|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Ludzie, cytaty » Voltaire » Fragmenty dzieł » Kandyd
Historia Kunegundy Autor tekstu: Wolter
"Leżałam w łóżku i spałam spokojnie, kiedy spodobało się niebu zesłać Bułgarów do naszego pięknego zamku Thunder-ten-tronckh. Zamordowali ojca i brata, matkę pokrajali na kawałki. Olbrzymi Bułgar, wysoki na sześć stóp, wiedząc iż, przejęta grozą, straciłam przytomność, zabrał się do gwałcenia. To mnie ocuciło; odzyskałam
zmysły, zaczęłam krzyczeć, szamotać się, gryźć, drapać, chciałam wydrzeć oczy Bułgarowi, nie wiedząc iż to wszystko jest rzecz uświęcona zwyczajem. Brutal zadał mi w lewe biodro pchnięcie, od którego mam jeszcze znak. — Och, pokażesz mi, prawda? — rzekł prostoduszny Kandyd.
— Pokażę, rzeka Kunegunda, ale idźmy dalej.
— Idźmy dalej — odparł Kandyd.
Kundegunda podjęła w te słowa:
— Wszedł kapitan bułgarski, ujrzał mnie całą we krwi, oraz żołnierza nie krępującego się bynajmniej jego obecnością. Kapitan, rozgniewany tym iż cham okazuje mu tak mało uszanowania, zabił go z miejsca na mym ciele. Następnie kazał mnie opatrzyć i zawiódł, jako brankę wojenną, na kwaterę. Prałam mu tych kilka koszul która posiadał, gotowałam strawę i, trzeba przyznać, przypadłam mu wielce do gustu. Co do mnie, nie zapieram się, że był to bardzo dobrze zbudowany mężczyzna i że miał skórę delikatną i biała; zresztą, umysł słabo rozwinięty, mało filozoficzny: znać iż nie chowany przez
doktora Panglossa. Po upływie trzech miesięcy, roztrwoniwszy wszystko co posiadał i sprzykrzywszy mnie sobie, sprzedał mnie Żydowi, nazwiskiem don Issachar, który trudnił się handlem w Holandii i Portugalii a przy tym namiętnie lubił kobiety.
— Ten Żyd pokochał mnie gorąco, ale nic nie mógł wskórać; oparłam mu się skuteczniej niż bułgarskiemu żołnierzowi: osoba z honorem może być zgwałcona raz, ale cnota jej hartuje się od tego. Aby mnie obłaskawić, Żyd pomieścił mnie w tym pałacyku. Dotąd, myślałam, że nie ma na ziemi nic równie pięknego jak zamek Thunder-ten-tronckh; poznałam, że się myliłam.
— Pewnego dnia, na mszy, ujrzał mnie Wielki Inkwizytor; przyglądał mi się pilnie i kazał mnie powiadomić, że ma ze mną sekretnie do pomówienia. Zaprowadzono mnie do jego pałacu; wyjaśniłam kim jestem; przedstawił mi, jak niegodne mego stanowiska jest należeć do Izraelity. Zapytano, pośrednimi drogami, don Issachara, czyby mnie
nie odstąpił Jego Eminencji. Don Issachar, który jest bankierem dworu i człowiekiem wielce wpływowym, nie chciał się zgodzić.
Inkwizytor zagroził mu maleńkim auto-da-fe. W końcu, Żyd, przestraszony, wszedł w targ, mocą którego domek i ja mamy być wspólną własnością obu; Żyd zatrzymał dla siebie poniedziałki, środy i sabat; Inkwizytor inne dnie. Już pół roku trwa ten układ. Nie obyło się bez sprzeczek; często bowiem było sporne, czy noc z soboty na
niedziele ma należeć do starego czy do nowego zakonu. Co do mnie, oparłam się dotychczas obu, i sądzę że dla tej przyczyny zachowałam tak długo ich miłość.
— Otóż, aby odwrócić plagę trzęsienia ziemi i aby zarazem napędzić stracha don Issacharowi, spodobało
się Eminencji zainicjować uroczyste auto-da-fe, na które zaszczycił mnie zaproszeniem. Dano mi doskonałe miejsce; między mszą a egzekucją roznoszono damom chłodniki. Przyznaję, groza mnie zdjęła, kiedy patrzałam jak palono
dwóch Żydów i zacnego Biskajczyka, który poślubił swą kumę; ale jakież było moje zdumienie, przestrach, pomięszanie, skorom ujrzała postać podobną z oblicza do Panglossa
przystrojoną w san-benito i w mitrę. Przecierałam oczy, wpatrywałam się uważnie, widziałam jak go powieszono: omdlałam. Ledwiem odzyskała zmysły, ujrzałam ciebie, odartego z szat do naga; to był już szczyt zgrozy, przerażenia, boleści, rozpaczy. Powiem ci szczerą prawdę, masz skórę jeszcze bielszą i jeszcze delikatniejszej maści niż u kapitana Bułgarów. Widok ten
podwoił uczucia jakie mnie dławiły, pożerały. Wydałam krzyk, chciałam wołać:
„Stójcie, barbarzyńcy!" ale głos mi zamarł, zresztą krzyki byłyby daremne. Kiedy już skończono cię chłostać, ja wciąż mówiłam sobie: „Jak to możebne, aby miły Kandyd i roztropny Pangloss znaleźli się w Lizbonie, jeden po to aby otrzymać sto batogów, drugi aby go powieszono na rozkaz Inkwizytora, którego ja jestem kochanką? Zatem Pangloss zwodził mnie okrutnie, kiedy powiadał, iż wszystko dzieje się w świecie jak można najlepiej!"
Tak trwałam, wzruszona, zrozpaczona, na przemian to podniecona do ostatnich granic, to znów omdlała z niemocy. W głowie kłębiła mi się okrutna śmierć ojca, matki, brata, brutalność żołdaka, pchnięcie nożem z jego ręki, moja niewola, praktyka kuchenna, kapitan bułgarski, obmierzły Żyd Issachar, niegodziwy Inkwizytor, szubienica
Panglossa, straszliwe Miserere beczane przez nos podczas gdy cię ćwiczono, a zwłaszcza pocałunek, jaki wymieniliśmy za parawanem w dniu kiedy widziałam cię ostatni raz. Sławiłam Boga, który sprowadził
cię ku mnie poprzez tyle prób. Poleciłam starej służącej, aby miała pieczę nad tobą i by cię przywiodła tutaj, skoro tylko zdoła.
Wypełniła wiernie rozkaz; zakosztowałam niewypowiedzianej rozkoszy oglądając się, słysząc cię, mówiąc do ciebie. Ale ty musisz być przeraźliwie głodny, ja również jestem przy apetycie, zacznijmy od
wieczerzy.
Siedli do stołu; po wieczerzy zaś ułożyli się na wygodnej kanapie, o której już wspomniano. Spoczywali jeszcze, kiedy nadszedł don Issachar, jeden z panów domu. Był to
sabat. Przyszedł korzystać z praw i dać wyraz tkliwym wynurzeniom miłości. [as]
« Kandyd (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 06-10-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 388 |
|