|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Racjonalne gender studies
Nowe formy dyskryminacji: kontyngenty płciowe Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
W roku 1964 liberalna pisarka i filozof, Ayn Rand (Alice
Rosenbaum), w książce Cnota egoizmu sformułowała trafne myśli odnośnie
wadliwych wcieleń walki mniejszości z dyskryminacją. Dotyczyły one wprawdzie
rasizmu, lecz per analogiam niechaj posłużą nam jako wprowadzenie w kwestię kontyngentów płci, jakich domagają się wszyscy ci co błędnie
rozumieją walkę z przejawami dyskryminacji płci, w szczególności niektóre feministki.
Pisała ona: "Zamiast
walczyć z dyskryminacją rasową, domagają się oni, aby dyskryminację rasową
zalegalizować i siłą wprowadzić w życie. Zamiast walczyć z rasizmem żądają
ustanowienia kontyngentów rasowych. Zamiast walczyć o 'niewidzenie kolorów' w sprawach społecznych i gospodarczych, , ogłąszają wszem wobec, że
'niewidzenie kolorów' jest złe i że właśnie kolor powinien stać się
kryterium nadrzędnym. Zamiast walczyć o równe prawa, domagają się
specjalnych rasowych przywilejów. Żądają wprowadzenia kontyngentów w dziedzinie zatrudnienia, czyli tego, by miejsca pracy rozdzielano według
kryterium rasowego, proporcjonalnie do udziału procentowego danej rasy w miejscowej społeczności. Skoro Murzyni stanowią 25% ludności miasta Nowy
Jork, domagają się tam 25% miejsc pracy w każdym przedsiębiorstwie.
Kontyngenty rasowe były jednym z najgorszych wynalazków reżimów
rasistowskich. (...) Za sukces sprawiedliwości uważano zaprzestanie pytania o rasę i wyznanie w kwestionariuszach zatrudnienia. A dziś wprowadzenia
kontyngentów domaga się nie rasa uciskająca, ale uciskana! (...) The New
York Times z dnia 25 lipca 1963 roku pisze: 'Demonstranci, bawiąc się w grę
liczb, podążają za z gruntu fałszywą doktryną. Żądanie, aby 25 proc.
(czy jakikolwiek inny procent) miejsc pracy przyznano Murzynom (czy
jakiejkolwiek innej grupie) jest bzdurne z jednej podstawowej przyczyny:
postuluje ono system kontyngentowy, który z samej istoty jest oparty na
dyskryminacji [...] Gazeta nasza długo walczyła przeciw kontyngentom
religijnym w sądownictwie. Z równą mocą będziemy się opierać kontyngentom
rasowym w odniesieniu do miejsc pracy, do najgorszych do tych, któe wymagają
najwyższych kwalifikacji'. (...) Żądają oni np. ustanowienia kontyngentów
rasowych w szkołach, proponując aby setki białych i czarnych dzieci zmuszać
do dalekich dojazdów, a wszystko to w imię równowagi rasowej. Jest to
znowu czysty rasizm." [ 1 ]
Niedługo po
nieracjonalnych żądaniach przywódców murzyńskich, przyszła kolej na walczące
feministki, domagające się wszędzie sztucznego zrównywania, które w ich
aksjologii, stanowić miało wcielenie sprawiedliwości.
Patologię
tego, choć odrysowaną w sposób karykaturalny, doskonale oddają ironiczne słowa
Andrzeja Krzemińskiego na temat kontyngentów płciowych w systemie edukacji:
"Jakiś czas temu usłyszałem w TOK FM, iż rycerze politycznej poprawności w USA wzięli pod lupę Massachusetts Institute of Technology, 6. uczelnię
amerykańską w rankingu. Okazało się, że na tej jakby nie było politechnice
studiuje 5% kobiet. Nie zważając, że Wilson opublikował swoją Socjobiologię
już w 1975 r., rozpoczęto akcję afirmatywną. Owa akcja, jak wiadomo,
polega na przyjmowaniu kandydatów z kiepskimi wynikami egzaminów SAT, ale
posiadającymi pochodzenie etniczne, rasowe, płciowe. Po pewnym czasie wskaźnik
studiujących kobiet doszedł do...45%. Czujecie ten klimat kochani, tu jakiś
pajac wykłada teorię superstrun, a na sali siedzą same dyskryminowane kobitki i robią sobie pazurki lakierem. Tak giną imperia..."
Jednak...
jak informuje SpaceflightNow.com w doniesieniu z 27 czerwca 2003 r., wśród
najmłodszych astronomów (urodzonych między 1980-1985 r.), członków American
Astronomical Society, aż 56,8 stanowią kobiety. Polityczna poprawność — będąca
„sprawiedliwością jednokierunkową" — nie obejmuje równości
obustronnej, „wyrównywania" więc nie będzie.
Jeśli
chodzi o nasz kraj, to wprawdzie kontyngenty płciowe są, przynajmniej na razie,
nieobecne, jednakże również i u nas pojawiają się podobne tendencje. Przykładem
może być pomysł kilku czołowych partii politycznych, szczególnie gorąco
zaangażowanych w recypowanie „osiągnięć" politycznej poprawności
na polskie podwórko. Otóż w roku 2002 SLD,
UP i UW zapowiedziały, iż wprowadzą parytety dla kobiet w swoich szeregach.
Nasuwa się konstatacja: partie te zapowiedziały możliwość
dyskryminacji mężczyzn. Parytet oznacza sztuczne zapewnienie minimalnej liczby
miejsc dla kobiet na listach wyborczych (chodziło o wybory do samorządu).
Blokują tym samym wolną konkurencję między kobietami i mężczyznami,
gdyż nawet jeśliby się miało okazać, iż byłoby 80% lepszych kandydatów płci
męskiej, będzie jednak trzeba dopuścić na ich miejsce kobiety, z uwagi na
minimalny pułap. Warto dodać, iż dotąd najwyższy ich odsetek do Sejmu
wprowadziła ...Liga Polskich Rodzina (sic!), czyli partia antyfeministyczna
(26,3%), udział kobiet w klubie SLD wynosi (25,46%). Mało tego, Parlamentarna
Grupa Kobiet zapowiedziała przygotowanie projektu ustawy o równym statusie
kobiet i mężczyzn, w którym ma być zapis o 50-procentowych parytetach dla
obydwu płci m.in. na listach wyborczych! Proponuje się w nim, by kandydaci obu
płci byli umieszczani na listach zamiennie.
Jak widać, równe prawa to dla niektórych środowisk walczących z dyskryminacją za mało, chcą się zrównać, a w tym
celu domagają się większych praw — dyskryminujących mężczyzn. Platforma
Obywatelska nie wprowadzi na swoich listach w wyborach samorządowych parytetów
dla kobiet — zapowiedział wówczas szef PO Maciej Płażyński. "Chcielibyśmy,
aby jak najwięcej kobiet startowało z naszych list wyborczych, ale nie będziemy
wprowadzali sztucznego podziału na kandydatki i kandydatów" -
powiedział Płażyński. Także lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński
zapowiedział, że na listach tego ugrupowania nie będzie "sztywnego
parytetu dla kobiet". „Nie należy tego robić sztucznie i wymuszać.
To też jest sprawa konkurencji. Nie powinno być tak, żeby ktoś zostawał
kandydatem tylko dlatego, że jest kobietą, ani też tylko dlatego, że jest mężczyzną"
— argumentował Kaczyński. Najtrafniej uzasadnił swoje stanowisko lider UPR,
Janusz Korwin-Mikke: "Nie mamy parytetów, ani dla kobiet, ani dla
homoseksualistów, ani dla łysych, ani dla mańkutów, ani dla wysokich, ani
dla inwalidów, ani dla idiotów — bo też jest ich pewien procent w społeczeństwie,
więc też powinni mieć parytet w myśl ludzi nowomodnych (...)
Wprowadzenie 40-procentowego parytetu dla kobiet oznacza numerus clausus 60
proc. dla mężczyzn. Jak można w XXI wieku powracać do dyskryminacyjnych
pomysłów przedwojennych".
Przypisy: [ 1 ] A. Rand, Cnota egoizmu, Poznań 2000,
s.159-161. « Racjonalne gender studies (Publikacja: 09-04-2004 Ostatnia zmiana: 22-10-2009)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3364 |
|