Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.052 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Wprawdzie nie istnieje zatem wiedza pewna na temat świata, ale też najwyraźniej człowiek wiedzy takiej nie potrzebuje. Dobrze potwierdzone hipotezy wystarczają do działania.
 Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu

Nie myślę, więc mnie nie ma, czyli problemy świadomości [2]
Autor tekstu:

Inna grupa uczonych, wśród nich znany „neurofilozof" Patricia Churchland z San Diego, zajęli mniej radykalne stanowisko. Zgodzili się oni z Dennettem, że naukowe zrozumienie zjawisk umysłowych jest możliwe i zagadka świadomości zniknie, gdy neurofizjolodzy rozszyfrują mechanizm bardziej elementarnych funkcji mózgu, takich jak pamięć, percepcja czy kontrola mowy. Nie będzie to, ich zdaniem, wymagało żadnej „nowej fizyki" ani odkrycia jakichś dotąd nieznanych tajemniczych sił natury. W przeciwieństwie do Dennetta byli oni jednak zdania, że świadomość jako swoisty fenomen bezsprzecznie istnieje. Jest to to, co sprawia, że posiadamy pewną określoną osobowość i jesteśmy czymś więcej niż chaotycznym ciągiem konkurujących stanów psychicznych. Ta zintegrowana tożsamość jest efektem wzajemnego oddziaływania sieci neuronowych w naszym mózgu, zawierających wiele milionów komórek nerwowych. Ci uczeni, którzy wierzą, że możliwe będzie kiedyś skonstruowanie obdarzonej świadomością maszyny, należą na ogół do tej samej szkoły myślenia.

Trzecią grupę poszukiwaczy świadomości można by nazwać współczesnymi dualistami. Zgadzają się oni, że świadomość istnieje jako realny i swoisty byt, twierdzą jednak, że ludzkie subiektywne doświadczenie nie da się wyjaśnić w kategoriach współczesnej nauki. Konieczne jest coś więcej, uważają oni, i mają wiele pomysłów na temat tego, czym to coś mogłoby być. Dualiści głoszą, że tak jak fizycy posługują się dziś dla wyjaśnienia wszystkich zjawisk w nieożywionym świecie pojęciem czterech podstawowych naturalnych sił (takich jak grawitacja czy elektromagnetyzm), tak świat zjawisk umysłowych można wyjaśnić tylko na podstawie postulatu, że świadomość jest także uniwersalną i fundamentalną własnością materii. Pozostaje tylko odkryć, w jaki sposób fizyczne i duchowe aspekty świata są ze sobą powiązane...

Najłatwiejsze zadanie stawiają sobie oczywiście ci, którzy są głęboko przekonani, że zagadka świadomości jest tak przepastna, że choćbyśmy się nie wiem jak starali, to i tak pozostanie ona na zawsze nierozwiązana. Ludzie, którzy się łudzą, że będą w stanie pojąć, w jaki sposób materia osiąga zdolność do przeżywania subiektywnego doświadczenia, są - jak się wyraził filozof Colin McGinn — „jak ślimaki próbujące praktykować psychoanalizę".

Niezależnie od tego, czy słuszność mają poznawczy optymiści, czy też pesymiści (osobiście skłaniam się ku przekonaniu, że kompletna samowiedza nie jest osiągalna), nie ulega wątpliwości, że od czasów Kartezjusza wiele się o sobie dowiedzieliśmy. Ta nasza wzbogacona wiedza staje się dla nas w dużej mierze lekcją pokory. Kartezjusz jako głęboko wierzący katolik wierzył, że człowiek składa się z dwu części — materialnego ciała i niematerialnej duszy. Zwierzęta, których Stwórca nie obdarzył duszą, były w mniemaniu filozofa po prostu skomplikowanymi maszynami. Człowiek, choć też posiadał swe „mechaniczne" atrybuty, okazywał się tworem unikalnym — był jak gdyby maszyną, w której Bóg umieścił pilota. Kiedy Kartezjusz sformułował swą słynną sentencję „myślę, więc jestem", zawierała ona ujęte w ogromnym skrócie dwie definicje: „myślenia" i „istnienia". Dla Kartezjusza właściwy człowiekowi „sposób istnienia", który radykalnie odróżnią nas od skał, drzew czy ptaków, polegał na ludzkiej zdolności posługiwania się rozumem. To z kolei, co nazywał on „myśleniem", było szczególną formą aktywności umysłowej, zdolnością logicznego rozumowania, wyciągania poprawnych wniosków z posiadanych przesłanek, jednym słowem: sposobem myślenia właściwym naukowcom, w szczególności matematykom. Emocje tylko przeszkadzały w myśleniu. Należały one do zwierzęcej, niższej formy naszego istnienia i osiągnięcie pełni człowieczeństwa wymagało poddania ich kontroli rozumu.

Intelektualni spadkobiercy Kartezjusza, w rodzaju Pierre’a Simona de Laplace’a, doszli, jak wiemy, do wniosku, że założenie istnienia Boga jest „zbędną hipotezą" i że człowiek, wraz z jego rozumem, jest tworem czysto materialnym. W dziewiętnastym wieku Karol Darwin, proponując swą teorię doboru naturalnego, rozwinął ideę głoszącą, że gatunek ludzki jest tworem i integralną częścią natury, dochodząc do logicznej konkluzji, że także ludzka świadomość jest produktem biologicznej ewolucji. Była to bardzo niebezpieczna koncepcja, z której konsekwencji do dziś nie zdajemy sobie w pełni sprawy. W szczegółach teoria ewolucji może wciąż być niedoskonała i wymagać modyfikacji. Przeważająca większość uczonych jest jednak zgodna, że choć każdy z nas wierzyć może w istnienie sił nadprzyrodzonych, to jednak gdy w grę wchodzi poznanie naukowe, musimy przyjąć, że cuda z natury nie mogą być wytłumaczone przez naukę i nie powinny jej interesować. Kiedy rozważamy istotę ludzkiej świadomości, to — posługując się budowlaną metaforą zaproponowaną przez Daniela Dennetta — założyć musimy, że budując gmach świadomości ewolucja mogła posługiwać się tylko „żurawiami", czyli dźwigami, których fundamenty spoczywały na niższych piętrach. Natura nie miała do dyspozycji „haków na niebie", na których mogłaby zawiesić blok, by podnieść wyżej strop. Innymi słowy, proces ewolucji nie ma celu. Ma tylko historię.

Jak opisał to znakomicie Hoimar von Ditfurth w swej wydanej przed laty książce o „archeologii mózgu", najwyższe piętra świadomości mieszczą się w naszej, coraz bardziej pofałdowanej, korze mózgowej. W niej to zlokalizowane są „wyższe" funkcje umysłowe, na przykład ośrodki mowy; używamy jej do tak skomplikowanych zadań jak gra w szachy czy rozwiązywanie równań różniczkowych. W jakim jednak sensie funkcje kory mózgowej są „wyższe" od zadań bardziej archaicznych obszarów mózgu? I czy, jeśli świadomość nasza znajduje się pod kontrolą jakichś „organów kierowniczych", to jej biura mieszczą się rzeczywiście na najwyższych (i najnowszych) piętrach?

Kartezjańska odpowiedź na to ostatnie pytanie jest twierdząca i wywodzący się z racjonalistycznej tradycji ideał osobowości znamionuje się rozsądkiem, trzeźwością sądów i wysoko rozwiniętą zdolnością do logicznego rozumowania. Taki „modernistyczny" typ osobowości przypomina pod wieloma względami komputer i, istotnie, wraz z wynalazkiem komputera urządzenie to uznane zostało przez wielu psychologów (przedstawicieli tak zwanej psychologii poznawczej) za uproszczony funkcjonalny model mózgu. Niektórzy badacze mózgu zaczęli więc traktować go jako bardzo skomplikowany komputer, zaś w oczach elektroników komputer stał się „sztucznym mózgiem". Bardzo przez pewien czas modne próby skonstruowania sztucznej inteligencji natrafiły jednak wnet na trudne do przezwyciężenia przeszkody. Badacze sztucznej inteligencji uświadomili sobie bowiem rzecz na pozór paradoksalną — o ile możliwe wydawało się stworzenie komputera, który znakomicie grałby w szachy, rozwiązywał najtrudniejsze programy matematyczne i wykonywał z niezwykłą sprawnością inne „wyższe" zadania umysłowe, o tyle skonstruowanie maszyny, która byłaby w stanie zawiązać sobie sznurowadła, układać klocki lub wykonywać jakiekolwiek proste czynności, jakich dzieci uczą się, zanim zaczną nawet mówić, okazało się właściwie niemożliwe.

Czteroletnie dziecko posiada, całkowicie dotąd niedocenianą, ogromną praktyczną wiedzę o świecie i nie jest to wiedza analityczna. Dzieci, rzec można, wchłaniają ją całym ciałem, manipulując znajdującymi się w ich otoczeniu obiektami a także parząc się, kalecząc, przewracając i doznając w trakcie tego procesu całej gamy negatywnych i pozytywnych uczuć — bólu, radości, rozczarowania, frustracji i dumy. Jest, jak się wydaje, wiele rzeczy, których komputer nie jest w stanie się nauczyć po prostu dlatego, że nie jest zdolny do odczuwania cierpienia i nie potrafi, na przykład, płakać. Naukowcy mogą się zresztą wiele nauczyć od dzieci i Sherry Turkle, uznana w Ameryce za czołowego „psychoanalityka komputerowego", zaczęła w latach siedemdziesiątych badać, w jaki sposób dzieci odnoszą się do komputerów. Odkryła ona, że początkowo dziecko bawiące się komputerem skłonne jest traktować go jako obiekt ożywiony. Wkrótce jednak dziecięca definicja żywego organizmu podlega modyfikacji i nieco starsze dzieci na pytanie „czy komputer jest żywy?" odpowiadają, że jest on tylko maszyną, bo nie jest zdolny do uczuć. W ten oto sposób młode pokolenie wychowane na grach komputerowych stało się pokoleniem nowych „romantyków".

Fakt, że nasza sprawność intelektualna nie może zostać odseparowana od sprawności emocjonalnej, zdaje się znajdować potwierdzenie w wynikach badań neurologów. Daniel Goleman relacjonuje w swej książce odkrycia Antonio Damasio z Uniwersytetu Iowa (sam Damasio jest zresztą autorem książki Błąd Kartezjusza, w której szczegółowo opisuje swe badania). Damasio zajmował się w swej praktyce klinicznej osobami cierpiącymi na bardzo szczególne i rzadkie uszkodzenia mózgu. Pacjenci jego mianowicie albo mieli poważnie uszkodzony organ zwany amygdalą, mieszczący się w „archaicznej" części mózgu i kontrolujący elementarne i „prymitywne" emocje, albo też przerwane było w ich mózgu połączenie pomiędzy płatami czołowymi, kontrolującymi między innymi nasze „umiejętności społeczne" i osobowość a amygdalą. Opisuje on, na przykład, przypadek pewnego zdolnego prawnika, Elliota, który po operacji mózgu zachował w pełni swą sprawność intelektualną, lecz przeszedł dramatyczną zmianę osobowości. Utracił on zdolność do rozpoznawania emocji i po serii katastrofalnych decyzji życiowych utracił pracę, żonę i majątek i mieszkał kątem u brata. Badając go, Damasio uświadomił sobie, że ponieważ „racjonalna" część mózgu Elliota odcięta została od jego części „emocjonalnej", nie był on w stanie podejmować rozsądnych decyzji, bowiem bez udziału uczuć nie jest to możliwe. Podejmując, jak nam się wydaje, czysto rozumowe decyzje, w rzeczywistości niemal zawsze wnioskować musimy na podstawie niepełnych przesłanek i nasza „emocjonalna natura" partycypuje w decyzji odwołując się do naszej „emocjonalnej pamięci", którą nazywamy intuicją.

Jeśli więc mózg znajduje się pod władzą jakichś „centralnych organów wykonawczych", to jest rzeczą wątpliwą, że ich siedzibą jest kora mózgowa. Z drugiej strony, kierując się wyłącznie impulsami emocjonalnymi też mielibyśmy małą szansę na życiowy sukces. Jak proponuje Goleman, nasza inteligencja racjonalna i „inteligencja emocjonalna" muszą ze sobą ściśle współpracować. A cały system edukacyjny zajmuje się w gruncie rzeczy tylko promocją tej pierwszej. Szkoły, postuluje on, powinny zwrócić większą uwagę na rozwijanie u uczniów także tej drugiej. Jest to, przyznam się, propozycja, która budzi we mnie pewne obawy. Znając skłonność Amerykanów do przesadnej dosłowności, mogę sobie wyobrazić, że pewnego dnia moja córka na pytanie: „Co robiliście dziś w szkole?", odpowie: „Nic. Jak zwykle gapiliśmy się na marshmallows".

*

Listopad 1995. Tekst pochodzi ze zbioru Poprawka z natury. Publikacja w Racjonaliście za zgodą Autora.


1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Umysł pod lupą. Koncepcja wielorakiej inteligencji i jej rozwoju
Problemy z inteligencją

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (1)..   


« Nauki o zachowaniu i mózgu   (Publikacja: 03-10-2004 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Krzysztof Szymborski
Historyk i popularyzator nauki. Urodzony we Lwowie, ukończył fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Posiada doktorat z historii fizyki. Do Stanów wyemigrował w 1981 r. Obecnie jest wykładowcą w Skidmore College w Saratoga Springs, w stanie Nowy Jork.
Jest autorem kilku książek popularnonaukowych (m.in. "Na początku był ocean", 1982, "Oblicza nauki", 1986, "Poprawka z natury. Biologia, kultura, seks", 1999). Współpracuje z "Wiedzą i Życie", miesięcznikiem "Charaktery", "Gazetą Wyborczą", "Polityką" i in.
Dziedziną jego najnowszych zainteresowań jest psychologia ewolucyjna, nauka i religia. Częstym wątkiem przewijającym się przez jego rozważania jest pytanie o wpływ kształtowanych przez ewolucję czynników biologicznych i psychologicznych na całą sferę ludzkiej kultury, a więc na nasze zachowania, inteligencję, życie uczuciowe i seksualne, a nawet oceny moralne.

 Liczba tekstów na portalu: 31  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Mężczyzna niepotrzebny
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3658 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365