|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Filozofia Ogólność i inność w dyskursie nauk humanistycznych Autor tekstu: Marcin Orliński
Dwudziesty wiek
dla filozofii to czas upadku wielkich systemów metafizycznych. Sama metafizyka
kulała co najmniej od czasów Kanta (1724-1804).
Ten ostatni udowodnił, że jako nauka jest w ogóle niemożliwa, a tak zwaną
metodę naukową można stosować tylko i wyłącznie w obrębie doświadczenia. W rezultacie kolejne odmiany pozytywizmu przyznawały nauce prymat nad innymi
sposobami poznania świata. Filozofia natomiast uczyniła z niej centrum
wszystkich dyskursów, samą siebie sytuując jednocześnie ponad lub pod
hierarchią. Zresztą już od czasów Kartezjusza (1596-1650)
filozofowie dążyli do ujednolicenia wszelkiej
wiedzy na temat świata. W kolejnych wiekach zadaniem filozofii było wyjaśnienie
sukcesu poznania naukowego i stworzenie dla niego trwałych podstaw
epistemologicznych. Język, dzięki któremu się to miało dokonać,
postmoderniści (druga połowa XX wieku) nazwali metanarracją. Według
tych ostatnich filozoficzna metanarracja to jedna z największych pomyłek
Cywilizacji Zachodu.
Ujednolicić
różne sposoby tłumaczenia świata (nauka, religia), stworzyć trwałe
podstawy dla wiedzy naukowej, uzasadnić wiedzę naukową językiem wykraczającym
poza naukę — wierzono, że to wszystko może się dokonać w obrębie jakiegoś
jednego wielkiego systemu. Systemowe myślenie było obecne od czasów
starożytnych. Na czym polega? Ogólnie rzecz ujmując, jest wynikiem przekonania,
iż możliwe jest ustalenie trwałych i ostatecznych podstaw rzeczywistości
(metafizyka) lub poznania (epistemologia). Całe Myślenie Zachodnie było na
wskroś przeniknięte, by tak rzec, duchem systemu. Od Sokratesa (469-399
p.n.e.) aż po wczesnego Ludwiga Wittgensteina (1889-1951)
głównym celem filozofów było odnalezienie jakiegoś centrum i odróżnienie
go od peryferii, przy czym budowane w oparciu o ten schemat hierarchie miały
najczęściej zabarwienie aksjologiczne. Dążenia myślicieli znajdywały swe
odzwierciedlenie w powstających teoriach: formułowano aksjomaty i reguły
wnioskowania, a kształt teorii miał zagwarantować możliwość wyprowadzenia z niej całości wiedzy. Podobne zapędy nie ominęły samych nauk ścisłych,
czego dowodem choćby poszukiwanie podstaw matematyki.
Niektórzy myśliciele
współcześni, m. in. Jean Francois Lyotard (1924-1998),
Jacques Derrida (1930-2004), późny Wittgenstein czy Richard Rorty (1931-)
twierdzą, że systemowy sposób myślenia jest swoistą konsekwencją myślenia
metafizycznego, przy czym jego metafizyczności upatrują w przetrwałych i nieświadomie
kopiowanych schematach (metafizyka obecności, centryzm, mimesis etc.).
Myślenie systemowe uobecniało się nie tylko poprzez konkretne dzieła
filozoficzne czy naukowe. Przeniknęły nim w dużym stopniu języki naturalne
naszego kręgu kulturowego. Większość gramatyk powstałych na gruncie
gramatyki łacińskiej zdaje się być, że tak powiem, skażona metafizycznymi
matrycami.
Systemowość
łączy się ściśle z ogólnością, ogólnością zarówno w sensie
semiotycznym jak i socjologicznym. Pojęcie ogólne to takie, które rości
sobie prawo do wielu podobnych obiektów — ich opisu i reprezentacji. Źródeł
tego typu ogólności należy prawdopodobnie szukać w filozofii
Sokratesa-Platona. Sokrates poszukiwał wiedzy ogólnej, czyli takiej, która
obowiązuje zawsze i wszędzie, a także niezależnie od
tego, kto się tą wiedzą posługuje. Sokrates wierzył, że taką wiedzę
można posiąść w odniesieniu do Dobra czy Sprawiedliwości. W jaki sposób ogólność
łączy się z myśleniem systemowym? Ano w taki, że myślenie o tym, co ogólne,
zasadza się na metafizycznym przekonaniu, iż w przedmiotach poznania możliwe
jest wyróżnienie pewnej istoty oraz cech przygodnych, czego
odzwierciedlenie można odnaleźć w języku. W filozofii Platona widać podział
na niezmienną ideę i rzecz materialną, która ideę naśladuje (mimesis)
czy też w której idea się ucieleśnia (methexis). U Arystotelesa rzecz
materialna to złożenie formy (jedność i tożsamość) i materii (przygodność)
albo: substancji (podstawa) i akcydensów. W kolejnych wiekach metafizyka
rozwijała się, jak sądzę, w dość przewidywalny sposób, a jej głównym
rysem było centralizowanie jedności oraz odpychanie przypadkowości, przy czym
decyzje o istocie podziału były zawsze w dużej mierze zdeterminowane przez
tradycję. Całość wiedzy porządkowano, a porządki uznawano za obiektywnie
ważne i pozahistoryczne.
W
perspektywie społecznej ogólność wiąże się z faktem współistnienia
wielu jednostek. Wiedza ogólna ma być wiedzą zrozumianą i zaakceptowaną intersubiektywnie.
Stąd doniosłość zamierzenia wielkich systemów: zbudować gmach wiedzy, który
zostanie zaakceptowany przez wszystkich i który będzie obowiązywał zawsze.
Nie przez przypadek bada się dzisiaj zależności pomiędzy pojawieniem się w Grecji tworu zwanego filozofią oraz powstaniem demokracji. System: opisać za
pomocą pojęć ogólnych, ogarnąć równą miarą, zrównać. Problem, czy
pierwsza była ogólność filozoficzna czy społeczna, nie jest już w tym
momencie istotny.
W
dwudziestym wieku dokonały się w filozofii pewne nieodwracalne, jak sądzę,
zwroty: nowe spojrzenie na budowę języka (z jednej strony poststrukturalizm
inspirowany de Saussirem, z drugiej Wittgensteina koncepcja gier językowych),
odkrycia socjologiczne w obrębie społeczności pierwotnych (Claude
Levi-Strauss (1908-)), krytyka metanarracji (Lyotard), teorie dyskursu i rozproszonych mechanizmów władzy (Michel Foucault (1926-1984)), krytyka obecności
obecności (Derrida), a także wiele innych koncepcji, których nie sposób tu
wymienić (choćby Quine’a (1908-2000) koncepcja znaczenia lub teza o niezdeterminowaniu przekładu). Zwrot filozofii ku językowi oznaczał nie tylko
powstanie nowych dziedzin zainteresowania, ale zmienił w ogóle sposób
filozofowania. Pewne problemy upadły, okazując się pseudo-problemami wynikłymi z niezrozumienia budowy języka. Inne zaczęły się jawić w nowym świetle.
Tak czy inaczej można wyróżnić pewną tendencję: sprzeciw wobec ogólności
jako źródła uproszczeń i zafałszowania.
Ogólność
oznacza w pewnej perspektywie możliwość po-wtórzenia. Tu odnajdują
swe miejsce nauki szczegółowe. Reguła stosowana skutecznie wobec wielu
podobnych przypadków realizuje jeden z postulatów tradycyjnej metafizyki,
mianowicie postulat pewności. Część postmodernistów krytykowała w związku z tym samą ideę naukowości jako narzędzie totalitarnej władzy w rękach
uczonych. O ile jednak nie sposób, jak sądzę, zaprzeczyć faktowi, że nauka
działa, o tyle możliwe jest wytoczenie dział przeciwko tak zwanym naukom
humanistycznym. Czyli podważenie wartości tego, co ogólne i abstrakcyjne, w szeroko pojmowanej humanistyce. Według niektórych filozofów obiektywizujący
język naukowy nie jest w stanie adekwatnie opisać dzieła literackiego (np.
Derrida), ująć „z zewnątrz" pewnych zjawisk społecznych (np. Rorty) czy
też przedstawić uniwersalnego biegu historii (np. Foucault). Jeżeli nie ma języka,
który stałby ponad wszystkimi dyskursami i na który można by adekwatnie
przetłumaczyć każdy z nich, to niemożliwe jest również pełne rozpoznanie
pełnego sensu wypowiedzi nawet drugiego człowieka. Na gruncie owego braku
budowane jest jedno z podstawowych pojęć w filozofii współczesnej,
mianowicie pojęcie inności (np. Emmanuel Levinas (1906-1995)).
Jeżeli
sprzeciw wobec ogólności jest wyrazem rozczarowania narzędziami abstrakcji,
to należy wskazać antidotum. A przynajmniej substytut. Myślę, że może być
nim specyficznie rozumiane zdarzenie. W słowie tym należy usłyszeć
niepowtarzalność. Zdarzenie jest miejscem przecięcia różnych dróg, zbiorem
nieuregulowanym, bo nigdy do końca nie prze-, i nie wy-tłumaczonym. Wypowiedź
literacka to splot niepowtarzalnych sensów. Dialog między dwiema osobami to
niepowtarzalny zestaw wypowiedzi i towarzyszących im zachowań. Zdarzenie
historyczne byłoby z kolei zderzeniem, konfrontacją dyskursów różnych
grup o partykularnych interesach. Wyidealizowana niepowtarzalność (typ
idealny) oznacza jednak niemożliwość ruchu w którąkolwiek ze stron.
Zdarzenia nie dają się poukładać i wymykają się klasyfikacji. Więcej -
nie istnieje i istnieć nie może żadna wykładnia na poziomie meta-, a możliwość obiektywnego kryterium oceny jest złudzeniem.
Przez
całe wieki kultura europejska rościła sobie pretensje do centrum. Oczywiste,
że miało to związek z myślą chrześcijańską z jednej strony oraz rozwojem
nauk z drugiej. W praktyce europocentryzm oznaczał brutalną ekspansję i destrukcję (a przynajmniej represję) wszystkiego, co obce: nie poddająca się
zawłaszczaniu inność musi być zniszczona. Według postmodernistów
europejska myśl jest na wskroś przeniknięta ideą uniwersalizmu. Ci
upatrują w niej źródła wszelkich nieporozumień i zła. Niemożliwe jest,
powiadają, objęcie jedną miarą wszystkich przedmiotów poznania (zwłaszcza w naukach humanistycznych). Dwoje ludzi różni się od siebie mnóstwem
indywidualnych cech. A co dopiero dwie oddzielne grupy ludzi.
Istnieją
pozytywne pomysły na rozwiązanie tego problemu. Można, zgodnie z myślą
hermeneutyczną, próbować zrozumieć: innych oraz samego siebie poprzez
zetknięcie z innymi (cokolwiek będzie się kryło pod pojęciem rozumienia).
Jednym z głównych myślicieli hermeneutycznych w XX wieku był Paul Ricoeur
(1913-), według którego samych siebie możemy zrozumieć tylko poprzez
konfrontację z tym, co inne (np. teksty kultury). Można też uznać absolutną
inność Innego, jak proponuje myśl dialogiczna choćby w wydaniu Levinasa.
Inny jest Nieskończonym, uosabia nieogarnioną liczbę indywidualnych cech i nigdy na jego temat nie może zostać powiedziane ostatnie słowo. Tylko poprzez
swoiste i niepowtarzalne wydarzenie, jakim jest dialog, można zrozumieć
Innego. Do tego zaś niezbędne jest zawieszenie swoich ocen na jego temat i otwarte nasłuchiwanie.
Jeszcze inną
opcję stanowi pragmatyczny etnocentryzm Rorty’ego. Rorty korzysta z Witggensteina pojęcia gry językowej. Sens wypowiedzi ściśle wiązany
jest z samym faktem, że wypowiedź się wydarza: po pierwsze z jej kontekstem językowym, po drugie z sytuacją, w jakiej występuje. Wartość
wypowiedzi jest z kolei wyznaczona przez grupę ludzi (ethnos), do której
należy nadawca. W ten sposób znika obiektywność i obiektywizm, a wszelka
wartość jest relatywizowana do grupy. Inna grupa (inna kultura, inna
subkultura, inny naród) jawi się wówczas jako odrębny twór z własnym,
autonomicznym systemem wypowiedzi i wartości. Wiedza na temat świata i innych
ludzi ma wartość tylko lokalną, nie zaś uniwersalną i pozahistoryczną, jak
chciała filozofia tradycyjna. Nauka także nie odgrywa jakiejś wyjątkowej
roli, a jej wartość jest związana z faktem uznania przez grupę. Skoro nie
istnieje wspólna przedrefleksyjna i ponadhistoryczna płaszczyzna porozumienia,
to jak możliwy jest dialog? Rorty dopuszcza do głosu różne dyskursy nie
faworyzując któregokolwiek (np. artystyczny, naukowy, religijny). Im więcej
zaś dyskursów, tym lepiej. Tym większą bowiem wiedzą dysponuje się na
starcie. Swą postawę charakteryzuje jako ironiczną, co można rozumieć
jako sprzeciw wobec przyjmowania takiej epistemologii lub metafizyki, która rości
sobie pretensje do rozstrzygnięć absolutnych. Dialog z tym, co inne, musi być
żywy i nigdy nie zakończony. Porozumienie zaś musi być niewymuszone.
Batalia przeciw
ogólności była w dużej mierze batalią przeciw ekspansyjnemu rozumowi: ratio.
Jeżeli postuluje się absolutną niepowtarzalność tego, co się wydarza, bądź
absolutną inność tego, co inne, pojawia się proste pytanie: jak to
zakomunikować? Problem jest kluczowy. Nie wiem, czy którykolwiek z filozofów
represjonujących rozum, ogólność czy system, bierze pod uwagę, że sam -
jako autor, jako filozof, jako istota społeczna — jest produktem owej rozumności,
ogólności i systematyczności. Problem stanowi tu komunikacja, która zawsze
odbywa się w dziedzinie pewnych uproszczeń.
Odpowiedź byłaby
może wypośrodkowana. Ataki na ogólność i monadyczność pojęciową nie
biorą się znikąd. Są wynikiem rozczarowania narzędziami abstrakcyjnymi, które w arbitralny sposób zrównują to, co nierówne, i zaokrąglają to, co
zaledwie owalne. Wydaje się jednak, że pewna przestrzeń ogólności jest
niezbędna, aby mogła w ogóle mieć miejsce komunikacja. Być może będzie to
ogólność inaczej rozumiana, być może nie będzie mieć w ogóle związku z represjonującym działaniem europejskiego ratio — być może absolutna
musi być właśnie powściągliwość. Absolutną inność można rozumieć
jako jaskrawy horyzont, niedookreślony projekt, nie zaś jako fakt.
Absolutna niepowtarzalność jest również niepowtarzalnością zaledwie
relatywną. Wydaje się, że współczesna filozofia wskazuje jedynie na
nieadekwatność dotychczasowych narzędzi w humanistyce i postuluje zmianę
charakteru dotychczasowego ideału prawdy. Powstaje jednak inny problem, o którym
już wspomniałem: w ogólności wszyscy jesteśmy od początku zanurzeni i chyba nie sposób oddzielić już tego, co ogólne, od tego, co jednostkowe i niepowtarzalne. Jedyne, co pozostaje, to tropić panoszącą się mierność i
badać zagrożenia, jakie stwarza nieśmiertelna machina powtórzeń.
« Filozofia (Publikacja: 13-01-2005 )
Marcin OrlińskiUr. 1980. Poeta, krytyk literacki. Doktorant w Instytucie Badań Literackich PAN. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Laureat wielu ogólnopolskich nagród literackich. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury. Wydał tomy wierszy Mumu humu (Kraków 2006), Parada drezyn (Łódź 2010) oraz Drzazgi i śmiech (Poznań 2010). Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, „Przekroju”, „Twórczości”, „Odrze”, „Akcencie”, „Kresach”, „Toposie” czy „Bez dogmatu”, a także w kilku wydawnictwach zwartych. Mieszka i pracuje w Warszawie. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 6 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Świętuję, ale bez Boga | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3882 |
|