Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.011.646 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"W Sejmie patrioci specjalnej troski onanizowali się niewidzialną ręką i kazali o wartościach. Lud widział złodziei na górze i obcował z oszukującym go tłumem cwaniaków na dole. Liberałowie pospiesznie otwierali wrota wszelkiemu bezprawiu. Kierowali się ignorancją, dobrymi chęciami i wiarą w niewidzialną rękę. Lud skorzystał z demokracji i powiedział ‘sprawdzam’. Mógł skreślić, ale..
 Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu

Naukowa teoria szczęścia [2]
Autor tekstu:

Niedawno ogłoszone wyniki badań brytyjskiego psychologa Mike’a Oaksforda zdają się dostarczać naukowego potwierdzenia tego intuicyjnego spostrzeżenia. Oaksford i jego współpracownicy podzielili próbny zbiór ochotniczych „obiektów badawczych" na trzy grupy, wprawiając członków pierwszej z nich w dobry nastrój (pokazano im pogodną i optymistyczną komedię filmową), członków drugiej w stan przygnębienia (za pośrednictwem filmu na temat stresu), trzeciej zaś — w stan emocjonalnie neutralny (co ponoć osiągnięto, wyświetlając film przyrodniczy Davida Attenborough). Kiedy następnie wszystkie trzy grupy otrzymały te same zadania, wymagające pewnej inteligencji i koncentracji, grupa „pogodnych" wykazała wyraźne obniżenie intelektualnych kompetencji.

Brak precyzji i ambiwalencja, jakie przez tysiąclecia charakteryzowały nasze refleksje na temat szczęśliwego życia, powinny jednak wnet stać się sprawą przeszłości. Szczęście w ostatnich latach stało się przedmiotem intensywnych badań naukowych. Do czołowych amerykańskich „szczęściologów" należy psycholog David Myers, którego książka The Parsuit of Happiness (Pogoń za szczęściem) jest przeglądem stanu tej dyscypliny badawczej i podsumowaniem jego własnej wieloletniej pracy. Zdaniem Myersa — który, pisząc swe dzieło, przestudiował wyniki dziewięciuset szesnastu badań przeprowadzonych w czterdziestu pięciu krajach — wokół kwestii „kto jest szczęśliwy?" narosło wiele mitów. Pierwszym pytaniem, jakie ciśnie się na usta, jest: czy rzeczywiście pieniądze nie dają szczęścia? Rzeczywiście nie dają, odpowiada Myers. Z kilkoma jednak zastrzeżeniami. Ludzie żyjący w nędzy i głodzie istotnie są mniej szczęśliwi od ludzi zamożnych, ale z chwilą osiągnięcia poziomu dobrobytu zapewniającego zaspokojenie podstawowych potrzeb bytowych dalszy wzrost bogactwa tylko marginalnie zwiększa nasze poczucie szczęścia. Mieszkańcy bogatych krajów są statystycznie bardziej szczęśliwi niż np. Grecy czy Portugalczycy (porównania dotyczą głównie państw europejskich). Jednak w tych samych najzamożniejszych krajach napotykamy najwyższą liczba samobójstw.

Niewiele znamy obiektywnych, zewnętrznych okoliczności, które w sposób istotny wpływają na nasze szczęście. Jedną z nich jest rodzaj wykonywanej pracy — a przede wszystkim sam fakt jej posiadania. Praca umysłowa jest z reguły bardziej satysfakcjonująca od fizycznej — a zatem Arystoteles nie mylił się twierdząc, że używanie rozumu sprzyja zadowoleniu z życia. Ludzie samotni są mniej szczęśliwi od tych, którzy posiadają rodzinę (oczywiście, jeśli jest to rodzina szczęśliwa). Poza tym szansa osiągnięcia szczęścia wydaje się nie zależeć od wieku, płci czy rasy. Niespodziewana wygrana na loterii nie ma długofalowego wpływu na nasze zadowolenie z życia; podobnie efekty nagłych nieszczęść (nawet wypadków prowadzących do trwałego kalectwa!) są zadziwiająco szybko neutralizowane w rezultacie przystosowania się do nowych warunków — z zastrzeżeniem, że np. kalectwo nie powoduje chronicznego cierpienia fizycznego. Największy mit, zdaniem Myersa, to przekonanie, że szczęście jest — jak to określił Bentall — „przypadłością występującą stosunkowo rzadko". Przeciwnie, występuje ono raczej epidemicznie i np. wśród Amerykanów około 90% to ludzie „w miarę szczęśliwi". Około jednej trzeciej jest „bardzo szczęśliwych".

Jak więc osiągnąć pełnię szczęścia? Prawdopodobnie trzeba się z tym urodzić. Badacze są na ogół zgodni, że szczęście to w zasadniczej mierze kwestia charakteru. Myers wyróżnił cztery cechy, które często idą w parze z poczuciem trwałego zadowolenia z życia, a na które zewnętrzne okoliczności mają stosunkowo mały wpływ. Po pierwsze, odrobina Goldnerowskiej paronoi może się okazać bardzo przydatna w osiągnięciu szczęścia — ludzie, którzy mają o sobie dobre mniemanie, są też z reguły mniej narażeni na wrzody żołądka czy bezsenność, a także rzadziej wpadają w narkomanię. Poczucie własnej wartości ułatwia też stawianie czoła przeciwnościom. Po drugie, ważne dla naszego szczęścia jest poczucie kontroli nad własnym losem. Badania porównawcze, przeprowadzone w Europie przed upadkiem komunizmu, potwierdziły, że w społeczeństwach o trwałych tradycjach demokratycznych ludzie są z reguły szczęśliwsi. Skrajne ubóstwo i przewlekła choroba zmniejszają nasze szansę na szczęście, m.in. dlatego, że odbierają nam poczucie kontroli nad naszym życiem.

Optymizm jest trzecią cechą charakteryzującą szczęśliwych ludzi. Pozytywne myślenie pomaga osiągnąć sukces, ale może też prowadzić do utraty poczucia rzeczywistości i tym dotkliwszej klęski. Czy więc rację miał angielski poeta Alexander Pope, kiedy pisał: „Błogosławieni, którzy nie oczekują niczego, albowiem nigdy się nie rozczarują?". Otóż nie. Lepszą radę znaleźć można w modlitwie Reinholda Niebuhra: „Boże, daj nam pokorę, byśmy przyjęli w pokoju to, czego zmienić nie możemy, daj nam odwagę, aby zmienić to, co powinno być zmienione, i daj nam mądrość, abyśmy umieli odróżnić jedno od drugiego".

Czwartą wreszcie cechą charakteru sprzyjającą osiągnięciu szczęścia jest ekstrawertyzm. Czy w grę wchodzą Amerykanie, Brytyjczycy czy Australijczycy — ludzie towarzyscy są z reguły szczęśliwsi. Ekstrawertycy mają też na ogół lepsze mniemanie o sobie i nie krępują się nadmiernie narzucać innym swego towarzystwa. Mają lepszą kontrolę nad swoim życiem, bo zamiast siedzieć w domu i czekać na telefon, sami podejmują inicjatywę. Rzecz jasna, ekstrawertycy, którzy są zakompleksionymi, biernymi pesymistami, rzadko kiedy mają szansę praktykowania swego ekstrawertyzmu. A jeśli to robią, psują wszystkim zabawę.

Czy więc szczęście to — jeśli można tak rzec - kwestia szczęścia? Efekt wrodzonej predyspozycji, niezależnej od naszej woli? Wątpliwe, czy na te pytania istnieje uniwersalna odpowiedź, jako że poglądy zarówno na istotę szczęścia, jak i na najskuteczniejsze sposoby jego osiągania są różne w różnych kulturach. Różnice te mają swoje odzwierciedlenie w języku: tak na przykład polski posiada jedno słowo odpowiadające dwóm bardzo różnym pojęciom, które w angielskim określane są wyrazami luck i happiness, z których pierwszy znaczy mniej więcej tyle, co „ślepy traf", drugi zaś — cytując Tatarkiewicza — „trwałe i uzasadnione zadowolenie z życia". Jeżeli w języku, jak twierdzi wielu lingwistów, odbija się charakter posługującej się nim zbiorowości, to warto przypomnieć, że polskie wyrażenie „a nuż…" (np. „a nuż się uda…") jest w swym pełnym znaczeniu nieprzekładalne na angielski.

Anglosasi, a w szczególności Amerykanie, są silniej niż Polacy przekonani, iż pomimo nie zawsze równych szans, każdy z nas jest jednak kowalem swego losu. Tak też z pewnością uważa i Myers, który — powołując się na badania psychologów społecznych — twierdzi, że sposób, w jaki działamy i zachowujemy się, ma istotny wpływ na nasze poglądy, charakter i samopoczucie. Relacja odwrotna, czyli zależność naszych czynów od naszych przekonań, jest na ogół uważana za oczywistość. To, że możemy działaniem zmienić nasz sposób myślenia, nie jest tak ewidentne. A jednak liczne obserwacje i eksperymenty dowiodły, że ludzie, którzy — nawet pod pewnym przymusem — zachowują się tak, jakby byli szczęśliwi: uśmiechają się, zachowują się przyjaźnie wobec innych i powtarzają sobie w duchu, że wszystko będzie dobrze, w istocie są szczęśliwsi od tych, którzy w tej samej sytuacji chodzą przygarbieni, ze wzrokiem wbitym w ziemię, stronią od ludzi i mruczą pod nosem, że w życiu nigdy im się nie powiedzie. Psycholog Sara Snodgrass, zajmująca się problemami tzw. języka ciała, przeprowadziła badania, w trakcie których poprosiła grupę studentów college’u, by chodzili po campusie sprężystym krokiem i z podniesioną głową. Po paru dniach porównała ich samopoczucie z odczuciami studentów z grupy kontrolnej, którzy nie otrzymali podobnych instrukcji, i odkryła, że samopoczucie dziarskich i energicznych (z jej namowy) wyraźnie się podniosło w stosunku do pozostałych. Teza, że emocje są także skutkiem, a nie tylko przyczyną naszych zachowań, została udowodniona na niezliczonych bardziej wyrafinowanych przykładach. W znacznej mierze wyjaśnia to skuteczność oddziaływania zachowań rytualnych, bardziej obecnych w naszym życiu, niż skłonni jesteśmy przypuszczać.

Myers jest daleki od traktowania szczęścia jako daru opatrzności, który powinniśmy po prostu biernie zaakceptować. Teoria szczęścia, jaką zaproponował po dwudziestu latach badań nestor amerykańskich „szczęściologów", profesor Uniwersytetu Chicago Mihaly Csikszentmihalyi, podkreśla jeszcze silniej dynamiczny charakter tego stanu ducha. Dla opisania badanego przez siebie zjawiska Csikszentmihalyi ukuł specjalny termin flow, który przetłumaczyć można jako „potok", „strumień" lub „nurt". Jego napisana dość nieprzystępnym naukowym żargonem książka, zatytułowana właśnie Flow, stała się w 1990 roku bestsellerem. Niedawno ukazała się jej bardziej popularna wersja, w której chicagowski psycholog prezentuje swą koncepcję „optymalnego doświadczenia życiowego". „Nurt" jest psychicznym stanem głębokiej koncentracji, przypominającej pod pewnymi względami doświadczenia medytacji transcendentalnej lub praktyki orientalnych mistyków. Jednak by ten stan osiągnąć, nie trzeba być mistykiem — wystarczy być zapalonym narciarzem czy alpinistą bądź robić cokolwiek innego, byle z pasją i z pewną dozą sukcesu.

„Każdy raz na jakiś czas tego doświadcza" - twierdzi Csikszentmihalyi. „Niektórzy ludzie opisują to jako uczucie euforii i nieważkości, a jest to w istocie radość, jakiej doznajemy, kiedy jesteśmy całkowicie zaabsorbowani wykonywanym zadaniem, które w maksymalnym stopniu angażuje nasz fizyczny i psychiczny potencjał". To doświadczenie uniwersalne, dostępne dla tych wszystkich, którzy stawiają sobie jakiś cel, a następnie starają się pokonać znajdujące się na drodze do niego przeszkody. Rozpoznając w indywidualnych przypadkach te rodzaje aktywności, które stwarzają największe szansę pojawienia się tego optymalnego stanu psychicznego, a następnie wzmacniając go tak, by osiągnął intensywność i trwałość „nurtu", psychologowie — zdaniem Csikszentmihalyia -mogą pomóc osobom psychicznie upośledzonym prowadzić normalne życie, a nam, ludziom normalnym, zapewnić życie szczęśliwe.

I znowu może się wydawać, że profesor Csikszentmihalyi wyważa otwarte drzwi. Wszyscy mniej lub bardziej świadomie zdajemy sobie sprawę, że na szczęście nie należy czekać biernie, że przypadkowe zdarzenia (czy to negatywne, czy pozytywne) mają tylko przemijający wpływ na nasze samopoczucie i że na prawdziwe, głębokie zadowolenie trzeba ciężko zapracować. Do tej samej konkluzji Csikszentmihalyi doszedł jednak po dwudziestu latach intensywnych badań, w trakcie których tysiące ludzi najrozmaitszych zawodów zgodziło się nosić ze sobą bezprzewodowe telefony i co godzinę informować go o tym, co w danej chwili robią i jakie jest ich samopoczucie. W ten sposób stara ludowa mądrość zyskała solidne naukowe potwierdzenie.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Nie myślę, więc mnie nie ma, czyli problemy świadomości
Mężczyzna niepotrzebny

 Zobacz komentarze (1)..   


« Nauki o zachowaniu i mózgu   (Publikacja: 13-10-2004 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Krzysztof Szymborski
Historyk i popularyzator nauki. Urodzony we Lwowie, ukończył fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Posiada doktorat z historii fizyki. Do Stanów wyemigrował w 1981 r. Obecnie jest wykładowcą w Skidmore College w Saratoga Springs, w stanie Nowy Jork.
Jest autorem kilku książek popularnonaukowych (m.in. "Na początku był ocean", 1982, "Oblicza nauki", 1986, "Poprawka z natury. Biologia, kultura, seks", 1999). Współpracuje z "Wiedzą i Życie", miesięcznikiem "Charaktery", "Gazetą Wyborczą", "Polityką" i in.
Dziedziną jego najnowszych zainteresowań jest psychologia ewolucyjna, nauka i religia. Częstym wątkiem przewijającym się przez jego rozważania jest pytanie o wpływ kształtowanych przez ewolucję czynników biologicznych i psychologicznych na całą sferę ludzkiej kultury, a więc na nasze zachowania, inteligencję, życie uczuciowe i seksualne, a nawet oceny moralne.

 Liczba tekstów na portalu: 31  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Mężczyzna niepotrzebny
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3672 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365