|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Kościół i nauka - czyżby zawieszenie broni? Autor tekstu: Wojciech Rudny
"Kapłan
zna tylko jedno wielkie niebiezpieczeństwo:
naukę — zdrowe pojęcie
przyczyny i skutku."
Fryderyk
Nietzsche
Czy
możliwe jest pogodzenie nauki z religią? Takie pytanie pojawia się coraz częściej w środkach masowego przekazu. Coraz więcej katolików naiwnie zaczyna już
wierzyć, że niebawem nastąpi wieczne pojednanie Kościoła z nauką. Bo same
fakty zdają się to sugerować: w 1992 r. Jan Paweł II przyznał, że potępienie
Galileusza przez Kościół było błędem. Cztery lata później została
zrehabilitowana w Kościele teoria ewolucji...
Co
jeszcze Kościół może zrobić, by zachęcić współczesnego człowieka do
wiary w swe dogmaty — „prawdy wiary"?
Biblia
owa święta księga judaizmu i chrześcijaństwa zawiera przecież tak wiele fałszów,
że trudno oprzeć się wrażeniu, iż pojednanie świata religii judeo-chrześcijańskiej i nauki — to tylko czcza fantazja. W 1905 r. John Wiliam Strutt określił
wiek skały na 2 miliardy lat. Tymczasem według Biblii świat ma tylko kilka
tysięcy lat! Co więcej żydowska rachuba czasu (podtrzymywana także w parareligijnych lożach masońskich) sugeruje jakoby człowiek żył zaledwie
około sześciu tysięcy lat, a więc cztery tysiące lat przed pojawieniem się
chrześcijaństwa! Ta z gruntu błędna rachuba czasu jest jednak nadal
tolerowana. Co więcej jeszcze do niedawna była uznawana przez najpoważniejszych
ludzi; traktowano ją jako swoisty dogmat, rzekomo gruntujący się na nauce
wiary chrześcijańskiej. Do takiej też fałszywej rachuby czasu próbowano z trudem wszystko naciągać. Do dziś wielu ludziom trudno się otrząsnąć z tego przesądu i pogodzić z myślą, że świat i historia cywilizacji ludzkich
jest o wiele starsza. Z niedowierzaniem więc słuchają poważnych historyków,
którzy twierdzą, że historia gatunku ludzkiego jest dłuższa niż 3 miliony
lat!
A
co więcej jako przedstawiciele gatunku homo sapiens mamy trochę na
sumieniu. Bo z początku było wiele gatunków człekokształtnych — istny gąszcz. A już w 1859 r. bezlitośnie ośmieszany przez sfery kościelne
angielski przyrodnik Karol Darwin stwierdził, iż siłą napędową
ewolucji jest dobór naturalny, polegający m.in. na eliminowaniu osobników
gorzej przystosowanych. Takimi gorzej przystosowanymi byli: homo afarensis,
homo habilis, a wcześniej nawet gigantopitecus osiągający dwa
metry sześćdziesiąt centymetrów wzrostu! Homo neandertalensis żył
blisko czterdzieści, a co najmniej trzydzieści tysięcy lat razem z naszymi
praprzodkami. Kiedy owi neandertalczycy wyszli obronną ręką z lodowcowego
kataklizmu, i od nowa zaczęli zaludniać Europę, raptownie zniknęli z powierzchni Ziemi! Co było tego przyczyną? Tylko to, że pojawił się nowy człowiek.
Nauka nazwała go Cro — Magnon od nazwy miejscowości francuskiej,
gdzie odkopano jego szczątki kostne. Człowiek ów jest naszym bezpośrednim
przodkiem. Bardziej złożony mózg i tym samym wyższa inteligencja — dały
mu lepsze szanse na przetrwanie w świecie, w którym walka, ścieranie się
przeciwieństw, jest ojcem wszechrzeczy. Nasz bezpośredni przodek dopuścił się
pierwszego w historii — „świata stworzonego przez Boga" — ludobójstwa,
holokaustu jakbyśmy to dziś powiedzieli. I na tyle skutecznego, że rasa
neandertalska przestała w ogóle istnieć. Ralph Solecki, amerykański
antropolog polskiego pochodzenia, odkrył w r. 1956 w pieczarze Szanidar, położonej w irakijskich górach, szkielet "ostatniego przedstawiciela homo
neandertalensis" - pochodzący sprzed 45 tysięcy lat — ze śladami rany
od włóczni. Na poparcie
hipotezy, że neandertalczyk został usunięty z tego świata z woli naszych
praprzodków, a nie z woli Bożej, świadczyć może to, że wydrapane z odłamków
neandertalskich kości sekwencje nukleotydowe do tego stopnia nie pokrywają się z naszymi, że wykluczają możliwości jakiekolwiek z nimi krzyżówki. A więc
pada hipoteza o rasowym wymieszaniu się neandertalczyka z naszymi praprzodkami!
Ale pewnie jako gatunek homo sapiens podzielilibyśmy i los
neandertalczyka, gdyby chrześcijańska „prawda" — z gruntu sprzeczna z naturą świata — o „miłowaniu nieprzyjaciół", „nadstawianiu drugiego
policzka" i „dobrze czynieniu wrogom" — szczerze zagościła w sercach
naszych praprzodków.
Nieuniknienie
cisną się na usta słowa amerykańskiego filozofa Tada Clementsa,
który stwierdził, że "nauka zajmuje się wyłącznie faktami lub tym, co
jest prawdą, podczas gdy religia zajmuje się wartościami, tj. ustalaniem i zaszczepianiem ideałów religijnych i moralnych". Nauka może stwierdzić,
że ideały religijne zupełnie nie zgadzają się z naturą świata, który,
jak wierzy większość przeciętnych ludzi, został stworzony przez
Boga. Kościół nie może — nawet stojąc wobec oczywistych faktów — zrobić
tego samego. Nie przyzna nawet racji bacznemu obserwatorowi tegoż świata (i Kościoła),
Niccolo Machiavellemu, który swego czasu zauważył, że : "Bóg
kocha ludzi silnych, ponieważ jak to się widzi wszędzie, karze słabych rękami
silnych".
Jak
powiedział ktoś mądry: "prawda nie jest samoistną kategorią bytu.
Jest zawsze przymiotem naszego sądu lub naszego przekonania. Istotą tego
przymiotu jest jego wynikliwość z faktu ewolucji tworzycielskiej świata.
Zgodność z ciągiem kulturowym stanowi punkt odniesienia do prawdy." Czy Kościół hamował ową ewolucję tworzycielską — postęp cywilizacji ludzkich i kulturę? Dzieje chrześcijaństwa to niewątpliwie
dzieje kompromisu ze światem, który traktuje się zasadniczo jako zło (bo to
przecież pole działania przeciwnika Boga — Szatana). Jak zauważył Jan
Stachniuk w swoich "Dziejach bez dziejów": „Z wieku na wiek owe
kompromisy są coraz większe. Arka zasad chrześcijańskich — kościół
katolicki, czuje, że albo musi ustępować albo będzie całkowicie z życia
wyeliminowany. Dzisiaj sytuacja jest taka, iż kościół może tylko sprzeciwiać
się twórczości, hamować rozmach życia, wtykać kołki pomiędzy szprychy
toczącego się wozu dziejów, i czyni to bardzo skutecznie, lecz nie jest w stanie zobiektywizowanego dorobku zanegować. Godzi się się więc ze światem
rzeczy gotowych, odruchowo niszczy możliwości twórczości. Udaje się to mu
tam, gdzie panuje nad dźwigniami duszy zbiorowej. Tak jest niestety w Polsce".
Przypomnijmy
oczywiste fakty. Dzieło naszego rodaka Mikołaja Kopernika "O
obrocie ciał niebieskich" zostało obłożone kościelną klątwą, która
ciążyła na nim aż przez trzy stulecia. Sam Kopernik uniknął stosu tylko
dlatego, że przedtem zmarł. Nie udało się to niestety Giordanowi Bruno,
który m.in. za propagowanie odkrycia Kopernika, spłonął żywcem na stosie na
rynku miejskim w Rzymie w r. 1600. Minęło od tego czasu ponad cztery stulecia.
Kościół wyraził skruchę z powodu Bruna — i nie tylko. Ale czyni to tylko i wyłącznie z bezsilności i strachu, a nie z umiłowania prawdy oraz postępu
kultury ludzkiej i cywilizacji. Aż samo nasuwa się pytanie: na jakie to
jeszcze kompromisy ze światem gotowy jest ten współczesny Kościół?
« Nauka i religia (Publikacja: 27-06-2004 Ostatnia zmiana: 28-06-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3471 |
|