem znajduję te, które pod zasłoną autorytetu i rzekomej tajemnicy sacrum, przemycają najbardziej bezsensowne i kłamliwe tezy na forum publiczne.
Argumentowanie, że poznanie mistyczne (nadprzyrodzone) jest prawdziwe, jest zwykłą hipokryzją. Jeżeli bowiem uznawane są relacje jednych mistyków, to czemu nie są uznawane relacje innych? Niemal każda religia ma swoich mistyków, którzy dochodzą do krańcowo różnych wniosków, a żaden z nich nie jest w stanie wykazać, że jego relacje mają coś wspólnego z rzeczywistością.

Kolejne stwierdzenie w zasadzie dyskwalifikuje całe rozumowanie autora: Bóg nie może być wyczerpująco poznany przez jakikolwiek umysł stworzony. Znaczy to tyle, że wobec ilości cech, jakie posiada hipotetyczny byt transcendentny, nie mogą być one poznane w stopniu wystarczającym. Nie dowiadujemy się jednak, czemu pewne cechy mogą być (nadal hipotetycznie, bowiem autor nie uraczył nas ani jednym argumentem) poznane, a inne nie. Zupełnie nas to jednak nie dziwi, ponieważ w ten sposób skonstruowana została tajemnica bóstwa, jako absolutu niedostępnego, ponieważ absurdalnego. Absurdalność bóstwa chroni je przez obaleniem, ponieważ tez bezsensownych nie można obalić. Można tylko zrozumieć, że są absurdalne. Można w nie także wierzyć, choć trzeba przy tym zauważyć, że nie będzie to wiara uzasadniona ani sensowna. Wierzyć można jedynie w rzeczy sensowne, w stosunku do absurdów wiara ogranicza się do sfery deklaracji i emocji.

To właśnie emocjonalny stosunek do bóstwa stanowi istotę wiary. Ludzie nie tracą wiary (nie podupadają na wierze, jak określiłby to apologeta) z powodów rozumowych (choć oczywiście są wyjątki), lecz głównie z powodów emocjonalnych. Gdy zerwana zostaje więź emocjonalna między wierzącym a bóstwem, czyli gdy jego stosunek emocjonalny do idei bóstwa przybiera odcień negatywny, wiara słabnie lub nawet zanika (czasem przybiera postać antagonizmu, np. antyteizm). Gdyby wiara nie była domeną emocji (często prymitywnych, opartych przecież na myśleniu magicznym i życzeniowym), nie budziła by tak skrajnych postaw i emocji właśnie. Gdyby wreszcie zasadność wiary w bóstwo była kwestią rozumu, wystarczyłoby podanie argumentów, aby wiarę zmienić lub obalić. Tak jednak nie jest.

W dalszej części autor przytacza argumenty z Katechizmu Kościoła Katolickiego, zobaczmy. Człowiek stworzony na obraz Boga, powołany, by Go poznawać i miłować, szukając Boga, odkrywa pewne „drogi" wiodące do Jego poznania. Niestety, znów mamy do czynienia z błędnym kołem. Nie można używać przesłanki, o prawdziwości której decyduje to, co chcemy za jej pomocą wykazać.

Nazywa się je także „dowodami na istnienie Boga"; nie chodzi tu jednak o dowody, jakich poszukują nauki przyrodnicze, ale o „spójne i przekonujące argumenty", które pozwalają osiągnąć prawdziwą pewność. Jak rozumiemy, chodzi więc o takie 'dowody', jakich poszukuje teologia (sama nie będąca nauką). Co więcej, są one ponoć tego rodzaju, że dają nam przekonanie pewne, niepodważalne, choć nie poddają się weryfikacji naukowej. Czemu więc przy każdej okazji apologeci opierają się na przesłankach naukowych, które rzekomo mają uzasadniać tezy teizmu? Skoro teologia daje (podobno) argumenty wystarczające dla uzyskania pewności, czemu mają służyć argumenty nauki? Otóż wynika to również z błędnego rozumowania, a powiedziałbym, że nawet hipokryzji. Z jednej strony bowiem, każda niewiedza nauki stawała się do niedawna łakomym kąskiem dla teologii, która właśnie w sferze tajemnicy lokowała bóstwa.

Z drugiej zaś, każdy sukces nauki na drodze do naturalistycznego wyjaśnienia świata powodował odwrót od dawnych stwierdzeń. Tak było właśnie ze wspomnianym wnioskowaniem ze stworzenia lub argumentami na istnienie duszy. Gdy okazało się, że teologia nie wygra z wyjaśnieniem naukowym, postawiono sobie za cel takie sformułowanie tych argumentów, aby stały się ortogonalne w stosunku do wyjaśnień naukowych. I tak np. już nie Bóg stworzył pierwszych ludzi lecz Bóg wpływa na ewolucję w sposób nieustanny. Już nie dusza człowieka myśli lecz niematerialny pierwiastek duchowy człowieka. Warto zauważyć, że o ile wcześniejsze tezy były do obalenia (i obalone zostały), o tyle te aktualne nie poddają się weryfikacji i są niefalsyfikowalne. Zwyczajnie nie wiadomo jak sprawdzić, czy są prawdziwe. A poglądy tego rodzaju nie mogą stanowić elementów łańcucha rozumowania, jako tezy nielogiczne. Tym bardziej, że nie wiadomo o czym one mówią — nie wiemy, co to jest dusza i jak Bóg miałby ingerować w ewolucję.

Dla naszych stałych czytelników jest jasne, że tego typu argumenty są nie tylko błędne, ale także zupełnie nieadekwatne. Rozumowanie to opiera się na przekonaniu, że z charakteru stworzenia wynika charakter przyczyny sprawczej. Z powodami błędności tego przekonania można się zapoznać na stronach: 1735 — Dowody istnienia Boga, 2077 — Istota wiary i religii, 291 — Wiara i rozum, 2450 — Wiara w sensowność wiary, a na deser 299 — Absurd i absolut.

W dalszej części swojego wywodu autor podaje Pięć dowodów na istnienie Boga św. Tomasza z Akwinu. Jest żenujące, że autor w tak bezczelny sposób wprowadza czytelników w błąd. Argumenty te zbite zostały już tak dawno temu, że jest rzeczą nieprzyzwoitą i nieetyczną powoływanie się na nie, jako na prawdziwe. Są one najwyżej w takim samym stopniu prawdziwe jak przekonanie, że śnieg jest biały (choć faktycznie jest przezroczysty). Wypada nam uznać, że jest to tylko stary nawyk teologiczny.

Tu spotyka czytelnika niespodziewane zakończenie tekstu. Autor nie podaje kolejnych argumentów za prawdziwością przedstawionych hipotez. Bilans argumentów wynosi więc: 0. W ten oto uwłaczający zdrowemu rozsądkowi sposób, autor prezentuje rzekome możliwości naturalnego poznania Boga, choć sam nie jest w stanie ani jednej takiej możliwości uzasadnić. Jest rzeczą znamienną, że autorem tekstu jest osoba duchowna, po której (pozornie oczywiście) można by się spodziewać zachowania przynajmniej etycznego. Oto autor, po lawinie błędów, kłamstw i niedomówień, pozostawia czytelnika z niczym. To również zupełnie nas nie dziwi, bowiem pamiętamy, iż „Wolno jest kłamać ludziom, nawet w sprawach religii, oby tylko oszustwo przyniosło owoce".

Wobec tego, obie drogi zaproponowane przez autora okazały się być niepoprawne. Indukcji, ponieważ nie był w stanie podać choć w części poprawnego ciągu argumentów prowadzących do postawionej tezy (i nie dlatego, że mu się akurat nie udało, ale dlatego, że zdaniami logicznymi nie można uzasadnić zdań bezsensownych). Rozumowego oglądu, ponieważ ów ogląd zależny jest od przyjęcia tez, które chcemy nim uzasadnić. Może on także wymagać przyjęcia wiary w prawdziwość postawionych tez, ponieważ bez posiadania stosunku emocjonalnego do idei w nich zawartych, będziemy musieli stwierdzić, że są bezsensowne, więc nie można w nie wierzyć. Mając jednak wiarę, możemy nie zdawać sobie z tego sprawy, bądź też wyżej cenić ten własny stan psychiczny od argumentów (a raczej ich braku). Wierzą bowiem głównie ci, którzy wiary potrzebują, a nie ci, którzy jej nie potrzebują. Nikt, kto uważa wiarę w bóstwo za rzecz zbędną lub obojętną, nie będzie szukał uzasadniania dla możliwości rozumowego poznania tegoż bóstwa. Nikt także, kto będzie go szukał, nie znajdzie go, jeżeli wcześniej nie założy prawdziwości pewnych tez, które dopiero ma nim uzasadnić. Innymi słowy, trzeba być wpierw teistą, aby znaleźć uzasadnienie dla tez teizmu. Trzeba mieć emocjonalny stosunek do czegoś, o czego istnieniu nic nam nie wiadomo, aby móc siebie przekonać, że warto w to wierzyć.

Wróćmy teraz na moment do zdania: [Bóg] opiekuje się światem i ludźmi, jest stróżem prawa moralnego. Jeżeli mielibyśmy przyjąć takie stwierdzenie za prawdziwe, musielibyśmy dysponować licznymi przykładami, że tak właśnie jest. Czyli musielibyśmy posiadać ewidencję tego, że np. Bóg opiekuje się ludźmi. Wielu teistów myśli, że taką właśnie ewidencję posiada. Tak jednak nie jest. Teista bowiem nie szuka tego typu dowodów. Nie robi tak dlatego, że nie jest w stanie podać argumentu za tym, iż pewne wydarzenie wskazuje w sposób jednoznaczny na to, że Bóg opiekuje się ludźmi. Natomiast często teista staje wobec problemu, jakim są sytuacje, które ewidentnie przeczą takiemu stwierdzeniu. Wiele razy stajemy wobec zdarzeń losowych, o których nikt nie przyzna, że jakieś bóstwo opiekuje się danym człowiekiem. Przeciwnie, często, gdy spotyka człowieka duże nieszczęście, mówi się o karze boskiej, która jest przeciwieństwem opieki rzekomo roztaczanej przez Ojca niebieskiego. Nie jest więc tak, że Bóg opiekuje się ludźmi, skoro nawet teiści nie wiedzą, kiedy się opiekuje, a często przyznają sami, że ich karze, zsyłając na nich nieszczęścia.
Co więcej, także nie wiadomo, kiedy Bóg zsyła nieszczęście, a kiedy jest to tylko nieszczęśliwy wypadek. Dlatego konsekwentni teiści uznali, że Bóg musi być odpowiedzialny za wszystko, za wydarzenia pomyślne i tragedie, w równym stopniu (zgodnie z poglądem creatio continua). Wówczas jednak zupełnie nie wiadomo, co miałoby znaczyć podane stwierdzenie, skoro jest niefalsyfikowalne (bo nie wiadomo, kiedy się opiekuje, a kiedy nie).


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Rada Naukowa Racjonalisty
Deus otiosus albo o nieistnieniu Jehowy

 Zobacz komentarze (2)..   


« Ateizm i Ateologia   (Publikacja: 24-11-2003 Ostatnia zmiana: 26-08-2004)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Michał Przech
Webmaster,administrator i redaktor portalu Racjonalista. Współzałożyciel PSR. Z zawodu programista.

 Liczba tekstów na portalu: 18  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Nie taki ateista straszny, jak go malują
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3084 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365