|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Niedomagania naukowe jako paliwo dla religii Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
"Zdarza
się… często słyszeć zdanie, że człowiek ukształcony
powinien
przecie wiedzieć, co się dzieje w świecie
umysłowym,
jakie prądy i kierunki nurtują społeczność. (...)
co
się zwykle rozumie przez owo 'co się dzieje w świecie
umysłowym
albo duchowym'? Tylko to, co robią, piszą
mówią
po stronie nie wierzących i grzeszących. Powieść im
bardziej
skandaliczna i gorsząca, teorya naukowa lub
filozoficzna,
byle przeciwna wierze, nabywają prawa do
ogólnej
uwagi (...) Proszę wziąć pewną liczbę takich
śledzących
za rozwojem literackim i społecznym, którzy
nie
pominą żadnej powieści Zoli, Bourget'a lub Gyp'a,
żadnej
'zdobyczy naukowej' choćby z daleka grożącej krzyżowi..."
Ks. Karol Niedziałkowski, Miraże mądrości,
1897.
Przez wszystkie wieki, aż po dziś dzień, apologeci
religijni dla forsowania swoich racji bardzo często odwołują się do naszej
niewiedzy na temat jakiegoś zjawiska, bądź do ignorancji na jego temat. Poznajemy
coraz więcej, lecz ciągle wynajdywane są jakieś rzeczy niewyjaśnione,
tajemnicze, jednym słowem: boskie. Kiedy te rzeczy zostają naukowo objaśnione
porzuca się je bez zażenowania i przechodzi do innych, później do kolejnych,
itd. A wyspy niewiedzy stale się zmniejszają.
Leszek Kołakowski zauważył te samozachowawcze rejterady
religii i bazowanie na ludzkiej niewiedzy (to jest najwidoczniej istota
rozdzielności „dwóch prawd": zajmowanie przez religię tych wycinków
wiedzy, których jeszcze nie wypełniła nauka): "Religia
niczym lichwiarz na biedzie klienta, spekuluje na niedostatkach nauki: każde
zjawisko nie dość wyjaśnione i zbadane jest dla niej pretekstem do
reklamowania własnych, niezbitych i absolutnie zadowalających wyjaśnień:
przyczyny nadprzyrodzone" [ 1 ].
Każda porażka i wyznanie indolencji przez świat nauki w jakiejś
kwestii jest z radością witane wśród apologetów religijnych. Nawet
publiczne wyrażanie sceptycznych sądów czy wątpliwości odnośnie jakiejś
kwestii, która nie jest jeszcze całkowicie zrozumiała, jest niebezpieczne: w dzień później wypowiedź tę triumfalistycznie przytoczy większość serwisów
apologetycznych, w szczególności kreacjoniści.
Każdy jednak ktoś
aktualną niewiedzę naukową na temat jakiegoś zjawiska czy procesu
wykorzystuje w argumentacji na rzecz bóstwa daje tylko dowody swej głębokiej
ignorancji. Kiedyś
człowiek wiedział, że błyskawice to są gromy, którymi ciskał od
czasu do czasu Zeus. Dziś ludzkość podejrzewa, że pioruny nie są jednak
dziełem Zeusa. Roztropny człowiek wyciągnął z tej lekcji naukę: nie
przypisywać Bogu zjawisk których jeszcze nie potrafi wyjaśnić. Nauka ta jest
całkowicie ignorowana przez wielu apologetów. Większość
dzisiejszego stanu wiedzy naukowej nie tylko nie była znana przed kilkoma
wiekami, ale pewnie nawet nie mogła być wyobrażona przez ludzi żyjących w nieodległej przeszłości. W 1912 roku nauka wyśmiała udokumentowaną
wynikami obliczeń teorię podróży międzyplanetarnych z wykorzystaniem napędu
rakietowego. Uważano to za mrzonki chorego umysłu. Inny przykład: w roku 1932 brytyjski fizjolog J.S. Haldane ogłosił artykuł w którym pisał,
że na gruncie mechanistycznej teorii życia proces zdrowienia po chorobach i urazach oraz zjawisko reprodukcji jest nie tylko nie znane, ale wręcz nie można w żaden sposób wyobrazić sobie jego mechanizmu: "Po prostu nie potrafi
ona [tj. mechanistyczna teoria życia] podać żadnego wyjaśnienia poza
tym, że zjawiska te są tak złożone i dziwne, że wciąż nie potrafimy ich
zrozumieć. Całkiem podobnie przedstawia się w związku z tym sprawa zjawiska
reprodukcji. Nie potrafimy, nawet przy niezwykłym wysiłku wyobraźni,
wymyślić delikatnego i złożonego mechanizmu…". Wystarczyło jednak
kilka dziesięcioleci, by nie tylko można było sobie to wyobrazić, ale i za
sprawą immunologii i biologii molekularnej — całkiem dobrze je rozumieć.
[ 2 ]
Czy ktoś by wierzył przed wiekiem, że klonowanie będzie możliwe? Dziś
jednak są wielu jest takich, co głoszą, że to lub owo jest na amen (dosł.!)
dla nauki zaryglowane.
W
jednej z apologetycznych prac z końca XIX wieku ksiądz K. Niedziałkowski
argumentował na rzecz paradoksu Trójcy i transsubstancjacji: "Tak
katolicy, jak 'wolnomyślni', nie zrozumiemy nigdy jakim sposobem Bóg jest
jeden we trzech osobach, ale co to może przeszkadzać wolności myśli
ludzkiej, która np. tak samo nie pojmuje jakim sposobem ziarno pszenicy
wrzucone do ziemi, polane deszczem, przygrzane słońcem, kiełkuje, rośnie i rodzi inne ziarna? 'Wolnomyślni' żartują z Najświętszego Sakramentu, bo
nie rozumieją, jakim sposobem kawałek chleba i trochę wina zamienić się mogą w ciało i krew Chrystusa Pana, a rozumiejąż oni jakim sposobem, a raczej jaką
mocą, w ich własne ciało i krew zamienia się to, co zjedzą i wypiją?" [ 3 ]
Dziś jednak rozumiemy już zasadniczo te kwestie, które dla ks. Niedziałkowskiego
służyły jako argumenty na rzecz Trójcy i Przemienienia Pańskiego. Dzięki
fitofizjologii poznaliśmy procesy życiowe przebiegające w roślinach, które
prowadzą do pojawienia się nowego osobnika i regulują jego wzrost i rozwój. Odkrycia alchemików w XVII w. stały się podstawą badań i rozwoju
wiedzy o fotosyntezie. J. Priestley, ten sam, który eksperymentalnie szukał duszy, wykazał, że rośliny
przyswajają dwutlenek węgla z powietrza i wydalają tlen. W XX w.,
dzięki rozwojowi techniki, biochemii, biofizyki, genetyki i biologii
molekularnej nastąpił wielki postęp fizjologii roślin: poznano chemizm i regulację
oddychania i fotosyntezy, odkryto wiele hormonów roślinnych i poznano
ich działanie; opisano i poznano w dużym stopniu takie zjawiska, jak
wzrost komórek i ich różnicowanie u roślin, ruchy roślin, kiełkowanie
nasion, kwitnienie, itd. Dzięki
rozwojowi biochemii (jako samodzielna nauka w latach 20. XX w.), wiemy jak
odbywa się anabolizm, katabolizm, jakie zjawiska energetyczne towarzyszą tym
szlakom metabolicznym katalizowanym przez enzymy — znamy mechanizmy trawienne i resorpcyjne (wchłaniania), jakie zachodzą w ludzkim organizmie. Tymczasem
nadal nie wiemy, ani nawet nie możemy tego pojąć, jakim sposobem opłatek
materializuje się w ciało Jezusa Chrystusa. I nadal nieroztropni Wolnomyślni
żartują sobie z tej prawdy wiary, która gwałci wszelkie prawa przyrody
każdego dnia w tysiącach kościołów przy zupełnej "bezsilności" nauki. W jednym z numerów przedwojennego Racjonalisty prof. T. Kotarbiński żartował:
"Czemu dziwią się cudzoziemcy odwiedzający licznie naszą aulę oraz
rozpoczynanie roku akademickiego od nabożeństw i udział przedstawicieli
Senatu Akademickiego w procesji Bożego Ciała. (...) Trudno nie rumienić się
na myśl o tem, że Nauka w ten sposób korzy się przed doktryną, wedle której
pewna porcja soku winogronowego, poddanego fermentacji alkoholowej, po wykonaniu w jej obecności i nad nią pewnych zabiegów psychofizycznych — staje się krwią
człowieka zmarłego przed kilkunastu wiekami". Być może nasze wątpliwości
biorą się z ignorancji, przeto zaufać należy księdzu Niedziałkowskiemu na
słowo, "że dogmaty przez Boga nam objawione, podniosły człowieka i myśl
jego do wyżyn nigdy mu i nigdzie przedtem nieznanych..., że 'myśl wolna'
jest nędzną, cherlawą, pełzającą po ziemi i błocie..., zepsuta
pochlebstwami i lenistwem, rozwydrzona umysłowym nierządem, jest ona po prostu
niezdolną do wzniesienia się pod szczyty chrześcijańskiej myśli..., prawdy
wiary Chrystusowej… wznoszą się nad nią tak wysoko, że ona leniwa i niedołężna,
nie może się ku nim podnieść, jak dziecko nie wdrapie się na szczyt
Everestu albo Kamczindżengi." Nie wiadomo czy nauka zgłębi kiedyś tę
niedocieczoną tajemnicę natury, lecz pewnym jest, że dziś ksiądz Niedziałkowski, z determinacją naszych kreacjonistów, mówiłby o zagadkach Big Bangu czy
tajemnicach przejścia z materii nieożywionej w ożywioną.
Jednak kwestia
transsubstancjacji jest warta szczegółowego wglądu z tej choćby racji, że
wielu katolikom zdaje się, że ich religia nie jest sprzeczna z wiedzą naukową.
Obecnie zapewne znakomita większość katolików sądzi, iż celebra
eucharystyczna jest jedynie pamiątką: choć dawniej rozumiano
transsubstancjację jako rzeczywistą przemianę chleba i wina w ciało i krew
Chrystusa, tak jednak dziś jest to jedynie pewnym symbolem Ostatniej Wieczerzy.
Nic bardziej mylnego! — myśl katolicka nadal znajduje się na szczytach
Kamczindżengi. Transsubstancjacja nie jest symbolem lecz implikuje, wedle nauki
kościelnej, rzeczywistą przemianę materii, ingeruje zatem w sferę praw
przyrody, które bezceremonialnie (ceremonialnie...) przekreśla. Już zapewne
dawno zniesiono by tę niedorzeczną naukę, lecz dawne kłótnie z protestantami zapędziły kościół w kozi róg — realna przemiana
została zatwierdzona mocą oficjalnej powagi. W jednym z dokumentów Soboru
Trydenckiego czytamy następujące przekleństwa:
KANON I: "Jeżeli ktokolwiek zaprzeczy, że ciało i krew razem z duszą i Bóstwem naszego Pana Jezusa Chrystusa, a więc
cały Chrystus są prawdziwe, rzeczywiste i cieleśnie obecne w sakramencie
Przenajświętszej Eucharystii i jeżeli twierdzi, że jest On tam
tylko w sposób symboliczny — to niech będzie przeklęty!"
KANON II: „Jeżeli ktokolwiek będzie twierdził, że materia chleba i wina
pozostaje w sakramencie Przenajświętszej Eucharystii razem z ciałem i krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa… — niech będzie przeklęty!"
Co najciekawsze, opłatek nie zawiera bynajmniej jedynie cząstki
ciała Pańskiego, gdyż w innym miejscu podaje się do wierzenia: "Wyznaję
także, iż nawet pod jedną tylko postacią przyjmujemy całego i nie
umniejszonego Chrystusa". A więc w jednej i tej samej chwili w tysiącach kościołów tysiące Jezusów Chrystusów tysiąckrotnie dokonuje iście
imponującej samokompresji i zmienia się w kawałek opłatka, krew swą
destylując do kielicha uszykowanego na ten cel przez ministranta pomocnika. Po
czym tysiąc kapłanów zjada i wypija tysiąc Chrystusów. W całości i bez
umniejszeń, ma się rozumieć. Później zaś rozpoczyna się proces trawienia
i … "Jeżeli ktokolwiek będzie twierdził, że w Mszy nie jest
ofiarowana Bogu prawdziwa ofiara, lub że to, co jest ofiarowane, to
nic innego jak tylko Chrystus podany do zjedzenia, to niech będzie wyklęty" -
zamyka nam usta rozporządzenie soborowe. "...widzicie więc, jaką moc ma
ksiądz! Przez jedno słowo wypowiedziane przez siebie, przemienia on kawałek
chleba w Boga! Jest to większe dokonanie niż stworzenie świata" -
powiada św. J.B.N. Vianncy.
Jest to czysta magia. Do dziś
stanowisko to całkowicie obowiązuje, jako przykład można podać rozważania fizyczne,
jakie w latach 50. XX. wieku snuło watykańskie pismo Gregorianum: "Stosując w odniesieniu do dogmatu o Eucharystii określone kryteria, musimy stwierdzić,
że w czasie przeistoczenia za sprawą słów Chrystusa, cała substancja chleba i wina przemienia się w Ciało i Krew Pańską. Tym samym protony, neutrony i elektrony wchodzące w skład zakonserwowanej materii, jej atomy, cząstki,
jony, zespoły molekularne, mikrokryształy — słowem całość składników, z których składa się chleb i wino, przestaje istnieć, przekształcając się w Ciało i Krew Chrystusa. Pozostają natomiast wszystkie formy zewnętrzne
charakterystyczne dla tych substancji: rozmiar, masa, ładunki elektryczne wraz
ze związaną z tym całą aktualną i potencjalna energią magnetyczną,
elektryczna i tym samym wszystkie efekty optyczne, akustyczne, termodynamiczne,
elektromagnetyczne, które te siły mogą wytworzyć. Wszystko to razem stanowi
cechy eucharystyczne, czyli całość zjawisk bezpośrednio
eksperymentalnych…". (lipiec 1957 r., tłum. Z. Morawski).
Ostatni Sobór Watykański sankcjonował te ustalenia.
Papież Jan XXIII oświadczył: "Przyjmuję w całej rozciągłości
wszystko, co zostało postanowione i ogłoszone na Soborze
Trydenckim".
Myliłby się jednak każdy, kto by sądził, iż były to
neutralne fantazje. W imię transsubstancjacji toczono krwawe spory z protestantami, wielu Żydów zapłaciło głową przez kościelne wymysły o cielesności opłatka (skazywano ich za rzekome kłucie gwoździami hostii, które
miały krwawić, przez co odtwarzano mękę pańską i hańbę Chrystusa; wielu
monarchów dawało posłuch tym bredniom, nie każdy był tak oświecony, jak
nasz Zygmunt August, który odpowiedział
mnichom, że nie jest "aż tak głupi aby uwierzyć, że z pokłutej
hostii krew pociecze"), jednak i naukowcom stawiono zarzuty na tej
podstawie. Jako przykład niech posłuży oskarżenie Galileusza. W 1623 r. opublikował Wagę probierczą. Pod koniec 1624 r. ukazała się
praca pewnego księdza, którzy zarzucił Galileuszowi szerzenie herezji: jego
książka miała być sprzeczna z doktryną transsubstancjacji. Poglądy
jakie miał na temat cząstek materii i atomów zawrzeć Galileusz w Wadze
probierczej, przekreślały możliwość opisanych powyżej cudownych
zachowań kościelnych cząstek materii.
Przypisy: [ 1 ] L. Kołakowski,
„Metodologia księdza Kłósaka", w: Szkice o filozofii katolickiej, s.254. [ 2 ] Carl Sagan, Świat
nawiedzany przez demony. Nauka jako światło w mroku, Zysk i S-ka,
Poznań 1999, s.284-285. [ 3 ] Ks. K. Niedziałkowski, Miraże
mądrości, Petersburg 1897, s.22. « Nauka i religia (Publikacja: 10-05-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3418 |
|