|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Polityka międzynarodowa doby Sejmu Wielkiego Autor tekstu: Wojciech Rudny
Opadły już emocje po kolejnym fetowaniu Konstytucji 3 maja — wbrew
przekonaniu większości Polaków (ba — nawet i „elity umysłowej"! popełniającej w wielu wypadkach ten sam oklepany — popularny błąd) była to trzecia (!)
, a nie druga nowożytna konstytucja, tj. po
konstytucjach Stanów Zjednoczonych (1787 r.) i Szwecji (1789 r.), a cztery
miesiące przed konstytucją rewolucyjnej Francji (zob. J. Skowronek, Wielka
chwila narodowych dziejów Konstytucja 3 maja, Warszawa 1991, s. 53).
Mniejsza z tym. O wiele bardziej istotne to brak refleksji nad skutkami polityki
„stronnictwa patriotów", które tę konstytucję wykreowało. To, że
konstytucja wprowadzała monarchię dziedziczną, opiekę „prawa i rządu
krajowego" nad chłopami, likwidowała liberum veto i wniosła inne
„zbawienne" reformy jest prawdą — tego nikt nie może kwestionować. Brak
dziś tylko zastanowienia nad sytuacją międzynarodową ówczesnej Polski: czy
należało wówczas — w takim położeniu dokonywać kroku, który — chcemy
czy nie — przyniósł kolejny rozbiór Rzeczypospolitej? Czy Rzeczpospolita po
tym, jak wyzwoliła się na pewien czas spod kurateli Katarzyny II, zajętej
wojną z Turcją i Szwecją, powinna była za sprawą naszych patriotów wpadać w objęcia Prus? Czy przy zupełnie innym sojuszu, tj. z Rosją nie można było
przeprowadzić żadnych reform? Zgoda — Katarzyna II nie życzyła sobie reform
ustrojowych. Twierdziła, iż „będzie uważała się za zwolnioną od obowiązku
przyjaźni dla Polski", jeśli sejm 1788 będzie nieustający. Nikt się
jednak tym stwierdzeniem carycy najwidoczniej nie przejmował, za dobrą monetę
wzięto ofertę tego, który przelicytować miał rosyjską imperatorową,
Fryderyka Wilhelma II. Słusznie zauważa W. Konopczyński: „Rzeczpospolita
miała więc do wyboru: albo szukać sojuszu, choćby niezaszczytnego, z dworami
cesarskimi, które interesowały się jej całością, albo przerzucić się pod
opiekę Prus i aliantów…". Nasi patrioci wybrali tę drugą ewentualność.
Dokonując tego wyboru tym samym podpisali wyrok na Rzeczpospolitą, sami nie
zdając sobiez tego sprawy.
Tymczasem „wspaniałomyślny" król Prus nawet pogodził się z tym, że nie
dostanie upragnionego Gdańska i Torunia (z nich gotowi byli nawet zrezygnować
polscy „patrioci"), byleby z gry wyłączyć Rosję. A u nas „przemogła
cnota i patryjotyzm nad podłością i uleganiem, a Polak już wolny, już dosyć
potężny…" — pisał naiwnie jeden z anonimowych publicystów sławetnego
sejmu (prawdopodobnie Józef Rybiński). Ale rzecz się miała zgoła inaczej.
Katarzyna II prowadziła wojnę na dwóch frontach, bacznie jednak obserwując — bez ingerencji — co się dzieje w Polsce. A nie działo się najlepiej...
Pomimo przyjęcia wniosku posła Michała Walewskiego (20 X 1788) o stutysięcznej
armii, wojsko takie tak naprawdę nigdy nie powstało (zmniejszone później do
65 000). Tymczasem poseł pruski Lucchesini przekonywał
polskich patriotów, że Rzeczpospolita już jest potęgą — nie trzeba
więc ustanawiać nowych podatków… Według jego rachub — jak pisał do
swego chlebodawcy Fryderyka Wilhelma II — armia polska „nigdy nie przekroczyła
… liczby 42 tysięcy właściwych żołnierzy" ( z czego ok. 14 tys. zginęło w obronie konstytucji). Prusy natomiast miały w roku śmierci „starego
Fryca" armię liczącą ok. 195 tys.! Tyle że tam płaciło się podatki
dwukrotnie wyższe niż we Francji. Tam nikt nie śmiał skarżyć się na ucisk
podatkowy! U nas naród polityczny zdobył się na podatek 10%, tzw. „ofiarę
dziesiątego grosza" — od duchowieństwa żądając dwukrotnie więcej...
Wybrali więc nasi patrioci „sojusznika"… A co — król, który
chciał zgoła innego przymierza? Jak zauważa nieśmiertelny o. Walerian
Kalinka: "król tu nie był największym winowajcą: on przynajmniej rachował,
przewidywał, Moskwie na pół tylko wierzył; opozycja cisnąwszy jej rękawice,
oddała się Prusakom namiętnie i prawie z dziecinną łatwowiernością! ...
Jeśli interes Polski zakazywał jej wiązać się z Rosją przeciw Porcie, to
bezpieczeństwo państwa wymagało podobnież, abyśmy Moskwy nie drażnili,
stojąc po stronie jej nieprzyjaciela… Nie wojna z Turkami, ale też i nie
wyzywanie mocniejszego o wiele sąsiada, tylko zbrojna, a raczej zbrojąca się
neutralność była jedyną polityką, mogącą pogodzić i uczucia narodowe i rozum stanu, była także jedyną dla państwa drogą zbawienia!… Tak
poucza nas największy i najlepszy (w opinii politycznych realistów) z naszych historyków. Po Kalince przyszedł jednak Askenazy i jego peany na cześć
Sejmu Wielkiego, później Łojek dopełnił dzieła… Dlatego czcić będziemy
święto Konstytucji 3 maja, jeśli już gdzieś winę znajdując, to nie w nas
samych, nie w naszych błędach, ale w zaborczości sąsiadów, w spiskach masonów
i Żydach...
Niech ten nasz fatalny sojusz sprzed 200 lat da nam do myślenia dzisiaj — w dobie nowych sojuszy, ale zawieranych z równym entuzjazmem jak tamten. W dobie nowych pomysłów skarbowo-podatkowych (jak ten Balcerowicza z obniżaniem
podatków dla najbogatszych!). A czy i dzisiaj nie drażnimy Moskwy, stojąc
bezmyślnie acz zdecydowanie po stronie jej nieprzyjaciela — egzotycznego
sojusznika (a przy tym po stronie Niemiec, które są raczej jej potencjalnym
sojusznikiem)?
Wielu
dzisiejszych patriotów — „niepodległościowców" cieszy niezmiernie kryzys w Rosji i jej demograficzne załamanie.
Tymczasem jej osłabienie niesie za sobą poważne niebezpieczeństwa dla nas
samych. A biorą się one przede wszystkim z naszych resentymentów i nienawiści
do tego kraju — z tradycyjnej „choroby na Moskala". Poza tym łatwiej jest
dokopać leżącemu i słabemu niż nawet tylko pogrozić silnemu. Taka
psychologia tchórzliwego niewolnika, niestety, charakteryzuje część naszych
elit umysłowych. Co więcej dylemat: czy udzielić pomocy „komiwojażerowi",
czy też nie — łatwo odrzucany przez elity umysłowe II Rzeczypospolitej
(zob. Dmowski, Świat powojenny i Polska), dzisiaj nie budzi już takich
zastrzeżeń — co jest szczególnie niepokojące. Niepokoi plan rozbiorów
Rosji — w imię politycznej kontroli nad Eurazją, tym bardziej, że jego
beneficjentami nie pozostaną tylko i wyłącznie Stany Zjednoczone Ameryki (jak
podkreśla Brzeziński może tylko, co najwyżej, na dwa pokolenia!), ale i — a może przede wszystkim — Niemcy. A co będzie potem, kiedy już nie będzie
Ameryki w Azji i Europie? Tego pytania nikt chyba sobie nie zadaje, bo i po co
zdobywać się na niepotrzebny nikomu wysiłek umysłowy. Wystarczą przecież
politycznie poprawne frazesy i wiara w idealistyczne motywy działań naszego
egzotycznego sojusznika i jego satelitów. Złudzenie wielkości doby Sejmu
Wielkiego kosztowało polskich patriotów wiele rozczarowań. Dziś także nie
jesteśmy potężni, wystarczająco ofiarni dla dobra wspólnego, ani specjalnie
patriotyczni czy moralni (choć wielu się wydaje, że takimi właśnie są, jeśli
nawet — to i tak jest ich zbyt mało). Dlatego więc nie mamy prawa myśleć o sobie w innych kategoriach, jak wasala: Rosji bądź Niemiec. Z tym, że
protektorat Rosji pozwalałby nam zachować zdobycze z 1945 r., a wrogość do
niej oznaczać może tylko jedno — wcześniej czy później — ich utratę.
Wilno z Litwinami czy Lwów z Ukraińcami nie może być dla nas żadną miarą
rekompensatą za Szczecin, Wrocław, Gdańsk czy Kołobrzeg! Co więcej — nie możemy
sobie pozwolić na żadną prometejską pokusę, tj. „cywilizowanie Wschodu" — „niesienie pochodni
cywilizacji łacińskiej na Wschód". Nie możemy powtarzać tego
historycznego błędu! Historia nas uczy, że to raczej my ulegliśmy
turanizacji (sarmatyzm wspomnieć wystarczy). Zostawmy więc Azję Azjatom, a skoncentrujmy się raczej na tym co mamy, a mamy już coraz mniej — zwłaszcza
na Ziemiach Zachodnich. Klucz do prawdziwej wielkości Polski leży u ujścia
Odry i Wisły, tracąc go skazujemy się na los Polski po Sejmie Wielkim i Konstytucji 3 maja — buforowego państewka -"centralnego punktu łączącego
siły Niemiec i Rosji", że użyję trawestacji słów samego wielkiego, jakby
nie było, „starego Fryca".
« Historia (Publikacja: 25-06-2004 Ostatnia zmiana: 30-06-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3463 |
|