|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Czytelnia i książki Tajemnice szpitalnych podziemi [1] Autor tekstu: Mieczysław Lenckowski
Opowieści o Starym Mieście cz. II
I NAUKI BAKAŁARZA EBERHARDA
Znany z mądrości oraz skutecznych metod nauczania bez potrzeby używania
tak przydatnej nie raz rózgi — języka łacińskiego i handlu bakałarz
Eberhard, zajmował się ponadto rachunkami oraz rozdzielaniem towaru
umieszczonego w piwnicach szpitala św. Ducha. A musiał on być różnoraki i w
sporych ilościach, dla wyżywienia
pensjonariuszy szpitala i całej jego obsługi, na wszelakie okazje, pory dnia i pory roku.
Trzymano
tam bowiem w drewnianych beczkach posiekaną do zakiszenia kapustę zaprawianą
marchwią i solą, w parcianych worach mąkę pszenną oraz spore połacie wędzonej
słoniny, zawieszanej na hakach u sklepienia piwnicy. A także zasypywane solą,
tęgo całymi garściami — ryby w okrągłych glinianych garncach ; śledzie,
leszcze, sandacze i jesiotry. A dla potrzeb codziennych w drewnianych skrzyniach
ułożone na garbowanej skórze ; szczupaki, sumy i okonie. Poza tym owinięte
pergaminami, suszone płastugi oraz
sprowadzane aż z norweskiego Bergen — dorsze. Ponadto duże ilości warzyw i owoców układanych na drewnianych półkach zbitych z desek stojaków oraz kaszę
gryczaną i jęczmienną w płóciennych, zawiązywanych na wierzchu sznurami
woreczkach. Przyprawy korzenne i nabiał, a także napoje w wielkich glinianych
stągwiach, przeważnie soki owocowe do posiłków. Gdzieś w głębi piwnic stały
również dwie beczki słodkiego wina, sporządzonego ściśle według znanej
tylko wtajemniczonym receptury. A także spore ilości piwa hamburskiego i wismarskiego, miodu oraz drogie reńskie wino (32 denary za kwartę) i słodkie
wino hiszpańskie (60 denarów za kwartę).
Zarządzał
tym dobrem bakałarz Eberhard, przebywając dla wygody i spokoju przy
rozliczeniach w oddzielnej komnacie, tuż obok wejścia do piwnic. Miał tam
zawsze pełno papierów i rachunków, sporo książek i tabliczek woskowych do
nauki pisania, rylce, przedziwne skórzane pugilaresy dla dewocyjnych dam oraz
wiele pomocy szkolnych ze schola senatoria, gdzie nauczał był bardzo
potrzebnych umiejętności ; redagowania listów, pism i wystawiania rachunków
za nabyte lub sprzedane towary.
— Pismo do
kupców z Lubeki -
mówił uczonym
tonem Eberhard do żaków w szkole mieszczącej się przy ulicy Rybackiej
14albo też do Anglii lubo innego
państwa na świecie,musi
być kaligraficznie i rozumnie napisane. A i arytmetyka
tu się przydaje przy podawaniu cen
towarów oraz ceł za
przywiezione lub sprzedane zamorskim
kupcom towary.
— W piwnicach szpitala św. Ducha jest tyle towaru
iże bez dokładnego liczenia i spisów, nie
sposób byłoby
nigdy dojść do
jakiego porządku. Kiedyś otrzymałem
pismo od Jana Grolle, elbląskiego kupca w sprawie zakupu dużej ilości
towarów z naszych posiadłości ziemskich. Przekazując je dwornikowi
Hoffmanowi, pouczyłem go o prawie kupieckim i wymaganiach
przy sprzedaży
za pomocą rachunków.
— A jak to się pisze i sprzedaje luźny towar, taki jak na przykład warzywa,
sery, tłuszcze, czy masło, albo też żywe zwierzaki
-krowy,
świnie czy
drób ?- zapytał jeden z żaków pilnie zajęty
wykładami, albowiem miał odziedziczyć jedną z bud przy
Starym Rynku.
-
Na wagę synku, na
wagę! Bierzesz różnego ciężaru odważniki kamienne lub metalowe i czynisz równo wagę pomiędzy nimi, a towarem. Potem wyceniasz wartość odważników i sprzedawać możesz towar każdemu, byle nie pośpiesznie.
— A świnie? — krzyknął niemalże pilny
słuchacz, aż wszyscy w klasie ryknęli śmiechem. Kiedy już się
uspokoili, scholar cierpliwie tłumaczył dalej.
-
Można liczyć od kilograma mięsa onegdaj zabitego zwierzaka albo też ważyć
całe świnie na wadze przy Bramie
Tobiasza tuż za budą przy ulicy Wodnej 20. Jeśli i tego komu mało w Bramie
Mostowej na ponderze zważy szczególnie
okazałe zwierzęta lub ciężki towar sługa miejski,
który mieszka przecie obok w specjalnie dla niego przeznaczonej budzie.
-
Oj !ojoj !la boga,to
prawda ! — mówili uczniowie jeden przez drugiego z rozdziawionymi gębami,
przypominając sobie te miejsca nie raz przez nich odwiedzane, ale bez
baczniejszej uwagi.
— A jeśli przybije do portu na raz wiele statków z krain zamorskich — mówił
dalej scholar — przeładunku dokona żuraw stojący między bramami Tobiasza i Bednarską, a w brakarni posortują i ocenią jakość przywiezionych wyrobów i towarów-
kończył swoje
wywodyuczony Eberhard w momencie, gdy właśnie woźny szkolny oddzwonił przerwę na ostatniej w tym
dniu lekcji, dla żaków uczących sięw
zakresie trivium.
II BAJARZE, ALCHEMICY I KOMEDIANCI W komnacie z tajemnym wyjściem na galeryjkę Kościoła
św. Ducha, gdzie swoje modły odprawiał często w samotności sam prowizor
Melvicius, mieszkał były rajca elbląski Hanusz Jartman. Pochodził on z Młynar,
które opisywał jako skryba i bajarz w swoich opowieściach i kronikach
rodzinnych, na pergaminie ręcznie sporządzonym. Przede wszystkim jednakże
dzierżawił cegielnię, która produkowała cegły i dachówkę na budowę murów
miejskich, kamienic, młynów, kościołów oraz kaplic na przedmieściach. A także olejarnię znajdującą się tuż przed Bramą Kowalską, za którą urządzono
łaźnię miejską. Dochody z owej dzierżawy były na tyle duże, iże mógł
sobie pozwolić na prywatną pasję gromadzenia starych pergaminów z różnymi
znakami, rycinami i pismem odręcznie sporządzonym w benedyktyńskich
klasztorach. Przepisywali bowiem w nich bracia zakonni bardzo starannie świętą
Ewangelię oraz opisywali historię ziem pruskich i słowiańskich wraz z ludźmi
tam zamieszkującymi. Ponadto zbierał Hanusz ciekawostki z historii swojego
regionu, ceramikę, elementy uzbrojenia, herby rycerstwa polskiego i sagi rodzinne. Sam zresztą dociekał nieustannie swojego rodowodu, bowiem
jego rodzina pochodziła gdzieś z okolic Siemiatycz na Podlasiu. Chlubił się
jednakże nie wiedzieć czemu swoim spowinowaceniem z rodem Stanisławskich,
herbu Sulima. Osobliwie Hanusz miał podobno
pochodzić z tego starożytnego rodu przy Ludwiku Wejhlerze — podkomorzym, mając
za sobą Rozdrażewską, z której zostawił potomstwo. Wielu żołnierką i rycerskim chlebem naonczas sławy nabywali, a wśród nich Zawiszy Czarnego z herbu najbardziej był znany Sulima. [ 1 ]
...Ex
Almania genus ducens,
Cuius vivi animosi et hinorum
Cupidi. Inter guas sub nostra etate
Zavissius del Garbov, Niger dictus,
Magna
excellertia clarnist.
Szczególnie
lubił Hanusz, gdy jakaś ugoda kupiecka lub rozliczenie z wyrobionych cegieł
czy dachówek nie było po jego myśli, powoływać się na wyższe wartości i ideały moralne. Takie jak dotrzymywanie raz danego słowa, honor, mówienie
prawdy, a nie działanie drogą intryg i podstępu. Uważał zawsze że polegać
można było na tym co robił i mówił — niczym na Zawiszy Czarnym, rycerzu bez
skazy, wiernym wasalu, obrońcy słabych i uciśnionych, a także czci niewieściej.
-
Jak to raz dane słowo liczyć się musi, targ jest targiem i wilkierzy trzeba
przestrzegać, ale czeladnikiem można się ostać po wpisaniu do księgi
cechowej i odbyciu terminu wyuczenia — powtarzał nieustannie swoim uczniom.
— I znów ten Krystyn !-
krzyczał głośno na niesfornego i leniwego żaka — miast ochmistrzostwa się uczyć, od przerwy na śniadanie,
czeka już na obiad.
Jak
będę ochmistrzem, jaśnie pani królowej Jadwigi, to będę się starać gwałtownie i solidnie. I będzie też przecie
można na mnie polegać — chwalił
się młody
żak, a przyszły czeladnik,
syn kasztelana krakowskiego. Hanusz Jartman miał ponadto w domu wiele osobliwości i dziwów, jak choćby własnoręcznie wykonane i nie znane dotąd prawie nikomu
fajki. A posiadał ich trzy na dobry początek — jedną do palenia ziół narkotycznych z dużym cybuchem, drugą „fajkę
pokoju" paloną podobno przez Indian amerykańskich w stylu kalumet
zdobioną ptasimi piórami, a trzecią była nieskładana wodna fajka w stylu nargili,
której zbiornikiem na wodę był cylinder wykonany z sandałowego drzewa.
Rurka z brązu doprowadzająca dym z główki dochodziła do dna zbiornika, a wciągało się dym drugą rurką, nie dotykającą powierzchni wody. Fajkę tę
Hanusz wykonał własnoręcznie naśladując pewnego zamorskiego żeglarza,
kiedy ten palił ją wciąż na rufie swego statku podczas postoju w elbląskim
porcie, po uciążliwej podróży aż do Kaszmiru. Tego rodzaju zajęcia były
mało znane wówczas w naszym kraju, chodziły
słuchy iże w Ameryce Północnej palono tytoń w celach rytualnych, natomiast w Ameryce Południowej był on wdychany głównie przez nos jako tabaka. Wśród
Europejczyków pierwsi do palenia tytoniu przyzwyczaili się marynarze mimo, że
na statkach było ono surowo zakazane z powodu dużego niebezpieczeństwa pożaru.
„Niuchanie tabaki" zalecał Hanusz jako lekarstwo, a palenie fajki miało
pobudzać krążenie krwi. Opowiadał on iże początek Nicotiana tabacum dał
tytoń leśny (Nicotiana silvestris) o długorurkowych, białych kwiatach
otwierających się nocą. Aborygeni żują podobno według jego opowieści Duboisia
hopewoodii, która ma działanie lekko narkotyczne. Zasłyszane u zamorskich
kupców relacje o tym, że w Ameryce Środkowej niektóre plemiona Indian palą
ziele o nazwie Cykar, zawijając je w liście kukurydzy, wywołało wśród
mieszczan elbląskich, kupców i rybaków duże wrażenie.
III MELVICIUS ZMIENIA ŚWIAT
Od momentu przejęcia
nadzoru nad Szpitalem św. Ducha, prowizor Melvicius przystąpił do wielkich
zmian, wszystko postawił na głowie. Z budowli prowizorycznej wzniesionej pośpiesznie
wraz z kościołem,
gdy urząd wielkiego Szpitalnika
został na stałe związany z Elblągiem, chciał stworzyć dzięki oddanej do użytku
miejskiej cegielni, nowoczesną budowlę krzyżacką na miarę szpitala z Akki w Syrii. Jednakże poczynania te były nazbyt daleko idące, przeważnie nie związane z charakterem i przeznaczeniem tego typu placówek w państwie krzyżackim.
Decydującą rolę odgrywać miały korzyści materialne i dochody z działalności
szpitala, opieki nad prebendariuszami, majątków ziemskich, a przede wszystkim
oszczędności jakie zamierzał poczynić w przytułku i podległych mu
obiektach gospodarczych oraz zabudowaniach przykościelnych. Nakazał wynosić z komnat nadmiar umeblowania, książek, obrazów i gdzie się da umieszczać jak
najwięcej
pensjonariuszy, a nawet po cichu zaufanym członkom Zarządu polecił nie płacących i uciążliwych mieszkańców szpitala, przenosić do innych obiektów użyteczności
publicznej w mieście. Choćby do szpitala św. Jerzego mimo, że wielu z nich
nie było ciężko, a nawet zakaźnie chorych. Ciągle miewał nowe pomysły, które
służba i czyniące posługę duchową siostry zakonne, zmuszone były dokonywać
według jego wymagań, przy ponaglaniu nieustannym sióstr przełożonych i zarządców
szpitala (nawet wielki krucyfiks na korytarzu, rozkazał przewiesić bliżej
kaplicy kościelnej). Modlitewniki, książki z komnat, a nawet łóżka w Wielkiej Izbie były nieustannie przenoszone i przestawiane. Nakazał także
zmniejszenie jego zdaniem nadmiernych zapasów z piwnic, dla oszczędniejszych
zakupów i bardziej zdrowego żywienia pensjonariuszy.
Wszyscy wiedzieli jednako jak bardzo zależało mu na
budowie Domu Szafarza, z jaką starannością i nakładem grzywien oraz denarów
ów dom powstawał, miał tam bowiem wkrótce zamieszkać wraz ze swoją rodziną i sługami. Ściągał dlatego bezlitośnie daniny z posiadanych przez
szpital majątków wiejskich, oszczędzał na czym się dało i polecił umieszczać w przytułku przede
wszystkim zamożnych mieszczan i kupców, oddających swój majątek lub rentę
na potrzeby szpitala. Zbierano też różne datki na jego utrzymanie podczas
targów wokół ratusza i na całym Starym Mieście, przede wszystkim zaś na
wykończenie i wyposażenie Domu Szafarza. Wynajmowano bowiem już wielu
przyjezdnym gościom komnaty w piętrowej części tego domu, gdzie urządzano również w razie potrzeby wystawne przyjęcia oraz dysputy ; raz to teologiczne, raz to
filozoficzne, ale przede wszystkim o dobrym, korzystnym zarządzaniu szpitalem
św. Ducha.
Przełożona siostra Hala, aż popiskiwała po cichu z uciechy i żądzy denarów;
— O chyba coś nam się przy pewnej gorliwości i oddaniu należy z tych dochodów.
Sam miłościwy Bóg na
niebie to widzi, ano i szafarz takoż
na klasztor i dobra dominikańskie dla przymnożenia wiary i ubogacenie dusz ludzkich z naszego powołania,
dołożyć trochę grzywien powinien — mówiła w uniesieniu, aż jej sporej wielkości krzyż na piersiach falował w rytmie przyśpieszonego z podniecenia oddechu.
— Siostro Janino, cokolwiek robimy pracujemy dla
wieczności i chwały boskiej — przypominała nie rozumiejącej z tego
zamieszania i harmidru siostrzyczce, przenoszącej z miejsca na miejsce i z
powrotem wciąż te same przedmioty.
Tuż obok osobnych cel oddzielonych przestrzeniami, w których były wysokie okna jak w żeńskich klasztorach, była w Wielkim Domu
stara izba służąca jako refektarz czyli salę jadalną. Na wschodniej ścianie
wisiał wielki krucyfiks, który był widoczny z cel. Mieszkające w nich
siostry miały poczucie pewnej intymności i często rozmawiały potajemnie
przed siostrą przełożoną i prowizorem.
— W czasie modlitwy
staję się wolna — mówiła siostra Klara podczas
niewielu chwil wytchnienia w tej krzątaninie — Jezus wyjaśnia tę prawdę
ludzkiej modlitwy;
— „Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej
izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca Twego, który jest w ukryciu" (Mt
6,6) i módl się często jak Maryja;
— „Oto ja służebnica Pańska" (Łk 1,38)
— Wczoraj przyszła do mnie w czerni owa postać ze
szkaplerzem dominikańskim wspierająca duchowo i materialnie
biednych-
powiedziała po cichu do
siostry Reginy jej powierniczka duchowa i przyjaciółka
siostra Klara- i przyniosła jakieś cenne Krzyże, z rogów baranich pochodzenia etiopskiego, które łączy tajemniczy znak
"X" jako pierwsza litera imienia Chrystusowego oraz kilka Krzyży okrągłych
typu „havadria" [ 2 ]
pochodzące od wędrownych mnichów nauczających
Ewangelii i magicznych zaklęć. Dzisiaj, podobnie
jak ongiś gromadzą się
wokół nich wierni i z pochyloną kornie do błogosławieństwa głową, całują
krzyż ręczny wydobywany potajemnie z fałdów zakonnego płaszcza.
— Wiesz Klarciu — odrzekła znowu siostra Regina -
przełożona Hala podobnież ma doznać uczucia spełnienia w swym powołaniu,
ale nie w rozumieniu tego pojęcia przez pierwszych chrześcijan, tylko z poczucia wyboru przez Pana do lepszego i godniejszego życia, co w praktyce
sprowadza się do rządzenia i dominowania nad innymi.
Gdy weszła do komnaty trzecia z sióstr o wdzięcznym
imieniu Hiacynta, rozmowa potoczyła się żwawiej i śmielej.
Podobno taki jest nacisk, wymogi i cel prowizora oraz całego
Zarządu Szpitala, aby wszystkie filie i punkty opieki nad biednymi znieść,
dla oszczędności oraz wygody zarządzających, aby łacniej wszystko mieć na
uwadze.
Teraz owa bieganina i pośpiech wydają nam się
bardziej zrozumiałe i wiodą do jednego pewnie celu, wygodnego życia i bogactwa tak już i bogatych. To nie po chrześcijańsku — tajne ugody i wyprzedaż dobra kupcom zamorskim czynić. Zdają mi się takie poczynania już
być grzechem ciężkimi, który tylko sam pan Bóg może odpuścić, bo jest on
wszechwiedzący, sprawiedliwy i miłosierny.
Mieszkał też w jednej z komór sypialnych po
wschodniej stronie Wielkiego Domu, tuż obok Wielkiej Izby Zebrań -
dobroduszny, dowcipny i wesoły właściciel kramu przy ul. Stary Rynek 12
Stanisław Szełmaj. Gromadził oni
sprzedawał całe silva rerum — dzbany, misy i kociołki gliniane,
metalowe świeczniki, miski klepkowe i drewniane łyżki, szklane butelki i kieliszki, fajki ze wrzośca, holenderskie fajanse, świeczniki, kolie srebrne i bursztynowe, szkatułki, żelazne miecze, topory, groty oszczepów oraz różne
wyroby cynowe, drewniane i plecione z trzciny, której na tych terenach nigdy
nie brakowało. Zawsze był w dobrym humorze i lubił często żartować,
stwarzanie sytuacji komicznych i groteskowych było jego ulubionym zajęciem, a dowcipy sypał jak z rękawa. Wielu odwiedzających jego znany wszystkim kram w mieście o tym wiedziało, mimo to nie raz byli narażeni na niespodzianki i nie
zawsze wyborne oraz miłe dowcipkowanie.
— Lis jest tym zwierzęciem — lubił często
przytaczać ciekawe przypowieści — które to sprytem i przebiegłością osiąga
swoje zamiary. Już w Salomonowej „Pieśni nad pieśniami" możemy przeczytać;
„Połapcie nam liszki, liszki małe, które psują
winnice : ponieważ winnicenasze
kwitną" (Cant.
II,15). Wiadomo bowiem — mówił dalej Staś — że lis gdy jest głodny, kładzie
się, przykrywa częściowo ziemią udając nieżywego, gdy zaś przychodzą
dziobać go kruki i dzikie ptaki, wtedy zrywa się i szarpie je w kawałki — w ten sposób diabeł oszukuje tych, którzy hołdują zepsuciu i zwabia ich na
zguby.
Oprócz diabła lis oznacza jeszcze heretyków i schizmatyków, a winnice do których sięgał na wielu rzeźbach są symbolem Kościoła.
— A co oznacza lis pośród gęsi głoszący kazanie — zapytała jedna z wielbicielek talentu krasomówczego i urody mości pana
Stanisława, co zawsze ciasnym wianuszkiem otaczały go podczas żartów,
popiskiwania i ogólnego śmiechu.
— Gęsi to takie miłe stadko, słuchające wywodów
dostojnika w stroju biskupim z pastorałem w ręce. Milutkie to i naiwne, takie
smaczne kąski, dla chytrego i fałszywego lisa gotowego je posiąść hi!, hi!,
he!, he!, a potem — pożreć, łaa!, łaa! bez skrupułów. Oczywiście w sensie
duchowym, wyrwać je z życia, od mężów i trzymać na uwięzi modlitwy,
oktawy świąt, wyrzeczenia i pokuty jak najdalej od życia, dla świętości i wiecznego zbawienia.
— A gdybyśmy tego nie robiły ? — zapytała jedna z pań biorąc wszystko nazbyt dosłownie i odnosząc do własnego życia.
— Czy sprzyjać nam będzie miłość Chrystusa i czuwać nad nami będzie opatrzność
boska ?-
mówiła z zaufaniem i czułością patrząc w oczy swego ulubieńca i przewodnika
po krętych drogach życiowych. Stanisław dumnie wyprężył pierś niczym paw,
ukazując swoje największe męskie walory. Przytulił ją delikatnie do siebie
jednocześnie recytując do swoich słuchaczek i wielbicielek, te jakże czyste w swoich intencjach i ozdrowieńcze słowa, bardzo wówczas popularnego Adama de
la Halle.
Słodkie wejrzenie mej Pani Każe nadzieją mi żyć;
Kłamstwem
się ono nie splami;
Słodkie
wejrzenie mej Pani
Żem
wierny, nikt mi nie zgani
Bo
jak niewiernym jej być
Słodkie
wejrzenie mej Pani
Każe
nadzieją mi żyć. [ 3 ]
Wszystkie niewiasty były zauroczone tymi słowami,
ledwie mdlały, wzdychając każda z osobna do wymarzonego kochanka i słodkiej
miłości. Wyczuwając podniosłość chwili, Stanisław zaczął recytować
mniej już teraz dystyngowane i subtelne, ale za to sprośne i figlarne
przypowiastki;
Krew, nie woda -
rzekła
pijawka młoda. I dodał jeszcze:
Rzekł
diabeł : mój aniele,
po
co te ceregiele ? A
gdy już naśmieli się do rozpuku, dodał jeszcze:
Błędny
rycerz myśli,
-
szyja łabędzia, a wzrokiem błądzi po lędźwiach. [ 4 ]
Zawsze jednakowoż żarty te miały swoją miarę i żona
Stasia czuwała, aby nie przekraczano granic przyzwoitości, pewnego smaku i moralnych zasad. Kończyły się one przeważnie rubasznym śmiechem i skrywanym u niewiast chichotem, a ton ich zgoła nigdy nie był obraźliwy, choć zdarzało
się obłapywanie co ładniejszej białogłowy. Do kramu Stanisława przychodził często magik i czarodziej Eryk Rouber, którego rodzina pochodziła z Gross Roben [ 5 ].
Był on muzykantem, flecistą i organistą, potrafił w kościele św. Jakuba na
trzynastowiecznych organach wygrywać ponoć 12 melodii. Ale przede wszystkim był
magikiem i w budzie Stasia pokazywał
sztuczki graniczące z cudem. Potrafił trzymając w dwóch rękach tak kręcić
chustką iże stawała się ona coraz dłuższa i dłuższa, aż na koniec
widzowie widzieli w jego rękach mniej więcej trzy razy dłuższą chustę.
Albo linę fakira, ustawić pionowo niczym kawał tęgiego kija, która
potem buja się za nakazem jego drugiej ręki, chociaż wszelkie próby tego
tricku, przez gapiów zawsze były nieudane. Najtrudniejsze jednak i budzące
grozę to przebijanie szpadami skrzyni, w której zamknięte przedtem zostaje odważna niewiasta oraz nadprzyrodzone
znikanie przedmiotów, denarów, cynowych łyżek, widelców i noży, które po
otwarciu kłódki ze skrzyni znajdujemy na rękach uwięzionego tam pomocnika, właściciela
pobliskiego kramu pana Stanisława. Ulubioną jednak sztuczką maga Eryka i całej
zgromadzonej wokół gawiedzi było robienie ze swojego, co prawda to prawda -
grubego brzucha beczki z wodą. Wychodził on w zakupionym onegdaj od
jednego z zamorskich kupców chińskim płaszczu przed Stanisławową budę i wymachując dużą również chińską chustą, wyczarowywał ze swojego brzucha
dużą drewnianą beczkę wypełnioną wodą. Maczał zaraz w niej obie ręce
obmywając sobie twarz, a potem opuszczał w sposób magiczny beczkę, a pomagający w czarach miejscowi kupcy z trudem wynosili ją na zaplecze, bowiem przy każdym
ich nieostrożnym ruchu przelewała się z niej woda. Potrafił on także
wypuszczać z pustego kapelusza żywego gołębia, przecinać jabłko szablą na
pół na ręku przestraszonego gapia, nie zrobiwszy mu najmniejszej krzywdy. A ponadto zrobić budzące grozę przedstawienie, w którym jego pomocnicy
przecinają na trzy części piłą skrzynię z umieszczoną tam mieszczką, która
potem wychodziła cała, zdrowa i uśmiechnięta z tej strasznej i niewiarygodnej przygody.
W chwilach wolnych od pracy, która zapełniała większość
dnia mieszkańcom Starego Miasta w wielu domach mieszczańskich urządzano
wieczorami przyjęcia przy muzyce i dysputach towarzyskich. Właścicielem
posesji Stary Rynek 53 był znany w mieście Gerke Schonehoff, który
zamieszkiwał tam wraz ze swoją całą rodziną i często słychać było u nich gwarne przyjęcia przy dźwiękach lutni mandora. Tę tradycję podtrzymywał
potem zamożny mieszczanin Michał Zelige, który prowadził dom otwarty.
Przyjmował przyjezdnych gości użyczając im gościnnych pokoi, a na przyjęciach w luźnych rozmowach towarzyskich prowadzono ożywione dysputy polityczne i omawiano wieści
ze świata.
— Lubeczanie podobno wspomagali wyprawę margrabiego
Miśni Henryka, który chciał podbić tereny Wysoczyzny Elbląskiej — opowiadał
jeden z przybyłych właśnie do miasta kupców hanzeatyckich goszczących w domu Zelige — ale zatrzymano ich tuż u ujścia rzeki Ilfing do morza. Kupcy
elbląscy pojawiają się na swych kogach w portach Norwegii, zachodniej Anglii,
Flandrii, Francji, a nawet Hiszpanii.
— Podobnież we Flandrii dochodzi do współpracy
kupców z różnych
miast — odrzekł na to
Michał Zelige — W celu opanowania handlu w ośrodkach nadmorskich
utworzyli oni kantor dla własnych
interesów, a kupcy niemieccy zorganizowali takie kantory w ważnych regionach świata,
takich jak Norwegia, Anglia czy Nowogród Wielki.
- Zagraj no Jakubie — mówił dalej pan Michał do
jednego z chłopców trzymających na kolanach
lutnię -
jedną z tych rzewnych pieśni
opiewających bohaterskie czyny Rolanda albo jakie madrygały do tańca i rozbawienia towarzystwa.
"Miłuj miła, miłuj wiernie,
Miej go w sercu zawżdy pewnie,
Kto to wzdruszy, diabeł bądź pan, jego duszy"
"nie wybiraj, junochu oczyma,
ale słuchaj cichymi uszyma...
przerodzi cię junochu, kowanie, a i ono liczka wychowanie;
każda panna na licu rumiana,
ale patrzy, być była domowa."
"Ach, miły Boże, toć boli,
kiedy chłop kijem głowę goli,
ale barzej boli,
kiedy miła inszego woli!
Miły Boże, daj pokoj, mir, A k'temu pokrętkę chleba i czeski syr!
Dum bibo piwo
Stat mihi kolano krzywo.
Na to jedna z niewiast przyozdobiona barwiczką oraz
licznymi świecidełkami z bursztynu i srebra, zaczęła wypowiadać zaklęcia
miłosne rwąc na się zrzał zebrany
nocą.
Nasizrak, rwę ci śmiele pięcią palcy
Szóstą dłonią, niech się za mną chłopcy gonią. [ 6 ]
Chodziło o to by ją gonił ten jedyny, który miałby
jej mężem zostać. W tym celu jeszcze do napoju czy jadła dodawała środek (aphrodisiaca),
aby większą i gwałtowną w nim miłość do siebie wzbudzić. Mógł to być
lubczyk (Levisticum officinale) albo krew gołębia, czy choćby sproszkowane
serce rytualnie zabitej kuny. Aby uchronić się od ciąży, skrapiały kobiety
krzew bzu czarnego krwią menstruacyjną ze słowami ;
"Ty noś za mnie, a ja będę kwitła za ciebie"
Czyniono też wiele zabiegów dla odczynienia możliwych
nieszczęść. Przy budowie nowego domu składano ofiarę zakładzinową w postaci zakopanego pod jego przyciesiami łba tura lub czaszkę konia albo też
rogi dzikich zwierząt. Aby przebłagać złe moce składano ofiarę
niewidzialnym siłom z jadła albo specjalnie przeznaczonego na ten cel jajka
pod progiem domu, często w tajemnicy przed sąsiadami i urzędnikami miasta,
bowiem był to już obrzęd nie mile przez nich widziany. Przy bogatej obrzędowości
zaślubin z magią płodności związane były pieśni i tańce wokół chmielu i powszechny obyczaj obsypywania młodej pary
owsem lub zbożem.
Kiedy lubiana powszechnie i znana ze swej urody Maria, żona skarbnika
miasta Breunkiego urodziła kolejne dziecko, przepięknego chłopczyka nazwano
imieniem Cieszym. Przy pierwszej kąpieli umyto go starannie wiechciem słomy, a do wody włożono dla bezpieczeństwa i szczęścia dziecka jajko i ziarno. Aby
zapewnić chłopcu siłę i zdrowie, zawieszono zaraz mu na szyi woreczek z tkaniny wełnianej, w którym był pęczek ziół, trochę sierści niedźwiedziej
oraz uszy zajęcze. Pani Maria była zawsze miłą, uśmiechniętą i gustownie
ubraną mieszczką. Niczym księżna
nosiła suknie zakupione u zamorskich kupców w sukiennicach przy ratuszu. Miała zdrową rumianą cerę,
nigdy nie poprawioną barwiczkami, ujmujący sposób bycia i wdzięk Interesowała
się sztuką i zbierała obrazy różnych mistrzów zawieszane potem na ścianach
swojego domu. A także rzeźby w drewnie i dzieła złotniczej sztuki, z którymi
jednakowoż nie obnosiła się po
mieście, tylko wkładała na przykład diamentem zdobioną złotą kolię
przy szczególnych okazjach.
Często też mawiała do gawiedzi.
— Oj, nie szata zdobi człowieka, ale to co w duszy
swojej nosi, skarby największe, tak bliskie świętym, które przydają nawet
pospolitej urodzie powabów piękności. Ład i porządek, a takoż zgoda i harmonia czynią nam krasne życie. Zboża bywają
piękne gdy rokują dobry urodzaj, ubranie gdy dobrze chroni od zimna,
ale także gdy świadczy o zamożności jego właściciela. Powabem cnót czynią z niewiasty urodę, a w
Domu Pańskim wytworność i uduchowienie
formy.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] "Sulima...ród wywodzący
się z Niemiec, mężowie jego odważni i żądni sławy. Wśród nich
ostatnimi czasy błyszczał niezwykłą znamienitością Zawisza z Grabowa
zwany Czarnym" Jan Długosz, Insignia 22 Biblioteka Kórnicka i PAN
w : herby rycerstwa polskiego — Sulima, Wydawnictwo Ossolineum we
Wrocławiu. [ 2 ] Korabiewicz W. -
Śladami amuletu, „Arkady", Warszawa 1974. [ 3 ] Wypisy z literatury średniowiecznej „Siedmioróg" Wrocław, 1999 s. 71. [ 4 ] Gieger Tadeusz — Pod okiem Amora Wyd. Łódzkie, Łódź 1986. [ 5 ] Gross Roubern — dwór braci Henryka i Arnda Rouberów, pochodził z obecnego Rubna Wielkiego. [ 6 ] Hertz P. i in. — Księga cytatów, PIW, Warszawa 1975, s. 9. Kultura
Polski średniowiecznej X-XIII w. Pod red. Jerzego Dowiata, PIW Warszawa
1985 s. 178. « Czytelnia i książki (Publikacja: 30-07-2004 Ostatnia zmiana: 24-12-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3536 |
|