|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
W trosce o ubogich Autor tekstu: Jan M. Fijor
Na pański rozum
Najważniejszym
argumentem na rzecz silnego państwa, interwencjonizmu czy socjalizmu w ogóle
jest troska o los ludzi ubogich. Jest to zarazem najsłabszy punkt doktryn
wolnorynkowych. Gdyby państwo nie zadbało o biednych — uważa zdecydowana większość
społeczeństwa — umarli by oni z głodu, brudu czy chorób zakaźnych. Tym
samym większość ta przyznaje, że gdyby ich państwo nie zmusiło, to by o swoich biednych i głodnych bliźnich nie zadbali. Kłóci się to nieco z praktyką, bo przecież pomoc państwa istnieje zaledwie od 100 lat, a ludzie
przeżyli już 5 mln lat, ale załóżmy, że tak jest, że bez przymusu państwa,
nikt z nas nie podzieliłby się z potrzebującymi, wskutek czego tamci by zginęli.
Idąc tym torem rozumowania należy założyć także, że czynnikiem
przeciwdziałającym trosce o ubogich jest sama demokracja, czyli rządy większości.
No, bo skoro trzeba większość zmuszać do tego, aby pomagała bliźnim,
znaczy że demokratycznie to by ona była temu przymusowi przeciwna. Gdyby
bowiem zrobić głosowanie nad tym, czy chcemy płacić przymusowo na biednych
czy nie, to zgodnie z powyższym — większość z nas powiedziałaby: NIE! W ten sposób przecież udowodniliśmy konieczność przymusu państwowego.
Sam
przymus jest zatem sprzeczny z demokracją i godzimy się na niego w imię
troski o ubogich. Skoro godzimy się na rezygnację z demokracji na rzecz troski o ubogich, to tym samym o tych ubogich dbamy bardziej niż o siebie. Demokracja
jest w przekonaniu społeczeństwa czymś dobrym. Poświęcenie jej w imię
dobra bliźniego oznacza, że poświęcamy coś „dobrego" w imię czegoś
„lepszego". Tym lepszym jest w tym przypadku los ubogich.
I to jest, wbrew demagogicznym hasłom i ignorancji lewicy wniosek uzasadniony. Człowiek
nie tylko chce o bliźnich dbać, on o nich dba. Widać to szczególnie wyraźnie w kraju, w którym przymus pomagania bliźnim jest stosunkowo najłagodniejszy.
Mam na myśli Stany Zjednoczone. Nie dość, że Amerykanie są najhojniejszymi
dawcami na cele filantropijne (ok. 1000 dol. w przeliczeniu na rodzinę), nie dość,
że mają najwięcej organizacji dobroczynnych, to na dodatek tamtejsi biedacy
żyją lepiej niż średnio zamożni obywatele Hiszpanii, Austrii czy Słowenii.
Wniosek z tego, że pomoc państwa nie jest najważniejszym czynnikiem, który
przeciwdziała ubóstwu. Powiem więcej, ona ubóstwu sprzyja. W dbających
ustawowo o nędzarzy Indiach jest znacznie więcej biedy niż w (prawie) nie
dbającym o nich, Hong Kongu. Im więcej środków z kasy państwa kieruje się w Polsce na pomoc ubogim, tym więcej nam tych ubogich przybywa.
Dzieje się tak z co najmniej dwóch powodów: primo, bo sama świadomość
istnienia pomocy pozbawia ludzi motywacji do pracy i odpowiedzialności. Człowiek
goniony przez psa przeskoczy mur czy parkan, którego w normalnych warunkach by
nie pokonał. Trudności wywołują w nas motywację do ich pokonywania. I secundo, bo pomaganie jest dla urzędników i polityków bardzo opłacalnym zajęciem.
Polityk, który się troszczy o biednych zdobywa uznanie wyborców. Im więcej
tych wyborców zuboży, tym więcej głosów otrzyma. On także z pomocy żyje, i to żyje dobrze.
Pomoc
ubogim polega na transferze kapitału od tych, którzy zdaniem polityków i urzędników
mają go pod dostatkiem do tych, którym go brakuje. Jest to więc
transfer z miejsca, w którym jest on lepiej wykorzystany (o czym świadczy
to, że przecież on tam jest), do miejsca w którym go brak. Gdyby był to
prosty transfer w stosunku 1 do 1 można by od biedy założyć, że biedny po
otrzymaniu kapitału od bogatego zainwestuje go w biznes i przestanie być
biednym. Problem w tym, że gdyby nawet biedny potrafił coś takiego uczynić
(jest to mało prawdopodobne, no bo dlaczego akurat jest biedny?), to na jego
drodze do prosperity stoi urzędnik państwowy, który dokonując transferu,
znanego też jako redystrybucja dochodu narodowego, część pieniędzy
zatrzymuje. Urzędnik, polityk, dostojnik państwowy nie tylko liczą sobie za
przeprowadzenie transferu (jest przecież stroną pośredniczącą), oni go też
niekiedy (celowo czy nie, to inna sprawa) marnotrawią. Dlaczego? Bo to nie ich
pieniądze i siłą rzeczy nie dbają o nie tak jakby dbali o swoje. Taka jest
natura człowieka i tego nie zmienimy. Próbowali to zmienić: Lenin, Stalin,
Hitler, Mao, Pol Pot i wielu innych, i nic dobrego z tego nie wyszło.
I rzeczywiście, z badań Centrum im. Adama Smitha wynika, że do adresatów
pomocy społecznej dociera od 20 do 30 proc. środków przeznaczonych na ten
cel. Nie różnimy się pod tym względem od reszty świata, co jakby potwierdza
tezę, że ludzie są wszędzie tacy sami. I tak w Stanach Zjednoczonych do
adresata dociera ok. 22 proc., we Francji 30 proc., w Niemczech od 25 do 35
proc. Reszta zostaje w kieszeniach polityków i sympatyzujących z nimi grup
interesu.
Skąd
taka zgodność? Z natury człowieka.
Czy
zatem należy zaniechać pomagania ubogim? Absolutnie nie! Trzeba tylko
zrozumieć, że ludzi naprawdę biednych, to jest takich którzy sami nie
są w stanie zmienić swego nędznego losu jest bardzo niewielu. Do tej grupy
należą ludzie kalecy, poszkodowani przez żywioł, ofiary przemocy, ciężko
chorzy, samotni, sieroty i ludzie zniedołężniali. Powoływanie dla nich
ogromnej machiny państwowej dobroczynności jest niezmiernie kosztowne. Dużo
taniej wychodzi życie wedle zasady: „pomóż bliźniemu raz dziennie, bo sam
możesz się kiedyś znaleźć w tarapatach, a wtedy inni pomogą także
tobie."
Dlatego
ja raz dziennie daję komuś jałmużnę. Jeśli obyczaj ten się rozpowszechni
wśród wszystkich, których na jałmużnę stać, jedynymi biednymi, jakich wkrótce
napotkamy będą bezużyteczni urzędnicy, politycy i dostojnicy państwowi.
« Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 01-09-2004 )
Jan M. Fijor Ekonomista; publicysta "Wprost", "Najwyższego Czasu", "Życia Warszawy", "Finansisty" i prasy polonijnej; wydawca (Fijorr Publishing). Były doradca finansowy Metropolitan Life Insurance Co. Ekspert w dziedzinie amerykańskich stosunków społeczno-politycznych. Autor dwóch książek: "Imperium absurdu" i "Metody zdobywania klienta, czyli jak osiągnąć sukces w sprzedaży". Liczba tekstów na portalu: 36 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Keynes i jego ludzie | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3584 |
|