|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie » Święci i poświęceni
Cała prawda o św. Wojciechu Autor tekstu: Robert Roguszka-Akszugor
Wojciech był synem Sławnika, księcia Libic
(wschodniej części Czech, graniczącej ze Śląskiem i Morawami). Władcy tego
księstwa podlegali książętom czeskim, ale jednocześnie rywalizowali z nimi i prowadzili odrębną politykę. Podczas, gdy książęta czescy współpracowali z antycesarską opozycją w Niemczech, oni wiązali się węzłami rodowymi i wiernie popierali dynastię cesarską. Sławnik miał siedmiu synów, a Wojciech był tym, któremu ojciec przeznaczył karierę kościelną. Po ukończeniu
szkoły Otryka przy katedrze w Magdeburgu, Wojciech zostaje mianowany biskupem w świeżo utworzonym biskupstwie w Pradze (982 r.). Sześć lat wytrzymał tylko
na tym stanowisku, po czym uciekł do Rzymu z myślą o tym, by już do Pragi
nie wracać. Powodem ucieczki była nienawiść społeczeństwa do nowego
biskupa. Ówczesne Czechy (podobnie jak Polska) były krajem tylko z pozoru
chrześcijańskim. Proces chrystianizacji odbywał się powoli, ponieważ księża
„wiarą i przekonaniem chcieli dotrzeć do ludzi", do tych, którzy
mieli się „nawrócić". Pozwalali na „godzenie" dwóch wiar i ich częściowe łączenie.
Wojciech był innego zdania. Ten, kto nie przyjął
chrześcijaństwa od razu musiał umrzeć! Tym skierował przeciw sobie
wszystkich — lud, możnych, świeckich, księży. Po ucieczce ukrywał się
przez kilka lat po włoskich klasztorach, aż rozgniewało to zwierzchnika
diecezji praskiej, arcybiskupa mogunckiego — Willigisa, który oburzony był
samowolnym opuszczeniem „posterunku" przez biskupa. Na żądanie
Willigisa, papież rozkazał ukrytemu w klasztorze biskupowi ponowne objęcie
„urzędu". Wojciech musiał wrócić… Jednak ani Wojciech się nie
zmienił przez ten czas, ani Czesi. Narastał nowy konflikt, który zakończył
się rzuceniem na Czechy klątwy przez Wojciecha. Tego było czeskiemu księciu
za wiele. Wojciech musiał pójść na wygnanie i w początkach 995 roku znalazł
się znów w rzymskim klasztorze. Tego samego roku książę czeski, Bolesław
II Pobożny, rozprawił się krwawo ze Sławnikowiczami. Libice zostały
zdobyte, a bracia wraz z rodziną Wojciecha, wymordowani. Wiadomość o katastrofie libickiej ostatecznie przekonała Wojciecha, że powrót do Pragi ma
na zawsze zamknięty. Innego zdania był arcybiskup Willigis. Pozwał on
Wojciecha przed sąd nowego papieża, Grzegorza V, który wygnanemu biskupowi
rozkazał pod groźbą klątwy wracać do Pragi.
Tymczasem Wojciech tułał się
po Europie Zachodniej, aż wreszcie dotarł w 996 roku do Polski. Został gościnnie
przyjęty przez Bolesława Chrobrego, jako przyjaciel cesarza Ottona III. W oczekiwaniu na wynik rokowań Rzym-Praga, co do powrotu na biskupstwo, zajął
się misją chrystianizacji w Polsce. Jednak ludność tutejsza, podobnie jak w Czechach, nie chciała słuchać jego kazań. Nieposzanowanie słowiańskiego
obyczaju i skłonności do narzucania nowych pojęć, wymuszania nowej wiary pod
karą cielesną spowodowały, że i tu, na ziemiach polskich zaczął narastać
konflikt ludności z Wojciechem. Wtedy to nadeszła odpowiedź z Rzymu. Czechy
nie zgadzały się na powrót Wojciecha, a papież rozkazał mu rozpocząć misję
chrystianizacyjną albo w Polsce albo na terenie nietkniętym jeszcze stopą
misjonarza. Chrobry, widząc narastający konflikt Wojciecha już nie tylko z ludnością, ale i z księżmi i misjonarzami polskimi zaproponował mu misję w Prusach.
Rozumowanie Chrobrego było
bardzo przebiegłe: „misja pruska, jeśli będzie udana, wprowadzi do tego
kraju wraz z chrześcijaństwem państwowe wpływy polskie; jeśli się zaś
nawet skończy niepowodzeniem, to przecież rozsławi imię protektora, księcia
Polski. Żaden z dotychczas nowo nawróconych krajów Europy nie podejmował
misji chrystianizacyjnych, robili to tylko władcy świeccy — cesarze. Teraz w
"chwale" szerzyciela chrześcijaństwa mógłby stanąć on, Bolesław,
książę Polski."
W kwietniu 997 roku wyruszyła
wyprawa do Prus. Wojciechowi towarzyszyło dwóch mnichów: Radzym — Gaudenty i Bogusza — Benedykt. Już pierwsze zetknięcie z ludem Prus przyniosło niepowodzenie. Ludzie wypędzili namolnych misjonarzy, a Wojciech dostał cios wiosłem tak silny, że „upadł i książeczkę z psalmami z rąk wypuścił". Kolejne spotkanie było równie nieprzyjemne
dla namolnych misjonarzy. Prusowie kazali im uciekać do swoich ziem, a gdy ci
nie chcieli, w ich kierunku posypały się kamienie, z których jeden ugodził
Wojciecha tak mocno, że „biskup znów upadł i pokaleczył się do
krwi". Uciekając przez lasy i bagna, misjonarze po kilku dniach wędrówki
dotarli na dziwną polanę poświęconą, jak mniemali, kultowi pogańskiemu. Na
rozkaz Wojciecha zaczęto niszczyć świątynię, a także ugaszono święty
ogień pod prastarym dębem. Potem odprawili mszę i położyli się spać. Rano
obudzeni zostali przez Prusów, którzy jakby znając sprawcę, najwięcej zarzutów i gróźb padło pod adresem Wojciecha. Ten zaczął krzyczeć o ich pogańskiej
głupocie i zabobonach. Podniósł nawet rękę na stojącego przed nim
pruskiego kapłana. Wtedy posypały się na niego włócznie.
Było to 23 kwietnia 997 roku, w dzień Pruskiego Święta Powitania Wiosny, zwanego PERGRUBI. Trupowi
Wojciecha Prusowie ucięli głowę, dwóch pozostałych misjonarzy puścili
wolno. Ci wrócili do kraju i podali fałszywą wersję zdarzeń, upiększając i wychwalając poświęcenie Wojciecha oraz obrazując jego straszliwą, męczeńską
śmierć.
Kłamstwu ich powiedziała NIE najnowsza historia poparta badaniami
archeologicznymi i kronikarskimi.
« Święci i poświęceni (Publikacja: 29-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3102 |
|